wtorek, 29 października 2013

CHAMSKA REKLAMA - czyli co Goge wam na Bakę przygotował~

Ci, co mojego ryjbuka śledzą, pewnie pamiętają, że ok. 2 tygodnii temu zamieściłem na tablicy wzmiankę o tym, iż poprowadzę trzy dość nietuzinkowe panele na tegorocznej edycji konwentu B.A.K.A. Co wam na ten rok przygotowałem? 

"Magią i Mechem"


Dzień: Sobota
Godzina: 11:00-11:45
Sala: Panel 4

Opis Atrakcji:
Czy mechy i magia mogą iść ze sobą w parze? Co powinno być zawarte w dobrym mecha fantasy? I czy seria takowa faktycznie ma szansę spodobać się komuś poza fanami mecha? By poznać odpowiedzi na te i inne pytania, musicie koniecznie wpaść na ten panel. Przyjrzymy się na nim zarówno bardziej znanym magicznym mechom - jak choćby "Escaflowne" - jak i tym mniej popularnym - jak "Lord of Lords Ryu Knight". Zapraszam gorąco wszystkich entuzjastów baśniowych światów i wielkich maszyn!

O czym to tak wgl będzie:O magicznych mecha, rzecz jasna. Starsi fani na pewno pamiętają kilka takich serii, które przewinęły się w naszej telewizji. Ale nie tylko o nich ten panel będzie, o nieee... Opowiem wam także o tych naprawdę rodzynowych i rzadkich seriach - na liście są takie tytuły jak "Five Star Stories", "Aura Battler Dunbine" (dzięki za przypomnienie, ekipo z /m/!), "Knight Lamune"... A to zaledwie wierzchołek góry lodowej!
Planuję przynieść również ze sobą kilka ciekawych eksponatów, z czarodziejskimi robotami powiązanych, więc będzie co oglądać~
Nie zabraknie oczywiście openingów i co smaczniejszych scen z różnych anime o czarodziejskich robotach.

"Głupki w Kosmosie - Martian Successor Nadesico"


Dzień: Niedziela
Godzina: 10:30 - 11:15
Sala:  Panel 1

Opis Atrakcji:
W anime z gatunku Space Opera przywykliśmy do historii o dzielnej, świetnie przeszkolonej załodze przemierzającej zakamarki kosmosu. Co by było jednak ,gdyby miast ekspertów, załogę statku stanowiła banda wariatów z modelarzem, otaku i rysowniczką doujinshi m.in? O tym właśnie jest świetna parodia większości anime z lat 90tych - Martian Successor nadesico. Na panelu tym przyjrzymy się dokładniej pojawiającym się w tej serii bohaterom, nawiązaniom do innych anime oraz zjawisk fandomowych, zwórcimy także uwagę na genialny i niezwykle zabawny humor w tej produkcji zawarty. Zapraszam gorąco!

O czym to tak wgl będzie:
O moim ulubionym anime, oczywiście! Ci, którzy śledzą mojego bloga od samego jego początków (oraz ci, co przeglądają starsze posty) mieli już pewnie okazję trochę więcej o nim sobie poczytać i wiedzą, iż zdecydowanie jest to jedna z najciekawszych perełek japońskiej animacji. A że rzadko pojawia się na naszych polskich konwentach, to postanowiłem to zmienić i poprowadzę o niej panel.
Przygotujcie się na zdrową dawkę humoru. Postaram się przybliżyć wam jak najwięcej ciekawostek i nawiązań z "Nadesico" związanych. Pokażę wam też, w jaki cwany sposób twórcy tego anime wyśmiali 90% stereotypowych otaku oraz dram, jakie między nimi powstają.
Wspomnę także co nieco o kontynuacjach i występach Nadesico w SRW.
*Tak, będzie też coś dla Rurifagów*

"Made in Korea - o podróbkach anime słów kilka..."



Dzień: Niedziela
Godzina: 12:00-13:15
Sala: Panel 3

Opis Atrakcji:
Chyba każdy popularny produkt doczekał się choć jednej fałszywki, podpisanej słynnym „Made in China” lub też „Made in Korea”. Nie inaczej jest i z anime – choć w ich przypadku wygląda to dużo ciekawiej. Koreańscy i chińscy twórcy bowiem poszli o krok dalej i zamiast po prostu skopiować dokładnie całą jedną serię, postanowili pozlepiać ze sobą kilka różnorakich tytułów, tworząc takie dziwactwa jak „Space Black Knight” czy też „Obrońcy Kosmosu”.

O czym to tak wgl będzie:
Jak nietrudno się domyślić, o zrobionych przez Koreańczyków podróbach słynnych anime. Pokażę wam jak to Amuro został czarnym rycerzem kosmosu, jak współpracował z bohaterami Marvela; opowiem wam także o tym, jak to Ryu i Ken ze "Street Fighter" tłukli na pegazusach i walczyli o rękę pięknej Chun-Li; nie zabraknie także nabijania się z "Hitowych Produkcji" które wydano nam w Polsce - Kojarzycie "Obrońców Kosmosu"? Jeśli nie, to macie kolejny powód by na ten panel zajrzeć~


BONUS


Być może podrzucę również kilka swoich anime na "Noc z Klasyką anime". Wszystko zależy jednak od zgody organizatorów. Jeśli wyrażą oni zgodę, możecie się spodziewać prawdziwych rarytasów, bowiem w planach mam m.in:

-Dream Hunter Rem
-NEW Dream Hunter Rem
-Burn Up!
-Lord of Lords Ryu Knight
-Devilman OVA
-Honoo no Tenkousei
-Those who hunt Elves
-Madou King Granzort
-Bubblegum Crisis


niedziela, 27 października 2013

Legendarni wojownicy, cybernetyczne "Elfy" i samozwańczy bogowie - "Genesis Survivor Gaiarth" (1992)

Okej, dziś na warsztat bierzemy - zaskoczenie! - kolejną obskurną OVA z lamusa.  Ale, aby było ciekawiej, anime które dzisiaj chcę wam przybliżyć jest aż tak bardzo obskurne, że nawet co poniektórzy nerdowie nie mają pojęcia o jego istnieniu. Cóż takiego Goge tym razem z czeluści internetu wykopał, spytacie? A no anime zwie się "Genesis Survivor Gaiarth" i pochodzi z wczesnych lat 90tych.

W niewielkim domku położonym na odludziu mieszka sobie młodzieniaszek imieniem Ital. Naszego bohatera od najmłodszych lat wychowuje stary android - Randis - który jest jednym z bohaterów "Wielkiej Wojny", która rozegrała się wiele, wiele lat temu. Randis przeczuwa, że panujący obecnie pokój jest jedynie ułudą i dlatego też stara się wyszkolić swego adoptowanego syna na wspaniałego szermierza.
Pewnego dnia ich spokojny żywot zostaje zmącony przez atak "automatycznych żołnierzy", którym przewodzi "Beast Master". Poszukują oni kobiety imieniem "Sakuya". Randis każe Italowi uciekać, podczas gdy sam rusza do walki z agresorami. Jak nietrudno się domyśleć, cybernetyczny wojownik zostaje rozwalony na kawałki, a Ital cudem uchodzi z życiem.
Nasz bohater postanawia pomścić śmierć swego "ojca" i wyrusza na poszukiwania "Beast Mastera" i jego oddziału. Podczas swej podróży spotka starego androida - Zaxona - który całkowicie stracił pamięć oraz piękną rudowłosą chłopczycę - Sahari. Jak się szybko okaże, ich spotkanie nie było tak przypadkowe, jak mogłoby się zdawać, i wspólnie będą musieli stawić czoła ogromnemu niebezpieczeństwu, które zagraża dosłownie całemu światu.

Nie ma co ukrywać faktu, że "Genesis Survivor Gaiarth" do najoryginalniejszych anime nie należy. Jest to kolejna, ograna już historia, o osieroconym chłopcu, potężnym wojowniku z amnezją i pięknej panience, którzy razem ratują świat. Takich historii, lepszych lub gorszych, było już na pęczki.
Fabuła jest dość prosta i - niestety- chwilami nudna i niezwykle przewidywalna.
Najgorzej wypada jednak samo zakończenie, które jest niezwykle rozczarowujące i antyklimatyczne.

