piątek, 21 października 2016

"Full Metal Panic IV" oficjalnie potwierdzone na rok 2017!



To już oficjalne. Nowa seria FMP ujrzy światło dzienne w roku 2017. Reżyserował będzie Katsuichi Nakayama ("Evangelion 3.0", "Mouretsu Pirates: Abyss of Hyperspace"), a za scenariusz odpowiedzialny będzie Shoji Gatoh ("Hyouka", nowelki "Amagi Brilliant Park" i "Full Metal Panic"). Projekty postaci i mechów wykonają odpowiednio Osamu Horiuchi i Ebikawa Kanetake, którzy pracowali również przy poprzednich odsłonach FMP. Reżyserem animacji będzie Aya Yamamoto, a za animację odpowiadać będzie studio XEBEC, które dało nam wiele innych mecha anime, jak m.in "Nadesico", "Dai-Guard", "Break Blade", czy też anime dekady - "Fafner Exodus". Oficjalna strona internetowa poniżej:

Jaram się. Mam szczere nadzieje, że XEBEC dostarczy i że jeśli mechy będą w CGI, to tak jak w przypadku fantastycznego "Exodusa"ich animacją zajmie się bazowane Orange.

niedziela, 16 października 2016

Disney po japońsku - "Sirius no Densetsu" (1981)

To, że chińskie bajki zaczerpnęły wiele z Disnejowskich animacji nie jest tajemnicą. Już w latach 60-tych Tezuka Osamu, oczarowany tym, ile ekspresji bohaterowie "Królewny Śnieżki" potrafili wyrażać samymi oczami, zaczął stylizować swoje postacie na Disnejowe ludziki, co potem szybko podłapali wszyscy inni. Stąd właśnie wzięły się te słynne wielkie oczy w anime.

Niektórzy twórcy zainspirowali się nawet Disneyem do tego stopnia, że ich twory do złudzenia przypominały jego kultowe dzieła. Dobrym przykładem takiej produkcji jest recenzowane dziś "Sirius no Densetsu", które gdyby nie wszędobylskie "runy księżycowe" sam bym z pewnością za dzieło słynnego filmowca wziął.

Dawno, dawno temu na ziemi żyło boskie rodzeństwo - Oceanus, bóg wody oraz Hyperia, bogini ognia. Oboje bardzo się kochali i byli nierozłączni. Pewnego dnia jednak podstępny bóg wiatru - Algaroc - zasiał między nimi z zazdrości ziarno niezgody. Rodzeństwo zaczęło stopniowo się od siebie oddalać, aż w końcu poróżniło się tak bardzo, że doszło między nimi do wojny. I choć po wielu latach Algaroc został w końcu pokonany i uwięziony, to rodzeństwo jest tak już ze sobą zwaśnione, że nawet ich potomkowie nienawidzą siebie nawzajem i żyją w separacji . Pewnego dnia jednak staje się rzecz niesłychana - jeden z synów Oceanusa, młody książę Syriusz zakochuje się w księżniczce Malcie, córce Hyperii. Czy ich miłość będzie w stanie przetrwać, mimo wszelkich przeciwności?

