czwartek, 29 grudnia 2016

Waleczne Wiedźmy z Europy wschodniej - "Brave Witches" (2016)

Fumikane Shimada to bardzo popularny rysownik, specjalizujący się w rysowaniu ślicznych mecha-musume, będących połączeniem pięknych dziewcząt i maści wszelkiej maszynerii. Największą sławę przyniosło mu zdecydowanie bardzo głośne "Strike Witches". Zwariowana alternatywna wizja okresu Drugiej Wojny Światowej, gdzie zamiast między sobą, ludzie walczą z wrednymi kosmitami - Neuroi. W dodatku zwalczają ich głównie przy pomocy nastoletnich magicznych dziewcząt, pozbawionych spodni i z samolotami na nogach. Brzmi debilnie? Jak najbardziej. Ale wystarczy spojrzeć trochę dalej niż pupy bohaterek, by dostrzec że wbrew pozorom jest to naprawdę ciekawe, solidnie przemyślane uniwersum. Co więcej, wszystkie jego absurdy są też zaskakująco sensownie (na tyle, ile to oczywiście możliwe) wyjaśnione i uzasadnione. To jak wiele miłości i uwagi autor włożył w kreację świata przedstawionego naprawdę zasługuje na pochwałę. Bazując luźno na okresie Drugiej Wojny, Fumikane nie tylko rozpisał szczegółowo całą jego historię, ale też relacje między zamieszkującymi go niezwykle licznymi narodowościami i postaciami. Jakby tego było mało, wymyślił także interesujące rodzaje magii i uzbrojenia, z bardzo rozbudowanymi, zaskakująco trzymającymi się kupy zasadami funkcjonowania. 

Nic zatem dziwnego, że "Strike Witches" szybko doczekało się animowanej adaptacji. W roku 2008, za sprawą studia Gonzo, na ekrany telewizorów trafiła pierwsza seria animowana o przygodach uroczych żołnierzo-czarodziejek. Niestety, zbytnio skupiała się na pupach i cyckach nastolatek, olewając praktycznie wszystkie inne, o wiele ciekawsze elementy wykreowanego przez Fumikane uniwersum. Seria wywołała ogromną aferę w chińskobajkowym świecie i zyskała sobie równie wielu zwolenników, co przeciwników. Osobiście bawiłem się przy niej całkiem przyjemnie, choć mierziła mnie momentami jej przeraźliwa głupota i to, jak daleko posuwali się twórcy w kwestiach fanserwisowych.  Odcinek, w którym bohaterki kradną sobie nawzajem bieliznę, czy też ten, gdzie jedna z nich zabiła kosmitę pośladkami, bo niefortunnie wleciał jej do majtek, wprawiły mnie w tak ogromne zażenowanie, że musiałem sobie zrobić dłuższą przerwę. Sytuacji nie ratowała strasznie głupia Mary Sue protagonistka, która dopiero pod koniec drugiego sezonu zaczęła robić się naprawdę fajną postacią. No i szkoda było mi też strasznie, że serial skupiał się tylko i wyłącznie na jednym konkretnym oddziale, pokazując inne (często o wiele ciekawsze) wiedźmy przez zaledwie kilka sekund.

Rok temu zapowiedziano jednak, że kolejna seria o Wiedźmach będzie się skupiać na nowej grupie bohaterek. W dodatku miał to być ukochany przez fanów oddział 502 "Brave Witches", walczący bezpośrednio na pierwszej linii frontu. Ucieszyłem się niezmierne, bo mogło to oznaczać, że w końcu dostaniemy adaptację, która pokaże trochę więcej świata przedstawionego i skupi się bardziej na powietrznych bitwach, niż zadkach młodych dziewcząt. I tak też się stało - "Brave Witches" jest dokładnie takimi "Samolodupami", jakie zawsze chciałem zobaczyć.

Wrzesień 1944. W japońskim mieście portowym Sasebo mieszka urocza Hikari, młodsza siostra słynnej Takami Karibuchi - pięknej i zasłużonej dla wojska wiedźmy, nazywanej "Bohaterką Sasebo". Zainspirowana sukcesami swojej siory, nasza bohaterka również daje z siebie wszystko i uczęszcza do szkoły lotniczej, szkolącej młode wiedźmy do walki na froncie. Niestety, dziewczynce brakuje wrodzonego talentu Takami i jej moc magiczna jest strasznie słaba, co skutecznie utrudnia jej robienie jakichkolwiek postępów. Hikari jest jednak bardzo zdeterminowana i nie poddaje się, nawet mimo bardzo uszczypliwych komentarzy jednej z koleżanek. Jej ciężka praca przynosi w końcu efekty. Udaje jej się zdać specjalny egzamin, dzięki czemu może wyruszyć wraz ze swoją siostrą do Europy. Po drodze zostają jednak zaatakowane przez chmarę Neuroi, przez co Takami zostaje ciężko ranna i  nie jest w stanie toczyć dalszej walki. W wyniku takiego obrotu spraw Hikari decyduje się tymczasowo zająć jej miejsce i zostaje nową członkinią słynnego oddziału 502 "Brave Witches". Bardzo szybko okazuje się jednak, że będzie musiała zdrowo się natrudzić, by w ogóle dotrzymać kroku pozostałym jego członkiniom.

"Brave Witches" oczarowało mnie już pierwszym odcinkiem. Od samego początku czuć było, że w końcu dostaniemy serię wiernie adaptującą oryginalne uniwersum. Fabuła nie należy może do wybitnie skomplikowanych, ale jest dobrze przemyślana i solidna. To bardzo fajna i sensownie poprowadzona opowieść "od zera do bohatera". O tym, że nawet bez wielkiego talentu, możemy spełnić swoje marzenia, jeśli tylko zamiast siedzieć na dupie i jojczyć weźmiemy się hardo do roboty. Dodatkowo, w przeciwieństwie do poprzednich animowanych "Strike Witches", historia jest nieustannie rozwijana, bez przerw na totalnie bzdurne i nikomu niepotrzebne odcinki fanserwisowe. Jakby tego było mało, dostajemy tutaj mnóstwo informacji o świecie przedstawionym, czego również cholernie brakowało w poprzednich seriach. Widzowie niezaznajomieni z oryginalnymi tweetami i ilustracjami od Fumikane mogą w końcu zobaczyć, że tak naprawdę, mimo że wiedźmy stanowią teraz główną ofensywę przeciwko Neuroi, to normalne wojsko wcale nie jest takie bezużyteczne i nie ukrywa się gdzieś tam za plecami nastoletnich bohaterek, wychodząc tylko na większe akcje. W "Brave Witches" wiedźmy są podczas swych potyczek nieustannie wspomagane przez normalnych żołnierzy, często stanowiących dla nich naprawdę nieocenione wsparcie. Mało tego! Wiedźmy i zwykli żołnierze wchodzą ze sobą często w interakcje nawet poza polem bitwy, czego również w poprzednich anime nie mieliśmy raczej okazji zobaczyć. A na tym przybliżania widzowi funkcjonowania wiedźmowego uniwersum nie koniec. Dowiadujemy się też, na przykład, że wiedźmy są tak bardzo popularne, że kręcą o nich nawet filmy kinowe. Do tej pory można było więcej o tym przeczytać tylko w mangach i wybranych nowelkach. Na plus także przemycanie informacji o uzbrojeniu i innej technologii za sprawą specjalnych planów, pojawiających się przed każdym z eyecatchy.
Bardzo podobało mi się też, że znacznie zredukowano liczbę ujęć na pupy i biusty bohaterek oraz wszelkie inne fanserwisowe głupoty. Oczywiście wciąż mamy tutaj okazję popodziwiać wdzięki bohaterek (bez tego nie byłoby to w końcu "Strike Witches"), ale w przeciwieństwie do serii poprzednich nie jest to już głównym daniem bajki, a w dodatku serwowane jest często w dużo grzeczniejszy, bardziej naturalny sposób.

Niesamowicie kupiły mnie również bohaterki. Co prawda lubiłem je już za sprawą ilustracji i oryginalnych historyjek pana Fumikane, ale strasznie spodobało mi się też, jak przedstawiono je tutaj. "Waleczne Wiedźmy" to bowiem bardzo zróżnicowana i barwna gromadka. Znajdują się wśród nich m.in bardzo pracowita, ale niezwykle cicha i nieśmiała Georgette; troskliwa i kochająca Sadako, zajmująca się swoimi koleżankami jakby była ich mamą; pewna siebie, zawsze chętna do bitki chłopczyca Kanno; radosna i przyjazna wszystkim, choć bardzo pechowa Nipa; dojrzała i inteligentna Edytha, zajmująca się szkoleniem nowych rekrutów; świetna strateg i mechanik z pamięcią fotograficzną Aleksandra; czy też doświadczona, acz chwilami zbyt lekkomyślna, Waltrud, będąca równocześnie niepoprawną kobieciarą, mającą szczególną słabość do pięknych blondynek. Praktycznie każda z nich dostaje odpowiednią ilość czasu ekranowego, aby sensownie się zaprezentować i rozwinąć, by zyskać sympatię widza. Bardzo dobrze przedstawiono również wszelkie interakcje, jakie między tymi wszystkimi dziewczętami zachodzą. Jak zawiązują między sobą przyjaźnie, wspierają nawzajem w trudach walki, czy też jak wspólnie spędzają czas wolny. Najbardziej oczarowała mnie jednak stworzona specjalnie na potrzeby bajki nowa bohaterka, czyli Hikari. W przeciwieństwie do obdarzonej niesamowitymi mocami zbawczyni wszechświata, czyli Yoshiki z poprzednich serii, jest ona postacią bardzo naturalną. Nie zachowuje się jak skończona debilka, nie marzy nieustannie o cyckach swoich koleżanek, ani też nie ląduje z nimi nieustannie na glebie w samym negliżu. Dodatkowo nie jojczy nieustannie, jaka to wojna jest zła i jak bardzo nie ma zamiaru nikogo krzywdzić etc. Wie, w jakiej żyje rzeczywistości i dzielnie bierze sprawy w swoje ręce. I to nawet pomimo tego, że wie iż brak jej wrodzonego talentu! Hikari to bardzo silna i odważna jak na swój wiek dziewczynka, której nie w sposób po prostu nie pokochać. Tym bardziej widząc, jak wiele w niej determinacji. Dodatkowo potrafi, kiedy zajdzie taka potrzeba, ostro zbesztać swoje koleżanki i zmotywować je do dalszej walki. Niesamowicie podobały mi się też jej bardzo naturalne interakcje z członkami rodziny oraz wiedźmami z oddziału. Wszystko to sprawiło, że stała się jedną z moich ulubionych kobiecych bohaterek sezonu jesiennego, przegrywając chyba tylko z dziewczętami z "Flip Flappers". Było mi też jej autentycznie strasznie szkoda, kiedy w jednym z ostatnich epizodów rzewnie się rozpłakała. Poprzednie "Strike Witches" nigdy tak na mnie nie podziałały.
Fanów poprzednich odsłon ucieszy pewnie także fakt, że gościnnie pojawia się tutaj kilka dobrze znanych już bohaterek, w tym kochany przez wszystkich "Sweet Duet" - Sanya i Eila.

Oprawa graficzna bajki ma już jednak niestety kilka poważnych zgrzytów. Choć projekty postaci i tła są naprawdę prześliczne, a paleta kolorów i gra świateł świetnie dobrane, tak już animacja pozostawia momentami sporo do życzenia. Zwłaszcza w porównaniu z poprzednimi odsłonami. Spadki jakości wkradają się nad wyraz często, bohaterki rysowane są chwilami trochę zbyt na odwal się, a jakby tego było mało, razi strasznie nadużywanie komputerowych modeli postaci podczas podniebnych walk, które zawsze były przecież pokazem niesamowitego kunsztu pracujących nad serią animatorów. I pół biedy jeszcze, jakby te modele były chociaż ładne, ale mamy tutaj do czynienia z typowymi, kanciastymi, sztywnymi i pozbawionymi emocji blokami. Seria miewa momentami przebłyski i serwuje widzowi naprawdę fajne, imponujące sceny, ale na ogół prezentuje się tylko poprawnie. Rekompensują to trochę śliczne eyecatche, autorstwa pana Fumikane, ale mimo wszystko bardzo to boli. Tym bardziej, że poprzednie serie "Strike Witches", choć można zarzucić im wiele, to pod względem animacji zawsze były produktami z najwyższej półki.
Na całe szczęście nie rozczarowuje muzyka. Po raz kolejny dostajemy bardzo fajny i energiczny opening zaśpiewany przez utalentowaną Yoko Ishidę, która z franczyzą związana jest od dawna. Świetnie wypadają również utwory przygrywające w trakcie wydarzeń. Nie tylko bardzo zapadają w pamięć, ale też bardzo dobrze wywiązują się ze swojej roli, idealnie podkreślając panującą na ekranie atmosferę. Przyjemny dla ucha jest również skoczny i radosny ending, w każdym z odcinków wykonywany tradycyjnie przez inną wiedźmę. Szkoda tylko, że jego animacja jest dość nudna, koncentrując się głównie na biegnącej przed siebie, a potem lecącej jako brzydki CGI model Hikari.
Jak na "Strike Witches" przystało, również i ta odsłona popisać się może naprawdę niezłą obsadą. Nie jest to może aż taki "All-Star" cast, jak w odsłonach poprzednich, ale jednak wciąż sporo tutaj utalentowanych ludzi. Usłyszymy m.in takie osobistości jak choćby Rina Satou (Negi z "Mahou Sensei Negima", Misaka Mikoto z "Toaru Kagaku no Railgun"), Ai Kakuma (Sento z "Amagi Brilliant Park", Ruuko z "Wixoss"), czy też Hara Yumi (Yumi z "Senran Kagura", Takane z "Idolm@ster").  Aktorzy spisują się w większości wyśmienicie i przekonująco odgrywają swoje postacie, ale ogromnie rozczarował mnie głos Waltrud. Znaczy, problemem nie jest jej barwa głosu, ale to jak strasznie sztywno i wymuszenie brzmi. Wyraźnie słychać że grająca ją aktorka trudzi się momentami strasznie. Ale nie jest to w sumie nic dziwnego, bo grającą ją Ishida Kayo nie ma zbytniego doświadczenia w branży.


"Brave Witches" to zdecydowanie najlepsze animowane wiedźmy do tej pory. Choć w departamencie animacji wypadają słabiej, niż adaptacje poprzednie, to pod każdym innym względem biją je na głowę. Nie tylko ograniczają fanserwis na rzecz solidniejszej, bardziej spójnej historii, ale też całkiem dobrze przedstawiają zarówno sam świat, jak i zamieszkujące go postacie. Zdecydowanie polecam, zarówno widzom którzy z franczyzą styczność już mieli, jak i tym, którzy dopiero chcieliby z nią zacząć przygodę. Tym pierwszym z pewnością spodoba się dużo wierniejsze oddanie ducha oryginalnych prac Fumikane. Drugim zaś tytuł ten pokaże, że "Samolodupy" to wcale nie aż tak koszmarnie głupie uniwersum i że można w nim znaleźć coś więcej, niż tylko tani fanserwis.

Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji - 2016
Pełny Tytuł: „Brave Witches”
 Reżyseria: Takamura Kazuhiro
Muzyka: Nagaoka Seikou
Gatunek: Komedia, Akcja, Magical Girls, Science - Fiction, Militarny
Liczba Odcinków: 12
Studio: Silver Link
Ocena Recenzenta: 7/10

Screeny:







5 komentarzy:

  1. jak się zastanowić to mieliśmy sporo serii z dziewczynami w maszynach od sky girls po blue sky girls squadron mamy też dziewczynki gotujące się do lotu w kosmos rocket girl mamy idolki pilotki w przerwach między koncertami dające popis pilotażu (hummingbird) nawet była seria podobna do strike witches tyle że tam chyba okręty w użyciu było mowa o niesławnej podobno virgin fleet i znalazło by się tego chyba więcej :) szczęśliwego nowego roku życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Mecha-musume nie są wcale konceptem nowym, ale chyba nikt przed Fumikane nie włożył aż tyle serca w kreację całego takiego uniwersum.

      To z okrętami to Kancolle pewnie. Podobają mi się projekty postaci tam, ale zarówno gra jak i jej animowana adaptacja były strasznie takie se.

      A Virgin Fleet nadrabiałem ostatnio w ramach backlogowego czelendża. Nie było to AŻ TAK tragiczne, jak wszyscy poważni recenzenci pisali, ale wciąż jestem pod wrażeniem, że gość odpowiedzialny za fantastyczne "Sakura Taisen" mógł takiego potworka stworzyć.

      Dziękuję i nawzajem :>

      Usuń
    2. z okrętami mi się wydaje arpeggio of blue steel było lepsze ale może to złudzenie bo je w przeciwieństwie do kancolle skończyłem :-)

      Usuń
  2. Swietna recenzja! :D Jako fanka "samoloto-dup" zgodzę się z tobą, że te wiedzmy wypadły całkiem nieźle i miło było zobaczyć starsze dziewczynki w tym Sanye i Elie bardzo podobała mi się scena z nimi w świątecznych ubrankach ( https://yurination.files.wordpress.com/2016/11/eila-and-sanya-in-santa-suits.jpg?w=640 )
    Nie wiem czy już słyszałeś, ale "Brave Witches" dostaną OVA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam szczere nadzieje, że po "Brave Witches" dostaniemy jeszcze kolejne odsłony "World Witches". Bardzo bym chciał zobaczyć zwłaszcza ekipę z Ostmark, bo to głównie nasze rodaczki (Eugenia <3) i niedawno dostały jeszcze nową bohaterkę też, bazowaną na jednym z najlepszych polskich pilotów Dywizjonu 303 - Wiktorię Urbanowicz.

      I wiem, że będzie jeszcze trochę "Brave Witches". Mają wyemitować odcinek specjalny, który w TV miał polecieć ale nie wyszło czy coś.

      Usuń