niedziela, 18 grudnia 2016

Gliniarz z Nowego Jorku - "Mad★Bull 34" (1990)

"Mad★Bull 34" znajdował się na mojej liście do obejrzenia od bardzo długiego czasu. Besztany bez końca przez wszystkich "Bardzo Poważnych i Cynicznych Krytyków" na Youtube, MAL-u czy innych portalach; wyśmiewany za sprawą słynnych gifów i zrzutów ekranu, na których główny bohater odrywa sobie granaty z łonowców i ciska nimi w terrorystów;  forsowany na kunwentowych panelach poświęconych najgorszym OVA z dawnych lat. Wszystko wskazywało na to, że będzie to tytuł okropny, albo co najwyżej "tak zły, że aż dobry". Jakże wielkie było więc moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że jest to... autentycznie wciągająca i zabawna komedia policyjna.

Młody gliniarz Daizaburo Edi-Ban zostaje przydzielony do oddziału policji zajmującego się niesławną dzielnicą 34 - najniebezpieczniejszym rejonem Nowego Jorku, gdzie najgorsze przestępstwa są na porządku dziennym. Zostaje partnerem doświadczonego, acz nieokrzesanego osiłka którego wszyscy koledzy nazywają "Mad Bull". Przydomek ten zawdzięcza swoim szalonym metodom działania - z przestępcami się nie pierniczy i najpierw strzela, potem zadaje pytania. Młody Daizaburo jest przez to na początku niezbyt przychylnie nastawiony do swojego nowego towarzysza. Po kilku wspólnych akcjach szybko odkrywa jednak, że w tym olbrzymim, przerażającym cielsku kryje się prawdziwe serce ze złota.

"Mad Bull" utrzymany jest w formacie epizodycznym. Każdy z czterech odcinków serii koncentruje się na innej, niezwiązanej bezpośrednio z pozostałymi sprawie. I choć żadna z nich nie jest jakoś wybitnie skomplikowana, to są na tyle różnorodne i naładowane wartką akcją, że potrafią zaintrygować i trzymać w napięciu. Naszym bohaterom przyjdzie stawić czoła m.in ojcu chrzestnemu cyborgowi, nieustraszonym Chińskim asasynom o bardzo rygorystycznym kodeksie, czy też nawet samemu Predatorowi, odzianemu w futurystyczną zbroję. Pomysłowość scenarzystów naprawdę nie miała końca. Byłem serio pod wrażeniem, bo za każdym razem gdy myślałem, że nic bardziej szalonego twórcy już nie wymyślą, pokazywali mi, że jednak wymyślą. 
Na plus serii działa też niesamowicie absurdalny, cudownie kiczowaty humor. Wspomniałem już o ciskaniu granatami z łonowców, a to zaledwie jedna z wielu komicznych i absurdalnych akcji, jakie odwalają Daizaburo i jego partner. Oprócz tego przyjdzie nam zobaczyć m.in: jak depczą po piętach seryjnego mordercy odziani we wcale nie rzucające się w oczy habity zakonnic; jak przebrani za prostytutki ratują dziennikarkę przed gwałcicielami; jak "Mad Bull" zostaje postrzelony w pupę, która zaczyna krwawić strużkami jak fontanna, przypominając coś żywcem wyciągniętego z odcinka "Toma i Jerry'ego" lub "Zwariowanych Melodii"; jak nieokrzesany osiłek próbując uwolnić się z przykuwających go do łóżka łańcuchów, zabiera cały mebel ze sobą i rusza w pogoń za przestępcą; czy też jak ciska czołgami, by pokonać Chińskich asasynów. Komediowość produkcji nie bierze się jednak tylko z absurdalności sytuacji, czy też typowo slap-stickowych gagów. Niesamowicie potrafią rozbawić także dialogi, w szczególności te które prowadzą ze sobą Daizaburo i "Mad Bull". Słuchając ich wzajemnych przekomarzanek ciężko jest nie parsknąć szczerym śmiechem.
Niestety, "Mad Bull" ma też pewien dość poważny problem. Wielu widzów bardzo gorszyć będą zapewne sceny gwałtów, pojawiające się często w zwłaszcza pierwszych dwóch epizodach. Rozumiem, że twórcy chcieli w ten sposób pokazać bezwzględność i okrucieństwo bandziorów, z którymi bohaterowie walczą, ale jednak trzeba przyznać, że momentami trochę z tym przesadzają.

Zaskakująco silną stroną tego tytułu są jego postacie. Nie należą może do wybitnie skomplikowanych, jednak nakreślone są na tyle wyraziście i mają na tyle zróżnicowane osobowości, że nie w sposób ich nie polubić. Świetnie przedstawiono także ich wzajemne interakcje i relacje. W szczególności dynamika między Daizaburo a "Mad Bullem" jest bardzo fajna i stanowi jeden z głównych motorów napędowych całej kreskówki. Chłopak jest z początku dość niepewny i nie potrafi odnaleźć się w nowym miejscu pracy. Tym bardziej, że zawsze stara trzymać się sztywno zasad, jakie wpojono mu w szkole policyjnej, przez co jest absolutnie zdegustowany zachowaniem swojego nowego partnera. Widząc jak ten bezwzględnie morduje bandziorów, czy też bez wyrzutów sumienia korzysta z usług prostytutek, dodatkowo odbierając im połowę zapłaty, młody Daizaburo coraz bardziej zastanawia się, czy nie zgłosić go przełożonym. Z biegiem czasu jednak, kiedy dowiaduje się więcej o jego motywacjach oraz przeszłości zaczyna darzyć go coraz większą sympatią i wkrótce między parą gliniarzy powstaje bardzo silna, braterska wręcz więź. Potem do duetu dołącza jeszcze piękna, silna i odważna pani detektyw - Perrine Valley. W walce z bandziorami radzi sobie ona nie gorzej, niż Daizaburo i "Mad Bull", i "damulką w opresji" staje się w trakcie serii tylko raz, kiedy bandyci mają nad nią zdecydowaną przewagę liczebną. Przeciwników tego typu zagrywek uspokajam jednak zawczasu, że w podobnej sytuacji znajduje się wtedy także "Rycerz w Lśniącej Zbroi" - Daizaburo dostaje od przestępców tęgie lanie i dopiero gdy na scenę przybywa "Mad Bull", bohaterowie wspólnymi siłami odnoszą zwycięstwo.
Z czarnymi charakterami sprawa wygląda już niestety gorzej. Większość z nich to stereotypowo źli, zepsuci do szpiku kości bandyci, bez żadnych zasad moralnych czy też bardziej rozbudowanych osobowości. Wyjątek stanowią członkowie Chińskiej mafii oraz pojawiający się w ostatnim odcinku Predator. Choć co do niego akurat też mam trochę mieszane odczucia. Wspomnienie dlaczego byłoby jednak spoilerem, więc więcej napisać nie mogę.

Bardzo spodobały mi się szczegółowe i w miarę realistyczne projekty postaci. Poza karykaturalnie napakowanym, ogromnym "Mad Bullem" wszyscy narysowani są sensownie i z zachowaniem naturalnych proporcji ciała. Nie mamy tutaj zatem do czynienia z typowymi dla chińskich bajek biustami rozmiarów piłek do koszykówki, czy też zniewieściałymi, wychudzonymi do przesady chłoptasiami. Trochę gorzej wygląda jednak sprawa z tłami, które są chyba po prostu potraktowanymi filtrem fotografiami. Jeśli idzie o animację zaś, to jest ona poprawna, acz dość rozczarowująca jak na OVA. Wybitnej tragedii nie ma, widziałem już o wiele brzydziej zanimowane bajki, ale też ciężko tutaj o jakąś ciekawszą, zapierającą dech w piersiach sekwencję.
Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie jednak muzyka. Nie są to brzmienia typowe dla chińskich bajek. Ścieżka dźwiękowa "Mad Bulla" bardziej przypomina coś z kultowych amerykańskich seriali policyjnych z lat 80-tych i 90-tych. W szczególności fenomenalne, zaśpiewane w pełni po angielsku piosenki kończące każdy z odcinków, w wykonaniu utalentowanej Maizurah. Najbardziej do gustu przypadło mi zdecydowanie "We Can Make It" - świetna, rytmiczna, zapadająca w pamięć i nie chcąca jej potem opuścić piosenka.
Obsada "Mad Bulla" również jest wcale nie najgorsza, zwłaszcza dla widzów siedzących troszkę w przemyśle seiyuu. Występują tutaj m.in Akio Ootsuka (Benares z "3x3 Eyes", Hazama Kuroo z "Black Jack", Batou z "Ghost in the Shell"), świetnie odnajdujący się w rolach "złodupców" i skurczybyków; jedna z moich ukochanych seiyuu kobiecych - Matsui Naoko (Rem z "Dream Hunter Rem", Pai z "Haja Taisei Dangaioh") uwielbiająca wcielać się w silne, pewne siebie babki, ale potrafiąca również bardzo dobrze odegrać te bardziej moe, urocze dziewczynki; czy też Yasunori Matsumoto, który powinien być znany w szczególności z roli Gourriego z kultowego "Slayers", ale oprócz tego wcielił się także w tak świetne postacie jak Gai z "Change!! Shin Getter Robo: Sekai Saigo no Hi", Dick Saucer z "Dragon Half"czy też Wataru Akiyama z "Initial D". Młodsi fani kojarzyć go mogą także z "Fullmetal Alchemist", gdzie użyczał głosu Jeanowi Havocowi, albo "Gravitation", gdzie wcielił się w Nakano Hiroshiego.

Podobnie jak niesławny "M.D. Geist", "Mad Bull 34" jest moim zdaniem bardzo niesłusznie besztaną serią OVA. Wbrew wszystkim prześmiewczym obrazkom i nieprzychylnym opiniom jest to naprawdę kawał dobrego kina akcji ze świetnym humorem, przesympatycznymi bohaterami, niezłą obsadą i fantastyczną muzyką. I choć tytuł swoje za uszami ma, zwłaszcza jeśli idzie o zbytnie nadużywanie scen o charakterze erotycznym, to wciąż jak najbardziej jest wart polecenia. Najlepiej zdecydowanie oglądać go w gronie znajomych, bowiem wtedy bawi jeszcze bardziej.

- Warta wspomnienia jest swoją drogą ciekawostka, że reżyserem "Mad Bulla" jest niejaki Satoshi Dezaki - brat słynnego Dezakiego Osamu, będącego jednym z największych pionierów jeśli idzie o reżyserię w chińskich bajkach.

Typ Anime - Seria OVA
Rok produkcji - 1990
Pełny Tytuł: „Mad★Bull 34”
 Reżyseria: Satoshi Dezaki
Scenariusz: Toshiaki Imazumi
Muzyka: Shimizu Katsunori
Gatunek: Komedia, Akcja, Sensacyjny
Liczba Odcinków: 4
Studio: Magic Bus
Ocena Recenzenta: 7/10

Screeny:






2 komentarze:

  1. Łączmy się, obrońcy serii uciśnionych! Co prawda ja nie miałam okazji bronić żadnych starszych produkcji (bo takowe u mnie mimo wszystko rzadko się pojawiają i też nie znam się na nich nawet w 1/1000000000000000 tak jak Ty), ale czasami stawiam się w tej odpowiedzialnej roli w przypadku nowszych serii, które czasami zostają traktowane zdecydowanie zbyt krytycznie. A "Mad Bull 34" naprawdę mnie zaciekawił, więc może kiedyś bliżej się mu przyjrzę :) Pozdrawiam
    Kusonoki Akane

    OdpowiedzUsuń
  2. o porządne kino ;p ta seria to jedno z tych popularnych w owym czasie "amerykańskich" serii w sensie że akcja dzieje się w stanach która całkiem zgrabnie pokazywała realia po drugiej stronie wielkiej wody (dla ciekawych to wspomniane wyżej GSC czy angel cop ) bohaterowie fajni z głównym którego ja nazwałbym przypakowanym umundurowanym brudnym harrym zresztą nawet jak on traktuje swego młodego partnera i pełna zgoda co do muzyki jak ktoś lubi 80s styl to soundtrack przypadnie do gustu (ze swej strony dodałbym jeszcze AD Police ost piosenki w wykonaniu lou bonnevie świetne jak rasowe hity z listy przebojów ) w sumie 80s rządzi xD

    OdpowiedzUsuń