środa, 8 lipca 2015

Antyczne bóstwo na przedmieściach Tokyo - "Nankai Kio Neo Ranga" (1998)

Przeglądając ostatnio Fafnerowy temat na /m/ zauważyłem, że jeden z użytkowników bardzo mocno polecał bajkę o tajemniczo brzmiącym tytule "Neo Ranga". Po szybkim zerknięciu na MAL-a okazało się, że jest to podobno mecha polane mistycznym sosem, zawierające również dość spore ilości antycznych bóstw. Jako że mam olbrzymią słabość do tego typu mieszanek, to bajkę natychmiast pobrałem i rozsiadłszy się wygodnie przed komputerem rozpocząłem seans.

Nasza historia rozpoczyna się w momencie, gdy na Tokyo napada olbrzymi potwór. Podczas gdy olbrzym maszeruje przez miasto, demolując wszystko na swojej drodze, narrator przedstawia nam trójkę głównych bohaterek, których losy będziemy śledzić - siostry Shimabara - Ushio, Yuuhi oraz Minami. Jak się okazuje, właśnie one są powodem, dla którego stwór nawiedził miasto. Ich starszy brat bowiem, będący królem plemienia Barou, został uznany za zmarłego i zgodnie z zasadami prawo do sprawowania władzy przeszło teraz na nie. A wraz z prawem tym - potwór paradujący obecnie po ulicach Tokyo. "Neo Ranga" (bo tak się monstrum zwie) bowiem pełni rolę strażnika władcy i nie opuszcza go ani na krok. Jak nietrudno się domyślić, dziewczyny nie są zbytnio zadowolone z takiego obrotu spraw. Nie bardzo bowiem chce im się wracać na jakąś wyspę, celem pełnienia swojego królewskiego obowiązku, a już tym bardziej pilnować, żeby podporządkowany im stwór nie rozniósł całego Tokyo w drobny mak. A kłopotów wciąż tylko będzie przybywać...

Pierwsze epizody bajki wywarły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Strasznie spodobał mi się sam pomysł  na serię oraz fakt, że bardzo dobrze pokazano jak wielkim problemem jest trzymanie olbrzymiego potwora na przedmieściach. Bohaterki bowiem co rusz użerać się muszą z rozwścieczonymi mieszkańcami, którym monstrum przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu; z wojskiem i policją, które w Randze widzą (poniekąd całkiem słusznie) ogromne zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju; a także z politykami, którzy nakładają na potwora coraz to kolejne akty prawne, aby jak najbardziej ograniczyć potencjalne szkody, które mógłby wyrządzić. Pojawiają się jednak również i tacy, którzy w potworze widzą okazję do zbicia fortuny, poprzez sprzedawanie powiązanych gadżetów, czy też traktują go jako potencjalną broń do wykorzystania przeciwko swym wrogom.
Niestety jednak, całe to pozytywne wrażenie dość szybko zostaje popsute przez fakt, że produkcja jak durna zaczyna skakać między gatunkami. Raz jest głupawą komedią, zaraz potem zmienia się w mroczną i poważną historię pełną śmierci i zdrady, a potem znowuż wraca na chwilę do tych obyczajówkowych momentów, by po chwili znowu stać się śmiertelnie poważną. Nie pomaga również fakt, że bardzo mało widzowi wyjaśnia. Rzuca nas bezpośrednio w wir wydarzeń, serwując nam poprzez wypowiedzi narratora zaledwie strzępki informacji. I to musi nam wystarczyć. Jak nietrudno się domyślić, bardzo łatwo może to wprawić widza w zakłopotanie, albo nawet od razu zniechęcić go do dalszego oglądania serialu. A szkoda...
Sytuację ratują jednak bohaterowie. Każdy z nich ma wyraziście nakreślony charakter, który w trakcie trwania serii przechodzi jakiś tam rozwój. Strasznie spodobało mi się to, że każda z trzech sióstr ma inne podejście do potwora. Ushio widzi w nim potężnego sprzymierzeńca, wraz z którym będzie mogła nieść pomoc wszystkim w Tokyo; Yuuhi traktuje go jako sługusa i narzędzie terroru, które pomoże jej zdobyć władzę nad mieszkańcami i dostać wszystko, czego chce; Minami znowuż stara się za jego pomocą zbić fortunę, aby spłacić długi i zapewnić swojej rodzinie bezpieczne i dostatnie życie. Całkiem zgrabnie wypadają także postacie drugoplanowe. Ich osobowości, choć o wiele mniej rozbudowane, również nakreślone zostały bardzo dobrze i świetnie sprawdzają się jako wsparcie dla trójki głównych bohaterek. Pochwalić należy także interakcje między bohaterami, które w większości wypadają bardzo fajnie i naturalnie.

Oprawa audiowizualna jest bardzo nierówna. O ile sama animacja jest prześliczna i niesamowicie płynna, tak już projekty postaci bardzo często zaliczają straszliwe spadki jakości. Do tego stopnia, że chwilami poszczególnych bohaterów idzie od siebie rozróżnić tylko za pomocą kolorów ubrań czy włosów. A szkoda, bo dziewczynki są naprawdę prześliczne i aż przykro się patrzy, jak okropnie momentami są zdeformowane. Na całe szczęście, na podobny problem nie cierpią projekty maszyn i bóstw. Zarówno Ranga, jak i inne monstra i roboty wyglądają niezwykle ciekawie i egzotycznie, bardzo fajnie kontrastując z typowymi przedmieściami Tokyo. Skoro o przedmieściach mowa, warto wspomnieć też trochu o tłach - nie są one może jakieś wymyślne, ale na tyle barwne i szczegółowe, że jest na czym zawiesić oko. Twórcy całkiem umiejętnie operują także światłem i nakładanymi na obraz filtrami, budując odpowiedni klimat.
Nie podobało mi się jednak to, jak krótkie i rozczarowujące są potyczki. Większość z nich kończy się jednym zadanym przez Rangę uderzeniem. Dopiero pod koniec mamy okazję zobaczyć trochę bardziej emocjonujące starcia.
Muzyka jest rewelacyjna. Znajdziemy tutaj zarówno typowe dla obyczajówek czy komedii proste i rytmiczne pobrzdąkiwania, jak i ociekające mistycyzmem, chwilami nawet grozą utwory przygrywające w momentach, gdy Neo Ranga wkracza do akcji. Bardzo podobały mi się też openingi i endingi. Te pierwsze podobne bardziej są do egzotycznych plemiennych pieśni, aniżeli typowego dla chińskich bajek j-popu, te drugie zaś to rytmiczne i błyskawicznie wpadające w ucho kawałki. Bardzo fajnie wpasowują się one w mistyczno-współczesny klimat serii.
Całkiem dobrze wypada też gra aktorska. Aktorzy świetnie wczuli się w swoje postacie i w większości brzmią bardzo naturalnie. Jedynie Ushio, choć jest moją ulubioną postacią, brzmi chwilami nieco sztucznie. Tak, jakby grająca ją Yuko Miyamura (najbardziej znana chyba z roli Asuki z NGE) momentami za bardzo siliła się na pokazanie jej emocji.

Ogółem, Neo Ranga to nieco chaotyczny, acz całkiem znośny średniak. Momenty gdzie sypie się fabularnie czy wizualnie, nadrabia bohaterami oraz muzyką. Czy polecam? Raczej tak. Pomimo swoich wad, Neo Ranga nadal jest produkcją godną uwagi, choćby ze względu na to, w jak niecodzienny sposób podchodzi do niektórych typowych dla swojego gatunku wątków i motywów. Myślę, że gdyby twórcy zdecydowali się pozostać w obyczajówkowych klimatach, miast silić się na umrocznioną i poważną historię, to serial wypadłby o niebo lepiej i zdecydowanie byłby jedną z perełek lat 90-tych. No bo serio - jak wiele jest bajek, które pokazują zarówno negatywne, jak i pozytywne następstwa trzymania olbrzymiego potwora na przedmieściach Tokyo? 

Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji - 1998
Pełny Tytuł: „Nankai Kio Neo Ranga” ("Strange World of the South Seas - Neo Ranga")
 Reżyseria: Jun Kamiya
Scenariusz: Shou Aikawa
Muzyka: Kuniaki Haishima
Gatunek: Obyczajowy, Komedia, Real Robot, Horror
Liczba Odcinków: 48
Studio: Pierrot, Pony Canyon
Ocena Recenzenta: 6/10

Screeny:






5 komentarzy:

  1. Już jakiś czas temu miałam okazję zobaczyć to anime, i o ile bohaterowie byli świetni to cała pozostała animacja pozostawiała wiele do życzenia. Strasznie irytowały mnie te skoki akcji. Swoją drogą mam takie pytanko czy planujesz kiedyś zrobić jakąś recenzję o starych gunplach? ( dokładnie chodzi mi o coś z klasyki UC ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nagłe zmiany nastroju zdecydowanie najbardziej serię pogrążają.

      Ogółem więcej mam modeli nie-Gundamowych i jest wśród nich kilka takich z lat 90-tych. Najstarszy Gunpla, jakiego mam w swojej kolekcji, to bodaj 1/100 HG Wing Zero Custom z 1996.

      Usuń
    2. A, nie, pomyłka. Wydany został w 1998. W takim wypadku najstarszy będzie Griepe z 1997.

      Usuń
  2. So ~ przepraszam za wprowadzenie w błąd. Poprzednim razem ucięło mi jakimś cudem połowę komentarza. W poprzednim komentarzu chciałam się spytać czy planujesz kiedyś napisać jakąś recenzję o typowo starych gundamowych seriach z uniwersum UC. Co sądzisz o starych gunplach. ( So ~ mniej więcej tak brzmiała ucięta część komentarza, jeszcze raz bardzo przepraszam )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, okej zatem.
      Jasne, o starych Gundamach też się teksty pojawią (08th już było na samym początku bloga). Co do starych Gunpli - zarówno ich wykonanie, jak i pozowalność pozostawiały dość sporo do życzenia i żeby faktycznie jakoś się one prezentowały, trzeba było dość poważnie je modyfikować. Wymagały też o wiele więcej klejenia oraz malowania, niż te dzisiejsze.

      Usuń