czwartek, 26 stycznia 2017

Haker buddysta kontra zabójczy wirus komputerowy - "Down Load: Namu Amida Butsu wa Ai no Uta" (1992)

Jakiś czas temu recenzowałem tutaj świetne "Birth" Yoshinoriego Kanady. Pełen humoru, kolorowy i fantastycznie zanimowany film akcji, który nie tylko był intrygującym, eksperymentalnym pokazem "animacji dla animacji", ale także pierwszą OVA w historii anime. I choć tytuł nie wywołał wśród chińskobajkowiczów tak wielkiego zamieszania, jak nieco późniejsze "Megazone 23", to wciąż przyjęty został całkiem ciepło i wysoko postawił poprzeczkę kolejnym produkcjom kierowanym bezpośrednio na rynek domowego wideo. Warto wspomnieć również, że produkcją oczarowani zostali tak słynni ludzie jak Obari Masami, czy też Hiroyuki Imaishi, którzy do dziś w swych produkcjach bardzo silnie bazują na zapoczątkowanej przez Kanadę szkole animacji. 
I tak se pomyślałem, że by dobrze zacząć piąty już (Jezu, kiedy to zleciało?!) rok istnienia tego blogaska, to przedstawię wam dzisiaj kolejny, równie fenomenalny film tego legendarnego animatora, powstałym przy współpracy z równie legedarnym Rintaro. Oto "Down Load" - ekscytujące kino akcji, polane cyberpunkowym sosem!

Shidou to dość nietypowy kapłan buddyjski. Jest leniwy, chętny bo bitki i wiecznie ugania się za kobietami. Jego ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu zaś jest imprezowanie w klubie nocnym "Suzie Wong". Szczególnie że tańcuje tam bardzo atrakcyjna dziewczyna, w której się podkochuje. Podczas jednego z występów udaje mu się w końcu nawet do niej zbliżyć i zaprosić na randkę. Chłopak nie zdaje sobie jednak sprawy, że jego luba zamieszana jest w aferę z tajemniczym komputerowym wirusem, który z każdym dniem doprowadza do śmierci kolejnych nastoletnich użytkowników sieci.

"Birth" było filmem, w którym fabuła była raczej tylko pretekstem by pokazać zapierające dech w piersiach eksperymenty animacyjne. "Down Load" zaś jest już produkcją, która próbuje połączyć jedno z drugim w odpowiednich proporcjach. I robi to całkiem dobrze. Opowiedziana w filmie historia nie jest może jakoś wybitnie oryginalna, czy też skomplikowana, ale jest jak najbardziej interesująca i rozwija się w odpowiednim tempie. W wyraźny i zrozumiały sposób zarysowana zostaje główna intryga i brak tu raczej większych fabularnych dziur. Miłośnicy kultowych anime z pewnością dostrzegą tutaj również silne inspiracje takimi hitami jak "Akira" czy też "Megazone 23". Już sam setting przywodzi na myśl coś, co mogłoby powstać ze zmieszania tych dwóch produkcji. Mamy mocno cyberpunkową wizję przyszłości, w której na ulicach futurystycznych, rozświetlonych neonami miast, królują gangi motocyklowe. Mamy super-potężne komputery, tworzące w sieci wirtualną rzeczywistość, w której młodzież lubi spędzać czas wolny. Mamy również wielki koncern, pociągający zza sceny za sznurki i próbujący uczynić ze wszystkich swoje marionetki. Od "Akiry" oraz drugiej połowy "Megazone" tytuł różni się jednak klimatem. Choć zdarzają się tutaj poważniejsze, wymagające trochę pomyślunku sceny, to jednak ogólna całość jest bardziej lekkim i komediowym, acz efektownym kinem akcji, nie wymagającym od widza zbyt dużych ilości główkowania.

Bohaterowie nie należą raczej do wybitnie skomplikowanych i większość z nich bazuje głównie na najpopularniejszych archetypach. Mamy zatem protagonistę rozrabiakę, lubiącego migać się od obowiązków i podrywać piękne kobiety; zażenowaną jego zachowaniem i zazdrosną okropnie, śliczną przyjaciółkę z dzieciństwa; małego geniusza, lubującego się w technologicznych nowinkach, w szczególności super komputorach; cool i pewnego siebie złodupca, przewodniczącego gangowi bandziorów na motorach; czy też bardzo atrakcyjną, niebezpieczną i tajemniczą kobietę, będącą obiektem westchnień głównego bohatera. Nie ma co po nich również oczekiwać jakiegoś skomplikowanego rozwoju charakteru. Czy taka schematyczność postaci przeszkadza w czerpaniu przyjemności z seansu? W żadnym wypadku! A to dlatego, że każdy z tych archetypów przedstawiony został odpowiednio wyraziście i bez zbędnego przerysowania. Świetnie wypadają również interakcje oraz dialogi między poszczególnymi postaciami. Ich wymiany zdań są bardzo naturalne, a przy tym równocześnie nad wyraz zabawne. W szczególności sceny w których Shidou zgrywa przed swą lubą chojraka czy też wdaje się w bójki z członkami gangu motocyklowego potrafią rozśmieszyć.

Najmocniejszą stroną kreskówki jest jednak fenomenalna oprawa graficzna. Nie spodziewałbym się niczego mniej po tak utalentowanych animatorach jak Yoshinori Kanada i Tatsuyuki Tanaka. Kanadowskie projekty postaci, nie dość że śliczne i pełne ekspresji, to jeszcze nieustannie są w ruchu. Nawet wtedy, kiedy po prostu siedzą i ze sobą rozmawiają, ciągle wymieniają ze sobą spojrzenia, czy też stroją miny i gestykulują. Płynnością i ciągłością ruchu zachwyca także wszystko inne - maszyny, pojazdy, czy też charakterystyczne Kanadowskie płomienie. A wszystko to komplementowane jeszcze przez fenomenalną choreografię i liczne, tak bardzo typowe dla Kanady zoomy i ujęcia pod najróżniejszymi ciekawymi kątami.
Zachwycające są także tła - bardzo futurystyczne, klimatyczne i szczegółowe, idealnie oddające cyberpunkowość świata, w którym dzieje się akcja filmu. Pochwalić należy również fantastycznie dobraną paletę kolorów i grę świateł, świetnie podkreślające atmosferę poszczególnych scen. Jest to ważne tym bardziej, że większość akcji filmu rozgrywa się w mieście nocą oraz ciemnych pomieszczeniach, w których jedynym źródłem światła są ekrany komputerów. Odpowiednie zbudowanie klimatu takich scen, jest o wiele trudniejsze, niż mogłoby się wydawać i nie ogranicza się po prostu do zamalowania większości ekranu na czarno.
Muzyka jest dość specyficzna. Bardziej przypomina coś wyciągniętego ze starych amerykańskich filmów, aniżeli typowej chińskiej bajki. Dominuje rock alternatywny, w szczególności grunge, a momentami usłyszeć możemy nawet zaskakująco bluesowe kawałki. Dodaje to kreskówce nietuzinkowego klimatu i dość mocno wyróżnia na tle innych, podobnych produkcji, gdzie dominują elektroniczne, ambientowe brzmienia.
Odnośnie gry aktorskiej słów parę jeszcze. Ta wypada naprawdę całkiem nieźle. W rolach głównych usłyszymy tutaj m.in takich ludzi jak: Seki Toshihiko (Embryo z "Cross Ange", Sanzo z "Saiyuuki" ), który fantastycznie odnajduje się zarówno w rolach pewnych siebie złodupców, jak i czarnych charakterów; Mami Koyama (Shaina z "Saint Seiya", Kycila z "Mobile Suit Gundam") sprawdzającą się idealnie jako głos dla pewnych siebie, władczych i silnych kobiet; czy też świętej pamięci już Katou Seizou, najbardziej znanego chyba z ról dumnego przywódcy Decepticonów - Megatrona - oraz Matsumoto Kiyonagiego z wieloletniej serii "Detective Conan".

"Down Load" to kawał niezłego, klimatycznego kina akcji. Punktuje prostymi, acz sympatycznymi bohaterami, niecodzienną, oryginalną muzyką oraz przede wszystkim fenomenalną oprawą wizualną. Szkoda straszna, że póki co można film ten obejrzeć jedynie w dość miernej jakości. Jedyny dostępny w sieci rip bowiem, pochodzi ze starej zjechanej kasety VHS. I nic nie wskazuje, niestety, na to, aby szybko miało się to zmienić, bowiem we wszystkich sklepach sieciowych laser dyski z filmem zostały już dawno temu wyprzedane. No, ale kto wie - może jakiś skośny przyjdzie kiedyś z pomocą i udostępni swoją kopię jakiejś grupie fansuberskiej? W każdym razie zdecydowanie polecam. Zwłaszcza miłośnikom cyberpunku i przepysznej sakugi.

Typ Anime - Seria OVA
Rok produkcji - 1992
Pełny Tytuł: „Down Load: Namu Amida Butsu wa Ai no Uta”
 Reżyseria: Rintaro
Scenariusz: Rintaro, Yoshiyuki Suga
Gatunek: Komedia, Akcja, Science - Fiction, Cyberpunk
Liczba Odcinków: 1
Studio: Madhouse
Ocena Recenzenta: 7/10

Screeny:






3 komentarze:

  1. O, czyli typ postaci "lubieżnego mnicha buddyjskiego" istniał już przed Inuyashą i to sporo. Damn, chyba pora jednak przyłożyć się do nauki o prawdziwej japońskiej literaturze i może teatrze, bo też mnie ostatnio bojowi lokaje zaczęli zastanawiać, a oni też się zaczęli zanim Kuroshit spopularyzował :|
    Akurat Rintaro mnie nie grzeje bo Metropolis miało dosłownie jedną scenę świetną (manga przynajmniej miał genderbending i Myszkę Miki!), a to chyba jedyne jego co widziałam. No ale jak obiecujesz ładną animację to bierę, tym bardziej, że ostatnio z chęcią wciągam jakieś stare ramoty ;)
    Niestety, przez piękną, blurejową wersję Shin Cutie Honey teraz wszystkie starocie wyglądają kiepsko bo daaaaaamn, son, te gołe baby w HD! Więc no, teraz gdy już moje rozczarowanie mniej pięknymi ripami przeszło, potrzebuję tylko, żeby się wszystko nie trzęsło tak jak w Princess Iron Fan, resztę zniesę.

    OdpowiedzUsuń
  2. czy ja to oglądałem sam nie wiem ale jeśli jest na tubie to obejrzę najwyżej raz jeszcze (bo czasem tytuł oryginalny a tytuł pod jakim lata coś w sieci mocno się rozchodzą ;p )

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejna seria, którą zobaczę po przeczytaniu Twojej recenzji. Bardzo jestem ciekawa tego lubieżnego mnicha. xD Gorąco Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń