czwartek, 22 maja 2014

Prosciutto, przepyszne prosciutto! Moje królestwo, za prosciutto! - "Mogeko Castle"



Dawno nie wrzucałem tu żadnego growego tekstu. Pora braki nadrobić. Na warsztat bierzemy dziś ciekawą i niezwykle pięknie wykonaną przygodów...właściwie to "Prosciuttówkę", jak to sam autor określa, grę indie stworzoną w programie "RPG Maker VX". Gierka zwie się "Mogeko Castle" i zdecydowanie zaliczyć ją mogę do grona swoich ulubionych "indyków". Ale zacznijmy może od początku...



Główną bohaterką gry jest Yonaka Kurai - typowa gimnazjalistka, która niczym nazbyt szczególnym się nie wyróżnia. Czyli jest to typowa protagonistka indie przygodówek.
W każdym razie, naszą bohaterkę poznajemy w momencie, kiedy wraca pociągiem z szkoły do domu. Jest bardzo podekscytowana, bowiem dziś ma w końcu zobaczyć się ze swoim ukochanym starszym bratem, który do domu przyjeżdża raz na ruski rok. W pewnym momencie jednak, znużona podróżą, dziewuszka zasypia... i budzi się na dziwacznej, opustoszałej i zupełnie nie znanej sobie stacji. Przestraszona oczywiście natychmiast postanawia wsiąść do pociągu i wrócić... niestety, okazuje się to być niemożliwe. W wyniku takiego obrotu spraw, bohaterka postanawia rozejrzeć się po okolicy. A nóż, znajdzie się ktoś, kto wskaże jej drogę powrotną. Po drodze rozgląda się oczywiście dokładnie po całej stacji, w poszukiwaniu wskazówek maści wszelakiej. Jedyne co znajduje jednak, to dziwaczne plakaty, gloryfikujące Prosciutto, oraz kilka automatów z napojami.
Bo krótkim tuptaniu, dziewczynka dociera do pobliskiego lasu. Tam napotyka się na dziwaczne, żółte stworzonko. Przedstawia się jej ono jako "Mogeko". Stworek z początku nie wydaje się mieć wrogich zamiarów i jedynie prawi naszej bohaterce komplementy... w pewnym momencie jednak, pokazuje swoje prawdziwe, niezwykle zbereźne oblicze, kiedy to wzywa swoich ziomeczków i razem postanawiają... "Zabawić się" z Yonaką. Nasza bohaterka spieprza oczywiście co sił w nogach.
Po długiej gonitwie dociera ona do tajemniczego zamczyska, jak się okazuje, zamieszkanego przez spotkane poprzednio stworki właśnie. Jakoże nadal jest ścigana przez tłum Mogeko, nasza bohaterka staje przed trudnym wyborem - albo oleje zamek i rozejrzy się za inną drogą ucieczki, narażając się na pochwycenie przez niewyżyte stworzenia, albo wejdzie do środka, unikając co prawda pościgu, ale ryzykując tym, że tam potworków tych spotka jeszcze więcej. Jak dalej potoczą się losy naszej bohaterki? A to już zależeć będzie tylko i wyłącznie od Ciebie i Twoich decyzji, drogi graczu.





Szczerze powiem, że nie do końca wiem, jak można określić przynależność gatunkową "Mogeko Castle". Z jednej strony bowiem, gra zaczyna się jak typowa indie przygodówka, z drugiej strony jednak podchodzi do tematyki horrorowej z jajem i już w pierwszych minutach gry wyśmiewa większość stereotypowych zagrań; z początku stara się budować odpowiedni, "spooky" klimat, tylko po to, by zaraz obrócić wszystko w śmiech. Trzeba w tym momencie zaznaczyć, iż humor w grze tej jest bardzo mocno rozerotyzowany i obfituje w liczne podteksty seksualne. Nie jest to zatem tytuł dla młodszego odbiorcy.
Prócz seksualnych żartów, natkniemy się także na pierdyliard innych, normalniejszych nieco gagów, nawiązujących m.in do wspomnianego w tytule posta pyszniutkiego Prosciutto. Ba, w grze możemy je nawet kolekcjonować... bez żadnego celu.
 Sądzę, że dlatego właśnie do określenia gatunku gry najlepiej sprawdza się termin "Prosciutto Adventure Game" wprowadzony przez samego autora. Bądź też, używając terminologii normalnej, "Horror Komediowy".
Skoro o autorze już mówimy, to warto wspomnieć o nim trochę więcej. Nowszym fanom gierek indie może być nieznany, jednak zatwardziali fani, miłujący zwłaszcza bardziej niszowe produkcje, powinni go dobrze znać. Za "Mogeko Castle" odpowiada bowiem... "Mogeko", znany również pod pseudonimem "Deep-Sea Prisoner". Twórca takich gierek jak "Wadanohara" czy "The Grey Garden". "Mogeko Castle" to jego pierwsza, bardziej nastawiona na rozgrywkę produkcja. Poprzednie tytuły od tego twórcy bowiem koncentrowały się głównie na historii i realnego gameplayu, takiego jak rozwiązywanie łamigłówek, czy też włóczenie się po ogromnych lokacjach było w nich stosunkowo niewiele.
Fabularnie "Mogeko Castle" nie jest szczerze mówiąc nader skomplikowane. Główna, właściwa ścieżka jest dość prosta i wykminienie, w jaki sposób zdobyć "True End" nie jest wybitnie trudne. Gra ma również co prawda sporą dozę "Bad Endów", jednak również i one nie są nazbyt trudne do odkrycia. Z reguły sprowadzają się do wybrania innej opcji dialogowej, zawrócenia z prostej ścieżki, lub też porozmawiania z odpowiednią postacią.
Wszystko to sprawia, że grę, łącznie ze wszystkimi możliwymi zakończeniami, da się ukończyć spokojnie w przeciągu 3-4 godzin. Nie jest to szczerze powiedziawszy zbyt pokaźny wynik, jak na indie przygodówkę.





Jeśli o bohaterów idzie, to o ile nie są jakoś niesamowicie rozbudowani i dość łatwo ich zaszufladkować, to da się ich naprawdę lubić. Yonaka jest niezwykle sympatyczna, podobnie zresztą jak i pozostałe postacie, z którymi w trakcie gry skrzyżują się jej ścieżki. Choć, może to być po prostu kwestia tego, iż niezmiernie adoruję styl rysunku "Mogeko" *śmiech*.
Zdecydowanie nadmienić trzeba jednak, że interakcje między bohaterami, zwłaszcza tymi głównymi, są bardzo zgrabnie napisane i nie sprawiają wrażenia nader wymuszonych. Bardzo fajnie wypadają również dialogi, jakie między sobą przeprowadzają. Nie raz zdarzyło mi się parsknąć szczerym śmiechem czytając, co to Mogeko wygadują oraz obserwując, jak reaguje na to Yonaka.
Warto wspomnieć także, iż w grze epizodyczne role grają bohaterowie znani z innych tytułów autorstwa "Mogeko".



Rozgrywka jest prosta jak budowa cepa i nie sprawi nam raczej większych problemów. Bohaterką kierujemy za pomocą strzałek, w interakcję z przedmiotami wchodzimy za pomocą klawisza enter itd. Jest to bardzo typowe, dla gier wykonanych w RPG Maker, sterowanie i każdy, kto miał styczność z choć jedną produkcją w nim wykonaną, połapie się weń natychmiastowo.
Zagadki wybitnie trudne nie są i z reguły ograniczają się do "pójdź w miejsce x i porozmawiaj z osobą y". Rzadko kiedy uświadczymy coś trudniejszego. Mnóstwo jest za to elementów zręcznościowych, wymagających od gracza niezłego refleksu.



Jeśli idzie o oprawę graficzną, to "Mogeko Castle" to chyba jedna z najładniejszych indie przygodówek, w jakie dane mi było zagrać. Pełne uroku spritey postaci, ciekawe i rozbudowane lokacje oraz śliczne, narysowane bardzo charakterystycznym stylem avatary postaci, działają zdecydowanie na korzyść produkcji. Bardzo fajnie prezentują się też ilustracje, wyświetlające się w trakcie ważniejszych wydarzeń. Gorzej trochę z muzyką. Nie uświadczymy tutaj raczej zbyt wielu utworów wykraczających poza "Sample" z róznych edycji RPG Makera. Pasują one co prawda do klimatu produkcji, ale miałem nadzieję, iż twórca nie pójdzie na totalną łatwiznę i skomponuje coś sam.
Śmieszny i wart wspomnienia jest swoją drogą fakt, iż poza typowymi krzykami (również wyciągniętymi z sampli RPG Makerowych) i głosami postaci, uświadczymy tutaj... lektora z "Nico Nico Douga". Zatrudniony on został do "odgrywania" roli stworków Mogeko. Przygotujcie się zatem na wypowiadane bardzo charakterystycznym głosem "Mogege".

Czy ogółem rzecz ujmując "Mogeko Castle" warte jest uwagi? A no jest. Nie należy ino spodziewać się gry przełomowej. Do "Ib" czy też "Mad Father" to temu daleko, nie zmienia to jednak faktu, iż przy tytule tym można się naprawdę dobrze bawić. Zdecydowanie warto zagrać również dla absurdalnego chwilami humoru oraz ślicznych ilustracji. Gierka jak wspominałem również nie jest długa, więc nie wykradnie wam zbyt wielu godzin z życiorysu. Jeśli przeszliście już większość bardziej znanych tytułów i nadal mało wam indie przygodówek, możecie się jak najbardziej za "Mogeko Castle" łapać.
Swoją drogą, w produkcji jest już "Mogeko Castle Gaiden", osadzone w tym samym uniwersum, koncentrujące się jednak na innych postaciach. Nic tylko czekać~.

OCENA KOŃCOWA:
Grafika: 10/10
Muzyka: 5/10
Grywalność: 8/10
Fabuła: 7/10

Na sam koniec, ilustracja autorstwa "Deep-Sea Prisoner". Polecam poszukać sobie jegomościa na Facebooku, lub też na tumblrze (przetłumaczony na angielski). Ma niezwykle charakterystyczny, sympatyczny styl rysunku, który całkowicie mnie sobie zaskarbił.


Blog ma już cały rok~! - Z tej okazji kilka ogłoszeń parafialnych i przemyśleń, nie tylko nostalgicznych.


Tak, kochani, dokładnie rok temu rozpocząłem przelewanie swoich myśli na tegóż to właśnie bloga. Wypadałoby zatem, raz na ruski rok, walnąć kolejnego mini-posta, w którym dokonam króciutkiego podsumowania swej dotychczasowej działalności, podrzucę najciekawsze tagi, których ludzie używają do szukania mego bloga, czy też sypnę garścią mniej starociotowych przemyśleń.
--------------------------------------------------------------------------
Od 22-go maja 2013 roku do dziś opublikowałem 86 postów. Czy jest to duża liczba, nie wiem, ale jestem z niej całkiem zadowolony. Choć nie ukrywam, że gdyby nie moje lenistwo i nadmiar zapierniczu studyjnego ostatnimi czasy, to byłoby ich pewnie nieco więcej.
Blog, ku mojemu zaskoczeniu, odwiedzany jest nie tylko przez Polaków, ale również przez gości zza granicy. Prawdopodobnie są to anony z /m/... choć, biorąc pod uwagę, iż kilka wejść pochodzi nawet z Chin, to może i z innych miejsc ludzie tu zaglądają.


Co do tagów, których ludzie używają, celem wyszukania mojego bloga... kilka najciekawszych przedstawiam poniżej:

"Animaci Erotycne"
"Cycate Anime"
"Seks Okienko"
"Przepis na smażoną polędwicę"
"Kirika i Shirabe - opowiadanie miłosne"
"Gdzie kupić Lego WarHammer 40,000"

--------------------------------------------------------------------------
Co do dalszych, blogowych planów - obecnie nie bardzo mam czas pisać, bo na studiach rozpoczął się właśnie największy zapiernicz i napisać dłuższy tekst, czy cokolwiek obejrzeć, mam okazję bardzo rzadko. Stąd też musicie mi wybaczyć tak długie przerwy między kolejnymi postami. W każdym razie, nadal oczywiście planuję pisać o starociach i o wszystkim, co śladowe ilości /m/echanicznego stuffu w sobie zawiera. Kolejne recenzje artbooków, figurek i wszelkiego innego szmelcu, który mi w łapki wpadnie, również będą się tu dalej pojawiać. Nadal pracuję również nad tym nowym typem postów, o którym wspomniałem w pościku noworocznym. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to za niedługo powinien się pierwszy z nich pojawić.
Całkiem niedawno zaopatrzyłem się także w PS3 i frunie już do mnie "Super Robot Taisen Z3", tak więc i recenzji tego tytułu spodziewać się możecie~.
Paczucha z grą dziś dotarła do Polski i chwilę temu opuściła Warszawę. Grę w swoje łapki dostanę zatem najprawdopodobniej w tę sobotę, lub na początku przyszłego tygodnia. Can't wait! Can't wait!

--------------------------------------------------------------------------
Nie dzielę się z wami zbyt często swoimi przemyśleniami na temat aktualnych sezonów animu. Dzisiaj wyjątkowo to zrobię, zwłaszcza, że ostatnimi czasy obrodziło nam w naprawdę fajne (aczkolwiek gówna nadal dużo) produkcje. Zaznaczam jednak od razu, że nie oglądam wszystkiego. Nie mam na to czasu. Wybieram zatem głównie najciekawsze/najgłupsze serie.
Poniżej krótka opinia na temat pięciu bajek, które na bieżąco oglądam:

1. JoJo's Bizzare Adventure: Stardust Crusaders


Powiem szczerze, że ciężko mi było zdecydować, czy moją ulubioną bajką z tego sezonu jest właśnie JoJo, czy też Daimidaler. Obie serie mają cholernie fajnych bohaterów, zjawiskowe potyczki, świetne openingi oraz nie silą się nadmiernie, by reprezentować sobą coś więcej niż to, czym faktycznie są. Obie dostarczają zatem widzowi ogromnej dozy świetnej zabawy.
Jedynym "mankamentem" jest to, że aby serię obejrzeć, najpierw trzeba zapoznać się z jej poprzednimi odsłonami. Warto.

2. Kenzen Robo Daimidaler


Do serii podchodziłem na początku trochę sceptycznie. Głupawa erotyczna komedia, w której bohater maca cycki bohaterki, by zasilić mecha, zdolnego pokonać imperium pingwinów z frontalnymi ogonami? Postanowiłem jednak dać serialowi szansę, bo jednak to mecha... i o ja pierdziu, jak dla mnie (i nie tylko, bowiem na japońskich top listach dynda na... 4 miejscu!) jest to jedna z najlepszych bajek obecnego sezonu i śmiało aspirować może do tytułu Bajki Sezonu. Świetne postacie, szurnięty humor, efekciarskie starcia i genialna muzyka. Więcej o serii dowiecie się wkrótce, bowiem napiszę jej obszerną recenzję, gdy tylko zakończona zostanie jej emisja.
MIDARA! MIDARA! MIDARA! MIDARA!

3. Hitsugi no Chaika


Sympatyczna bohaterka? Jest. Ciekawy świat przedstawiony? Też. Przyjemna muzyka? A jakże. "Czajeczka" to przyjemny średniaczek, przy którym bawię się naprawdę dobrze. Miła odskocznia od męskich wyczynów JoJo, czy też Daimidalera.
Narzekałbym jedynie na animację, która chwilami strasznie traci na jakości. Opening też nie powala - jest dość typowy i w pewnym momencie przeradza się w totalną, byle jaką kakofonię.
Główna bohaterka swoją drogą jest tak śliczna, że z miejsca podbiła moje serce i zaraz po Ritz z "Daimidalera" zajmuje zaszczytne drugie miejsce wśród moich "Dziewczynek Sezonu".

4. No Game, No Life


Sympatyczna komedia, aczkolwiek nie ogarniam ogromnego wariactwa, jakie nań jest nakręcane. Postacie wcale nie są AŻ TAK dobre, jak co poniektórzy mi wmawiali, muzyka też jakaś wybitna nie jest a i oczojebne kolorki do mnie zbytnio nie przemawiają. Humor jest jednak faktycznie dobry i szanuję serię, za liczne nawiązania do zacnych produkcji, pokroju "Ace Attorney", "JoJo", "Sayonara Zetsubou Sensei", czy też "Nausicaa z Doliny Wiatru".
Also - Shiro wcale nie jest aż tak słodka i ciekawa. Szczerze mówiąc jest nudna i schematyczna do bólu.
Anime sezonu? Nie. Dobra bajka? Tak.

5."Brunhilda"


Kolejne "dzieło" Okamoto... O Panie Boże, jakie to jest gówno... W zamierzeniu miał to być poważny thriller psychologiczny... Coś nie wyszło. Seria do bólu przewidywalna, z nudnymi i strasznie szablonowymi postaciami. Z ciekawości sięgnąłem swoją drogą również po mangę... i jest równie badziewna. Najgorsze jest to, że kiedy już autorowi udaje się mnie zaciekawić i mam ogromne nadzieje na naprawdę ciekawy zwrot akcji... wszystko zostaje zepsute przez hardy plot armor bohatera, który jakimś magicznym cudem niby "Wszystko to przewidział". Dupa, tak się nie robi. Okamoto naucz się pisać, potem pogadamy.
Żeby nie było jednak, że tylko na serię pluję - lubię bohaterki. Cholernie. Co w seriach od Okamoto zdarza się mi cholernie rzadko. I w sumie, jeśli serię potraktować jako komedię, to jest całkiem dobra. Ba, rzekłbym, że staje się wtedy komedią sezonu... ale nie takie chyba było zamierzenie autora.
--------------------------------------------------------------------------

Jeśli idzie o plany konwentowe - Wielu znajomych ciągnie mnie na Magnificon, jednak jakoże koliduje mi on z sesją, to raczej się na nim nie pojawię. Istnieje jednak spora szansa, że pojawię się na Animatsuri. Na 100% także zjawię się na tegorocznym Zlocie Figurkowiczów w Warszawie, jeśli takowy się odbędzie.

sobota, 17 maja 2014

ARTBOOK - "Anime Best Collection - Dream Hunter Rem II"


Gdy opisywałem tu pierwszy Artbook poświęcony "Dream Hunter Rem" wspomniałem wam, iż w drodze do mnie jest już drugi, załatwiony przy ogromnej pomocy dobrego kumpla. Obiecałem wam, że gdy tylko do mnie dotrze, postaram się go wam opisać. Tak więc obietnicy dotrzymuję i dziś przyjrzymy się bliżej mojemu kolejnemu "Świętemu Graalowi".

Na początek, standardowa garść specjalistycznego żargonu:

Tytuł: "Anime Best Collection - Dream Hunter Rem II
Typ Książki: Artbook
Serie, którym książka jest poświęcona: "Dream Hunter Rem"
Liczba stron: 72
Wydawnictwo: Tokuma
Data Wydania: 10 kwietnia 1988 roku
Data Zakupu: 11 Marca 2014 roku
Cena: Osobiście otrzymałem za darmo, ale na Mandarake figuruje za ok. 50zł
Sklep: Mandarake

Druga książeczka poświęcona jest tylko i wyłącznie drugiemu odcinkowi serii OVA. Oznacza to, iż znajdziemy w niej multum ilustracji i concept artów z nim powiązanych. Na tym jednak atrakcji nie koniec, bowiem jak się okazuje, książeczka oferuje dużo więcej ciekawostek. Ale po kolei...
Tym razem okładkę sobie darujemy, bowiem poza ilustracją niczym nie różni się ona od tej znanej nam już z recenzji poprzedniego "Remowego" artbooka.

Bez dłuższego przedłużania zatem:

Przejdźmy do opisu książeczki

Strony Kolorowe

Na kolorowych stronach, podobnie jak w przypadku poprzedniej książeczki, znajdziemy głównie różnorakie ilustracje. Część z nich powtarza się z tymi zawartymi w "Dream Hunter Rem SP" stąd też na zdjęciach starałem się uchwycić jedynie te nowe. Oprócz ilustracji, w dalszej części książeczki znajdziemy także, podobnie jak w przypadku tej poprzedniej, kadry z serii OVA, okraszone dodatkowym komentarzem. A jakby tego było mało, przeczytać możemy także krótki artykuł poświęcony temu, jak powstawała figurka przedstawiająca Rem. Jest to jednak jego druga część, pierwsza bowiem zawarta jest w  poprzednim tomiku, którego niestety (jeszcze) nie posiadam.
Z góry przepraszam za cienie pojawiające się na niektórych zdjęciach. Z racji fatalnych warunków pogodowych fotografować musiałem przy sztucznym świetle.



Na samym początku książeczki znajdziemy sporych rozmiarów rozkładaną ilustrację, składającą się z 3 części. Ci, którzy recenzję poprzedniego artbooka czytali, zapewne mieli okazję ją już zobaczyć



Rozłożona ilustracja w całej swej okazałości

Strona Tytułowa

Niesamowicie podoba mi się ta ilustracja.


Jakoże w drugim odcinku pierwszej serii OVA było wiele odniesień do twórczości Lewisa Carolla, to na stronie tytułowej książeczki znajdziemy cytat z "Alicji w Krainie Czarów". Warto wspomnieć, iż ten sam cytat, pojawia się na samym początku odcinka.




Kolejna ilustracja, która niezwykle przypadła mi do gustu. Bojowa Rem prezentuje się niezwykle heroicznie




Czy Rem zawsze miała aż tak długie włosy? Wiem, że są "80's as Fuck" no ale bez przesady...





Szczerze powiem, że ta ilustracja akurat średnio mi się podoba. Sprawia wrażenie narysowanej tak "na odwal się".


Bohaterowie walczący z ogromnym robotem, który był finałowym przeciwnikiem w drugim odcinku serii.

Rem i Yoko w mundurkach szkolnych

Kolejna niezwykle piękna ilustracja, przedstawiająca Alfę i Betę oraz Rem jako "Łowczynię Snów"

Artykuł poświęcony figurkom przedstawiającym Rem




Jak wspomniałem, w książeczce znajdziemy także dość obszerny zbiór kadrów z drugiego epizodu serii.


DAICENSOR HAS ARRIVED. Odcenzurowane zdjęcie w linku poniżej. Otwieracie na własną odpowiedzialność.
Rem Boobies

Rem narysowana w dużo bardziej realistycznym stylu... nie mój gust. Wolę "80's Moe".

Więcej rysunków wykonanych "mazakami". Niektóre z nich to mam wrażenie concept arty, przedstawiające kolejne etapy tworzenia bohaterki. Aczkolwiek mój japoński nie jest na tyle dobry, bym mógł mieć 100% co do tego pewność.



Niezmiernie mi się ten obrazek podoba. Rem wygląda nań naprawdę pięknie.


Rem w czapeczce jest wybitnie do twarzy. Szkoda, że w trakcie serii OVA praktycznie nie mamy okazji zobaczyć jej w niej ani razu...

Ta rudowłosa dziewuszka po lewej powinna być znana fanom serii. Jest to bowiem ta sama bohaterka, którą Rem uratowała w pierwszym odcinku.


"Grorious Engrish" i "Pointless Pantsu Flash"


WE /m/ NOW

Strony Czarno-białe

Na tych stronach z kolei znajdziemy głównie wywiady z aktorami i twórcami serii; kolejny minikomiks; kolejną porcję listów od fanów oraz... coś, czego w poprzedniej książeczce było bardzo mało - faktyczne concept arty, przedstawiające nam jak powstawali bohaterowie serii.

