środa, 29 czerwca 2016

Japońscy Watchmeni - "Concrete Revolutio: Choujin Gensou" (2015)

Ach, Bones.  Jedno z najpopularniejszych współczesnych studiów animacji, w którego skład wchodzi multum cholernie utalentowanych animatorów. Niestety jednak, o ile pod względem stylistyki i wykonania ich bajki są zawsze fantastyczne, tak jeśli idzie o tzw. "substancję" to bywa już baaaaardzo różnie. Na każde "FMA" czy "RahXephon" przypada takie "Scrapped Princess". Po każdym świetnym "Star Driver", dostajemy co najwyżej przeciętne "Captain Earth". A i z kontynuacjami dobrych serii im nie zawsze wychodzi, czego przykładem mogą być przygody ślicznej księżniczki Chaiki czy też "Eureka 7 AO". A nie zaczynajmy nawet co się dzieje, kiedy Bones próbuje zrobić alternatywną, filmową wersję jakiejś genialnej serii telewizyjnej... Do dziś wzdrygam się na myśl o "Escaflowne" czy "E7: Pocket ga Niji de Ippai"...
Najnowszym dzieckiem tego studia jest niedawno zakończone "Concrete Revolutio". Seria cholernie zaciekawiła mnie świetnym pomysłem na historię oraz fantastycznymi projektami postaci i mecha. Dodatkowo nęciła mnie obfitymi nawiązaniami do staroszkolnych serii anime oraz tokusatsu. Nie było zatem opcji, bym się za nią nie zabrał. Czy było warto?

Akcja anime rozgrywa się w świecie łudząco podobnym do naszego. Z tą jednak różnicą, że po Drugiej Wojnie Światowej, zaczęły się coraz częściej pojawiać istoty znane nam jedynie z kart komiksów, czy ekranów telewizorów. Gadające psy, olbrzymi super herosi, wielkie transformujące się roboty, ubrane w pstrokate sukienki czarodziejki, czy też zmiennokształtne duchy to zaledwie kilkoro z cudacznych mieszkańców tego świata. Jak nietrudno się domyślić, obecność takich dziwadeł mogłaby wzbudzić strach w sercach zwykłych obywateli. By zapobiec masowej panice, organizacje światowe za wszelką cenę starają się utrzymać ten fakt w sekrecie.
Rząd Japoński powołuje specjalną jednostkę - Biuro Ochrony Superludzi - której celem jest nie tylko utrzymywanie w sekrecie istnienia obdarzonych nadludzkimi umiejętnościami istot, ale także unieszkodliwianie lub zwalczanie tych, którzy nadużywają swych mocy by szkodzić innym. Członkowie Biura to w dużej mierze Superludzie, bowiem tylko takowi są w stanie stawić czoła innym  Superludziom. Wyjątkiem jest jednak młody Jiro Hitoyoshi - chłopak nie posiada absolutnie żadnej cudownej mocy. Nie oznacza to jednak, że jest w pełni bezbronny. Jego samochód zmienia się bowiem w wielkiego centaurobota Equusa, który pomaga mu w zwalczaniu szkodników, których nie da się ugłaskać tradycyjnymi metodami. Jiro używa go jednak tylko w absolutnej ostateczności. Jako dziecko został bowiem ocalony przez wspaniałego super bohatera i od tamtej pory  gorąco wierzy, że w każdym Superczłowieku drzemie dobro. Dlatego też za wszelką cenę stara się unikać zbędnej walki i albo usiłuje z napotkanymi Superludźmi pertraktować, albo próbuje nawet wcielić ich w szeregi Biura Ochrony Superludzi. Bardzo szybko zalicza jednak zderzenie z okrutną rzeczywistością i odkrywa straszliwy sekret, który sprawia że odchodzi z organizacji i zaczyna działać na własną rękę.

Pierwszy odcinek ConRevo był fantastyczny. Serial już na starcie oczarował mnie bardzo ciekawym pomysłem na setting, prostymi, acz sympatycznymi bohaterami, pomysłowym zmieszaniem różnych światów i gatunków, szalonym, acz zdatnym do śledzenia tempem akcji i bardzo stylowymi wizualiami. Cholernie spodobał mi się także nielinearny sposób prowadzenia historii. Każdy z odcinków opowiada inną historyjkę, które potem razem składają się w większą całość. Nie zostały one jednak opowiedziane po kolei. Twórcy postanowili skakać pomiędzy - czasem bardzo oddalonymi od siebie w czasie - wydarzeniami, serwując za każdym razem widzowi zaledwie drobną część informacji, zmuszając go do kombinowania i wypełniania luk na własną rękę. Swoje teorie i domysły mógł on z reguły sprawdzić dopiero kilka epizodów później, kiedy dostawał kolejną porcję szczegółów. Jak nietrudno się domyślić, niezbyt spodobało się to większości odbiorców. Nie ukrywajmy - większość współczesnych oglądaczy chińskich bajek nie lubi myśleć i oczekuje, że tytuł sam im wszystko na tacy wyłoży. Mnie jednak spodobało się to bardzo, bowiem po dziurki w nosie mam, popularnej w wielu dzisiejszych tytułach, praktyki dokładnego objaśniania wszystkich oczywistych oczywistości ustami bohaterów. Sporym plusem była też dla mnie wielowątkowość opowieści. W ConRevo dzieje się bardzo dużo i chwilami trzeba bajce poświęcić naprawdę wiele uwagi. Sporo tutaj zawiłości politycznych, intryg i niedopowiedzeń. Serial obficie zahacza również o bardzo ciekawe i nietypowe dla serii o super bohaterach tematy, lub też takie, które z reguły są zaledwie tłem. Wiemy, że to Superludzie chronią zwykłych obywateli, ale kto staje w ich obronie? Czy Superludzie są takimi samymi obywatelami jak inni? Czy może stoją ponad prawem? A może wręcz przeciwnie, prawo ogranicza ich jeszcze bardziej, niż pozbawionego cudownych mocy obywatela? A co z rządem? Jak ten odnosi się do działań super herosów? Wiele wydarzeń pokazanych w ConRevo jest także opartych na faktach. Sporo tu odniesień do najnowszej historii Japonii, co jeszcze bardziej uatrakcyjnia całą opowieść. Niestety jednak, w pewnym momencie scenarzyści trochę za bardzo popłynęli i coraz częściej zdarzało im się albo zapominać o rozwinięciu niektórych wątków, albo też zamykali je w okropnie uproszczony i naciągany sposób. Stanowczo za bardzo skupili się w pewnym momencie na samej opowieści o Jiro, zapominając o wszystkim innym. A jakby tego było mało, ostatni odcinek koncertowo spierniczył to, co podobało mi się najbardziej, łopatologicznie wykładając całą intrygę oraz morał, jaki serial starał się przekazać. Zresztą, cały finał serialu jest okropnie głupi, naciągany i przewidywalny, i gdyby nie jeden z domkniętych w nim wątków, to uznałbym go za absolutną katastrofę. A tak jest po prostu słaby.

O ile serial zachwycił mnie swoją (później co prawda spieprzoną) wielowątkowością, to jednak już od samego początku nie powalał bohaterami. Większość z nich ma bardzo płytkie osobowości i nie odgrywa większej roli w całej opowieści. Bardziej istotnymi postaciami są głównie członkowie Biura, a i w ich przypadku nie jest wcale tak dobrze. Najlepiej napisaną postacią jest  zdecydowanie Jiro, za pomocą którego scenarzyści świetnie podjęli tematykę dziecięcego marzenia o byciu super bohaterem. W trakcie trwania serii, z początku bardzo idealistyczny i naiwny Jiro bardzo często zalicza zderzenia z twardą rzeczywistością. Przez swe podejście do Superludzi jest przez wielu nazywany dzieckiem, które powinno zrozumieć że życie to nie bajka i w końcu dorosnąć. Obserwując kolejne tragedie i nieuczciwości świata zaczyna on także coraz bardziej zastanawiać się, czy aby na pewno czyni dobrze i czy jego działania mają jakikolwiek sens. W pewnym momencie zaczyna nawet mieć kryzys tożsamości. Cały jego wątek zostaje bardzo zgrabnie domknięty w ostatnim epizodzie i to właśnie to jest prawdopodobnie tym, co sprawiło że nie uważam finału serii za absolutną klapę. Poza Jiro jednak, żadna z postaci nie przechodzi tak znaczącego rozwoju. I problem ten nie wynika wcale z epizodyczności serii. Jest wszakże wiele tego typu bajek, które popisać mogą się wyśmienicie napisanymi bohaterami, np. "The Big O", "Ougon Yuusha Goldran", "Brigadoon" , czy też "Neo Ranga".