Jak z postaciami sprawa wygląda? Jak już wspomniałem, dostajemy tu raczej totalnie oklepaną menażerię. Mamy osieroconego chłopaka, o którego przeszłości nie wiemy praktycznie nic; potężnego androida wojownika, który jednak cierpi na amnezję (jak nietrudno się domyślić, jest on dużo ważniejszą postacią niż na początku jest to pokazane); piękną dziewuszkę, która podkochuje się skrycie w głównym bohaterze... och, mamy też obligatoryjną tajemniczą piękność, która stanowi istotny element fabuły oraz głównego złego... o którym w zasadzie nie można powiedzieć za dużo poza tym, że jest zły.
Relacje między postaciami nakreślone są po łebkach i raczej nie spotkamy tu ciekawego, wybijającego się ponad schematy wątku. Zdarzają się lepsze momenty, tak, ale niestety z reguły są one tak krótkie, że szybko giną w gąszczu monotonii.

Oprawa audiowizualna zła nie jest. Projekty postaci są przyjemne dla oka, podobnie jak i maszyn oraz broni. Bardzo podobały mi się także futurystyczne miasta, jakie można w tym anime zaobserwować. Zaprojektowano je z pomysłem i naprawdę potrafią przyciągnąć uwagę widza.
Animacja jest nierówna. Zdarzają się świetne i efektownie zanimowane sceny walki, zdarzają się jednak również obfitujące w QUALITY momenty, podczas których bohaterowie poruszają się trochę za sztywno. Z tego co mi wiadomo, może to być związane z faktem, że każdy z 3 odcinków tworzyła nieco inna ekipa.
Soundtrack jakiś niezwykle zjawiskowy nie jest, ale znalazło się w nim kilka szybkich i fajnych utworów, które całkiem przypadły mi do gustu. Fani cyberpunkowych klimatów będą pewnie zadowoleni, bowiem zdecydowanie przeważają w tym anime utwory charakterystyczne właśnie dla tego gatunku.
Głosy postaci wypadają całkiem dobrze. Co warto nadmienić - także w dubbingu. Jedyny głos, który średnio mi się spodobał (w obu wersjach językowych) to głos Itala. Był moim skromnym zdaniem nieco zbyt drętwy i chwilami brakło w nim znacznie odpowiednio silnych emocji.
Najlepiej brzmi zaś Zaxon. Poważny, niski głos idealnie pasuje do jego charakteru. Nie zawiodłem się również na jego okrzykach bojowych, które odegrane zostały z odpowiednią dawką emocji i brzmiały przekonująco.

"Genesis Survivor Gaiarth" jest jednym z tych obskurnych anime, w przypadku których nie dziwię się raczej, że zostały szybko zapomniane. Poza oprawą audiowizualną bowiem (która też do najlepszych nie należy) nie ma ono raczej nic interesującego do zaoferowania. W okresie, z którego pochodzi, pojawiło się dużo więcej serii, które popisać się mogły ciekawszymi postaciami i wątkiem fabularnym.
"Gaiartha" polecam głównie zatwardziałym fanom oldschoolu oraz miłośnikom cyberpunku i postapokaliptycznych realiów. Widzowie o innych gustach raczej na seansie z tym anime się wynudzą.

Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1992
Pełny Tytuł: „Genesis Survivor Gaiarth”
 Reżyseria:  Shinji Aramaki, Masayuki Ooseki, Kitazume Hiroyuki
Muzyka: Kazunori Ashisawa
Gatunek: Cyberpunk, Akcja, Science-Fiction
Liczba Odcinków: 3
Studio: AIC, Artmic Studios
Ocena Recenzenta: 4/10

-Seria sprzedała się tak źle, że nigdy nie doczekała się wydania na DVD. Ukazała się tylko na kasetach VHS. Poza Japonią również nie zdobyła zbyt dużej popularności.
Screeny:






piątek, 25 października 2013

Uroczej "Łowczyni Snów" przygód ciąg dalszy! - "NEW Dream Hunter Rem" (1990)

*Recenzję pierwszej części sagi, mojego autorstwa, można znaleźć tutaj
---> http://jfan.pl/newsy/recenzja-dream-hunter-rem-zwycieska-praca-w-konkursie-konwentu-b-a-k-a/ *

Pamiętacie Ayanokouji Rem? Piękną i odważną dziewczynę, która jako potomkini legendarnego plemienia "Strażników Snów" trudniła się wypędzaniem ze snów ludzi okrutnych istot zwanych "Sennymi Demonami"? Jeśli tak, to z pewnością ucieszy was fakt, że powstała kontynuacja przygód tej bohaterki - wydana w roku 1990 dwuodcinkowa OVA zatytułowana "NEW Dream Hunter Rem".


Wszystko zaczyna się od tajemniczej, nieco niepokojącej sceny, w której zamaskowana kobieta, niczym zła królowa z "Królewny Śnieżki" wypytuje swe czarodziejskie zwierciadło o to, "Któż jest najpiękniejszy w marzeń świecie?". Jak nietrudno się domyślić, lustro chwali swą królową, jednak uświadamia jej, że istnieje dziewczę dużo bardziej od niej urodziwe. I zgadnijcie, któż tą piękną dziewoją jest? Nikt inny, jak tylko nasza bohaterka - Rem. Rozwścieczona wiedźma postanawia oczywiście zgładzić piękną egzorcystkę. W końcu nie może pozowolić, by na świecie był ktoś piękniejszy od niej.
Tymczasem, w pewnym szpitalu, leży mała dziewczynka, która ma sparaliżowane nogi po pewnym wypadku samochodowym. Od czasu do czasu odwiedza ją jej niezwykle zapracowana mama. Za każdym razem, gdy przychodzi w odwiedziny, jest świadkiem, jak jej córka rozmawia ze swoimi lalkami. Stwierdza zatem w końcu, że dziewczynka powinna dorosnąć i postanawia zabrać jej zabawki. Małej udaje się jednak uprosić mamę, by pozwoliła jej zachować je aż do czasu, gdy wydobrzeje.
Pewnego dnia jednak, małą pacjentkę odwiedza dość nietypowy gość - mianowicie Rem we własnej osobie. W trakcie ich rozmowy dowiadujemy się, iż mała, podobnie jak Rem, posiada zdolność wchodzenia do snów innych ludzi i to właśnie tam, ona i "Łowczyni Snów" spotkały się po raz pierwszy. Także wtedy Rem obiecała jej, że odwiedzi ją w szpitalu.
Po krótkiej rozmowie, w której Rem stara się dodać małej otuchy, nasza bohaterka wręcza jej również ciasto (a raczej to, co z niego zostało, bowiem Alfa i Beta "poczęstowali" się nim po drodze), po czym wraca do domu.
Tam dokonuje ona strasznego odkrycia! Otóż, jak się okazuje... PRZYBRAŁA NIEZNACZNIE NA WADZE (oh, the horror...). Postanawia zatem przejść na dietę (jakby jeszcze miała po co...) i idzie spać głodna, co w rezultacie sprawia, że śni o tym, jak to bardzo chce się jej jeść. Podczas gdy idzie przez las i biadoli napotyka niepozorną babunię, która wręcza jej "śliczne jabłuszko". Nasza bohaterka najwyraźniej nie czytała nigdy "Królewny Śnieżki" (albo żołądek przejął kontrolę nad jej rozumkiem) i postanawia skosztować owocu. Wiadomo jak się to kończy, prawda? Rem zapada w śpiączkę i zostaje uwięziona przez podłą wiedźmę. Co gorsza, podejrzane jabłko jakimś cudem przenika do świata realnego.
Na szczęście, wierni pomagierzy naszej bohaterki - kot Alfa i pies Beta - szybko wzywają na pomoc Inspektora Sakaki, który zabiera ze sobą swych przyjaciół - mnicha Enkou i naukowca Kido - i razem ruszają na odsiecz. Jak się potem okaże, z pomocą naszej bohaterce pospieszy jeszcze jedna osoba a wraz z nią oddział dość... nietypowych wojowników.

"NEW Dream Hunter Rem" składa się z dwóch epizodów, z których każdy opowiada inną historię. Pierwszy, jak z opisu wynika, skupia się na wątku dziewczynki cierpiącej na paraliż nóg, a dodatkowo garściami czerpie z bajki o "Królewnie Śnieżce" przedstawiając nieco (właściwie, to bardzo) odmienną wersję tej historii. Pokazuje również w dość ciekawy sposób, jak poważnym i trudnym chwilami procesem jest dla dziecka dorastanie.
Drugi epizod zaś silnie bazuje na legendach i wierzeniach chrześcijańskich oraz na opowieści o Dr. Frankenstein i stworzonej przez niego istocie. Rem zostaje zaproszona do zamku Freuda znajdującego się w Europie, ponieważ jej niezwykła zdolność jest potrzebna jego właścicielowi do pewnego eksperymentu. Stworzył on bowiem androida, który do złudzenia przypomina człowieka. By jednak sprawdzić, czy rzeczywiście jest on człowiekiem idealnym, naukowiec chce przekonać się, czy jego twór potrafi śnić. I tutaj właśnie niezwykle pomocna okaże się umiejętność naszej bohaterki.
W późniejszej części tego odcinka, w wyniku niesamowitego splotu wydarzeń, Rem przyjdzie również ponownie zmierzyć się ze swoim arcywrogiem...

Muszę przyznać, że ponownie bardzo pozytywnie zaskoczył mnie fakt, jak zgrabnie poprowadzono w tym anime historię. Wszystko dzieje się w odpowiednim tempie, wydarzenia następują po sobie w logicznym porządku, a fabuła jest spójna i brak w niej luk. Odpowiednio zbalansowano również dawkę akcji i informacji, dzięki czemu żadna scena nie jest zbyt przegadana a i na niedobór efektownych pojedynków z Sennymi Demonami nie można narzekać.

Jedyne, co mi się szczerze mówiąc trochę nie podobało, to fakt, że zniknęły edukacyjne epizody. Dostaliśmy co prawda dzięki temu więcej czasu na główną historię w odcinkach ukazaną, jednak "Studium Pięknego Snu" miało w sobie niezwykły urok, który sprawił że naprawdę tę mini-serię polubiłem i trochę szkoda mi było, że nie mogłem jej tu ponownie uświadczyć.

Postacie są tu ukazane jeszcze ciekawiej, niż w poprzedniej serii. Ba, trio Sakaki, Enko i Kido grają tym razem nawet większą rolę, bowiem podczas gdy Rem pogrążona jest w śpiączce, to właśnie oni przejmują inicjatywę i starają się w jakiś sposób ją uratować.
Również Senne Demony, z którymi Rem przyjdzie się zmierzyć tym razem, są dużo bardziej przebiegłe i okrutne niż te z pierwszej serii. Nie cofną się przed niczym, by zrealizować swe diaboliczne plany i naszej bohaterce wcale nie będzie tak łatwo je pokonać. Ba, chwilami znajdzie się ona w takiej sytuacji, że nawet jej specjalna moc na nic się nie zda.
Bardzo podobała mi się również mała Mina (dziewczynka z paraliżem nóg). Całkiem zgrabnie zarysowano jej charakter i w przekonujący sposób przedstawiono jej rozwój.
Niezwykle do gustu przypadł mi również wątek przyjaźni pomiędzy małą, niewidomą dziewczynką a stworem dr. Frankenstein'a, który można zaobserwować w drugim epizodzie. Żałuję tylko, że był on tak krótki i nie rozwinięto go nieco bardziej.

Oprawa audiowizualna zdecydowanie zasługuje na pochwałę. Projekty postaci dopieszczono, dzięki czemu wyglądają jeszcze ładniej, niż w pierwszej serii. Podobnie potraktowano również tła, które nabrały jeszcze więcej barw i detali. Ponownie największe brawa należą się za świat marzeń sennych. Niezwykle podobał mi się zwłaszcza cybernetyczny sen, który możemy zaobserwować w drugim odcinku. Wykonany na modłę starych grafik komputerowych - kolorowe piksele i proste bryły, które razem mają imitować różnorakie obiekty, takie jak drzewa, ptaki, góry itd.
Animacja jest niezwykle płynna. Bohaterowie poruszają się bardzo naturalnie, nawet podczas wykonywania bardziej skomplikowanych ruchów oraz - co miłe - bardzo rzadko zaobserwować można tzw. "QUALITY" (spadek jakości animacji). Przejścia kamery również poprawiono względem oryginału, tak więc nie ma na co narzekać - istna uczta dla oczu. Zwłaszcza pojedynki zanimowane są spektakularnie i ich choreografia jest naprawdę niesamowita.
Jak zaś sprawa ma się z muzyką? Rewelacyjnie. Utwory, które przyjdzie nam usłyszeć w "NEW Dream Hunter Rem" na krok nie odstępują tym z pierwowzoru. Nadal brzmią świetnie, szybko wpadają w ucho i idealnie podkreślają nastrój wydarzeń, które akurat dzieją się na ekranie. Koniecznie muszę gdzieś dorwać płytę z soundtrackiem z tej serii...
Genialnie wypadają również głosy postaci. Aktorzy ponownie spisali się na medal i z przekonaniem oddali charakter każdego z bohaterów. Każdy brzmi tak, jak brzmieć powinien. Rem nadal ma uroczy głos, jednak potrafi pokazać pazur, gdy wymaga tego sytuacja; Inspektor Sakaki nadal brzmi jak świetnie zbalansowany miks stróża prawa i nieco rozkojarzonego żartownisia; czarne charaktery zaś popisać się mogą nie tylko świetnym diabolicznym śmiechem, ale również przekonującym, odpowiednio stonowanym głosem idealnie pasującym do psychopatów.

"NEW Dream Hunter Rem" mnie nie rozczarowało. Jest to moim skromnym zdaniem jedna z najbardziej udanych kontynuacji. Bowiem nie dość, że idealnie oddaje klimat oryginalnej serii, to jeszcze dorzuca doń kilka ciekawych nowości. Obie przedstawione historie są spójne i interesujące; bohaterowie to dalej Ci sami ludzie, których pokochałem w pierwszej serii; oprawa audiowizualna zaś prezentuje się prześlicznie i powiem szczerze, że dorównuje (a kto wie, czy i ich nie przewyższa) wielu dzisiejszym hitowym produkcjom. Jak wspominałem, jedyne co mi się nie podobało, to brak "Studium Pięknego Snu".
Polecam gorąco, zwłaszcza, że napisy do tego anime (zarówno po polsku, jak i po angielsku) już wkrótce będą dostępne w sieci. Nie przegapcie okazji, by zapoznać się z tą naprawdę niedocenianą perełką!

Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1990
Pełny Tytuł: „NEW Dream Hunter Rem” ("NOWA Łowczyni Snów Rem")
 Reżyseria: Okuda Seiji
Scenariusz: Okuda Seiji, Murata Ryouichi
Muzyka: Nagaoka Seikou
Gatunek: Fantasy, Horror, Komedia
Liczba Odcinków: 2
Studio: Sai Enterprise, Zain
Ocena Recenzenta: 8/10

-Jak wspomniałem, anime doczeka się wkrótce (W KOŃCU) napisów w dwóch językach. Podobnie zresztą, jak oryginalna seria z 1985 roku. Za polską wersję językową odpowiadam ja, za angielską zaś grupa [OnDeed].

-Rem jest postacią niezwykle lubianą na /m/, nawet pomimo faktu, że z wielkimi robotami, poza kilkoma nawiązaniami, niewiele ma wspólnego.

-Rem wystąpi niedługo w crossoverze na PS Vita - "Super Heroine Chronicle". Będzie to gra w stylu "Super Robot Taisen", jednak z pięknymi dziewczętami, miast robotów (coś jak "Queen's Gate: Spiral Chaos"). Oprócz Rem wystąpią tam również bohaterki "Higurashi no Naku Koro ni", "Symphogear", czy też "Infinite Stratos".

Screeny:








środa, 23 października 2013

Inżynieria genetyczna, złowroga organizacja i potężne roboty - "Hades Project Zeorymer" (1988)

Dziś przyjrzymy się serii, która nawet na /m/, gdzie staroszkolne mechy są uwielbiane, odbierana jest z mieszanymi odczuciami. Co poniektórzy mają ją za serię świetną, inni znowuż za tragedię, która nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego. O czym będzie dzisiaj mowa? O jednym z najbardziej przekoksanych a niszowych zarazem mechów w historii. Oto przed państwem (nie)sławny "Zeorymer".

Przyszłość. Organizacja znana pod nazwą "Hau Dragon" postanawia przy użyciu potężnych maszyn przejąć władzę nad światem. Nie wszystko idzie jednak zgodnie z jej planem. Okazuje się bowiem, że w szeregach organizacji znajduje się zdrajca, któremu udaje się w porę pokrzyżować jej plany i ukraść jej najpotężniejszą broń - mecha znanego jako "Zeorymer Niebios". Sam jednak niedługo potem zostaje zabity.