Pierwszy z wywiadów

Okraszony jest ilustracjami przedstawiającymi Rem. Zarówno tymi "wyciętymi" bezpośrednio z serii OVA

Jak i nowymi, narysowanymi całkowicie od podstaw





Rem w marynarskim mundurku

Kolejna część książeczki poświęcona jest tzw. "Concept Arts". Znajdziemy w niej sporo szkiców poglądowych, przedstawiających jak z początku miały wyglądać postacie, jakich bohaterów z wersji ostatecznej usunięto, etc.



Najwięcej rysunków przedstawia oczywiście główną bohaterkę

Ilustracja przedstawiająca m.in jak Rem wyglądała jako małe dziecko

Niezwykle podoba mi się szkolny ubiór bohaterki




Kilka różnych wyrazów twarzy Rem

Rem w stroju sportowym

Nie mogło także zabraknąć szkiców Alfy i Bety

Enkou zawsze miał cholernie dziwne proporcje...

Inspektor Sakaki wygląda już na szczęście normalnie

Yoko i jej siostra bliźniaczka Kyoko 
Saeko i jej prawa ręka z gangu "Czarnych Róż"

Pani Dyrektor szkoły, do której Rem trafia w drugim epizodzie, oraz Trener "Zboczeniec".

Główna antagonistka drugiego odcinka.

"Zakazane Drzwi" w wieży zegarowej

Kreatury, których antagonistka używa, by zabijać piękne dziewczęta




Malutka Rem z matką


Wyrzutnia rakiet umieszczona na tyle samochodu Rem

Mech, z którym pod koniec drugiego odcinka walczą nasi bohaterowie.

Kilka projektów strojów i postaci, które nie zawitały do wersji ostatecznej. Tutaj nieco alternatywny wygląd zbroi Rem


Początkowo Rem miała ćwiczyć w normalnym ubranku, bez okularów i spiętych włosów



Początkowy wygląd Saeko

Pierwotny projekt Pani Dyrektor i Trenera





Nie mam pojęcia co to miało być, ale że ma krzywy ryj Trenera, to podejrzewam iż w pierwotnym zamierzeniu, miał się on zmienić w jakieś monstrum.


Alfa jako mała dziewczynka

Następna część książeczki to wywiad z aktorami użyczającymi głosu bohaterom





Również i w tej książeczce dostajemy minimangę. Tym razem opowiada ona o tym, jak to Rem nie mogła się normalnie wyspać, przez to iż sny Alfy i Bety mieszały się z jej snem. W wyniku tego, nasza bohaterka zasnęła za kółkiem i o mało co nie doprowadziła do poważnego wypadku drogowego.













Ostatnią część książeczki stanowią ponownie listy i rysunki od fanów. Na zdjęciach uchwyciłem te, które najbardziej mi się spodobały




Rem jako "Phoenix Ikki" z "Saint Seiya"





Rem grająca na flecie Yumegozen, który otrzymała podczas pobytu w wiosce Yumegakusi



I na samym końcu, tradycyjny spis treści

Podsumowanie

Artbook podoba mi się niezmiernie, tym bardziej, że podobnie jak ten poprzedni, nie ogranicza się tylko do ilustracji i kadrów, ale serwuje także fanom sporą dawkę smaczków w postaci szkiców poglądowych, wywiadów z aktorami, czy też artykułu na temat figurki Rem przedstawiającej. Jakby tego było mało, na samym końcu znajdziemy także konkurs, w którym nagrodą główną była figurka Rem właśnie... szkoda ino, że konkurs już od lat nieaktualny...
 Książeczka jest również schludnie wydana, więc postawiona na półce stanowi bardzo ładną ozdobę kolekcji. Polecam? Polecam.
Problem jedynie znowuż z jej dostępnością. Gdy wraz ze znajomym zamawialiśmy ją z Mandarake, były jej tam tylko 2 sztuki. Czy dalej tam jest, Bóg jeden wie. Wszystko co z Rem powiązane jest cholernie rzadkie i z reguły, gdy tylko gdzieś się pojawi, jest natychmiastowo wykupywane przez fanów.
Jeśli jednak uda się wam gdziekolwiek tę książeczkę dopaść i lubicie styl lat 80-tych, możecie brać w ciemno. Zdecydowanie jest to jeden z najbardziej wartych uwagi Artbooków z tego okresu.