Patrząc na sam zarys fabularny "Sirius no Densetsu" bardzo łatwo jest zauważyć, z jakich źródeł inspirację czerpali twórcy. Mamy tutaj do czynienia  miksem "Romea i Julii" z greckimi mitami. Dodajmy do tego jeszcze trochę Disnejowskich naleciałości fabularnych i już mniej więcej wiecie, czego po "Sirius no Densetsu" można oczekiwać. Brzmi oklepanie? A no brzmi. Ale tak jak w przypadku baśni Disneya, wcale nie przeszkadza to w czerpaniu przyjemności z seansu. Reżyser i scenarzysta, Masami Hata - jeden z najbardziej utalentowanych ludzi ze słynnego Mushi Productions - odwalił kawał naprawdę świetnej roboty. Historia przedstawiona w "Sirius no Densetsu" ma w sobie bowiem tyle magii i uroku, że nie w sposób jej się oprzeć. Film potrafi zarówno rozbawić jak i wzruszyć i to nie tylko dzieciaki, do których jest przede wszystkim kierowany, ale również widzów starszych. Obraz bowiem bardzo umiejętnie przedstawia kolejne wydarzenia, skutecznie wybudzając drzemiące w nas dziecko. Czyni to z produkcji naprawdę fajne kino familijne i tytuł idealny, jeśli chcecie przekonać swoich znajomych i krewnych, że te wasze chińskie bajki to nie tylko przesycone erotyką i durnymi żartami głupoty *śmiech*. Bardzo spodobało mi się też, że w przeciwieństwie do większości filmów dla dzieci, gdzie całe zło świata reprezentowane jest przez jedną postać, tutaj się z takim zabiegiem nie spotkamy. Jasne, podstępny bóg wiatru jest tu odpowiedzialny za sprowokowanie całego zamieszania, ale gdy rozpoczyna się akcja filmu jest on już pokonany i uwięziony. Bajka stara się w ten sposób pokazać dzieciom, że nie każdy konflikt da się cudownie zażegnać, pokonując jednego wrednego niemilucha. I choć niektórzy mogą powiedzieć, że taki morał może być dla milusińskich za trudny do zrozumienia, to osobiście uważam to za bardzo dobre rozwiązanie. Chciałbym nawet, by więcej produkcji robiło coś takiego i nie traktowało maluchów jak niezdolne do myślenia głuptaki.
Spotkałem się w sieci z opiniami, że problemem może być jednak zakończenie filmu. Na pierwszy rzut oka dość smutne, przez co może doprowadzić dzieci do płaczu i dlatego nie nadaje się niby dla wszystkich. Nie mam pojęcia, skąd wzięło się to głupie przeświadczenie. Przecież niemal wszystkie filmy Disneya, które także kierowane są w większości do tych młodszych widzów, nie stroniły nigdy od pokazywania tych bardziej przykrych, czy też nawet przerażających wątków. Śmiem stwierdzić nawet, że w porównaniu z niektórymi z nich, finał "Sirius no Densetsu" jest nawet o wiele radośniejszy i prostszy do wytłumaczenia milusińskim.

Inspiracja Disnejowskimi animacjami na fabule się nie kończy. Również bohaterowie zachowują się i wyglądają tak, jakby przewędrowali tutaj z "Fantazji", czy innego "Piotrusia Pana". Uspokajam jednak zawczasu, że nie mamy tutaj bynajmniej do czynienia z leniwym plagiatem. Choć Syriuszowi bardzo blisko do wspomnianego wcześniej chłopca, który nigdy nie chciał dorosnąć, to jednak różni się on od niego pod paroma dość istotnymi względami. Przede wszystkim dużo poważniej podchodzi do spraw sercowych. Choć jego uczucie do ślicznej Malty ciężko z początku nazwać dojrzałym, to w miarę upływu czasu młody książę bardzo ładnie udowadnia, że naprawdę mu zależy i gotów jest dla swej miłości do największych nawet poświęceń. Podobnie zresztą ma się sprawa z odwzajemniającą jego uczucie ognistą księżniczką. Malta, choć ma wiele wspólnego z księżniczkami Disneya, to bardzo szybko pokazuje że jest czymś o wiele więcej, niż tylko ich kolejną kalką. 
Bardzo sympatycznie prezentują się również bohaterowie poboczni. Zwłaszcza towarzyszący Syriuszowi Chiku bardzo mi się spodobał. Bardzo radosny i energiczny, choć nieco gapowaty i strachliwy syren, który swymi interakcjami z młodym księciem wnosi do filmu mnóstwo humoru. Kiedy zajdzie potrzeba potrafi również pokonać swe słabości i wykazać się wielką odwagą, by pospieszyć na pomoc swemu przyjacielowi. Całkiem ciekawą postacią jest również jedna z dwórek Malty - śliczna Piale - którą z młodą księżniczką wiąże chyba coś więcej, niż tylko przyjaźń. Znalazło się tu również miejsce dla sędziwego, roztropnego mentora w postaci wielkiego żółwia, który wiele w swym długim życiu już widział i często służy Syriuszowi cenną radą.
Bardzo zgrabnie rozwiązano również sprawę z bóstwami. Mimo że są wszechmocnymi i wszechobecnymi bytami, ani Hyperia ani Oceanus nie ingerują zbytnio w przebieg historii. Trzymają się raczej na uboczu, pozwalając głównej parze bohaterów grać pierwsze skrzypce. Nie oznacza to jednak, że nie mają absolutnie żadnej roli w historii i są tylko tanim Deus Ex Machina. To nadal pełnoprawne postacie.

Najmocniejszą stroną filmu jest jednak jego oprawa audiowizualna. Mój Boże, jakie to jest prześliczne. Dawno nie miałem już okazji obejrzeć tak pięknie i solidnie wykonanego anime. Inspirację Disneyem widać tu zdecydowanie najwyraźniej, ale tak jak w przypadku charakterów bohaterów i fabuły, również i tu nie jest to po prostu małpowanie. Projekty postaci są bardzo kolorowe i bajkowe, i to zarówno te humanoidalne, jak i bardziej fantastyczne czy zwierzęce. Różnorodność postaci w "Sirius no Densetsu" jest po prostu niesamowita. Mermany, Wróżki, gadające płomyki, świetliste motyle, kudłate psiaki, wielobarwne rybki, olbrzymie meduzy, węże morskie - wszystko to tutaj znajdziecie! Niesamowicie spodobał mi się zwłaszcza potężny Oceanus, wyglądający jak skrzyżowanie mitycznego Posejdona ze smokiem i jednorożcem. Na spory plus również to, że wszystkie te postacie świetnie wyrażają swoje emocje nie tylko mimiką, ale również gestykulacją. Dodaje im to o wiele więcej charakteru, bez potrzeby nieustannego kłapania dziobem. Skoro już o tej świetnej gestykulacji wspominam, to naturalnym będzie przejść do samej animacji, która jest po prostu fenomenalna. Wszystko rusza się niesamowicie płynnie, bez widocznych chrupnięć czy czkawek a i nie ma tutaj mowy o spamowaniu - tak bardzo w anime popularnymi - powtarzanymi, zapętlonymi ujęciami. Ogromne wrażenie robią zwłaszcza sceny pościgów i bitew, czy też starć między bóstwami, które choć krótkie, należą do najbardziej efekciarskich w całym filmie. A wszystko to jeszcze okraszone cudowną, fantazyjną kolorystyką i mnóstwem efektów specjalnych w postaci błysków, wybuchów, drgań i zniekształceń ekranu i wielu, wielu więcej! Jedynie tła mogłyby być nieco bardziej szczegółowe. Nie są one złe, przeciwnie - są bardzo ładne i bajkowe, ale jednak momentami sprawiają wrażenie, jakby trochę niedokończonych, pustych, a szkoda.
Muzyka również nie zawodzi. Skomponowana przez Koichiego Sugiyamę (znanego choćby ze świetnych kompozycji z Ideona oraz Dragon Quest) i wykonana przez Orkiestrę Symfoniczną NHK ścieżka dźwiękowa jest po prostu przepiękna. Czuć w niej magię i epickość, rewelacyjnie komponujące się z rozgrywającymi się na ekranie fantastycznymi wydarzeniami, dzięki czemu całość dogłębnie porusza widza i oczarowuje go niezwykle. Melancholia, radość, groza - wszystko to da się w tej muzyce poczuć!
Słowa pochwały należą się również aktorom, którzy zadbali o to, aby każda z postaci brzmiała przekonująco. Obsada "Sirius no Densetsu" składa się z samej śmietanki ciapońskiego przemysłu seiyuu i wyraźnie to słychać. Usłyszymy tutaj m.in takich ludzi jak Furuya Toru (Amuro z "Mobile Suit Gundam", Pegasus Seiya z "Saint Seiya"), Mami Koyama (Arale z "Dr. Slump", Momo z "Minky Momo"), czy też Keiko Han (Lalah Sune z "Mobile Suit Gundam", Saori Kido z "Saint Seiya").

"Sirius no Densetsu" to prześlicznie wykonana i wzruszająca baśń, w której czuć tę wyjątkową magię Disneya. Punktuje zdecydowanie tym, że nie godzi w inteligencję dzieci oraz potrafi oczarować także widzów dorosłych. Z całego serca polecam obejrzeć ten film z całą rodziną. Takich właśnie bajek mocno mi dzisiaj brakuje.

Typ Anime - Film Kinowy
Rok produkcji - 1981
Pełny Tytuł: „Sirius no Densetsu” ("Sea Prince and the Fire Child")
 Reżyseria: Masami Hata
Scenariusz: Masami Hata, Chiho Katsurako
Muzyka: Koichi Sugiyama
Gatunek: Familijny, Romans, Dramat, Fantasy
Liczba Odcinków: 1
Studio: Sanrio
Ocena Recenzenta: 8/10

Screeny:






wtorek, 4 października 2016

Kosmiczapeczki i ich wpływ na dojrzewanie dwunastoletnich dziewczynek - "Alien 9" (2001)

Jeśli nie jesteście czarodziejkowymi "każualami" i widzieliście coś więcej, niż Sailor Moon i Madoka, to nie powinien być dla was niespodzianką fakt, że dzieło Urobutchera wcale nie jest tak nietypowe i przełomowe dla swojego gatunku. Dojrzalszych i bardziej szokujących bajek o czarodziejkach było już bowiem mnóstwo i z wielu z nich Meduka garściami czerpała inspirację. Co więcej - sporo z nich mogło popisać się o wiele lepiej nakreślonymi bohaterkami i dużo bardziej wyrafinowanym operowaniem symbolizmem, czy też "shock value". Jednym z tych tytułów jest mało znana, acz w pewnych kręgach kultowa OVA z roku 2001 - "Alien 9" - której to w tej recenzji się przyjrzymy.

Yuri Ootani to typowa uczennica podstawówki. Jest urocza i nieśmiała, i bardzo boi się wrednych kosmitów. Na jej nieszczęście, ziemia coraz częściej jest przez takowych najeżdżana! Co gorsza - jej własna klasa, w wyniku głosowania, wybiera ją na członkinię specjalnego oddziału, którego celem jest łapanie tych wrednych kosmitów właśnie! A jakby tego było mało, okazuje się, że każda osoba do niego należąca, musi włożyć na głowę dziwacznego kijankowatego obcego, który wspierał ją będzie w boju, w zamian za dostarczanie mu pożywienia. Yuri ma totalnie przechlapane...

