poniedziałek, 30 maja 2016

(Nie)Cny Rycerz - "Rance: Sabaku no Guardian" (1994) (+18)

Ach, błędni rycerze. Waleczni, honorowi, dobrotliwi. Zawsze gotowi zgładzić paskudnego smoka i ocalić nadobną niewiastę. Niestrudzenie służący swą pomocą każdemu, kto znajdzie się w potrze- DOŚĆ! Ile można wałkować ciągle to samo. Jak wiele widzieliście anime, w których główny rycerz bohater nie był ideałem albo chociaż nie starał się takowym być? No właśnie. Koniec z tym! Dzisiaj wrzucamy "Białorycerzy" z powrotem między bajki a na warsztat bierzemy tytuł, którego bohaterem jest wulgarny dupek, świetnie władający nie tylko tym metalowym mieczem...

Rance, choć jest najpotężniejszym rycerzem na świecie, to daleko mu do idealnego fechtmistrza z baśni. Pyskaty, chciwy i sprośny, zrobi wszystko, aby tylko się wzbogacić i dobrać do majtek pięknej niewiasty. Bezlitosny zarówno dla swych wrogów, przypadkowych przechodniów, jak i nawet własnej, zakochanej w nim służki. Rance się nie patyczkuje. Poćwiartuje, okradnie, a nawet zgwałci każdego, kto ośmieli się mu przeciwstawić.
Pewnego dnia nasz "bohater" przybywa do pustynnego miasta, dręczonego przez grupę rozbójników zwanych "Zielonymi Skorpionami". Jego władczyni wiele słyszała o sile (nie)cnego rycerza i prosi go, by pogonił wrednych bandziorów. A że ciałko ma bardzo ponętne, to Rance nie waha się ni chwili. Zrobi wszystko, jeśli tylko będzie mógł ją dzięki temu posiąść.

Jeśli czytacie mojego bloga od jego najwcześniejszych postów, to kojarzycie pewnie, że sporym szacunkiem darzę staroszkolne hentaie. Dla tych nowszych czytelników, którzy czytając to mogą czuć się zażenowani, już tłumaczę, czemu tak jest. Erotyczne animu z lat 80-tych oraz wczesnych 90-tych były bowiem - wbrew pozorom- faktycznie dobrymi bajkami. Zacznijmy od tego, że często nie koncentrowały się tylko i wyłącznie na samym akcie dupczenia. Ba! Często były one nawet pod tym względem dużo grzeczniejsze, niż współczesne ecchi. Dobrym przykładem będzie tutaj słynna seria OVA "Cream Lemon". Każdy z jej epizodów serwował widzowi całkiem dobrą, fajną historyjkę, w której seks był jedynie miłym dodatkiem. Niektóre z nich były świetnymi komediami, inne ciekawymi i wzruszającymi opowieściami o prawdziwej miłości, jeszcze inne zaś były pokazem talentu i niesamowitych umiejętności pracujących nad nimi animatorów. Podobnie jest właśnie w przypadku "Rance". Seks tu jest, a i owszem. Ale mamy tutaj przede wszystkim prostą, acz zgrabnie opowiedzianą historyjkę, masę dobrego humoru oraz menażerię naprawdę barwnych, fajnych postaci. Już sam Rance wypada bardzo na plus. Nie dość, że jest o wiele lepszym bohaterem, niż typowy debil z komedyjek erotycznych, to jeszcze w genialny sposób wywraca do góry nogami wszystkie cechy stereotypowego rycerza. Wiele razy zdarzyło mi się ryknąć szczerym śmiechem widząc jego niezbyt chwalebne wyczyny. Kojarzycie, jak to w bajkach ocaleni przez dzielnego fechtmistrza ludzie mówią, że "nie wiedzą jak mogą się odpłacić"? Typowy rycerzyna odpowiada wtedy, że "nie są mu nic winni, sam honor wystarczy bla bla bla". Rance zaś nie marnuje okazji i bardzo sprytnie wykorzystuje możliwości, jakie dają te słowa. Okrada kupców, naciąga bogaczy, a piękne dziewoje zaciąga do wyra... ku rozpaczy bez pamięci zakochanej w nim Sill - jego służki. Ta również jest, jak nietrudno się domyślić, parodią charakterystycznego dla opowiastek fantasy typu postaci. Na przykładzie Sill wyśmiana została typowa księżniczkowata łamaga, często uczepiona RPG-owej drużyny jak rzep psiego ogona. Z reguły traktowana jest przez wszystkich pozostałych bohaterów z troską i pobłażliwie... tutaj zaś dostaje po mordzie za każdą, najdrobniejszą nawet wtopę i wykorzystywana jest przez Rance'a do odwalania całej czarnej roboty. Bardzo dobrze parodiuje ona także słynną "ślepą i bezgraniczną miłość", tak bardzo powszechną w baśniach. Sill nie jest głupia i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jakim dupkiem jest Rance i jak bardzo ją wykorzystuje... a mimo to nadal mocno go kocha i jest gotowa zrobić dla niego wszystko. Twórcy złośliwie wytykają w ten sposób naiwność kierujących się tym światopoglądem postaci.
Humor serii nie leży jednak tylko w postaciach. Sama fabuła bardzo zgrabnie wyśmiewa też większość standardowych dla skośnych (i nie tylko) historii fantasy oraz RPG zagrywek. Mamy tu nabijanie się z typowych questów, "nieprzewidywalnych" zdrad, super-duper ataków specjalnych, czy też nawet zdobywania wyższego poziomu postaci, które tutaj odbywa się poprzez... erotyczny taniec w wykonaniu boginki levelowania.

Ślicznie prezentuje się też oprawa wizualna. Szczegółowe, kolorowe i bardzo przyjemne dla oka projekty postaci podobały mi się niesamowicie. Zwłaszcza dziewczęta są bardzo urokliwe i apetyczne. I mają puchate kudełki. Kocham puchate kudełki. Bardzo ładne i klimatyczne są również tła, nie ustępujące w niczym tym znanym z regularnych fantasy. No i animacja też zachwyca. Płynna, dynamiczna i pełna efekciarstwa w postaci błysków i wybuchów. Zdarzają się tu i ówdzie powtórzenia ujęć, zwłaszcza przy atakach specjalnych, acz podejrzewam że w tym wypadku są one również częścią żartu (wiecie, te wszystkie zapętlone, powtarzane w nieskończoność animacje zaklęć etc. w "erpegach"). Strasznie podobało mi się też to, że bardzo często akcja nie dzieje się tylko na głównym planie. Przykładowo, gdy w jednej ze scen Rance robi w gospodzie demolkę, Sill liczy sobie na boku pieniążki. Dzięki temu tło prawie nigdy nie jest statyczne i zawsze można dopatrzeć się tam drobniutkich smaczków i żartów.
Coś o muzyce - ogółem OST jest dobry, odpowiednio dopasowany do rozgrywających się na ekranie wydarzeń, acz szczerze mówiąc nie zapada zbytnio w pamięć.  Ot, poprawna rzemieślnicza robota i w sumie tyle. Ciężko się temu jednak dziwić, skoro komponował ją totalny "no-name". Bardzo wrył mi się jednak w pamięć opening. Bardzo przyjemna, rytmiczna piosenka o tym jak to Sill kocha Rance'a i jakim to on jest wspaniałym mężczyzną. Okraszona dodatkowo śliczną, wzruszającą animacją, w której to nasza urocza bohaterka rzuca się w objęcia swego wyidealizowanego ukochanego, który nagle znika, pozostawiając ją zaskoczoną. Jest to oczywiście kolejny złośliwy żart twórców.
Gra aktorska wypada świetnie. Obsada nie jest jakaś niezwykle duża, ale ciężko narzekać, kiedy każdy z bohaterów brzmi naturalnie i przekonująco. Spora w tym zasługa takich nazwisk jak Kazuki Yao (Judau z "Mobile Suit ZZ Gundam", Shinobu z "Dancougi"), czy też Matsui Naoko (Rem z "Dream Hunter Rem", Inez z "Martian Successor Nadesico"). Najlepiej zdecydowanie spisuje się właśnie pan Yao, wcielający się w rolę Rance'a. Jego "gorącokrwisty", męski, nieco skrzeczący głos idealnie pasuje do roli potężnego, niesamowicie wrednego dupka.

"Rance" to zabawna i przyjemna komedia erotyczna, w sam raz na nudny wieczór. Krótka i nie wymagająca wielkiego skupienia, bawi i oczarowuje bardzo ładnym wykonaniem. Jeśli macie chętkę na sprośniejszy tytuł, to jak najbardziej polecam. Jest to o wiele lepsza pozycja, niż większość współczesnych ecchi, których bohaterami są przygłupie niedorajdy, otoczone równie głupimi dziewczątkami. A i jest bardzo fajną alternatywą dla tych wszystkich ogranych historyjek o cnych rycerzach, bezinteresownie ratujących świat.

Typ Anime - Seria OVA
Rok produkcji - 1994
Pełny Tytuł: „Rance: Sabaku no Guardian” ("Rance: The Desert Guardian")
 Reżyseria: Tominaga Tsuneo
Scenariusz: Akahori Satoru
Muzyka: Hiroyuki Takei
Gatunek: Komedia, Hentai, Parodia, Fantasy
Liczba Odcinków: 2
Studio: ANIMATE
Ocena Recenzenta: 7/10

- OVA powstała na podstawie świetnej serii gier od "Alicesoft", parodiujących stereotypowe fantasy. Oferują one nie tylko dużą dozę sprośnego humoru, ale również naprawdę solidną i fajną rozrywkę. Zdecydowanie polecam się z nimi zapoznać, tym bardziej, że mają fanowskie tłumaczenia.

Screeny:









2 komentarze:

  1. Szczerze mówiąc hentaie omijam jak się da, a jeszcze niedawno samo ecchi powodowało u mnie odrazę. Co prawda te drugie nauczyłam się tolerować, bo gdyby nie to, bardzo wiele serii zmuszona byłabym obecnie odrzucać (w końcu bywa ich całkiem sporo), ale tak czy inaczej nie uśmiecha mi się oglądanie cycków na pół ekranu, śliniących się facetów i jeszcze bardziej kobiet (tak bardzo bolesne). Pewnie masz rację, że kiedyś typowe serie +18 nie są tak wulgarne i sprośne jak dzisiejsze ecchi, ale i tak tym razem odmówię dodania Twojej propozycji do swojej listy ;) Pozdrawiam
    Kusonoki Akane
    PS: Mój banner znajdziesz na dole strony u mnie na blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. w podobnym stylu bohater nawet sądząc po nazwisku nasz rodak xDD jest w serii gokudo ;)) jeśli nie znasz warto poznać ;)

    OdpowiedzUsuń