niedziela, 16 października 2016

Disney po japońsku - "Sirius no Densetsu" (1981)

To, że chińskie bajki zaczerpnęły wiele z Disnejowskich animacji nie jest tajemnicą. Już w latach 60-tych Tezuka Osamu, oczarowany tym, ile ekspresji bohaterowie "Królewny Śnieżki" potrafili wyrażać samymi oczami, zaczął stylizować swoje postacie na Disnejowe ludziki, co potem szybko podłapali wszyscy inni. Stąd właśnie wzięły się te słynne wielkie oczy w anime.

Niektórzy twórcy zainspirowali się nawet Disneyem do tego stopnia, że ich twory do złudzenia przypominały jego kultowe dzieła. Dobrym przykładem takiej produkcji jest recenzowane dziś "Sirius no Densetsu", które gdyby nie wszędobylskie "runy księżycowe" sam bym z pewnością za dzieło słynnego filmowca wziął.

Dawno, dawno temu na ziemi żyło boskie rodzeństwo - Oceanus, bóg wody oraz Hyperia, bogini ognia. Oboje bardzo się kochali i byli nierozłączni. Pewnego dnia jednak podstępny bóg wiatru - Algaroc - zasiał między nimi z zazdrości ziarno niezgody. Rodzeństwo zaczęło stopniowo się od siebie oddalać, aż w końcu poróżniło się tak bardzo, że doszło między nimi do wojny. I choć po wielu latach Algaroc został w końcu pokonany i uwięziony, to rodzeństwo jest tak już ze sobą zwaśnione, że nawet ich potomkowie nienawidzą siebie nawzajem i żyją w separacji . Pewnego dnia jednak staje się rzecz niesłychana - jeden z synów Oceanusa, młody książę Syriusz zakochuje się w księżniczce Malcie, córce Hyperii. Czy ich miłość będzie w stanie przetrwać, mimo wszelkich przeciwności?

Patrząc na sam zarys fabularny "Sirius no Densetsu" bardzo łatwo jest zauważyć, z jakich źródeł inspirację czerpali twórcy. Mamy tutaj do czynienia  miksem "Romea i Julii" z greckimi mitami. Dodajmy do tego jeszcze trochę Disnejowskich naleciałości fabularnych i już mniej więcej wiecie, czego po "Sirius no Densetsu" można oczekiwać. Brzmi oklepanie? A no brzmi. Ale tak jak w przypadku baśni Disneya, wcale nie przeszkadza to w czerpaniu przyjemności z seansu. Reżyser i scenarzysta, Masami Hata - jeden z najbardziej utalentowanych ludzi ze słynnego Mushi Productions - odwalił kawał naprawdę świetnej roboty. Historia przedstawiona w "Sirius no Densetsu" ma w sobie bowiem tyle magii i uroku, że nie w sposób jej się oprzeć. Film potrafi zarówno rozbawić jak i wzruszyć i to nie tylko dzieciaki, do których jest przede wszystkim kierowany, ale również widzów starszych. Obraz bowiem bardzo umiejętnie przedstawia kolejne wydarzenia, skutecznie wybudzając drzemiące w nas dziecko. Czyni to z produkcji naprawdę fajne kino familijne i tytuł idealny, jeśli chcecie przekonać swoich znajomych i krewnych, że te wasze chińskie bajki to nie tylko przesycone erotyką i durnymi żartami głupoty *śmiech*. Bardzo spodobało mi się też, że w przeciwieństwie do większości filmów dla dzieci, gdzie całe zło świata reprezentowane jest przez jedną postać, tutaj się z takim zabiegiem nie spotkamy. Jasne, podstępny bóg wiatru jest tu odpowiedzialny za sprowokowanie całego zamieszania, ale gdy rozpoczyna się akcja filmu jest on już pokonany i uwięziony. Bajka stara się w ten sposób pokazać dzieciom, że nie każdy konflikt da się cudownie zażegnać, pokonując jednego wrednego niemilucha. I choć niektórzy mogą powiedzieć, że taki morał może być dla milusińskich za trudny do zrozumienia, to osobiście uważam to za bardzo dobre rozwiązanie. Chciałbym nawet, by więcej produkcji robiło coś takiego i nie traktowało maluchów jak niezdolne do myślenia głuptaki.
Spotkałem się w sieci z opiniami, że problemem może być jednak zakończenie filmu. Na pierwszy rzut oka dość smutne, przez co może doprowadzić dzieci do płaczu i dlatego nie nadaje się niby dla wszystkich. Nie mam pojęcia, skąd wzięło się to głupie przeświadczenie. Przecież niemal wszystkie filmy Disneya, które także kierowane są w większości do tych młodszych widzów, nie stroniły nigdy od pokazywania tych bardziej przykrych, czy też nawet przerażających wątków. Śmiem stwierdzić nawet, że w porównaniu z niektórymi z nich, finał "Sirius no Densetsu" jest nawet o wiele radośniejszy i prostszy do wytłumaczenia milusińskim.

Inspiracja Disnejowskimi animacjami na fabule się nie kończy. Również bohaterowie zachowują się i wyglądają tak, jakby przewędrowali tutaj z "Fantazji", czy innego "Piotrusia Pana". Uspokajam jednak zawczasu, że nie mamy tutaj bynajmniej do czynienia z leniwym plagiatem. Choć Syriuszowi bardzo blisko do wspomnianego wcześniej chłopca, który nigdy nie chciał dorosnąć, to jednak różni się on od niego pod paroma dość istotnymi względami. Przede wszystkim dużo poważniej podchodzi do spraw sercowych. Choć jego uczucie do ślicznej Malty ciężko z początku nazwać dojrzałym, to w miarę upływu czasu młody książę bardzo ładnie udowadnia, że naprawdę mu zależy i gotów jest dla swej miłości do największych nawet poświęceń. Podobnie zresztą ma się sprawa z odwzajemniającą jego uczucie ognistą księżniczką. Malta, choć ma wiele wspólnego z księżniczkami Disneya, to bardzo szybko pokazuje że jest czymś o wiele więcej, niż tylko ich kolejną kalką. 
Bardzo sympatycznie prezentują się również bohaterowie poboczni. Zwłaszcza towarzyszący Syriuszowi Chiku bardzo mi się spodobał. Bardzo radosny i energiczny, choć nieco gapowaty i strachliwy syren, który swymi interakcjami z młodym księciem wnosi do filmu mnóstwo humoru. Kiedy zajdzie potrzeba potrafi również pokonać swe słabości i wykazać się wielką odwagą, by pospieszyć na pomoc swemu przyjacielowi. Całkiem ciekawą postacią jest również jedna z dwórek Malty - śliczna Piale - którą z młodą księżniczką wiąże chyba coś więcej, niż tylko przyjaźń. Znalazło się tu również miejsce dla sędziwego, roztropnego mentora w postaci wielkiego żółwia, który wiele w swym długim życiu już widział i często służy Syriuszowi cenną radą.
Bardzo zgrabnie rozwiązano również sprawę z bóstwami. Mimo że są wszechmocnymi i wszechobecnymi bytami, ani Hyperia ani Oceanus nie ingerują zbytnio w przebieg historii. Trzymają się raczej na uboczu, pozwalając głównej parze bohaterów grać pierwsze skrzypce. Nie oznacza to jednak, że nie mają absolutnie żadnej roli w historii i są tylko tanim Deus Ex Machina. To nadal pełnoprawne postacie.

Najmocniejszą stroną filmu jest jednak jego oprawa audiowizualna. Mój Boże, jakie to jest prześliczne. Dawno nie miałem już okazji obejrzeć tak pięknie i solidnie wykonanego anime. Inspirację Disneyem widać tu zdecydowanie najwyraźniej, ale tak jak w przypadku charakterów bohaterów i fabuły, również i tu nie jest to po prostu małpowanie. Projekty postaci są bardzo kolorowe i bajkowe, i to zarówno te humanoidalne, jak i bardziej fantastyczne czy zwierzęce. Różnorodność postaci w "Sirius no Densetsu" jest po prostu niesamowita. Mermany, Wróżki, gadające płomyki, świetliste motyle, kudłate psiaki, wielobarwne rybki, olbrzymie meduzy, węże morskie - wszystko to tutaj znajdziecie! Niesamowicie spodobał mi się zwłaszcza potężny Oceanus, wyglądający jak skrzyżowanie mitycznego Posejdona ze smokiem i jednorożcem. Na spory plus również to, że wszystkie te postacie świetnie wyrażają swoje emocje nie tylko mimiką, ale również gestykulacją. Dodaje im to o wiele więcej charakteru, bez potrzeby nieustannego kłapania dziobem. Skoro już o tej świetnej gestykulacji wspominam, to naturalnym będzie przejść do samej animacji, która jest po prostu fenomenalna. Wszystko rusza się niesamowicie płynnie, bez widocznych chrupnięć czy czkawek a i nie ma tutaj mowy o spamowaniu - tak bardzo w anime popularnymi - powtarzanymi, zapętlonymi ujęciami. Ogromne wrażenie robią zwłaszcza sceny pościgów i bitew, czy też starć między bóstwami, które choć krótkie, należą do najbardziej efekciarskich w całym filmie. A wszystko to jeszcze okraszone cudowną, fantazyjną kolorystyką i mnóstwem efektów specjalnych w postaci błysków, wybuchów, drgań i zniekształceń ekranu i wielu, wielu więcej! Jedynie tła mogłyby być nieco bardziej szczegółowe. Nie są one złe, przeciwnie - są bardzo ładne i bajkowe, ale jednak momentami sprawiają wrażenie, jakby trochę niedokończonych, pustych, a szkoda.
Muzyka również nie zawodzi. Skomponowana przez Koichiego Sugiyamę (znanego choćby ze świetnych kompozycji z Ideona oraz Dragon Quest) i wykonana przez Orkiestrę Symfoniczną NHK ścieżka dźwiękowa jest po prostu przepiękna. Czuć w niej magię i epickość, rewelacyjnie komponujące się z rozgrywającymi się na ekranie fantastycznymi wydarzeniami, dzięki czemu całość dogłębnie porusza widza i oczarowuje go niezwykle. Melancholia, radość, groza - wszystko to da się w tej muzyce poczuć!
Słowa pochwały należą się również aktorom, którzy zadbali o to, aby każda z postaci brzmiała przekonująco. Obsada "Sirius no Densetsu" składa się z samej śmietanki ciapońskiego przemysłu seiyuu i wyraźnie to słychać. Usłyszymy tutaj m.in takich ludzi jak Furuya Toru (Amuro z "Mobile Suit Gundam", Pegasus Seiya z "Saint Seiya"), Mami Koyama (Arale z "Dr. Slump", Momo z "Minky Momo"), czy też Keiko Han (Lalah Sune z "Mobile Suit Gundam", Saori Kido z "Saint Seiya").

"Sirius no Densetsu" to prześlicznie wykonana i wzruszająca baśń, w której czuć tę wyjątkową magię Disneya. Punktuje zdecydowanie tym, że nie godzi w inteligencję dzieci oraz potrafi oczarować także widzów dorosłych. Z całego serca polecam obejrzeć ten film z całą rodziną. Takich właśnie bajek mocno mi dzisiaj brakuje.

Typ Anime - Film Kinowy
Rok produkcji - 1981
Pełny Tytuł: „Sirius no Densetsu” ("Sea Prince and the Fire Child")
 Reżyseria: Masami Hata
Scenariusz: Masami Hata, Chiho Katsurako
Muzyka: Koichi Sugiyama
Gatunek: Familijny, Romans, Dramat, Fantasy
Liczba Odcinków: 1
Studio: Sanrio
Ocena Recenzenta: 8/10

Screeny:






5 komentarzy:

  1. Wiem, ze Disney, wiem, ze moral mowiacy, ze zycue trudne i nie da sie osiagnac szczescia pokonujac Zua Wiedzme, ale jednak nope >:\ Jestem zbyy niedojrzala na dorosle ogladanie bajek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww :< Szkoda, bo wiele starszych tytułów kierowanych do dzieciaków to naprawdę fajne rzeczy. Zwłaszcza bajki z World Masterpiece Theater czy też Brave Series są naprawdę świetne. Mam wrażenie nawet, że jako przysłowiowy "stary koń" właśnie doceniam je o wiele bardziej, niż ich docelowa widownia.

      Usuń
  2. bardzo fajny film swietna animacja akcja sporo momentów wzruszeń szkoda tylko że to nieco już jak mi się zdaje zapomniana produkcja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, dziwię się samemu sobie, że wcześniej się na tę perełkę nie natknąłem. A jeszcze bardziej dziwi mnie jej niska popularność, zwłaszcza że została oficjalnie po angielsku nawet wydana, z pełnym dubbingiem.

      Usuń
  3. Nigdy nie słyszałam o tym tytule, ale po przeczytaniu Twojej recenzji mam zamiar go zobaczyć. ^^

    OdpowiedzUsuń