Czytając ten opis fabuły pewnie ciśnie się wam na usta pytanie, co za kretyn wpadł na pomysł, żeby chwytanie zagrażających ziemi obcych powierzyć małym, niedojrzałym psychicznie dziewczynkom? I tak, jest to niezwykle absurdalne i na pierwszy rzut oka strasznie głupie, ale to tylko pozory. Z dwóch powodów. Po pierwsze, seria z biegiem czasu sensownie wyjaśnia widzowi, czemu tak jest. Po drugie - "Alien 9" nie jest tytułem, który powinno się odbierać w 100% dosłownie. Całość jest bowiem bardziej alegorią procesu dojrzewania, skrytą pod otoczką prostej opowiastki o zwalczaniu wrednych kosmitów. W sposób bardzo sprytny i subtelny twórcy poruszają wiele problemów, z jakimi borykają się dorastające dzieciaki, operując dodatkowo bardzo wysmakowanym artystycznie, onirycznym wręcz symbolizmem, zwłaszcza w scenach snów Yuri. Potrzeba akceptacji, pokonywanie swoich lęków, odkrywanie swojej seksualności - wszystko to tutaj znajdziecie. Bardzo dobrze zbalansowano także wydarzenia "normalne" z tymi szokującymi. Choć w serii pojawia się kilka bardzo mrocznych i krwawych scen, to nigdy nie są one przejaskrawione i stosowane są z umiarem, tylko wtedy, kiedy naprawdę trzeba.
Na pochwałę zasługuje również pacing historii. Nic nie dzieje się ani za wolno, ani za szybko. Serial nie marnuje czasu na zbędne dłużyzny i koncentruje się przede wszystkim na tych najważniejszych wydarzeniach. Jedyny problem taki, że serial urywa się w najciekawszym momencie, co może zirytować niektórych widzów. By poznać dalsze przygody dziewcząt (a warto!) trzeba sięgnąć po oryginalny komiks.
Bardzo podobało mi się, że serial nie marnował żadnej szansy na rozwinięcie charakterów bohaterek i pokazanie relacji między nimi. W przeciągu zaledwie czterech odcinków serii udaje się osiągnąć to, czego w ciągu dwunastu nie potrafiła dobrze zrobić Madoka. Jest to godne pochwały tym bardziej, że mamy tutaj do czynienia z trzema bardzo różnymi dziewczynkami. Jak już pisałem, Yuri jest bardzo nieśmiała i bojaźliwa, przez co często ładuje się w tarapaty i nie jest w stanie efektywnie wykonywać swoich obowiązków. Niektórych może przez to drażnić, ale moim zdaniem właśnie to czyni ją postacią bardzo wiarygodną. Bardzo potrzebuje również akceptacji innych osób, dlatego tak mocną przyjaźnią darzy pozostałe członkinie oddziału, które otwarły się na nią i podreperowały jej poczucie własnej wartości. Kumi zaś to silna i niezależna chłopczyca, starająca się nigdy nie okazywać słabości. Gdy była malutka straciła ojca i od tamtej pory była zdana w większości tylko na siebie. Dlatego tak bardzo drażni ją z początku zachowanie płaczliwej Yuri, nie potrafiącej z niczym sobie poradzić. Z biegiem czasu jednak zaczyna ją darzyć coraz większą sympatią, stając się dla niej swoistą starszą siostrą. Ostatnią bohaterką jest niesamowicie urocza, odważna i energiczna Kasumi. Pochodzi z bogatej rodziny, jest niezwykle utalentowana w wielu dziedzinach i bez problemu radzi sobie z kosmitami, traktując ich łapanie jak dziecinną zabawę. Szybko okazuje się jednak, że również i ona boryka się z pewnymi problemami. Dynamika między tą trójką jest po prostu fantastyczna i obserwowanie, jak nawiązują ze sobą coraz głębszą przyjaźń i wspierają się nawzajem w trudach sprawia mnóstwo przyjemności. A do tego dochodzą jeszcze interakcje bohaterek z ich kosmicznymi partnerami. Każdy z Borgów (bo tak "czapkożabki" się nazywają) jest istotą myślącą, zdolną do komunikacji oraz odczuwania emocji, co również ma wpływ na rozwój każdej z postaci. Zwłaszcza bojaźliwej Yuri, dla której przecież wszyscy kosmici to wredne i nikczemne bestie, jak Obcy z tej słynnej serii filmów.
Oprócz tego mamy także kilka istotniejszych postaci drugoplanowych, z których najciekawszą jest chyba pani profesor nadzorująca poczynania małych bohaterek. Również i ona jest kimś całkiem innym, niż na pierwszy rzut oka się wydaje i związany jest z nią jeden z najciekawszych zwrotów akcji w całej serii.
No dobrze, ale zapytacie jeszcze pewnie, czemu niby "Alien 9" kwalifikowane jest przeze mnie jako bajka o czarodziejkach, skoro traktuje o zwykłych dziewczynkach zmagających się z obcymi? Już spieszę z wyjaśnieniem - tu również mamy do czynienia z grą pozorów. Choć ogólny zarys fabularny przypomina typowe science-fiction, to w rzeczywistości cała bajka działa bardziej jak coś z gatunku Mahou Shoujo. Borgi i innych kosmitów bez większego problemu można by zastąpić jakimiś czarodziejskimi żyjątkami, a stroje i wyposażenie noszone przez bohaterki bardziej przypomina coś żywcem wyciągnięte z czarodziejkowej bajki, aniżeli poważnego s-f. A i ogólny klimat serii jest bardzo czarodziejkowy.

Oprawa audiowizualna jest fantastyczna. Projekty postaci są strasznie uproszczone i cukierkowe, dzięki czemu bardzo fajnie kontrastują z groteskowymi, przerażającymi kosmitami. Dodatkowo i paradoksalnie, ta prostota rysunku sprawia, że bohaterki mają więcej ekspresji i potrafią okazać dużo więcej emocji, niż gdyby narysowano je bardziej szczegółowo. Całość nabiera jeszcze bardziej "creepy" klimatu, gdy dodamy jeszcze świetne, szczegółowe, momentami niezwykle surrealistyczne tła. No i nie zapominajmy o świetnej kolorystyce i grze świateł. Twórcy doskonale wiedzieli, jakich barw i jakiego oświetlenia należy użyć, aby wydobyć maksimum nastroju z każdej ze scen. A wspomnieć należy jeszcze o świetnej kamerze, ustawionej zawsze tak, by jeszcze lepiej podkreślić atmosferę rozgrywających się na ekranie wydarzeń. Animacja również nie zawodzi - płynna i szczegółowa, cieszy oczy zwłaszcza podczas scen akcji. Całość okraszona jest też bardzo nietypową, obco brzmiącą muzyką. Odpowiedzialny za nią Haishima Kuniaki skomponował również ścieżki dźwiękowe do takich tytułów jak m.in "Neo Ranga", "Monster", "Blue Gender", czy też "Gasaraki". Nie trzeba zatem więcej zapewnień, że mamy tu do czynienia z muzyką niezmiernie klimatyczną i nastrojową, idealnie dopasowaną do każdej ze scen. Pochwalić należy również opening, wykonany w aż trzech różnych wersjach przez każdą z bohaterek. Radosny, skoczny, z dziecięcym wokalem, umyślnie wprowadza widza w błąd, przedstawiając mu bajkę jako radosną, dziecinną przygodówkę. Dzięki temu, kiedy tytuł nagle okazuje się być czymś innym, efekt wow jest jeszcze większy.
Jeśli o grę aktorską idzie - znajomy seiyuufag słuchając bohaterek kręcił nosem strasznie, bo nie brzmiały one jak zawodowe aktorki. Ja jednak uważam, że akurat w tym wypadku to bardzo dobrze. Bohaterkami "Alien 9" są bowiem dzieci i faktycznie jak dzieci one brzmią. Zwłaszcza Yuri, która kumpla najbardziej do szewskiej pasji doprowadzała, bardzo mi się pod tym względem podobała. Jej głos faktycznie brzmi bardzo niepewnie, zdania kończy ona delikatnym zaśpiewem i czasami bardzo się jąka. Zupełnie tak, jak dziewczynka w jej wieku i sytuacji.

"Alien 9" to tytuł bardzo nietypowy i surrealistyczny, przez co z pewnością nie wszystkim przypadnie do gustu. Zdecydowanie warto dać mu jednak szansę. Jeśli będziecie w stanie spojrzeć dalej, niż ta kosmitowa otoczka, to czeka na was fantastyczny serial psychologiczny o dorastaniu i budowaniu relacji międzyludzkich. Bajka dużo umiejętniej operuje także symboliką i "szokerami", aniżeli wspomniana na początku tekstu, bardzo podobna Madoka. Szkoda ogromna tylko, że urywa się na czwartym epizodzie i by poznać dalsze losy bohaterek, trzeba sięgnąć po mangę. Mimo to gorąco polecam. Jest to jeden z najciekawszych i najbardziej nietypowych tytułów, z jakimi miałem styczność.

Typ Anime - Seria OVA
Rok produkcji - 2001
Pełny Tytuł: „Alien 9” ("Alien Nine")
 Reżyseria: Irie Yasuhiro
Scenariusz: Minakami Seishi
Muzyka: Haishima Kuniaki
Gatunek: Horror, Science-Fiction, Psychologiczny, Mahou Shoujo
Liczba Odcinków: 4
Studio: J.C. Staff
Ocena Recenzenta: 8/10

Screeny: