wtorek, 14 października 2014

Leczenie impotencji metodami niekonwencjonalnymi - "Ogenki Clinic Adventures" (1991) (+18)

W sumie, tak się właśnie pokapowałem że od dawna nie pojawiła się tutaj żadna recenzja "pikantniejszej" bajki. Ostatni tytuł z pieprzykiem, który tutaj opisywałem to było chyba "Cream Lemon: Pop Chaser".  Wspomniałem wtedy, że hentaie z lat 80-tych były produkcjami naprawdę dobrymi, w których, wbrew pozorom, bardziej stawiano na świetną oprawę audiowizualną i sympatycznych bohaterów, a sceny erotyczne były jedynie miłym dodatkiem.
A jak sprawa miała się z tymi z lat 90-tych? Czy i one wypadają równie dobrze? By się tego dowiedzieć, przyjrzymy się dzisiaj "Ogenki Clinic" - jednej z najbardziej znanych animacji erotycznych z tego okresu.

PONIŻSZY TEKST OBFITOWAĆ MOŻE W NIECENZURALNE KADRY ORAZ OPISY. JEŚLI NIE MASZ UKOŃCZONYCH 18 LAT, NIE CZYTAJ DALEJ
(I tak wszyscy przeczytają...)

Klinika Doktora Ogenki to niewielka przychodnia, mieszcząca się w pewnym dość obskurnym apartamentowcu. Pomimo specyficznego umiejscowienia, nie narzeka ona jednak na brak klientów. Trzeba bowiem wspomnieć, że klinika owa słynie ze skutecznych, aczkolwiek niezwykle kontrowersyjnych i niekonwencjonalnych sposobów leczenia impotencji. W związku z tym, każdego dnia do kliniki Ogenki przybywają coraz to kolejni pacjenci cierpiący na seksualne problemy maści wszelakiej - jeden pacjent nie jest w stanie dojść podczas stosunku; inny znowuż nie potrafi odczuwać przyjemności z seksu, jeśli nie ma na sobie kostiumu superbohatera; jeszcze kolejny zaś podniecić może się tylko wtedy, gdy patrzy na dwie zabawiające się ze sobą lesbijki. Doktor Ogenki oraz jego hojnie obdarzona przez naturę pomocniczka - siostra Tatase - mają zatem nieustannie pełne ręce roboty i wymyślać muszą coraz to nowe sposoby, by nieszczęśnikom tym nieść pomoc.

Tak. To anime jest głupie. Okrutnie głupie. I nie, nie jest przez to śmieszne, bynajmniej. Co prawda pojawia się w nim kilka zabawnych, faktycznie pomysłowych żartów, ale w dużej mierze oglądając "Ogenki Clinic" czułem się zdegustowany. I to nie tak, że ja jestem jakimś wielkim przeciwnikiem zbereźnego humoru, nie. Jak jest on faktycznie śmieszny i odpowiednio serwowany, to potrafię zdrowo ryknąć śmiechem, tak jak to miało miejsce w przypadku choćby Daimidalera. Problem z gagami w "Ogenki Clinic" jest jednak taki, że twórcy momentami stanowczo przekraczają granicę i humor wydaje się być nader wymuszony. Wiecie, wygląda to mniej więcej tak, jakby ktoś wam opowiedział okrutnie suchy żart a potem kazał się śmiać.
Jeśli o "fabułę" idzie, to Ogenki Clinic jest utrzymane w formacie epizodycznym. Poszczególne odcinki przedstawiają luźne, raczej niezbyt powiązane ze sobą historyjki, z których każda koncentruje się na innym pacjencie i innej dolegliwości.
Co do bohaterów - klisza pogania kliszę. Zbereźny pan doktor, chętna pielęgniareczka, wstydliwy piękniś... jedyną dość nietuzinkową postacią, pojawiającą się w tym anime, jest... penis doktora Ogenki. Nie, nie żartuję sobie. Penis tytułowego lekarza jest najoryginalniejszą postacią, bowiem jako jedyny nie jest bohaterem, którego na co dzień spotkać można w innych (nawet tego typu) produkcjach. Co w ogóle zabawne, poza faktem że jest równie zbereźny co swój właściciel, to jeszcze podobnie jak on nosi okulary oraz sumiasty wąs.

No dobrze, ponarzekałem na badziewny, rynsztokowy humor i nudne postacie, to może teraz powiem coś dobrego o oprawie audiowizualnej? Niestety, nie. "Ogenki Clinic" bowiem prezentuje się nad wyraz brzydko. Szkaradne projekty postaci, blade i nijakie kolory, proste tła czy też bardzo oszczędne cieniowanie raczej nie przemawiają na korzyść tej produkcji. Nie lepiej jest z animacją. Jest bardzo oszczędna i momentami wygląda, jakby brakowało w niej kilku klatek. Jedyne co jest płynnie zanimowane i cieszy oczy feriom barw to... dziwaczne wstawki z kolorowymi, tańczącymi penisami, pojawiającymi się tu i ówdzie kiedy Doktor Ogenki opisuje jakąś przypadłość seksualną, bądź sam odbywa stosunek z jedną z bohaterek. Tak, lwia część budżetu poszła właśnie na to.
No dobrze, to może chociaż muzyka jest okej? Też nie. Jedynym wpadającym w ucho utworem jest opening. Reszta to randomowe brzdąkania, które bardzo szybko giną gdzieś tam w tle. I powiecie zaraz "Goge, to przecież porno, kto się przejmuje w takich produkcjach muzyką". A no ja się przejmuję. Po części przez zboczenie zawodowe a po części przez to, że znane są mi pornobajki, które muzyką bardzo pozytywnie zaskakiwały ("Cream Lemon" lub też "Call me Tonight").
Co nam jeszcze zostało do omówienia? A, tak, gra aktorska. Ta jest... typowa dla kiepskiego porno. Spodziewajcie się zatem fatalnie odegranych, zdrowo przerysowanych dialogów oraz "ochów" o "achów" maści wszelkiej...

Okej, dość, analizowanie kiepskich porno klasy B (może nawet niższej) nie jest zajęciem przyjemnym, więc przejdźmy do podsumowania. "Ogenki Clinic" jest produkcją złą. Okrutnie złą. Nie poleciłbym jej nawet tym, którzy najzwyczajniej w świecie oglądają porno w celach wiadomych. Postacie wyglądają jak maszkary, muzyka nie istnieje, animacja jest fatalna (no, chyba że mówimy o scenach z tańczącymi penisami...), humor żenujący... Dziwię się sam sobie, że przez to przebrnąłem, no ale przynajmniej mogę teraz z czystym sumieniem to ludziom odradzać. Serio, trzymajcie się od tego z daleka. Jeśli chcecie obejrzeć dobrą pornobajkę, to złapcie się lepiej za wspominane tutaj wielokrotnie "Cream Lemon", albo "Daimidalera". Są to bajki dużo przyjemniejsze i śmieszniejsze, aniżeli ten potworek.

Typ Anime - Seria OVA
Rok produkcji - 1991
Pełny Tytuł: „Ogenki Clinic Adventures”
 Reżyseria: Takashi Watanabe
Scenariusz: Takashi Watanabe, Haruka Inui
Gatunek: Hentai, Komedia
Liczba Odcinków: 3
Studio: AC Create, Akita Shoten
Ocena Recenzenta: 2/10

Screeny:








1 komentarz:

  1. A ja podziwiam, że udało Ci się to obejrzeć, tytułu nie znam, ale po samej recenzji i screenach do obejrzenia nie zachęca. xP

    OdpowiedzUsuń