Oprawa audiowizualna jest chyba najmocniejszą stroną produkcji. Bardzo spodobały mi się kolorowe, szalone i zróżnicowane projekty postaci. Co warto nadmienić - tworzone były one przez kilku różnych rysowników, co sprawia że w ConRevo dochodzi do bardzo fajnego zderzenia różnych stylów. Co więcej - praktycznie wszyscy bohaterowie bazowani są na jakiejś staroszkolnej, kultowej postaci. Przykładowo, Jiro wygląda niemal identycznie jak Joe Shimamura - główny bohater fantastycznej i bardzo ważnej dla przemysłu M&A mangi "Cyborg 009", autorstwa Ishinomori Shoutarou. Świetnie wypadają także wszelkiej maści maszyny pojawiające się w serialu. Equus to obok Fafnerów mój ulubiony robot z zeszłego roku, bardzo pozytywnie wyróżniający się na tle innych, z reguły dwunożnych humanoidalnych maszyn. Oprócz niego dane będzie nam również w ConRevo zobaczyć pilotowanego przez grupkę młodych detektywów robota, do złudzenia przypominającego Walecznych z kultowego "Brave Series", plującego silnym kwasem Optimusa, czy też nawet Mechagodzillę. Słowa pochwały należą się także tłom - są one nie tylko niezwykle barwne, ale też bardzo stylowe i zróżnicowane. Większość z nich przypomina coś, co można było zobaczyć na kartach kultowych amerykańskich komiksów. Ba! Zachowują one nawet charakterystyczny dlań sposób kładzenia kreski, czy też cieniowania. Nienajgorzej prezentuje się też animacja. Zdarzają się oczywiście przypadki QUALITY, jak znikające kable od telefonu, czy też deformacje twarzy, ale nadrabiane są one przez pojawiającą się tu i ówdzie przepyszną "sakugę" (określeniem tym nagradza się fantastycznie zanimowane sekwencje, zachwycające m.in płynnością, dynamiką czy też pracą kamery).
Muzycznie jest ok, ale nie powiedziałbym, by ścieżka dźwiękowa ConRevo zapadła mi jakoś szczególnie w pamięć. Jedynie pierwsze opening i ending zachwyciły mnie jakoś bardziej i było mi strasznie smutno, że w drugim sezonie zastąpiono je o wiele słabszymi, mniej klimatycznymi piosenkami. Ich animacja też była dużo mniej stylowa. Kawałki przygrywające w tle wydarzeń sprawdzają się dobrze jako potęgowanie klimatu, ale jednak nie zdarzyło mi się ich zbytnio słuchać poza samą bajką.
Złego słowa nie powiem jednak o grze aktorskiej. Obsada ConRevo jest świetna i fenomenalnie odegrała swoje role. Każdy z bohaterów brzmi wyraziście i przekonująco, a w ich głosach słychać dobrze każdą emocję. Najbardziej spodobał mi się zdecydowanie Jiro, w którego wcielił się świetny Ishikawa Kaito (Gunvolt z "Azure Striker Gunvolt", Kageyama Tobio z "Haikyuu!", Genos z "One Punch Man"). Pojawił się tutaj także jeden z moich ukochanych seiyuu - Tomokazu Seki - który wcielił się w rolę jednego z antagonistów - Claude.

Podsumowując - ConRevo jest okej serią, która mogła być czymś wybitnym. Pierwszy odcinek dawał ogromne nadzieje na coś fantastycznego i nietuzinkowego, jednak bardzo szybko zaczęło się to psuć przez zbytnie olewanie wątków innych, niż ten o Jiro. Olbrzymim rozczarowaniem jest także sam finał serii, do reszty psujący to, co ConRevo miało najciekawszego. Sytuację ratują stylowa oprawa graficzna, świetna gra aktorska oraz liczne ciekawe nawiązania do popkultury a także najnowszej historii Japonii.
Czy polecam? Nieszczególnie. Tym bardziej, jeśli nie przepadacie za seriami, które wymagają od widza dużo uwagi i skupienia, dodatkowo niezbyt to ostatecznie wynagradzając.


Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji - 2015/2016
Pełny Tytuł: „Concrete Revolutio: Choujin Gensou” + "Concrete Revolutio:Choujin Gensou - The Last Song" ("Concrete Revolutio: Super Human Phantasmagoria/The Last Song")
 Reżyseria: Seiji Mizushima
Scenariusz: Shou Aikawa, Tsuji Masaki
Muzyka: Hoashi Keigo, Yamamoto Yoshike
Gatunek: Super Robot, Kryminał, Science-Fiction, Akcja, Political Fiction
Liczba Odcinków: 24 (13+11)
Studio: BONES
Ocena Recenzenta: 5.5/10

Screeny:







4 komentarze:

  1. Ja "Concrete Revolutio" odrzuciłam bardzo szybko. Nie zachęcał mnie do siebie ani trochę, ani też chęci na niego większych nie miałam i choć prawdopodobnie mogłam poczekać trochę dłużej, ażeby bardziej upewnić się w mojej decyzji, Twoja recenzja bardzo mi w tym pomogła. Podawanie wszystkich informacji na tacy nie jest najlepszym sposobem na rozwijanie fabuły, aczkolwiek bardziej nie znoszę, kiedy autorzy nie kończą tego co zaczęli. Bardzo mnie to denerwuje, więc cieszę się, że (tak brzydko napiszę) nie traciłam czasu na coś takiego. Pozdrawiam
    Kusonoki Akane

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamiast dżemie, powinno być drzemie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, faktycznie walnąłem babola. Dziękuję za wytknięcie.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń