wtorek, 15 lipca 2014

Gimnazjalistki, robozwierzątka, seksowne Divy, kosmiczni książęta... czyli misz-masz totalny pozbawiony ładu i składu wszelkiego - "Cyber Team in Akihabara" (1998)

Lubię produkcje, które próbują być czymś ciekawym, przemycając w sobie elementy wielu różnorakich gatunków. Daje im to szanse na bycie czymś szalonym, niecodziennym a równocześnie trafiającym w gusta dość szerokiego grona odbiorców. Problem z tego typu produkcjami jest jednak taki, że bardzo łatwo w ich przypadku przedobrzyć i miast przyjemnego miksu różnych gatunków stworzyć durnowate dziwadło, w którym poszczególne elementy za cholerę się ze sobą nie kleją. I takiemu dziwadłu się właśnie dziś przyjrzymy. Przedstawiam państwu "Cyberteam in Akihabara".

Główną bohaterką bajki jest świeżo upieczona gimnazjalistka - Hibari Hanakoganei. Jak na typową mangusiową trzynastolatkę przystało, nasza bohaterka jest przesłodzona do bólu, ma złote serduszko i nie grzeszy raczej zbytnio intelektem. Ma też oczywiście niezwykle wyrozumiałych i kochających rodziców, którzy to starają się swojemu słoneczku dawać wszystko, co dlań najlepsze. 
Nasza paniusia ma również słabość, jak wszystkie dziewczynki w jej wieku, do słodkich gadżetów maści wszelakiej. Jej największym marzeniem jest zdobycie własnego "PataPi" - elektronicznego zwierzaka, który to jest takim swoistym ucieleśnieniem tamagotchi - żre, śpi, i ogólnie ma być słodkim towarzyszem zabaw dla dziecka. Jak się zapewne domyślacie, nasza bohaterka bardzo szybko otrzymuje wymarzonego stworka. W dodatku, w niezwykle intrygujących okolicznościach, bowiem wręcza go jej tajemniczy książę, którego często widuje w swoich snach. Hibari nazywa stworka "Densuke" i już następnego dnia zabiera go ze sobą do szkoły, żeby pokazać go swojej najlepszej przyjaciółce - Suzume Sakurajosui. Niestety jednak, jakoże w szkole obowiązuje bezwzględny zakaz przynoszenia swoich PataPi (pominę fakt, że bardzo szybko zakaz ten zostaje zniesiony "Bo tak"), to zostaje on skonfiskowany przez wychowawcę naszej bohaterki. Hibari już ma popaść w czarną rozpacz, kiedy, ku jej wielkiemu zdumieniu, psor zabawkę jednak zwraca, każąc naszej milusińskiej udać się do gabinetu dyrektora. Dziewczynka myśli oczywiście, że coś przeskrobała i ma teraz totalnie przerąbane, jak się okazuje jednak - nic z tych rzeczy. Gdy przychodzi do gabinetu dyrektora, ten jedynie pyta ją, czy kocha ona miasto Akihabara, w którym mieszka. Gdy odpowiada, iż tak, puszcza ją do domu.
Podczas drogi powrotnej, Hibari spieszy się tak bardzo, że postanawia skorzystać z drogi na skróty i wbiega w ciemny zaułek (ŚWIETNY POMYSŁ!). Tam wpada na parę wielkich... cyców... które okazują się należeć do wystrojonej jak stereotypowy czarny charakter pannicy. Obwieszcza ona małej Hibari, iż zaczaiła się tu na nią specjalnie po to, by "skonfiskować" jej ukochanego PataPi. Nasza bohaterka oczywiście rzuca się do ucieczki, szybko jednak zostaje zatrzymana przez tajemnicze potwory, przywołane przez "złe szurnięte babsko". Sytuacja wydaje się być beznadziejna, jednak w tym momencie dzieje się coś niespodziewanego. Densuke zaczyna się świecić, po czym transformuje się w... seksowną, wyglądającą jak doroślejsza Hibari, cyberwojowniczkę, która błyskawicznie rozprawia się z monstrami i zmusza "złe babsko" do ucieczki. Hibari jest oczywiście niezwykle zaskoczona tą nieprzeciętną umiejętnością Densuke. Na tym jednak niespodzianek nie koniec. Bardzo szybko okaże się bowiem, że PataPi o podobnych umiejętnościach jest w Akihabarze dużo wiecej oraz że na wszystkie z nich chrapkę ma pewna tajemnicza organizacja...

Yyych, od czego tu zacząć... może od tego, że nie bardzo wiem, do kogo "Akihabara" miało być kierowane. Znaczy, wydaje mi się, że tak jak na początku wspomniałem, twórcy starali się stworzyć bajkę, która będzie miała w sobie coś dla każdego. Problem jednak w tym, że totalnie im to nie wyszło i w ostatecznym rozrachunku dostaliśmy takiego dziwnego "cosia", w którym upchane jest mnóstwo elementów z różnorakich gatunków, jednak żaden z nich nie jest sensownie wykorzystany. Wygląda to tak, jakby twórcy totalnie losowo co rusz dorzucali do tej produkcji coraz to kolejne i kolejne elementy, zapominając przy tym, że wypadałoby najpierw jakoś ciekawie rozwinąć te, które wmontowali tam uprzednio. Seria zaczyna się jak stereotypowa bajka dla dzieci, zaraz potem przechodzi w pełną niesmacznych żartów głupawą komedyjkę, zaraz potem przeradza się w obfitującą w "Obari as Fuck" sceny walki serię akcji, a krótko potem znowuż serwuje nam dawkę wymuszonej dramy. No istny burdel na kółkach.
Równie chaotycznie i fatalnie wypada prowadzenie historii. Na początku dostajemy schematyczny show, w którym Hibari poznaje kolejne koleżanki i wraz z nimi tworzą tytułowy "Cyberteam, który co odcinek w dokładnie tym samym zaułku zmaga się z kolejnymi stworami nasyłanymi przez złe cycate babsztyle. Następnie fabuła zaczyna gnać na łeb na szyję do przodu, sporadycznie sypiąc szczątkami informacji o jakimś tam planie "tych złych". Potem znowuż gwałtownie hamuje i serwuje nam kilka błogich odcinków, w których to dziewczynki radośnie spędzają czas wolny... a zaraz potem przeradza się w mroczną i pełną dramy i angstu opowieść o zemście, poświęceniu, błędach głupiej ludzkości i Bóg wie czym tam jeszcze. Szczerze powiedziawszy jedynie kilka końcowych odcinków ma jakikolwiek sens i tylko one w jakikolwiek sposób ratują cały ten bajzel.

Nie mogę również zbyt wiele dobrego powiedzieć o bohaterach tej serii. Ich charaktery są strasznie płaskie, nudne i poza kilkoma wyjątkami nie przechodzą żadnego rozwoju przez bite 26 odcinków. Mamy naiwnego moebloba; mamy dystyngowaną, pyszną i niezwykle irytującą chwilami snobkę; mamy też silną chłopczycę, która oczywiście ze snobką się non stop kłóci; nie zapominajmy także o obowiązkowej chciwej mendzie, która non stop szuka tylko okazji do zarobienia pieniędzy oraz generycznej cichej loli, która jest... tak, zgadliście, totalnie aspołeczna i tajemnicza. Interakcje między postaciami też są dość naciągane. Część z nich wypada co prawda całkiem fajnie, jednak ginie w gąszczu totalnie głupkowatych i zmieniających się co rusz "ot tak" innych zależności. Problem ten dotyczy zarówno postaci pozytywnych, jak i czarnych charakterów, zatem po żadnej ze stron nie spodziewajcie się raczej niczego ciekawego. A szkoda.

Oprawa audiowizualna to stuprocentowe lata 90-te. Jeśli o projekty postaci idzie, to mamy sztandadrowo prześliczne dziewuszki o pyzatych, jednak chwilami cholernie zniekształconych mordkach; cycate seksbomby; pięknych i tajemniczych młodzieńców itd. itp. Tła zaś wypadają różnie - część z nich jest niezwykle barwna, ciekawa i pełna drobniutkich detali, część znowuż nudna, wiejąca pustkami i wykonana totalnie "na odwal się". Animacja wypada całkiem miodnie, zwłaszcza w przypadku starć, które są niezwykle dynamiczne i patrzy się na nie całkiem fajnie. Również ruchy postaci nie są jakieś nienaturalne i nie dopatrzyłem się losowych ataków epilepsji, gdy stoją one bez ruchu. Serial cierpi jednak na ogromne wprost ilości stock footage, które powtarzane są uparcie za każdym razem, zwłaszcza gdy PataPi się transformują.
Złego słowa nie można jednak powiedzieć o muzyce, która jest niezwykle klimatyczna i - jakimś cudem - całkiem zgrabnie podkreśla wszelkie wydarzenia, jakie znalazły się w tym bajzlu. Najfajniej prezentują się zdecydowanie wokalne piosenki, zaśpiewane przez takie sławy jak choćby Masami Okui, czy też Megumi Hayashibara.
Gra aktorska wypada jednak... dość słabo. Co dziwi mnie niesamowicie, bo aktorzy użyczający głosów postaciom to nie jakieś kompletne randomy, a całkiem znane w branży nazwiska. Megumi Hayashibara, Tomokazu Seki, Chieko Honda, Asakawa Yuu... Po tak pieniężnej obsadzie spodziewałem się naprawdę wyśmienitej gry aktorskiej, a tymczasem postacie brzmią albo średniawo, albo wręcz tragicznie (Hibari, na przykład) i zdecydowanie nie chce się ich słuchać.

Jak nietrudno się domyślić, Akihabary raczej nie polecam. Jest to podręcznikowy wręcz przykład tego, jak pomimo świetnej obsady i mnóstwa ciekawych pomysłów wszystko kameralnie spieprzyć. Charaktery postaci są słabe i nudne, fabuła chaotyczna i bez sensu (z wyjątkiem kilku ostatnich odcinków), debilnym posunięciem było też upchanie tutaj tak wielu różnych motywów bez podjęcia najmniejszej choćby próby rozwinięcia ich w jakikolwiek ciekawy sposób.Serial ratuje jedynie świetna muzyka i całkiem dobra oprawa graficzna, choć i co do niej mam kilka obiekcji (zwłaszcza krzywe chwilami mordy postaci oraz nadużywanie stock footage). Nie jest to najgorsze anime, jakie widziałem, ale do dobrych bym go też raczej nie zaliczył. Jest to taki dość słaby średniak. Obejrzeć to w sumie można, ale właściwie po co, skoro jest tak dużo o wiele lepszych staroszkolnych tytułów?

Typ Anime - Seria TV
Rok produkcji - 1998
Pełny Tytuł: „Akihabara Dennou Gumi” ("Cyber Team in Akihabara")
 Reżyseria: Fujimoto Yoshitaka
Scenariusz: Kato Takao, Arakawa Naruhisa, Uetake Sumio
Muzyka: Shinkichi Mitsumune
Gatunek: Powered Armor, Science Fiction, Komedia, Ecchi, Fantasy
Liczba Odcinków: 26
Studio: Ashi Productions
Ocena Recenzenta: 4/10

Screeny:






1 komentarz:

  1. Ja to już narzekam na kreskę i animację w produkcjach z roku 2004. Starszego anime nigdy nie oglądałam, taki sposób rysunku jakoś strasznie mnie razi, dlatego też nie interesowałam się produkcjami ze starszych lat. ;)

    OdpowiedzUsuń