środa, 29 czerwca 2016

Japońscy Watchmeni - "Concrete Revolutio: Choujin Gensou" (2015)

Ach, Bones.  Jedno z najpopularniejszych współczesnych studiów animacji, w którego skład wchodzi multum cholernie utalentowanych animatorów. Niestety jednak, o ile pod względem stylistyki i wykonania ich bajki są zawsze fantastyczne, tak jeśli idzie o tzw. "substancję" to bywa już baaaaardzo różnie. Na każde "FMA" czy "RahXephon" przypada takie "Scrapped Princess". Po każdym świetnym "Star Driver", dostajemy co najwyżej przeciętne "Captain Earth". A i z kontynuacjami dobrych serii im nie zawsze wychodzi, czego przykładem mogą być przygody ślicznej księżniczki Chaiki czy też "Eureka 7 AO". A nie zaczynajmy nawet co się dzieje, kiedy Bones próbuje zrobić alternatywną, filmową wersję jakiejś genialnej serii telewizyjnej... Do dziś wzdrygam się na myśl o "Escaflowne" czy "E7: Pocket ga Niji de Ippai"...
Najnowszym dzieckiem tego studia jest niedawno zakończone "Concrete Revolutio". Seria cholernie zaciekawiła mnie świetnym pomysłem na historię oraz fantastycznymi projektami postaci i mecha. Dodatkowo nęciła mnie obfitymi nawiązaniami do staroszkolnych serii anime oraz tokusatsu. Nie było zatem opcji, bym się za nią nie zabrał. Czy było warto?

Akcja anime rozgrywa się w świecie łudząco podobnym do naszego. Z tą jednak różnicą, że po Drugiej Wojnie Światowej, zaczęły się coraz częściej pojawiać istoty znane nam jedynie z kart komiksów, czy ekranów telewizorów. Gadające psy, olbrzymi super herosi, wielkie transformujące się roboty, ubrane w pstrokate sukienki czarodziejki, czy też zmiennokształtne duchy to zaledwie kilkoro z cudacznych mieszkańców tego świata. Jak nietrudno się domyślić, obecność takich dziwadeł mogłaby wzbudzić strach w sercach zwykłych obywateli. By zapobiec masowej panice, organizacje światowe za wszelką cenę starają się utrzymać ten fakt w sekrecie.
Rząd Japoński powołuje specjalną jednostkę - Biuro Ochrony Superludzi - której celem jest nie tylko utrzymywanie w sekrecie istnienia obdarzonych nadludzkimi umiejętnościami istot, ale także unieszkodliwianie lub zwalczanie tych, którzy nadużywają swych mocy by szkodzić innym. Członkowie Biura to w dużej mierze Superludzie, bowiem tylko takowi są w stanie stawić czoła innym  Superludziom. Wyjątkiem jest jednak młody Jiro Hitoyoshi - chłopak nie posiada absolutnie żadnej cudownej mocy. Nie oznacza to jednak, że jest w pełni bezbronny. Jego samochód zmienia się bowiem w wielkiego centaurobota Equusa, który pomaga mu w zwalczaniu szkodników, których nie da się ugłaskać tradycyjnymi metodami. Jiro używa go jednak tylko w absolutnej ostateczności. Jako dziecko został bowiem ocalony przez wspaniałego super bohatera i od tamtej pory  gorąco wierzy, że w każdym Superczłowieku drzemie dobro. Dlatego też za wszelką cenę stara się unikać zbędnej walki i albo usiłuje z napotkanymi Superludźmi pertraktować, albo próbuje nawet wcielić ich w szeregi Biura Ochrony Superludzi. Bardzo szybko zalicza jednak zderzenie z okrutną rzeczywistością i odkrywa straszliwy sekret, który sprawia że odchodzi z organizacji i zaczyna działać na własną rękę.

Pierwszy odcinek ConRevo był fantastyczny. Serial już na starcie oczarował mnie bardzo ciekawym pomysłem na setting, prostymi, acz sympatycznymi bohaterami, pomysłowym zmieszaniem różnych światów i gatunków, szalonym, acz zdatnym do śledzenia tempem akcji i bardzo stylowymi wizualiami. Cholernie spodobał mi się także nielinearny sposób prowadzenia historii. Każdy z odcinków opowiada inną historyjkę, które potem razem składają się w większą całość. Nie zostały one jednak opowiedziane po kolei. Twórcy postanowili skakać pomiędzy - czasem bardzo oddalonymi od siebie w czasie - wydarzeniami, serwując za każdym razem widzowi zaledwie drobną część informacji, zmuszając go do kombinowania i wypełniania luk na własną rękę. Swoje teorie i domysły mógł on z reguły sprawdzić dopiero kilka epizodów później, kiedy dostawał kolejną porcję szczegółów. Jak nietrudno się domyślić, niezbyt spodobało się to większości odbiorców. Nie ukrywajmy - większość współczesnych oglądaczy chińskich bajek nie lubi myśleć i oczekuje, że tytuł sam im wszystko na tacy wyłoży. Mnie jednak spodobało się to bardzo, bowiem po dziurki w nosie mam, popularnej w wielu dzisiejszych tytułach, praktyki dokładnego objaśniania wszystkich oczywistych oczywistości ustami bohaterów. Sporym plusem była też dla mnie wielowątkowość opowieści. W ConRevo dzieje się bardzo dużo i chwilami trzeba bajce poświęcić naprawdę wiele uwagi. Sporo tutaj zawiłości politycznych, intryg i niedopowiedzeń. Serial obficie zahacza również o bardzo ciekawe i nietypowe dla serii o super bohaterach tematy, lub też takie, które z reguły są zaledwie tłem. Wiemy, że to Superludzie chronią zwykłych obywateli, ale kto staje w ich obronie? Czy Superludzie są takimi samymi obywatelami jak inni? Czy może stoją ponad prawem? A może wręcz przeciwnie, prawo ogranicza ich jeszcze bardziej, niż pozbawionego cudownych mocy obywatela? A co z rządem? Jak ten odnosi się do działań super herosów? Wiele wydarzeń pokazanych w ConRevo jest także opartych na faktach. Sporo tu odniesień do najnowszej historii Japonii, co jeszcze bardziej uatrakcyjnia całą opowieść. Niestety jednak, w pewnym momencie scenarzyści trochę za bardzo popłynęli i coraz częściej zdarzało im się albo zapominać o rozwinięciu niektórych wątków, albo też zamykali je w okropnie uproszczony i naciągany sposób. Stanowczo za bardzo skupili się w pewnym momencie na samej opowieści o Jiro, zapominając o wszystkim innym. A jakby tego było mało, ostatni odcinek koncertowo spierniczył to, co podobało mi się najbardziej, łopatologicznie wykładając całą intrygę oraz morał, jaki serial starał się przekazać. Zresztą, cały finał serialu jest okropnie głupi, naciągany i przewidywalny, i gdyby nie jeden z domkniętych w nim wątków, to uznałbym go za absolutną katastrofę. A tak jest po prostu słaby.

O ile serial zachwycił mnie swoją (później co prawda spieprzoną) wielowątkowością, to jednak już od samego początku nie powalał bohaterami. Większość z nich ma bardzo płytkie osobowości i nie odgrywa większej roli w całej opowieści. Bardziej istotnymi postaciami są głównie członkowie Biura, a i w ich przypadku nie jest wcale tak dobrze. Najlepiej napisaną postacią jest  zdecydowanie Jiro, za pomocą którego scenarzyści świetnie podjęli tematykę dziecięcego marzenia o byciu super bohaterem. W trakcie trwania serii, z początku bardzo idealistyczny i naiwny Jiro bardzo często zalicza zderzenia z twardą rzeczywistością. Przez swe podejście do Superludzi jest przez wielu nazywany dzieckiem, które powinno zrozumieć że życie to nie bajka i w końcu dorosnąć. Obserwując kolejne tragedie i nieuczciwości świata zaczyna on także coraz bardziej zastanawiać się, czy aby na pewno czyni dobrze i czy jego działania mają jakikolwiek sens. W pewnym momencie zaczyna nawet mieć kryzys tożsamości. Cały jego wątek zostaje bardzo zgrabnie domknięty w ostatnim epizodzie i to właśnie to jest prawdopodobnie tym, co sprawiło że nie uważam finału serii za absolutną klapę. Poza Jiro jednak, żadna z postaci nie przechodzi tak znaczącego rozwoju. I problem ten nie wynika wcale z epizodyczności serii. Jest wszakże wiele tego typu bajek, które popisać mogą się wyśmienicie napisanymi bohaterami, np. "The Big O", "Ougon Yuusha Goldran", "Brigadoon" , czy też "Neo Ranga".

Oprawa audiowizualna jest chyba najmocniejszą stroną produkcji. Bardzo spodobały mi się kolorowe, szalone i zróżnicowane projekty postaci. Co warto nadmienić - tworzone były one przez kilku różnych rysowników, co sprawia że w ConRevo dochodzi do bardzo fajnego zderzenia różnych stylów. Co więcej - praktycznie wszyscy bohaterowie bazowani są na jakiejś staroszkolnej, kultowej postaci. Przykładowo, Jiro wygląda niemal identycznie jak Joe Shimamura - główny bohater fantastycznej i bardzo ważnej dla przemysłu M&A mangi "Cyborg 009", autorstwa Ishinomori Shoutarou. Świetnie wypadają także wszelkiej maści maszyny pojawiające się w serialu. Equus to obok Fafnerów mój ulubiony robot z zeszłego roku, bardzo pozytywnie wyróżniający się na tle innych, z reguły dwunożnych humanoidalnych maszyn. Oprócz niego dane będzie nam również w ConRevo zobaczyć pilotowanego przez grupkę młodych detektywów robota, do złudzenia przypominającego Walecznych z kultowego "Brave Series", plującego silnym kwasem Optimusa, czy też nawet Mechagodzillę. Słowa pochwały należą się także tłom - są one nie tylko niezwykle barwne, ale też bardzo stylowe i zróżnicowane. Większość z nich przypomina coś, co można było zobaczyć na kartach kultowych amerykańskich komiksów. Ba! Zachowują one nawet charakterystyczny dlań sposób kładzenia kreski, czy też cieniowania. Nienajgorzej prezentuje się też animacja. Zdarzają się oczywiście przypadki QUALITY, jak znikające kable od telefonu, czy też deformacje twarzy, ale nadrabiane są one przez pojawiającą się tu i ówdzie przepyszną "sakugę" (określeniem tym nagradza się fantastycznie zanimowane sekwencje, zachwycające m.in płynnością, dynamiką czy też pracą kamery).
Muzycznie jest ok, ale nie powiedziałbym, by ścieżka dźwiękowa ConRevo zapadła mi jakoś szczególnie w pamięć. Jedynie pierwsze opening i ending zachwyciły mnie jakoś bardziej i było mi strasznie smutno, że w drugim sezonie zastąpiono je o wiele słabszymi, mniej klimatycznymi piosenkami. Ich animacja też była dużo mniej stylowa. Kawałki przygrywające w tle wydarzeń sprawdzają się dobrze jako potęgowanie klimatu, ale jednak nie zdarzyło mi się ich zbytnio słuchać poza samą bajką.
Złego słowa nie powiem jednak o grze aktorskiej. Obsada ConRevo jest świetna i fenomenalnie odegrała swoje role. Każdy z bohaterów brzmi wyraziście i przekonująco, a w ich głosach słychać dobrze każdą emocję. Najbardziej spodobał mi się zdecydowanie Jiro, w którego wcielił się świetny Ishikawa Kaito (Gunvolt z "Azure Striker Gunvolt", Kageyama Tobio z "Haikyuu!", Genos z "One Punch Man"). Pojawił się tutaj także jeden z moich ukochanych seiyuu - Tomokazu Seki - który wcielił się w rolę jednego z antagonistów - Claude.

Podsumowując - ConRevo jest okej serią, która mogła być czymś wybitnym. Pierwszy odcinek dawał ogromne nadzieje na coś fantastycznego i nietuzinkowego, jednak bardzo szybko zaczęło się to psuć przez zbytnie olewanie wątków innych, niż ten o Jiro. Olbrzymim rozczarowaniem jest także sam finał serii, do reszty psujący to, co ConRevo miało najciekawszego. Sytuację ratują stylowa oprawa graficzna, świetna gra aktorska oraz liczne ciekawe nawiązania do popkultury a także najnowszej historii Japonii.
Czy polecam? Nieszczególnie. Tym bardziej, jeśli nie przepadacie za seriami, które wymagają od widza dużo uwagi i skupienia, dodatkowo niezbyt to ostatecznie wynagradzając.


Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji - 2015/2016
Pełny Tytuł: „Concrete Revolutio: Choujin Gensou” + "Concrete Revolutio:Choujin Gensou - The Last Song" ("Concrete Revolutio: Super Human Phantasmagoria/The Last Song")
 Reżyseria: Seiji Mizushima
Scenariusz: Shou Aikawa, Tsuji Masaki
Muzyka: Hoashi Keigo, Yamamoto Yoshike
Gatunek: Super Robot, Kryminał, Science-Fiction, Akcja, Political Fiction
Liczba Odcinków: 24 (13+11)
Studio: BONES
Ocena Recenzenta: 5.5/10

Screeny:







sobota, 11 czerwca 2016

Liebster Blog Award



Z reguły nie bawię się w tego typu łańcuszki i pierdoły, ale że zaproszony zostałem przez dobrego przyjaciela Xellosa, to w sumie raz wyjątek zrobić można.
Jeśli siedzicie trochę poważniej blogosferze, to wiecie zapewno, o co chodzi z tym całym "Liebster Blog Award". Jeśli jednak jesteście po prostu zbłąkanymi duszyczkami, które trafiły na mój blog klikając po prostu randomowe wyniki z "Gugla", to już tłumaczę - nominowany do tego łańcuszka bloger odpowiedzieć musi na 10 zadanych przez osobę nominującą pytań, a potem nominować także trzy inne blogaski. Oczywiście także zadając im 10 pytań. Proste? Proste. To do rzeczy:

1. Co skłoniło Cię do założenia bloga?

Prowadzone na szeroką skalę szkalowanie starych chińskich bajek. A tak bardziej serio - jestem człekiem, który cholernie lubi się rozpisywać, zwłaszcza na temat swoich pasji. Plus, potrzebowałem miejsca, gdzie mógłbym wylewać swoje przemyślenia i zrzędzić, jak to kiedyś bajki były lepsze *śmiech*. A że ludzie mówili mi, że mam fajne lekkie pióro i przyjemnie się mnie czyta, to stwierdziłem - czemu nie. No i założyłem. W sumie, mój blog służy mi też trochu jako taka praktyka dziennikarska - pisząc kolejne teksty szlifuje swoje umiejętności. 

2. Gdybyś miał wybrać tylko jedno miejsce w Japonii, które chciałbyś zwiedzić, to gdzie byś się udał?

Cholera, trudne pytanie. Uwielbiam wielkie roboty, więc mógłbym powiedzieć że Gundam Cafe albo też inny robotyczny przybytek turystyczny. Ale jestem też buyfagiem, więc strasznie ciągnie mnie do Akihabary, czy też fizycznych sklepów Mandarake. No i jest jeszcze muzeum Tezuki... cholera. Nie jestem w stanie wybrać... 

3. Czego do tej pory nie jesteś w stanie zrozumieć w kulturze japońskiej?

Na początku chciałem napisać, że fetyszy, ale w sumie nie są one ekskluzywne tylko dla skośnych. W związku z tym będzie to chyba ich przesadyzm w kwestii honoru. Serio, to jak skośni mają bzika na punkcie swojego dobrego imienia jest przerażające. A jakie paranoje i przykre sytuacje generuje...

4. Kim była/jest Twoja pierwsza mangowa miłość?

Well, oglądać te chińskie bajki zacząłem dość wcześnie, bo w wieku trzech lat (dz-dzięki, mamo), ale byłem jeszcze wtedy za mały, żeby w ogóle interesowało mnie coś takiego jak waifu. Pierwsze "poważniejsze" uczucia do rysunkowej postaci zacząłem odczuwać dopiero pod koniec przedszkola, na początku podstawówki. I rysunkowym obiektem moich westchnień była wówczas Iria, z "Zeiram the Animation", po tym jak razem z tatą obejrzeliśmy jej OVA po raz pierwszy na Hyperze. Na /m/ mówią mi, że od zawsze miałem zatem bardzo dobry gust *śmiech*. 

5. Jaka jest Twoja ulubiona piosenka z anime?

Dlaczego Ty mi zadajesz takie trudne pytania, Xel? Wiesz dobrze, jak ciężko jest wybrać ten jedyny utwór spośród pierdyliarda fantastycznych kawałków z lat 70-tych, 80-tych i 90-tych. Po długim namyśle, będzie to chyba "You Get to Burning!" z "Martian Successor Nadesico". Albo "BIG O!" z "The Big O". 


By the way, jeśli jeszcze nie obejrzeliście Nadesico, to koniecznie to zróbcie. Najlepsza chińskobajkowa komedia ever. Nie tylko trafnie wyśmiewa większość schematów spotykanych w anime, ale też złośliwie nabija się z samego fandomu.


Big O zaś to jedna z najbardziej nietuzinkowych i nieszablonowych chińskich bajek w historii. Stylistycznie taki Batman TAS z wielkimi robotami i fantastycznie napisanymi postaciami i intrygą.

6. W świecie jakiego anime chciałbyś się znaleźć na jeden dzień?

Strasznie "chuuni" pytanie *śmiech*. Nadesico albo Dream Hunter Rem. W tym pierwszym, bo uwielbiam strasznie wszystkich jego cudacznych bohaterów. Z chęcią zaprzyjaźniłbym się z takimi zajebistymi ludźmi jak Gai czy Akito. Oglądanie z nimi robobajek oraz składanie plamo byłoby fantastyczne. No i jak Bóg by dał, to może nawet bym za sterami Aestivalisa siąść mógł. W Dream Hunter Rem zaś, bo z miłą chęcią spotkałbym się ze swoją ulubioną żeńską postacią.

7. Z jakim ulubionym piosenkarzem/kompozytorem chciałbyś się kiedyś spotkać?

A mogę wymienić kilku? Bo jest Aniki (Ichiro Mizuki), jest Kageyama, jest Mitsuko Horie, jest Megumi Hayashibara, jest cała ekipa JAM Project... Z kompozytorów zaś są tacy fantastyczni, utalentowani geniusze jak Tsuneyoshi Saito (kocham za fenomenalny OST Fafnera), Joe Hisaishi, Yoko Kanno, Kenji Kawai...

8. Czy masz jakąś mangową rzecz, która przynosi Tobie szczęście?

Ale w sensie, że jakiś taki swoisty talizman, czy po prostu coś, co sprawia że mi się gęba cieszy, jak na to patrzę? Z tym pierwszym gorzej, prawdę mówiąc. Mógłbym w sumie powiedzieć, że moje koszulki z SRW czy Yattamanem, bo prawie wszędzie w nich chodzę i żyje mi się dobrze, no ale to chyba jednak nie do końca to. Jeśli jednak mówimy o tym drugim znaczeniu, to z całą pewnością jest to Fafner Mark Sein. Zdecydowanie ulubiona figurka z całej mojej kolekcji, za którą naszukałem się niesamowicie i jestem niezwykle szczęśliwy, że udało mi się ją w końcu zdobyć.

9. Jaka była najdziwniejsza rzecz, jaka się Tobie przytrafiła i była związana z Twoim hobby?

Chyba moja mama komentująca Eilę ze Strike Witches. Kiedy zobaczyła na mojej półce figmę, która zamiast nóg miała kadłuby samolotów, z lekkim przerażeniem w głosie zapytała "czy jej nogi urąbało i sam kadłub z dupą został, czy co?". Zresztą, komentarze moich rodziców na temat figurek czy gier zawsze są komiczne. Matka zwłaszcza rozbraja mnie komentując kwestie wypowiadane przez bohaterów podczas ataków w "Super Robot Taisen". Spolszczenie jednej z wypowiedzi Shinna z SEED Destiny w SRW Z3 jako "Daj no Koreczki" wygrało wszystko.

10. Czego nie lubisz w swoim ulubionym gatunku anime/mangi?

Przesadnego silenia się na głębię oraz udawania tego, czym się nie jest. A, no i jeszcze na siłę pacyfistycznych oraz pozbawionych jaj łamag, będących tanimi self-insertami dla współczesnych otaku.

Iiii to chyba wszystko? To teraz nominacje:
Kusonoki Akane 
Mirella 
Sebastian

A zestaw pytań dla was:
1. Co skłoniło Cię do rozpoczęcia przygody z blogowaniem?
2. Dlaczego wybrałaś/eś taką, a nie inną tematykę bloga?
3. Czy często miewasz blokady i nie jesteś w stanie nic napisać?
4. Czy jesteś na siebie zła, kiedy nie uda Ci się napisać nic w ustalonym przez siebie terminie?
5. Preferujesz produkcje współczesne, czy może bardziej lubisz wracać do tych z lat dzieciństwa?
6. Czy lubisz obcować z fandomem swojego ulubionego dzieła?
7. Jeśli oglądasz anime, to od jakiego tytułu rozpoczęła się Twoja przygoda z tym medium?
8. Gdybyś mogła/mógł wejść w posiadanie jednej z rzeczy, o których zawsze marzyłaś/eś, to co by to było?
9. Czy chętnie rozmawiasz z innymi ludźmi o swojej pasji?
10. Gdybyś mogła/mógł odwiedzić dowolny kraj, gdzie byś się wybrała/wybrał?


piątek, 3 czerwca 2016

Recenzja Figurki - Kotobukiya "Frame Arms Girl Stylet" + "Frame Arms Girl Weapon Set 2" + "Beast Sword"

Profil artysty ło tutaj ---> "Klik"


Jak zapewne wiecie, jednym z moich wielu hobby jest modelarstwo. Od czasów przedszkolnych, kiedy to ciocia zwoziła mi z Niemiec klocki Lego, a tata kupił mi drewniany helikopter, po prostu uwielbiam budować. Potem była też (pff! Była! Dalej jest!) faza na Robo Riders, Slizers, Bionicle i inne Lego Technic, aż w końcu przyszedł czas na plastikowe zabawki z kraju Kwitnącej Wiśni. Do tej pory mogliście obejrzeć tutaj kilka zbudowanych przeze mnie robotów. Tym razem wspiąłem się jednak na wyższy poziom spie... ekhm... "wtajemniczenia" i postanowiłem spróbować swoich sił z postacią ludzką. I tak oto wydałem swoje ciężko zarobione pieniążki na prześliczną personifikację wielkiego robota - Frame Arms Girl Stylet - pieszczotliwie nazywaną "Stiletto".
Był to też pierwszy raz, gdy bawiłem się modelem od firmy innej, niż Bandai. I o mój Boże, cóż to było za doświadczenie... ale po kolei...


Zacznijmy, tradycyjnie, od garści technicznego żargonu:

TYP FIGURKI: Model do składania
SERIA FIGUREK: Frame Arms Girls
SERIA: Frame Arms
POSTAĆ: Frame Arms Girl Stylet "Stiletto"
PRODUCENT: Kotobukiya
PROJEKT POSTACI: Fumikane Shimada
MATERIAŁY: ABS, PVC, PE, PS
WYSOKOŚĆ: Ok.16 cm
SKALA: Brak Danych
CENA: ok. 100zł
DATA WYDANIA: 8 Października 2015 roku
NAKŁAD: Standardowy
SKLEP: AmiAmi

Nie miałem nigdy przedtem do czynienia z linią "Frame Arms Girl". Ba! Nie miałem nigdy do czynienia z żadną zabawką od Kotobukii. Stąd też absolutnie nie miałem pojęcia, czego mogę się spodziewać. No, poza tym, że w moje ręce trafi bardzo ładna robo-dziewczynka. Od znajo/m/ków wywiedziałem się, że modele od Koto wyglądają ślicznie, ale są okropnie kruche i delikatne. Wspomnieli też, że potrzeba w nie włożyć dużo więcej pracy, aniżeli w Bandaiowskie zabaweczki. Nie martwiło mnie to jednak zbytnio. Początkującym modelarzem już wszakże nie jestem, a i z topornymi modelami z wczesnych lat 90-tych do czynienia już miałem. Jak zwykle więc kupiłem odpowiednie farbki, naostrzyłem nożyk modelarski i oczekiwałem listonosza z paczką (nie, spokojnie, ten nóż nie na niego). No i w końcu paczucha (po dużej obsuwie o której więcej później) przyszła, a ja rozsiadłem się wygodnie w kuchni i zacząłem pracę.

Proces Budowy

Gdy tylko otworzyłem paczkę rykłem szczerym śmiechem. Na samym wierzchu znajdował się bonusowy zestaw nalepek, dorzucany do pre-orderów. Czemu tak mnie rozbawił? A no bo znajdowały się na nim przede wszystkim... majtki. Tak, majtki. I wzorki na nie. Misie, paseczki, kropeczki, różne inne pierdoły. Chyba najbardziej absurdalny dodatek do pre-orderu, z jakim kiedykolwiek się zetknąłem. 


Gdy już przestałem kwiczeć ze śmiechu, rozpakowałem całą resztę i rozłożyłem wszystko na stole w kuchni. O mój Boże, ile tego było...


Nigdy jeszcze nie miałem do czynienia z aż tak szczegółowym modelem. Nawet wielokolorowy Wing Zero, czy też obfitujący w ciekawe mechanizmy Big O nie mieli aż tylu siateczek z elementami. No ale co to dla mnie? Ja nie dam rady?


Na pierwszy ogień poszła głowa. I już tutaj dało się odczuć, z jak skomplikowanym modelem będę miał do czynienia. Nie dość, że wszystkie elementy były drobniutkie, to jeszcze było ich całkiem sporo. Na samą głowę, oprócz buzi, składały się: grzywka, drobniutki kosmyk włosów, tył głowy, hełm, róg na hełmie, skrzydełka (mikroskopijne i bardzo łatwe do zgubienia) na hełmie, ochraniacze na uszy, czy też znajdujący się pod brodą ochraniacz...
Co więcej - niektóre z tych drobnych elementów trzeba było jeszcze pomalować. Widzicie te drobniutkie, białe paseczki na hełmie? Pokrycie ich farbą tak, by nie wyjechać poza maleńki obszar, wymagało ode mnie bardzo dużo skupienia i pewnej ręki. A to dopiero początek.


Następny był korpus. Tutaj bardzo dużo krwi napsuł mi kołnierz. Cholerstwo za żadne skarby nie chciało wskoczyć w swoją szczelinę. Dopiero po odklepaniu całej litanii wulgaryzmów i wezwań do różnych (niektórych pewnie całkowicie zmyślonych) świętych w końcu kliknął na swoim miejscu. 
A zaraz potem zaczęła mnie wkurzać spódniczka. Jej części za nic nie chciały siedzieć na miejscu i wypadały przy najdrobniejszym szturchnięciu. Było to irytujące zwłaszcza podczas malowania na nich linii, przez co zdarzyło mi się kilka razy wyjechać poza nie. W końcu jednak i z tym dziadostwem się uporałem.


Gdy brzuszek był już gotów, przyszła pora na dolne partie. Na pierwszy ogień poszły majtki. Początkowo chciałem zrobić je pasiaste, za pomocą dołączonych do zestawu naklejek, ale niestety nie wszystko poszło zgodnie z planem. Musicie bowiem wiedzieć, że dołączone do Stiletto nalepki to nie standardowe naklejeczki, jak te znane z większości Bandaiowych plamo. Oooo nieeee... to cholernie delikatne, okropnie ciężkie do naniesienia "Water Slide Decals". Czyli prościej mówiąc - kalkomania. W dodatku wysychająca niemal natychmiast po nałożeniu na powierzchnię. Nawet mimo całej mojej ostrożności nie udało mi się umieścić paseczków na ich miejscu i naklejkę szlag trafił. Po wyrecytowaniu kolejnej niecenzuralnej litanii, postanowiłem na pocieszenie nalepić Stiletto na pantsu ładnego misia Pandę. Mam nadzieję, że wybaczyła mi podarcie jej shimapan...


Gdy już cały tułów był gotowy, przyszła pora na zbudowanie kończyn. Te akurat sprawiły mi najmniej problemu, choć oczywiście ponownie szlag trafił naklejki na rękach...


No, ale koniec końców - Stiletto stanęła w końcu na nogi. Teraz nadszedł czas, by zbudować jej uzbrojenie...


Niedługo po wydaniu Stiletto, Kotobukiya wypuściła również przeznaczony specjalnie dla niej zestaw uzbrojenia. Całość kosztowała około 60zł i bardzo pokaźnie rozszerzała arsenał małej androidki. Trzeba go było najpierw jednak poskładać.


Najpierw zająłem się plecakiem odrzutowym ze skrzydłami. Bardzo prosta konstrukcja. Malowanie także nie sprawiło większych problemów.


Następny był plecaczek ze specjalnymi rączkami do przypinania innych elementów uzbrojenia lub też pancerza. Również bardzo prosta konstrukcja.


Zaraz potem uporałem się z zestawem czterech laserowych ostrzy. Bardzo podoba mi się efekt zagięcią wiązki laserowej, jaki pojawiłby się przy zamachnięciu bronią.


Najwięcej problemów sprawiła zdecydowanie głowica "Morning Star". Plastik z którego wykonane są modele od Koto jakoś niezbyt lubi się ze srebrną cytadelką i nie chce ona zbytnio doń przylegać. W efekcie, musiałem nałożyć nań pierdyliard warstw, zanim w końcu zaczęło to jakoś wyglądać.



Ostatnimi elementami wyposażenia były halabarda oraz strzebla. W strzelbie bardzo spodobała mi się dbałość o najdrobniejsze szczegóły, takie jak choćby pociski w magazynku. 


I tak oto cały zestaw został ukończony...


A mój nożyk, po latach wiernej posługi, wyzionął w końcu ducha. Spokojnie, jego następcy ze wszystkich sił będą się starać mu dorównać.

Rzeźba, Akcesoria, Pozowalność


Po złożeniu i pomalowaniu, Stiletto prezentuje się naprawdę prześlicznie. Każdy z elementów wyrzeźbiony został bardzo starannie i z dbałością o detale. I mowa tu zarówno o elementach pancerza, jak i samym, bardzo zgrabnym ciele bohaterki. Przyjrzyjmy się bliżej...

Siedząca Stiletto wygląda niesamowicie uroczo. Zwłaszcza z lekko zawstydzoną miną
ごしゅじんさま?


 
Rzeźba pośladków jest po prostu fantastyczna. Kotobukiya dołożyła wszelkich starań, aby jak najlepiej oddać "charm point" bohaterki. Stiletto ma bardzo krągłą, atrakcyjną pupę, na której ciężko nie zawiesić oczu

...


Dobrze, dobrze, już nie patrzę...
Jak na powyższych zdjęciach mogliście już zauważyć, Stiletto może przyjąć wiele różnorakich póz. Naszą dziewczynkę można posadzić, ustawić w bojowej pozie w locie, czy też jak powyżej - nieco zawstydzonej, zakłopotanej. Brzmi super, nie? Niestety, tu pojawia się dość spory problem. Pamiętacie, jak wspomniałem, że modele od Kotobukii są okropnie delikatne i kruche? "Okropnie" nie jest tu przesadą. Podczas pozowania naszej bohaterki musimy naprawdę ostrożnie poruszać każdym z elementów oraz uważać, by przypadkowo czegoś nie szturchnąć. Elementy są bowiem fatalnie dopasowane i wystarczy byle dotknięcie, a wszystko rozsypuje się w drobny mak. No i jest jeszcze kwestia tych nieszczęsnych kalkomanii, które są masakrycznie podatne na uszkodzenia. A, tak - kiepsko wypada także stabilność modelu. Nogi są niesamowicie rozklekotane, a jakikolwiek plecaczek stanowczo za ciężki. Stiletto nie jest praktycznie w stanie ustać bez podstawki i ustawienie jej w takiej pozie, aby się nie przewróciła, graniczy z cudem. Zresztą, z dołączoną do zestawu podstawką też ciężko momentami ustawić ją w jakiejś dynamiczniejszej pozie... Tym bardziej, że wspomniana podstawka jest wykonana ze strasznie badziewnego plastiku. Pękła mi dziś, kiedy robiłem zdjęcia do recenzji, mimo że nawet nie wywierałem na nią dużego nacisku...
To rozklekotanie jest tym bardziej drażniące, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że Stiletto zaliczyła sporą obsuwę w wydaniu, ponieważ Koto miało właśnie dopracować dopasowanie elementów. Zapewniano, że nogi nie będą latać na wszystkie strony i że figurka będzie dużo stabilniejsza. No, niestety nic z tego...
Krótko mówiąc, zapomnijcie o zabawie tym modelem. Stiletto nadaje się jedynie do tego, by raz na jakiś czas zdjąć ją z półki, pomęczyć się z pozowaniem i odstawić spowrotem.

Kiedy jednak uda wam się już swoją dziewczynkę odpowiednio ustawić, to robi naprawdę świetne wrażenie. Tym bardziej biorąc pod uwagę, jak wiele atrakcyjnych akcesoriów dostajemy w zestawie:


Z samą Stiletto dostajemy to, co widoczne na zdjęciu powyżej:
- Cztery różne twarzyczki - Pewny siebie uśmiech, pewny siebie uśmiech ze spojrzeniem w lewo, bojowa twarz patrząca w prawo oraz zawstydzona buzia ze spojrzeniem w lewo
- Katany x4 - dwie schowane do pochwy oraz dwie wyjęte
- Uchwyt na Katany x2
- Nóż Militarny
- Rakiety x2
- Wymienne rączki x10 - zaciśnięte pięści, dłonie w spoczynku, rozprostowane dłonie, dłonie z palcem na spuście oraz dłonie do trzymania broni
- Obrotowy karabin maszynowy
- Specjalna ręka do odtworzenia pozy z ilustracji
- Specjalna noga do odtworzenia pozy z ilustracji
- Ściągnięty pancerz z nogi, do odtworzenia pozy z ilustracji

Całkiem sporo. Jednak, jeśli ciągle wam mało, to możecie sobie dokupić taki oto zestawik:


Z "Weapon Set 2" dostajecie dodatkowo:
- Laserowe ostrza x4
- Uchwyty na ostrza/Morning Star x4
- Morning Star 
- Laserowa Tarcza, z możliwością rozłożenia na tonfy
- Strzelba snajperska
- Plecak odrzutowy ze skrzydłami
- Plecak z uchwytami na pancerz/uzbrojenie
- Halabarda


Osobiście mam też miecz typu "Beast Sword", który dostałem od swojego przyjaciela Ranalcusa. Jego blog - "Vorpal Engineering" - możecie znaleźć po prawej stronie strony (hue), wśród Zaprzyjaźnionych Stron.

Poniżej standardowo przedstawiam kilka przykładowych póz, jakie może przybrać figurka:






Gościnnie Fafner Mark Sein. Recenzję tej fantastycznej figurki możecie przeczytać ło tutaj









Poza z ilustracji. Nawet nie wiecie, jak ciężko jest tak ustawić Stiletto. Na tę jedną pozę wyrecytowałem tak wspaniałą, długaśną litanię, że sam byłem pod wrażeniem, że znam tyle brzydkich wyrazów











*OBARI POSING INTENSIFIES*

Pudełka

Pudła raczej nie różnią się w żaden sposób od tych znanych z innych modeli. No, może to Stilettowe jest ciut wyższe, niż przeciętne "Hajgrejdowskie". Ze wszystkich stron są one też ozdobione ilustracjami przedstawiającymi bohaterkę, oraz fotografiami prezentującymi, w jaki sposób można ją ustawić. Wewnątrz znajdziemy też, oczywiście, instrukcję jak modele poskładać, oraz w jaki sposób można za pomocą dodatkowego uzbrojenia "Zcustomizować" swoją robo-dziewczynkę. 

Ilustracja wykonana przez słynnego Fumikane. Tak, tego samego, który stworzył wspaniałe uniwersum "Strike Witches" (spłycone potem masakrycznie przez serial animowany)









Podsumowanie

Mam dość mieszane odczucia co do Stiletto. Jest prześliczna i bardzo atrakcyjna, jak najbardziej, ale też niesamowicie rozklekotana i krucha. W porównaniu ze stabilnymi, bardzo dobrze wykonanymi modelami od Bandai sprawia trochę momentami wrażenie chińskiej podróbki. Pozowanie sprawia ogromne problemy, zwłaszcza kiedy chcemy ustawić ją wyposażoną w jakieś cięższe akcesoria. Bardzo rozczarowuje także podstawka, niezdolna do utrzymania figurki. Nie jest to też absolutnie model dla kogoś, kto dopiero zaczyna bawić się z plamo. Wymaga bardzo dużo malowania, ma mnóstwo drobnych, podatnych na uszkodzenia elementów a i potrzeba doń mnóstwa cierpliwości. 
Czy polecam? Jeśli macie już spore doświadczenie ze skośnymi modelami i lubicie projekty Fumikane - jak najbardziej. Będzie to bardzo ładna ozdoba kolekcji, bardzo fajnie komponująca się zwłaszcza z figurkami z serii "Strike Witches", albo też "Busou Shinki". Jeśli jednak nie jesteście ich zagorzałymi fanami, lub też dopiero co zaczęliście swoją przygodę z plamo - trzymajcie się od Stiletto z dala. Na pewno ją popsujecie i nastrzępicie sobie tylko nerwów.

OCENA KOŃCOWA:
Rzeźba9/10
Malowanie: -/- (jak se pomalujesz, tak będzie)
Akcesoria: 8/10
Pozowalność: 4/10
Pudełko: 7/10
Cena/Jakość: 5/10

Kogo zobaczycie w następnej figurkowej recenzji? Pozostajemy w temacie robo-dziewczynek - następnym razem przyjrzymy się bliżej fantastycznej Yume od Daibadi a zaraz potem przepięknej Angeli od Max Factory. Do zobaczenia!