Mija 15 lat. Młody chłopak - Masato Akitsu - ucieka ulicami miasta przed grupą ubranych w garniaki napastników. Niestety, zostaje zapędzony w ślepą uliczkę, pojmany i wtrącony do celi. Jakby tego było mało, dowiaduje się, że tak naprawdę jego rodzice byli jedynie agentami, specjalnie wynajętymi aby go wychować. Opuszczony przez wszystkich Masato załamuje się. Nie ma pojęcia dlaczego spotkał go taki okrutny los.
Nie jest to jednak koniec zmartwień dla naszego bohatera. Jak się bowiem okazuje, po 15 latach spokoju, organizacja Hau Dragon postanowiła ponownie spróbować zawładnąć nad światem, a przy okazji zemścić się na zdrajcy i odzyskać skradzionego Zeorymera. No tak, tylko że jak można zemścić się na kimś, kto już nie żyje? A no okazuje się, iż zdrajca ów przewidział swą śmierć i przygotował specjalny plan na jej wypadek.
Tymczasem Masato udaje się uciec... tak mu się przynajmniej wydaje. Trafia bowiem do podziemnego hangaru, w którym znajduje się - no, zgadnijcie? - słynny "Zeorymer Niebios", który jak się okazuje należy do tych samych typków, którzy naszego bohatera wcześniej porwali. I to właśnie Masato, wraz z piękną i tajemniczą Miku, będą jego pilotami. Ich zadaniem będzie powstrzymać organizację Hau Dragon, co jak nietrudno się domyślić do najłatwiejszych należeć nie będzie. Jak Masato poradzi sobie z tak poważną misją? Zwłaszcza, że nigdy wcześniej za sterami potężnego robota nie siedział...

Już na wstępie należy zaznaczyć, że "Zeorymer", pod względem fabularnym, oryginalny w żadnym razie nie jest. To typowa historia o nastolatku, który pewnego dnia dowiaduje się, iż jest jedyną osobą, która może przy użyciu potężnego mecha powstrzymać zapędy złowieszczej organizacji. Obowiązkowo dostaje też piękne dziewczę jako pomagiera. I tak przez kolejne 4 odcinki obserwujemy jego zmagania z kolejnymi wojownikami nasyłanymi przez wspomnianą złowieszczą organizację. Typowy schemat dla anime z gatunku "Super Robot". Wydarzenia następują po sobie bardzo szybko i są szczerze powiedziawszy dość przewidywalne... choć, praktycznie pod koniec anime, zdarzyła się jedna scena, która mnie zaskoczyła.
Podobał mi się także fakt, że w anime pojawia się narrator, który na modłę anime z lat 70tych z niezwykłym wprost zaangażowaniem streszcza nam, co wydarzyło się w poprzednim odcinku oraz komentuje wydarzenia i zadaje widzom pytania.

Spotkałem się z opiniami, iż bohaterowie w "Hades Project Zeorymer" to pozbawione wyrazu, płaskie jak kartka charaktery, które niczym charakterystycznym się raczej nie wyróżniają. Po części jest to prawda, jednak właśnie tylko po części. Jeśli dokładnie zwróci się uwagę na to, co w anime jest nam powiedziane, to szybko zauważymy, że prostota ta jest wyraźnie uzasadniona. Co więcej - stanowi ona kluczowy element fabuły. By zbytnio nie spoilerować, wspomnę tylko, że charaktery poszczególnych bohaterów również zostały poniekąd "zaplanowane" przez wspomnianego zdrajcę i mają istotny związek z jego planem.

Wiem również, że co poniektórzy narzekają niezwykle na oprawę audiowizualną tego anime. Używają argumentów pokroju "Walki mechów są mało spektakularne", "Projekty postaci się zestarzały", "Muzyka jest słaba" i tak dalej. Podsumuję to może krótkim, ale dosadnym - gówno prawda. Akurat oprawa audiowizualna w "Hades Project Zeorymer" jest niezwykle spektakularna i działa tylko na korzyść tego anime. Projekty postaci są schludne i szczegółowe, warte uwagi są zwłaszcza stroje noszone przez członków Hau Dragon - ich projekty są naprawdę ciekawe i warto zawiesić na nich na chwilę oko.
Projekty maszyn również są niezwykle oryginalne i zjawiskowe. Pełne ornamentów, fantazyjnych udziwnień na pancerzach i ciekawych rodzajów uzbrojenia. Na figurkę "Zeorymera" poluję od dość dawna i mam nadzieję, że uda mi się ją w końcu kiedyś dopaść.
Animacja prezentuje się rewelacyjnie. I w tym momencie kieruję zapytanie do tych, którzy na walki mechów narzekali - co wam konkretnie w nich nie pasuje? Poprowadzone są ciekawie, pięknie zanimowane, pełne rozbłysków, eksplozji, płomieni i innch dupereli. Jak to na /m/ mawiamy "Mecha Porn" pełną gębą.
Również animacja postaci zła nie jest. Bohaterowie poruszają się płynnie i nie sprawiają wrażenia drętwych kukieł, którymi ktoś porusza za pomocą żyłek.
Muzyka niezwykle mi się podobała. Utwory są dynamiczne, chwilami pełne patosu i heroizmu. Genialnie brzmi zwłaszcza motyw Zeorymera. Idealnie podkreśla on fakt, że robot ten jest jedyną nadzieją ludzkości na pokonanie Hau Dragon... a zarazem słychać w nim także swoistą nutę niepokoju. Dlaczego tak jest dowiadujemy się niedługo po tym, jak Masato po raz pierwszy zasiada za jego sterami. By nie spoilerować jednak, więcej na ten temat nie wspomnę.
Głosy postaci już mi się niestety średnio podobały. O ile część aktorów spisała się dobrze i udało im się zgrabnie oddać charaktery bohaterów, w których się wcielili, tak druga część nie popisała się zbytnio i ich postacie brzmią dość drętwo. I pół biedy, jakby drętwo brzmiały tylko postacie, które niczego nie pilotują, ale kilku bohaterów do których mam zażalenia, to piloci potężnych super robotów. Jak można brzmieć sztucznie, kiedy siedzi się za sterami bojowej maszyny?


Jak w ostatecznym rozrachunku zatem "Zeorymer" wypada? Czy jest to arcydzieło, czy też może porażka na całej linii? Sądzę, że prawda tkwi gdzieś po środku. Nie jest to ani anime genialne, ani fatalne. Jest to moim zdaniem solidny średniak, któremu warto dać szansę i wyrobić sobie o nim własną opinię. Zdecydowanie nie zgadzam się też z ludźmi, którzy czepiają się jego oprawy audiowizualnej. Powiem szczerze, że podobała mi się ona bardzo i większych zastrzeżeń co do niej nie mam.
Polecam to anime zwłaszcza miłośnikom Super Robotów. Ilość wspomnianego "Mecha Porn" bowiem jest tutaj naprawdę spora i z pewnością zadowoli entuzjastów potężnych maszyn.

Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1988
Pełny Tytuł: „Meiou Keikaku Zeorymer” ("Hades Project Zeorymer")
 Reżyseria: Toshihiro Hirano
Scenariusz: Noboru Aikawa
Muzyka: Eiji Kawamura
Gatunek: Dramat, Super Robot, Psychologiczny
Liczba Odcinków: 4
Studio: AIC
Ocena Recenzenta: 6/10

-"Zeorymer" miał już okazję dwukrotnie (trzykrotnie, jeśli liczymy kiepskie "SRW Gakuen") wystąpić w sadze "Super Robot Taisen". Pojawił się w "Super Robot Taisen MX" na PS2/PSP oraz "Super Robot Taisen J" na GBA. Warta wspomnienia jest również ciekawostka z jego występem związana - jest to jedyne anime, którego twórcy musieli zapłacić za to, by pojawiło się w "Super Robot Taisen". Tak, "Zeorymer" jest strasznie niszowy nawet w Japonii.

-Skoro już przy "Super Robot Taisen J" jesteśmy - w grze tej, jako sekretna jednostka, pojawił się także ulepszony Zeorymer - "Great Zeorymer". Robot ten nigdy nie pojawił się w anime i zobaczyć go można tylko na rysunkach pomysłowych.

-Anime oparte jest na mangowym pierwowzorze, który posiadał kilka dość niecenzuralnych scen gwałtu. Zdecydowanie odradzam i chwała twórcom za to, że z animowanej adaptacji, wspomniane sceny dewiacji zostały wycięte.

Screeny:





niedziela, 20 października 2013

O policjantkach, co handlarzy niewolników tropiły - "Burn Up!" (1991)

Kobiety z bronią od zawsze fascynowały nas facetów. Mają w sobie coś, co nas niesłychanie pociąga. Są zmysłowe i niebezpieczne zarazem. Nic zatem dziwnego, że twórcy anime postanowili wykorzystać motyw uzbrojonych dziewcząt w swych produkcjach. W wyniku tego powstały tak sławne serie jak "Dirty Pair", "Gunsmith Cats", czy też właśnie opisywane dziś "Burn Up!" - świetna, dynamiczna, pięknie zanimowana OVA z roku 1991.

Maki, Yuka i Reimi to trzy piękne i zdolne policjantki. Jak zatem nietrudno się domyślić ich praca polega na ściganiu rzezimieszków maści wszelkiej i dostarczaniu ich przed oblicze sprawiedliwości. Pewnego dnia wpadają one na trop szajki handlarzy niewolników, którzy porywają młode i piękne dziewczęta, celem ich "resocjalizacji" i sprzedania jako prostytutki. Nasze seksowne policjantki oczywiście nie mogą pozwolić, by ten niecny proceder nadal się ciągnął, toteż postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Wszelkie poszlaki wskazują na to, że liderem szajki jest bogaty jegomość - Samuel McCoy. Dziewczęta wpadają zatem na pomysł, by wślizgnąć się do należącego do niego nocnego klubu i trochę tam powęszyć.  Niestety, nie wszystko idzie dokładnie tak jak sobie to zaplanowały i Yuka zostaje porwana. Maki i Reimi oczywiście natychmiastowo ruszają w pościg za porywaczami, zostają jednak przez nich ciężko pobite i trafiają do szpitala. Nie mają jednak zamiaru tak po prostu tej sprawy zostawić - gdy tylko wydobrzeją ruszają na ratunek swej porwanej koleżance.

"Burn Up!" to jednoodcinkowa, pełna dynamicznej akcji OVA, która z pewnością spodoba się miłośnikom sensacyjnych seriali. Fabuła jest wyraźnie zarysowana, a przy tym nie nadmiernie rozciągana, dzięki czemu wydarzenia śledzi się z zainteresowaniem. Jednocześnie nic nie dzieje się tu za szybko - twórcy zgrabnie wszystko rozplanowali, dzięki czemu mamy szansę zarówno poznać bliżej charaktery postaci, jak i pooglądać dynamiczne sceny pościgów i starć z bandziorami. Krótko mówiąc zatem - historia ukazana w tej OVA wciąga niesamowicie.

Postacie są niezwykle sympatyczne i bardzo łatwo je polubić. Każda z trzech policjantek ma inny charakter, zatem widzowie będą mogli wybrać sobie spośród nich swoją ulubioną. Mamy tu bowiem zarówno odważną i pewną siebie dziewczynę, ułożoną, aczkolwiek nie nadmiernie spiętą pannę oraz uroczą i zawsze uśmiechniętą dziewuszkę. Trochę gorzej wypadają już postacie poboczne, o których raczej zbyt dużo nie dowiadujemy się poza tym, że są i że też są policjantami. Ogółem jednak rzecz biorąc, jak na jednoodcinkową OVA, kwestię charakterów postaci rozwiązano bardzo dobrze.

Oprawa audiowizualna to istna uczta dla oczu i uszu. Śliczne, niezwykle przyjemne dla oka projekty postaci (bardzo podobne do tych znanych z "Gunsmith Cats" czy też "Bubblegum Crisis" - podejrzewam że ten sam projektant postaci), pełne detali tła oraz płynna i dynamiczna animacja z całą pewnością przemawiają na korzyść tej produkcji.
Świetnie prezentuje się także muzyka. Rytmiczne, szybkie utwory idealnie wpasowują się w pełne akcji sceny pościgów. Strasznie spodobał mi się również ending - świetna, przyjemna piosenka w której czuć magię, którą miały w sobie tylko utwory ze staroszkolnych anime. Fakt ten nie powinien swoją drogą dziwić, bo za muzykę w anime tym odpowiada słynny Kenji Kawai.
Głosy postaci również zasługują na pochwałę. Zwłaszcza aktorki użyczające głosu głównym bohaterkom spisały się wyśmienicie i słucha się ich z nieskrywaną przyjemnością. Nikt w tym anime nie brzmi sztucznie - każdy charakter został oddany wprost idealnie i kwestie wypowiadane są z odpowiednio stonowanymi emocjami.

"Burn Up!" zdecydowanie zalicza się do tych one-shotów, którym TRZEBA dać szansę. Ma w sobie bowiem wszystko, co najlepsze anime powinny mieć. Zwięzły, aczkolwiek dobrze przemyślany wątek fabularny, sympatycznych bohaterów, świetną animację, przyjemne projekty postaci czy też rewelacyjną i natychmiastowo wpadającą w ucho muzykę, która jest tak dobra, że sprawi iż mimowolnie będziecie palcem wystukiwać jej rytm.
Zdecydowanie polecam, nie tylko fanom staroszkolnych anime. "Burn Up!" nie zestarzało się ani trochę i dziś ogląda się je z taką samą przyjemnością, jak kiedyś.


Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1991
Pełny Tytuł: „Burn Up!”
 Reżyseria: Ide Yasunori
Scenariusz: Ide Yasunori
Muzyka: Kenji Kawai
Gatunek: Komedia, Sensacja
Liczba Odcinków: 1
Studio: AIC
Ocena Recenzenta: 8/10

Screeny:






"All Purpose Cultural Cat Girl Nuku Nuku" (1992) - Czyli o chłopcu, co na święta śliczną "kocicę" dostał.

*Od razu przepraszam za dość spore zaległości w pisaniu recenzji. Ostatnie 2 tygodnie obfitowały w multum obowiązków studyjnych. W ramach rekompensaty, dziś 2 teksty*

Mieć kocurka fajna rzecz, prawda? Ma się tę przeuroczą, mruczącą kulkę futerka, która łasi się przy każdej możliwej okazji i uwielbia wprost harcować. Trza tylko pamiętać, że kocury własnymi drogami chadzać lubią i czasami coś zbroić mogą. No, ale jak jesteśmy na to przygotowani, to i opieka nad naszym mruczącym przyjacielem nie powinna być niczym trudnym, prawda?
Ciekaw jestem jednak, moi drodzy czytelnicy, jak poradzilibyście sobie z opieką nad dość... nietypowym kotem. Na przykład nad takim, który wyglądałby jak przeurocza dziewczynka? Co mówicie? Że takie koty nie istnieją? W takim razie polecam wam bliżej przyjrzeć się omawianemu dziś anime - komedii zatytułowanej "All Purpose Cultural Cat Girl Nuku Nuku", która opowiada... właśnie o kotce, która wygląda jak piękna dziewoja.

Jest wigilia Bożego Narodzenia. Młody chłopiec imieniem Ryunosuke przechadzając się zaśnieżonymi ulicami natrafia na zziębniętą kicię. Chłopak nie namyśla się długo i postanawia przygarnąć zwierzaka. Zabiera go ze sobą i wraca do samochodu ojca. Jego tata - genialny naukowiec Kyusaku - jest jednak przeciwny zatrzymaniu zwierzęcia.
 W tym samym momencie na samochód napada śmigłowiec, którym kierują dwie podwładne szurniętej małżonki dr.Kyusaku - Akiko. Okazuje się, iż szalona żona i jej równie ekscentryczny małżonek żyją od jakiegoś czasu w separacji. Akiko niezbyt jest zadowolona z faktu, że to Kyusaku przypadł obowiązek opieki nad jej synem i za wszelką cenę stara się mu go odebrać... nawet jeśli by tego dokonać zmuszona będzie uciec się do przemocy.
Po krótkim pościgu, samochód, którym jadą nasi bohaterowie, wpada na górę pojazdów na złomowisku, która zawala się, przysypując go. Podwładne Akiko również wlatują na złomowisko i szukają swojego celu. Nie udaje im się jednak go namierzyć. W ramach rewanżu za to, że im się wymknęli, jedna z nich ostrzeliwuje jeszcze górę samochodów, która przysypała Ryunosuke i Kyusaku, po czym obie odlatują swym śmigłowcem.
Kyusaku powoli wygrzebuje się spod zniszczonych samochodów. Jest zadowolony że wyszedł z tego cało. Gdy jednak zagląda do auta, by zobaczyć czy Ryunosuke również nic się nie stało, dostrzega, że chłopiec płacze. Okazuje się, że kotka została postrzelona i najprawdopodobniej za chwilę umrze. Kyusaku głowi się co zrobić, by uratować zwierzątku życie i... wpada na dość dziwaczny pomysł. Postanawia umieścić mózg kota w swoim najnowszym wynalazku - super zaawansowanym technologicznie androidzie. A dodatkowo postanawia wystylizować maszynę w taki sposób, by wyglądała jak urocza 16latka. Tak oto powstaje tytułowa "Nuku Nuku" - obdarzona niezwykłym urokiem i kocim rozumkiem dziewczyna, której losy będziemy w tym anime śledzić.

Zapowiada się na walniętą komedię? Zapowiada. Czy jednak faktycznie ta komedia aż tak walnięta jest? Spekulowałbym. Powiem szczerze, że w dużej mierze humor w tym anime raczej mnie zbytnio nie bawił. I to nie tak, że ja jestem jakimś ponurakiem czy coś. Jeśli komedia naprawdę jest zabawna, to i zanoszę się śmiechem jak głupi ("Nadesico", "Dragon Half", "Nichijou"). Problem leży bardziej w tym, że żarty w "Nuku Nuku" są strasznie oklepane i raczej nie posilono się w nich zbytnio na coś świeżego, czy oryginalnego. To typowy slapstick, jednak tak chwilami tak nudny i bez wyrazu, że po prostu za nic nie idzie się roześmiać. 
Żeby jednak nie było, że tylko marudzę - zdarzyło się kilka zabawniejszych scen, czy też motywów, przy których akurat szczerze się uśmiechnąłem. Już choćby sam pomysł, by władować koci mózg do robota wystylizowanego na uroczę dziewczę jest tak durny, że aż niezwykle zabawny. Zabawne i urocze są też niewinność i naiwność głównej bohaterki, które, jak nietrudno się domyślić, prowadzą do wielu dość kłopotliwych sytuacji. Dodatkowo, jakoże nasza bohaterka jest po części kotem, to i zdarza jej się sporo broić, jak na kocisko przystało.
Postacie i ich charaktery nie są jakieś niezwykle skomplikowane, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę że seria ta jest dość krótka. Nie było tu miejsca na zbytni rozwój bohaterów, stąd też skupiono się głównie na tym, by parodiowali oni najczęściej spotykane w anime stereotypy. Dostajemy zatem uroczą i niewinną dziewczynkę, walniętego naukowca, zapracowaną a jednocześnie niezwykle podstępną businesswoman oraz  jej standardowe "przydupasy".

Oprawa audiowizualna wypada całkiem dobrze. Projekty postaci są ładne i przyjemne dla oka, animacja płynna a tła szczegółowe. Jest jednak coś, co mi się nieszczególnie podobało - seria ta jest komedią, toteż spodziewałem się, że twórcy wykorzystają jaskrawą, zwariowaną kolorystykę i mnóstwo efektów wizualnych takich jak np. gwiazdki z tekstami pokroju "Pow" itd. Niestety, gwiazdek tego typu jest niewiele, a co więcej kolory są dość szarawe i przygaszone.
Muzyka jednak jest całkiem przyjemna i idealnie pasuje do głupkowatego charakteru produkcji. Rytmiczne, stuknięte nieco piosenki o przyjemnej i prostej linii melodycznej pasują tu w sam raz i szybko wpadają w ucho.
Bardzo dobrze moim zdaniem spisali się również aktorzy. Brzmią przekonująco i świetnie udało im się oddać postrzelone charaktery bohaterów. Miłą niespodzianką był dla mnie fakt, że w rolę Dr.Kyusaku wcieliła się istna legenda anime z Super Robotami - Akira Kamiya. Jegomość użyczał głosu takim epickim herosom jak Ryouma Nagare ("Getter Robo"), Kazuya Ryuichi ("Generał Daimos"), czy też Roll Kuran ("Haja Taisei Dangaioh"). Oprócz niego usłyszymy tutaj także słynną Megumi Hayashibarę, której raczej nikomu przedstawiać nie trzeba. W serialu tym będzie nam zatem dane usłyszeć istną śmietankę.

Jak ogółem "Nuku Nuku" w moim odczuciu wypada? Tragedii nie ma, ale mogło być zdecydowanie lepiej. Poziom żartów i gagów jest strasznie nierówny, przez co chwilami idzie się zdrowo roześmiać, jednak przez większość czasu wieje nudą. Projekty postaci i animacja są przyjemne dla oka, jednak sporo tracą przez przygaszone kolory. Muzyka i gra aktorska jednak jest wyśmienita i nie mam co do niej żadnych zastrzeżeń. Pozostaje zatem pytanie - czy warto serię obejrzeć? Szczerze powiem, że nie. W roku 1998 powstał bowiem remake, który wypada o wiele lepiej. Prawdę mówiąc wersję z roku 1992 obejrzeć można tylko po to, by zajarzyć kilka żartów z wersji odnowionej, które doń nawiązują.
Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1992
Pełny Tytuł: „Bannou Bunka Neko Musume Nuku Nuku” ("All Purpose Cultural Cat Girl Nuku Nuku")
 Reżyseria: Yoshio Ishiwata
Scenariusz: Yuuzou Takada
Muzyka: Megumi
Gatunek: Komedia
Liczba Odcinków: 6
Studio: MOVIC, Starchild
Ocena Recenzenta: 5/10

Screeny:







niedziela, 6 października 2013

Zagraj to jeszcze raz, Basara! - "Macross 7: Encore"(1995) i "Macross 7: Plus" (1995)

Jakiś czas temu recenzowałem tu swoją ulubioną część sagi "Macross" - "Macross 7" opowiadającą o Nekkim Basarze - gitarzyście i wokaliście zespołu "Fire Bomber" - który wbrew wszelkim przeciwnościom losu, za wszelką cenę chciał spełnić swoje największe marzenie, którym było to, by jego piosenki dotarły do serc wszelkich istnień w galaktyce. 
Jak się okazuje, seria TV nie pokazała nam wszystkich przygód Basary i jego zespołu (ach, te cudowne cięcia kosztów~). Z początkowo planowanych 52 odcinków bowiem ostatecznie wyemitowano "tylko" 49. Pozostałe trzy nieznane przygody "Fire Bomber" zostały potem wydane jako OVA zatytułowana "Macross 7: Encore". I to właśnie tym odcinkom będzie poświęcona dzisiejsza recenzja. W ramach bonusu przybliżę wam także króciutki, dosłownie 2-minutowy odcinek specjalny, przedstawiający nam jak wygląda poranek uroczej Mylene F. Jenius - wokalistki "Fire Bomber".

Jak wspomniałem, "Macross 7: Encore" składa się z trzech odcinków oryginalnej serii, które nigdy nie zostały wyemitowane w telewizji. Są to 3 oddzielne historie, których akcja dzieje się zanim jeszcze Basara swym śpiewem powstrzymał rasę niebezpiecznych Protodeviln. Pierwszy odcinek przybliża nam historię powstania zespołu "Fire Bomber". Dowiadujemy się w nim jak doszło do spotkania Basary i Ray'a, jak zrodziła się idea założenia zespołu i w jaki sposób pozyskiwano do niego kolejnych członków. Powiem szczerze, że jest to chyba jeden z najciekawszych odcinków całego "Macross 7" bowiem daje nam szansę dokładniejszego poznania głównych bohaterów. Stąd niezwykle dziwi mnie, dlaczegóż nie został on wyemitowany w telewizji (np. miast wspomnianego w recenzji podstawowej serii  feralnego odcinka "zlepionego" z powtórzonych ujęć z poprzednich epizodów).
Drugi epizod koncentruje się z kolei bardziej na Mirii - mamie Mylene. Jest ona chora i obawia się, iż niedługo umrze, stąd postanawia spełnić swój najważniejszy matczyny obowiązek i ma zamiar... zeswatać Mylene z Basarą. Jak nietrudno się domyślić, młoda wokalistka niezbyt jest zadowolona z tego, że mama miesza się w jej sprawy sercowe (tym bardziej, że wcześniej chciała ją zeswatać z Gamlinem. Skąd nagle taka zmiana?!).
Trzeci epizod zaś opowiada historię starcia kolonii "Macross 7" z buntowniczym oddziałem Meltrandi, które chyba przespały finałowe wydarzenia z oryginalnego "Macrossa" i nie wiedzą, że wojna została zakończona lata temu, dzięki Lynn Minmey i jej "Ai Oboete Imasu ka?"
Załoga "Macross 7" początkowo chce rozwiązać konflikt pokojowo, jednak gdy to się nie udaje, przedstawiciele innych kolonii kosmicznych nakazują flocie 7 zastosować rozwiązanie siłowe. Jak nietrudno się domyślić jednak, Basara po raz kolejny wkroczy do akcji i swymi piosenkami ostudzi bojowe zapędy żeńskich wojowniczek. Jest to moim skromnym zdaniem jeden z najśmieszniejszych epizodów całej serii, bowiem rewelacyjnie parodiuje główny wątek oryginalnego "Macrossa" a zakończenie jest po prostu tak komiczne, że zdradzenie go tutaj byłoby po prostu grzechem, stąd pozostawiam je do obadania we własnym zakresie.

Króciutki epizod o Mylene zaś zwie się "Macross 7: Plus". Ukazana jest w nim prosta historyjka - nasza panienka wraca zmachana po całonocnej próbie zespołu, ledwo żywa odbiera wiadomości wideo od mamy, po czym po prostu zasypia. Następnego ranka bierze kąpiel, je śniadanie i ogląda telewizję. Nic nadzwyczajnego w tym epizodzie raczej nie ma. Ot, taki smaczek dla fanów.

"Macross 7: Encore" pod względem oprawy audiowizualnej wypada zdecydowanie lepiej, niż podstawowa seria TV. Obraz jest czystszy, animacja bardziej płynna oraz co miłe, nie pojawia się już aż tyle powtórzonych ujęć.
Muzyka również brzmi świetnie. "Fire Bomber" nadal gra same hity, których słucha się z nieskrywaną wprost przyjemnością.
Głosy postaci nadal brzmią dobrze i przekonująco. Tak więc zdecydowanie nie ma na co tutaj narzekać.
W przypadku "Macross 7 Plus" jest już troszkę gorzej, jednak z drugiej strony nie ma co spodziewać się zbyt wiele po krótkim dodatku. Przeważają proste tła i oszczędne w animację ujęcia. Muzyka jest raczej nieobecna. Dopiero pod koniec można jej trochę usłyszeć.

Cóż można ogólnie rzec. "Macross 7: Encore" zdecydowanie warto obejrzeć. Nie ma co się jednak łudzić - zdecydowanie jest to produkcja dla tych, którzy mieli styczność z oryginalną serią. Ci, którzy oryginału bowiem nie oglądali, raczej nie zrozumieją o co właściwie w tym wszystkim chodzi. Podobnie sprawa wygląda w przypadku "Macross 7: Plus" - również ten epizod jest smaczkiem tylko i wyłącznie dla fanów.
Krótko mówiąc - jeżeli tak jak ja, widzieliście i pokochaliście "Macross 7" to zarówno "Encore" jak i "Plus" będą dla was nie lada gratką. Dadzą wam bowiem okazję by ponownie zobaczyć się ze swoimi ulubionymi bohaterami, poznać ich nieznane dotąd przygody i posłuchać rewelacyjnej muzyki. Jeśli jednak oryginalnej serii nie oglądaliście, to obie te serie możecie sobie spokojnie darować.

Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1995
Pełny Tytuł: „Macross 7:Encore”+"Macross 7: Plus"
 Reżyseria: Tetsuro Amino
Muzyka: Fire Bomber
Gatunek: Real Robot, Komedia, Space Opera
Liczba Odcinków: 3 + 1
Studio: Ashi Productions
Ocena Recenzenta: 8/10 + 5/10

Screeny:






piątek, 4 października 2013

O młodzieńcu, co w mechu na randkę spieszył - "Metal Skin Panic Madox-01" (1987)

Mecha to zdecydowanie mój ulubiony gatunek anime, stąd z nieskrywaną przyjemnością bardzo często przekopując się przez kolejne staroszkolne tytuły staram się wyłapać jak najwięcej serii właśnie z nim powiązanych. Na moje szczęście, nie jest to zadanie zbyt trudne, bowiem zdecydowanie lwia część anime z lat 80tych (a nawet jeszcze wczesnych 90tych) to serie z mechami powiązane właśnie. Tym razem mą uwagę przykuła jednoodcinkowa OVA o intrygującym tytule - "Metal Skin Panic Madox-01". I jakoże po przeczytaniu krótkiego streszczenia anime to wyglądało całkiem obiecująco, to postanowiłem się zań zabrać. Warto było?

Anime zaczyna się sceną pokazu możliwości bojowych tytułowego mecha - Madox'a. Jest to maszyna niezwykle potężna,  wyposażona we wszelkie nowoczesne cuda techniki i zdolna bez większego problemu powalić kilka czołgów w ciągu niespełna pięciu minut. Wszyscy uczestniczący w pokazie są oczywiście niezwykle zachwyceni niezwykłymi możliwościami Madox'a... wszyscy, z wyjątkiem pewnego jegomościa, który odpowiadał za kierowanie czołgami w trakcie tejże prezentacji. Porucznik Kilgore (bo tak ma na imię ten jegomość) jest raczej poirytowany faktem, że przegrał z robotem i tylko szuka okazji, by się nań odegrać i przerobić go na kupę złomu.
I okazja taka wkrótce się nadarzy, bowiem robot zaginie podczas transportu, w wyniku nieszczęśliwego wypadku na drodze i trafi prosto w ręce... nastolatka, który jak z kolei nietrudno się domyślić miast grzecznie odnieść znalezisko tam gdzie jego miejsce, postanawia się trochę pobawić. Och, a także przy okazji udać się na umówione spotkanie ze swoją dziewczyną... w pełnym robotycznym pancerzu.

Cóż mogę rzec... Madox nie do końca okazał się tym, czego się spodziewałem.  Miast ciekawego, fajnie zrobionego staroszkolnego mecha anime dostałem coś... no właśnie ciężko właściwie określić co. Nie jestem pewien czy twórcy chcieli stworzyć parodię, serię wojenną czy też może romansidło...  albo też może miks wszystkich wcześniej wymienionych gatunków, ale średnio to wyszło. Szczerze powiedziawszy jest to chyba pierwsze staroszkolne mecha anime, które tak mnie rozczarowało. Fabuła jest sztampowa do bólu, nudna i niezmiernie przewidywalna. I choć nie jest to najważniejszym elementem w mecha anime, to jednak mimo wszystko ta w "Madox" jest tak kiczowata, że chwilami po prostu mierzi. Pomijam już tu ograne schematy, jak np. to, że maszyna trafia w ręce nastolatka, który jakimś dziwnym trafem nagle umie ją genialnie pilotować, bardziej chodzi mi tu np. o fakt, że armia jest totalnie niekompetentna. No bo jak można z taką łatwością zgubić wysokiej klasy zaawansowany sprzęt militarny? Czy do takich rzeczy nie powinno się doczepiać jakichś urządzeń namierzających na taki właśnie wypadek? Albo zapewniać im większej ochrony?

Postacie nie są co prawda najważniejszym elementem mecha anime, ale jednak mimo wszystko powinny być łatwe do polubienia i wyróżniać się choć jedną taką cechą, która sprawia że widz może się doń przywiązać. Tutaj niestety raczej żaden z bohaterów nie jest ani ciekawy ani sympatyczny. Wszyscy są tak do bólu naciągani i nudni, że za cholerę nie dałem rady się przemóc i polubić choć jednego z nich. Zobaczmy kogo tu mamy: Świetnie przeszkolona, idealna wprost pilotka? Jest. Niezbyt rozgarnięty nastolatek, który dostaje w swoje ręce zaawansowany technologicznie sprzęt? A jakże. Zły i wredny czarny charakter, o odpychającej fizjonomii? Tak. To może jeszcze wzdychająca do głównego bohatera, randomowa dziewuszka? Oh, ależ oczywiście.
Co gorsza - relacje między bohaterami również do najlepszych nie należą. Wątek romansowy między głównym bohaterem a jego ukochaną jest, za przeproszeniem, tak "z dupy wyciągnięty" że człowiek nie wie, czy śmiać się, czy płakać.  Motywy głównego złego spytacie? Jak samo imię wskazuje ("Kilgore - KILL, GORE = Zabić, Brutalność) nie są one jakieś zbytnio wyszukane - nasz antagonista po prostu chce rozwalić Madoxa, bo jest okrutny i szuka zemsty. Tyle. (Kto takiego człowieka w ogóle do armii zatrudnił?!)
To może chociaż oprawa audiowizualna ratuje sprawę? Erm... nie. Projekty postaci, zwłaszcza kobiecych, są po prostu fatalne. U kobiet razi niezwykle zwłaszcza sposób rysowania twarzy - kanciaste kontury, drobne usteczka i nosek, umieszczone niemal na brodzie (naprawdę) i gały na pół twarzy. Jestem zdecydowanie zwolennikiem staroszkolnej kreski, ale nawet jak dla mnie, projekty postaci w tym anime są po prostu odpychające.
Na szczęście przynajmniej projekty mecha prezentują się fajnie - Madox, podobnie jak "Kakuseijin" z "Bettermana" to nie stereotypowy robot z humanoidalną twarzą i kończynami. Miast tego dostajemy coś, co faktycznie przypomina sprzęt wojskowy - z karabinem, skrzydłami, kabiną pilota i szczypcami chwytającymi w komplecie.
Animacja, która w mecha anime powinna być niezwykle płynna, jest tutaj strasznie nierówna. Wszystko bardzo często porusza się nienaturalnie, raczy się nas jak najbardziej uproszczonymi tłami... Ogółem za dobrze nie jest. Najlepiej wyglądają chyba starcia, choć i w ich przypadku dopatrzeć się można chwilami nadmiernych oszczędności.
O muzyce za dużo dobrego także powiedzieć nie można. Są to głównie nudne cyberpunkowe brzdąkania, przy których nawet utwory z czołówek starych reklam są hitami.
Głosy bohaterów także są nierówne. Chwilami aktorom udaje się świetnie oddać emocje, by zaraz potem brzmieć jak bezduszne kukły, które ktoś przymusił do grania wbrew woli.

"Madox" zaliczam niestety zdecydowanie do najgorszych anime, jakie przyszło mi obejrzeć. Pomijając już nawet kwestię fabuły, która w mecha anime nie powinna być najistotniejsza. Postacie są drętwe i sztampowe, relacje między nimi zaś nakreślone po łebkach i tandetne. Oprawa audiowizualna jest brzydka i tak oszczędna, jak to tylko możliwe, co najbardziej rzuca się w oczy w przypadku animacji. Muzyka praktycznie nie istnieje (no, chyba że uderzanie widelcem o patelnię można nazwać muzyką) a głosy postaci nie są wcale a wcale przekonujące.
"Madox" szczerze powiedziawszy odradzam, nawet zatwardziałym fanom mecha. Jest to niestety jedna z tych staroszkolnych serii, o których lepiej zapomnieć. Jeśli szukacie ciekawego mecha z lamusa, zdecydowanie polecam rozejrzeć się za "Megazone 23", "Dangaiohem" albo też "Gundamem".

Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1987
Pełny Tytuł: „Metal Skin Panic Madox-01”
 Reżyseria: Shinji Aramaki
Scenariusz: Shinji Aramaki
Muzyka: Ken Yajima
Gatunek: Komedia, Real Robot, Militaria, Cyberpunk
Liczba Odcinków: 1
Studio: AIC
Ocena Recenzenta: 2/10

Screeny:







wtorek, 1 października 2013

"Katsugeki Shoujo Tanteidan" (1986) - Czyli dwie uczennice na tropie porwanej koleżanki

Dziś wyciągam z lamusa kolejną zakręconą OVA z lat 80tych (wierzcie mi, że takowych jeszcze wiele przed nami). Krótką, ale całkiem przyjemną i zabawną komedyjkę, której bohaterkami są urocze dziewczątka ubrane w szkolne mundurki (a jakżeby inaczej, Japonio). Oto przed państwem "Katsugeki Shoujo Tanteidan"

Yuriko, Shizuka i Midori to niczym nie wyróżniające się dziewczęta, uczęszczające do prywatnej szkoły dla dziewcząt im. Św. Katarzyny. Jak wszystkie dziewczęta w ich wieku uwielbiają wymykać się na imprezy, czy też robić całodniowe wypady na miasto, po czym cichaczem wracać na teren placówki. Pewnego razu jednak, gdy nasze bohaterki wracają po nocnych ksiutach, Midori zostaje porwana przez tajemniczych napastników! Gdy następnego dnia Shizuka i Yuriko pytają w sekretariacie, gdzie podziała się Midori, dowiadują się tylko, że musiała wyjechać w związku z "ważnymi rodzinnymi sprawami". Dziewczyny nie wierzą w to jednak i postanawiają na własną rękę sprawdzić, co stało się z ich koleżanką. W związku z tym "pożyczają" sobie samochód Midori i ruszają w kierunku jej domu. Dowiedzą się tam, że porwanie ich koleżanki jest w istocie zaledwie niewielkim elementem zdecydowanie bardziej rozbudowanego planu...


Historia przedstawiona w "Katsugeki Shoujo Tanteidan" nie jest ani długa, ani też skomplikowana. Jest to po prostu krótka, zabawna opowiastka z nutką kryminału, której głównym celem jest najzwyczajniej w świecie rozbawienie widza. I szczerze mówiąc, wychodzi jej to dobrze. Twórcom udało się bowiem zawrzeć w czasie tych 30 minut całkiem sporo zabawnych gagów, które nie raz sprawią, że szczerze się zaśmiejemy.  Zobaczymy tu mnóstwo slapstickowego humoru oraz usłyszymy wiele naprawdę śmiesznych dialogów.

Postacie to parodie typowych stereotypów, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę że anime to jest komedią. Mamy tu szkolne prymuski, które wiernie służą dyrektorowi (do tego stopnia, że gdy zleca im bieganie z siekierą za innymi uczennicami, to to zrobią); wrednego i cwanego dyrektora; czy też radosną i wprost tryskającą energią małą uroczą dziewczynkę.
 Co warte jest również wspomnienia, dialogi i relacje między tymi bohaterami są naprawdę całkiem nieźle przemyślane i zdecydowanie potrafią rozbawić, bez uciekania się do niesmacznych żartów. 

Oprawa audiowizualna wypada niestety średnio. O ile bowiem projekty postaci i tła są schludne i przyjemne dla oka, tak animacja chwilami nieźle trzeszczy. Postacie poruszają się chwilami dość sztywno i nienaturalnie, co może zrazić widzów, którzy po anime oczekują wysokiej jakości. I tak, ja zdaję sobie sprawę, że to anime jest już dość stare, jednak nie jest to wymówką, biorąc pod uwagę fakt, że w latach 80tych powstało wiele serii, które płynnością i szczegółowością animacji przewyższają wiele dzisiejszych. Wystarczy wspomnieć choćby takie tytuły jak "Megazone-23" "Haja Taisei Dangaioh" czy też "Five Star Stories".
Muzyka jednak mi się podobała. Może poza openingiem, który jest moim zdaniem trochu sztuczny i nijak nie zapadł mi w pamięć. Utwory grające podczas wydarzeń jednak podobały mi się bardzo i przyznać muszę, że świetnie wpasowywały się w atmosferę i dobrze budowały nastrój. Ending również jest całkiem przyjemny i szybko wpada w ucho.
Głosy postaci brzmią przekonująco i aktorom nie można zarzucić, że nie postarali się przy odgrywaniu swoich ról. Udało im się bowiem bardzo dobrze oddać charaktery postaci, w które się wcielają i ich głosów słucha się z przyjemnością.

"Katsugeki Shoujo Tanteidan" nie jest produkcją w żadnym razie wybitną. Nie zaliczyłbym jej też do najlepszych OVA z lat 80tych. Jest jednak nadal taką produkcją, przy której widz może się dobrze bawić. Jest to bowiem 30 minut naprawdę fajnej, śmiesznej komedii, która nie ucieka się do niesmacznych żartów, a miast tego serwuje widzowi dobrą dawkę zdrowego, głupkowatego humoru.
Seria ma jednak jeden dość poważny mankament - nadaje się raczej tylko do jednorazowego obejrzenia. Żarty w niej pokazane bowiem, mimo że za pierwszym razem naprawdę potrafią rozśmieszyć, tracą na śmieszności wraz z każdym kolejnym obejrzeniem.
Sugeruję też raczej wyemitować tę serię na jakimś konwencie, lub obejrzeć ją z grupą znajomych, miast oglądać ją samemu. Dużo lepiej bawi ona bowiem wtedy, gdy mamy wokół siebie paru ludzi, z którymi możemy pokomentować szurnięte naprawdę chwilami wyczyny bohaterek.

Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1986
Pełny Tytuł: „Girl Detective Club”("Katsugeki Shoujo Tanteidan")
 Reżyseria: Masaharu Okuwaki
Scenariusz: Yuuho Hanazono
Muzyka: Hiroaki Sei
Gatunek: Parodia, Komedia, Sensacja, Kryminał
Liczba Odcinków: 1
Studio: TMS Entertaiment
Ocena Recenzenta: 5/10

Screeny: