niedziela, 18 grudnia 2016

Kilka animowanych shortów, o których istnieniu nie mieliście pojęcia... (Część I?)

Również i w tym roku brałem udział w zorganizowanym przez znajomka "czelendżu", polegającym na obejrzeniu jak największej liczby chińskich bajek z backlogu w ciągu roku. No i jak moglibyście się po mnie spodziewać, większość mojej listy stanowią mniej lub bardziej znane tytuły z ubiegłego wieku. Ba, w tym roku zahaczyłem nawet o parę okropnie obscure animowanych shortów, których nie widział prawie nikt. I mówiąc "prawie nikt" wcale nie przesadzam, bo niektórych z tych animacji nie ma nawet w bazie "My Anime List", czy innych tego typu witryn. 

I tak oglądając sobie te shorty naszło mnie, by napisać o nich coś więcej. Jest tylko pewien szkopuł - jak sklecić sensownej długości recenzję czegoś, co trwa najczęściej ledwo 5 minut, nie ma jakiejś rozbudowanej (a czasem nie ma nawet w ogóle) fabuły, często nawet pozbawione jest jakiejkolwiek gry aktorskiej i jest generalnie animacją dla samej animacji?
No więc wpadłem na pomysł, by zebrać kilka spośród tych znanych mi shortów w jeden post zbiorczy i w ten sposób je wam przedstawić. Czy zrobię z tego jakiś bardziej regularny cykl jeszcze nie wiem (z moim lenistwem i  zabieganiem na studiach może być ciężko) ale zobaczymy, co z tego wyniknie. Póki co, na próbę, przedstawiam wam cztery mniej lub bardziej warte uwagi tytuły, o których prawdopodobnie nigdy nie słyszeliście. Nie samym Daiconem mangozjeb wszakże żyje, o.

1. Cosmic Chase: Rami-chan's Close Call (Prawdopodobnie 1983)



Urocza królikodziewczynka Rami-chan podczas lotu przez kosmos zostaje zaatakowana przez wrednych kosmitów. Uciekając przed nimi rozbija się na nieznanej planecie. Jej prześladowcy jednak nie odpuszczają i nasza bohaterka musi stawić im czoła w bezpośredniej walce.

Pierwsze anime stworzone przez niezależne studio "Rami", które działało również m.in przy animacji otwierającej konwent Azicon1. Strasznie ciężko było znaleźć w sieci jakiekolwiek informacje na temat tego dzieła, co nie dziwi, bo niestety mało kto dziś interesuje się starymi animacjami otwierającymi konwenty, a co dopiero dziełami malutkich studiów niezależnych.

Krótka, kolorowa i całkiem ładnie zanimowana kreskówka. Szczególnie zachwyciła mnie płynność ruchów, widoczna najbardziej w scenach pościgów. Okraszone są one jeszcze dodatkowo bardzo ładną animacją płomieni i wybuchów. Później trochę rzucają się jednak w oczy lekkie spadki w liczbie klatek na sekundę, a także pewne uproszczenia. Najbardziej widoczne są chyba słynne cięcia ostrza na czarnym ekranie, miast faktycznej animacji ciosu. No ale to produkt w stu procentach fanowski i zrobiony z własnej kieszeni, więc można przymknąć na to nieco oko. Pochwalić warto niezwykle urocze projekty postaci i całkiem niezłe pojazdy (marchewkorakieta najlepsza!) oraz mechy. Bardzo podobało mi się też, ile różnych emocji potrafiła wyrazić tytułowa Rami bez słów, za pomocą samej mimiki. I mowa tu nie tylko o tych bardzo widocznych grymasach, jak radość czy gniew, ale również delikatnych, subtelnych zmianach na twarzy, kiedy to bohaterka odzyskuje powoli przytomność po kraksie.

Muzyka wypada już niestety tak sobie. Wszystkie kawałki to bardzo krótkie, generyczne utwory, odpowiednio po prostu zapętlone. Poprawnie spełniają swoje zadanie, ale w pamięć raczej nie zapadają. Efekty dźwiękowe zaś to głównie dobrze znane miłośnikom staroszkolnych S-F anime odgłosy promieni laserowych, chrzęsty stawów w mechach czy też odgłosy "Gundamowych Vulcanów". Czyli jest okej, choć bez rewelacji.
Co do gry aktorskiej to w trakcie całej kreskówki pada tylko jeden okrzyk bojowy, kiedy to jeden z wrogich mechów, widząc jak Rami bez trudu pokonuje jego towarzyszy, postanawia powiększyć swoje rozmiary. Brzmi bardziej śmiesznie niż przerażająco, ale chyba taki właśnie był zamysł twórców.

Oczywiście, tak jak inne obscure shorty i animacje otwierające konwenty, dostępne jest to tylko w ziemniaczanej jakości VHS. 

2. Super Lolicon Fortress Range (Prawdopodobnie 1982)



W dalekiej przyszłości "loliludzkość" wyrusza na podbój kosmosu, na pokładach olbrzymich kolonii. Niestety, eksploracja kosmosu zostaje gwałtowanie zahamowana w momencie gdy moe kolonistki zostają zaatakowane przez kosmitów nazywanych "Wielkimi Zboczeńcami"! Do walki z nimi stworzona zostaje specjalna seria myśliwców "RF" ("R" od "Roricon", oczywiście), zdolnych transformować się w... wielkie, urocze dziewczęta. Czy nowa lolicia broń będzie w stanie przeciwstawić się olbrzymim, mechanicznym pingwinom sterowanym przez wrednych kosmitów?

Brzmi znajomo? Jasne, że brzmi! Bo "Range" to krótka i cholernie zabawna parodia kultowego "Super Dimensional Fortress Macross", wykonana w latach 80-tych przez grupkę zagorzałych fanów z Uniwersytetu Tokai. Gościnnie pojawia się również kilka postaci z innych popularnych w tamtym okresie produkcji, jak m.in Momo z "Minky Momo", czy też Angie z "Joou Heika no Petite Angie", na bazie której zaprojektowany jest nawet jeden z robotów.
Całkiem nieźle zanimowane, jak na produkt w 100% fanowski i amatorski, ale tła pozostawiają bardzo dużo do życzenia. Są bardzo proste i wykonane strasznie na odwal się. Na plus jednak genialne sparodiowanie wielu kultowych scen, póz, czy też nawet "eyecatchy" z "Macrossa". Pojawia się nawet słynna scena z openingu, gdzie Valkyria leci przez miasto, transformując się co chwila i ostrzeliwując wroga. Głośno rykłem też z tego, jak przedstawiono tutaj tzw. "Pinpoint Barrier", którego maszyny w Macrossie używały do obrony. Jest ona generowana przez... groszki, znajdujące się na spódniczce robota. Bardzo podobało mi się także to, że twórcy zawarli w animacji słynne podziękowania dla sponsorów, a nawet zapowiedź kolejnego (oczywiście nigdy nie powstałego) odcinka.

Muzyka (z openingiem i endingiem włącznie!!) i efekty dźwiękowe też są żywcem wyciągnięte z Macrossa, co tylko dodaje kreskówce śmieszności. Gra aktorska jednak pozostawia baaaaaardzo dużo do życzenia. Wyraźnie słychać, że to totalna amatorszczyzna, bo poza "qt" dziewczynkowymi piskami, pokroju "Kya~" etc. wszystko brzmi sztucznie i bez wyrazu. 

Szczególnie warte pochwały jest jednak to, że twórcy byli nawet na tyle ambitni i pomysłowi, że zrobili specjalne figurki i lalki (!!!) które potem pokazane zostały w sztucznej reklamie, rzekomo promującej zabawki z serii. Kurde, kiedyś to fanom się chciało w takie fajne rzeczy bawić.

Niestety, podobnie jak Rami-chan i wiele animacji otwierających konwenty z tamtych czasów, nie da się tego znaleźć nigdzie w jakości lepszej, niż bardzo podniszczone ripy z VHS.

3. Uracon III Opening Animation (1984)



Naszą planetę najeżdżają kosmici! Nie robią tego jednak (przynajmniej tym razem) celem jej podbicia i sprzedania jakimś kosmicznym magnatom. Tym razem chodzi im jedynie o... waifu. Jak się bowiem okazuje, kosmici to tylko i wyłącznie piękni bishouneni, którym do szczęścia potrzebna jest wybranka serca. No ale jako że my facety jesteśmy gupie i złaknione krwi bestie, to nie możemy po prostu ładnie poprosić, tylko wysyłamy do walki olbrzymie roboty. Inwazję powstrzymać może tylko wojownicza, zielonowłosa piękność wspierana przez zaprzyjaźnione różowe potworki.

W latach 80-tych animacje otwierające konwenty były czymś, bez czego nie mogła się obyć żadna szanująca się impreza. Nie inaczej było więc i w przypadku trzeciej edycji popularnego Uraconu. Warto nadmienić, iż animacja ta powstała zaledwie rok po słynnym openingu Daiconu IV. Brak jej jednak zaskakującej płynności i doszlifowania znanych z produkcji (wtedy dopiero mającego powstać) Gainaxu. Postacie ruszają się dużo sztywniej i toporniej, a i niektóre przejścia są bardzo dziwne i nagłe, co wprowadzić może widza w zakłopotanie. Mimo wszystko jednak, Uracon III to wciąż bardzo imponujące dzieło, zwłaszcza jak na coś wykonane przez niewielką grupkę amatorów zapaleńców. Szczególnie sceny akcji z wielkimi robotami i myśliwcami wyglądają świetnie.
Nie mogło oczywiście zabraknąć również nawiązań do popularnych w tamtym okresie produkcji. Wprawne oko dostrzeże zapewne m.in Scopedogi z "Armored Trooper VOTOMS", a w innej scenie zaobserwować można także słynne "AREA 88" wyświetlające się na jednym z monitorów.

Bardzo podobało mi się jak rozwiązano kwestię głosów postaci. Choć nie usłyszymy tutaj żadnych seiyuu, to za każdym razem kiedy jakiś bohater powinien się wypowiedzieć, podłożony zostaje pod niego inny dźwięk. I tak, przykładowo, gdy jeden z kosmitów wrzeszczy wniebogłosy bo poparzył się herbatą to słychać wysokie, rozstrojone nieco tony; a kiedy bohaterka zasadza innemu najeźdźcy kopniaka w klejonty, ten zaczyna ryczeć jak rozgniewany lew.
Na plus również bardzo przyjemna dla ucha, ładnie zaśpiewana piosenka kończąca animację - "Violet Zone" - okraszona dodatkowo bardzo ciekawą animacją, pokazującą szkice konceptowe oraz jak wyglądały prace nad poszczególnymi scenami. Co ciekawe! Została ona nawet wydana na specjalnym singlu, wraz z pozostałymi piosenkami pojawiającymi się w animacji!



Generalnie jeśli zawsze chcieliście zobaczyć animację "Girls vs Boys", gdzie bohaterka wkurzona że robot zajrzał jej pod spódniczkę, zaczyna ciskać we wszystko wieżowcami, to coś idealnie dla was. Całkiem toto sympatyczne i zabawne. Warto poświęcić chwilkę czasu, by obejrzeć.

4. Awake (1984)



Pewne miasto w Japonii zostaje zaatakowane przez olbrzymie potwo- em, to znaczy, olbrzymie dziewczynki przebrane za potwory! Moe monstra sieją zniszczenie i spustoszenie, wojsko jest całkowicie bezradne! W tej sytuacji jedna z bohaterek bierze sprawy w swoje ręce, wsiada do wielkiego robota i spuszcza manto słodkim kreaturom. Pozbawiając je przy okazji odzienia. Zaraz potem jednak na naszą planetę napada wielki pomarańczowy potwór. Po zderzeniu z nią doprowadza do totalnej anihilacji. Na całe szczęście jednak, mieszkańcy ziemi znajdują nowe miejsce do życia na cielsku wielkiego potwora, na którym kwitnie zaskakująco rozwinięty, zdatny do egzystencji ekosystem. Jakby tego było mało, znajdują tam również... śpiącego Godzillę, który wyczuwając ich obecność wybudza się ze snu.

No! Nareszcie coś, co jest na MAL-u. Krótka animacja stworzona jako opening konwentu "Uru Matsuri III" z 1984 roku. Zdecydowanie najładniej zanimowana z opisywanych dzisiaj produkcji. I też chyba najbardziej zboczona. Praktycznie wszystkie bohaterki zostają bowiem pozbawione odzienia i biegają nagusieńkie, jak je Pan Bóg stworzył. Dobrze, że twórcy mieli chociaż na tyle godności, że nie pokazali sutków i miejsc intymnych...
Warto wspomnieć, że swą płynną, fenomenalną animację "Awake" zawdzięcza w dużej mierze temu, że prócz zapaleńców, pracowało nad nim także kilku prawdziwych, utalentowanych animatorów i rysowników. W tym m.in Asari Yoshitoh ("Uchuu Kazoku Carlvinson", "LuCu LuCu") czy też Kenichi Sonoda ("Gunsmith Cats", "Bubblegum Crisis", "Gall Force")

Animacja usiana jest odniesieniami do starych filmów z wielkimi potworami oraz innych Tokusatsu (seriali aktorskich o odzianych w spandex super bohaterach). Praktycznie każda z dziewczynek ma na sobie strój jakiegoś słynnego monstrum pojawiającego się w filmach o Godzilli, czy też Ultramanie. A jakby tego było mało, muzyka z początku to opening pierwszej serii Ultraman, a główny motyw przewodni całej kreskówki zaś to marsz militarny autorstwa słynnego Akiry Ifukube. Z mniej japońskich rzeczy jest tutaj także fragment utworu z kultowego filmu fantasy "Dark Crystal".

Co ciekawe, animacja doczekała się nawet specjalnej książeczki wypełnionej ilustracjami, szkicami konceptowymi oraz samymi plakatami reklamującymi konwent, na którego potrzeby ją stworzono. Jakby tego było mało, doczekała się także podobno drugiego epizodu, jednak nie wiadomo o nim nic poza tym, że ukazał się gdzieś w roku 1987.





Warto jako ciekawostkę wspomnieć też, że twórcy pieprznęli się w translacji angielskiego "Awake" na japoński. Napis pojawiający się po angielskim tytule czyta się bowiem jak "Ałoku". Obligatoryjny Engrish odhaczony.


Wszystkie te animacje możecie spokojnie obejrzeć nawet na Youtube. Ostrzegam jednak, że są raczej w bardzo słabej, ziemniaczanej wręcz jakości. Kurczę, kiedy ktoś się kopsnie i powydaje te wszystkie  kultowe animowane shorty na jakimś Blu-reju, czy coś...

2 komentarze:

  1. Ciekawy pomysł na cykl, nawet jeśli ja sama za krótkometrażowymi seriami nie przepadam. Jakoś tak, wolę mieć więcej czasu do popisu haha! Tak czy inaczej chętnie poczytam następne części ;) Pozdrawiam
    Kusonoki Akane

    OdpowiedzUsuń
  2. dobry short nie jest zły widziałem kilka w sieci a te też obczaje bo chyba tylko awake oglądałem :)

    OdpowiedzUsuń