czwartek, 25 maja 2017

Kilka animowanych shortów, o których istnieniu nie mieliście pojęcia... (Część II)

Jakiś czas temu wpadłem na pomysł, by sporządzić krótką notkę poświęconą kilku wybranym przeze mnie shortom animacyjnym z lat 80-tych. Zastanawiałem się wówczas, czy będzie to one-shot, czy też może zrobię z tego jakiś dłuższy cykl. I wiecie co? Jednak będzie z tego dłuższa seria! Co prawda jeśli byliście na Pyrkonie, to część z opisywanych w niej shortów nie będzie już dla was aż tak nieznana, ale myślę, że wciąż znajdzie się tu sporo produkcji, których istnienie będzie dla was niespodzianką.

Link do pierwszej części o tutaj.

1. Azicon Opening Animation (1983)


Nocą dziewiętnastego sierpnia 1983 roku w Osace ląduje niezidentyfikowany obiekt latający, emitujący dziwne światło. Następnego dnia miasto tętni życiem jak zawsze. W pewnym momencie błogi spokój typowego japońskiego popołudnia zburzony zostaje przez niespodziewany atak kosmitów! Mieszkańcy Osaki nie mają jednak zamiaru dać się wrednym najeźdźcom pokonać i dzielnie stawiają im opór! W obronie ziemi stają prawdziwi zawodowcy, czyli banda uzbrojonych po zęby i świetnie przeszkolonych... lolitek.

Jeśli jesteście starszymi fanami chińskich bajków, to pewnie Hideo Azumy przedstawiać wam nie trzeba... a przynajmniej tak mi się zdawało do mojego panelu na Pyrkonie, kiedy to gdy zapytałem o tego rysownika, z całej zatłoczonej sali ręce podniosło może z pięć osób... 
Krótko zatem - Hideo Azuma to jeden z najbardziej uznanych i wpływowych mangaków w historii medium. Swą karierę zaczął już w wieku 19 lat, publikując komiks "Ringside Crazy" w magazynie mangowym wydawnictwa Akita Shoten - "Manga Ō". Azuma najbardziej znany był ze swoich komiksów utrzymanych w szeroko pojętej tematyce science-fiction oraz ze swych... silnych powiązań ze środowiskiem loliconów. Azuma odpowiedzialny był też za pierwszą lolicon mangę - "White Cybele" - którą rysować i publikować zaczął w roku 1979. Okrzyknięty został wówczas "ojcem loliconizmu" i zaczął zyskiwać sobie coraz większą popularność wśród otaku. 
W Polsce z jego dzieł ukazał się świetny "Dziennik z Zaginięcia", opisujący w humorystyczny sposób życie codzienne mangaki. Do innych znanych dzieł Azumy należy choćby "Nanako SOS" - przezabawna, kolorowa seria dla dzieci o  małej superbohaterce z amnezją, zaadaptowana potem na anime. Niestety, po dziś dzień nie zostało ono przetłumaczone.

Azuma nie tylko był bardzo popularny wśród otaku, ale nawet współpracował z nimi przy tworzeniu różnorakich animowanych shortów. Najwięcej działał z malutkim niezależnym studiem Rami (o którego pierwszej animacji mogliście przeczytać trochę w poprzedniej notce z tej serii). W roku 1983 wykonał wraz z nimi m.in właśnie animację otwierającą konwent Azicon. Jest to chyba jedyna produkcja, w której można zobaczyć w ruchu niemal wszystkich bohaterów z wydanych do tego czasu mang Azumy. Ba - sam rysownik także się w niej pojawia, przybywając w ostatniej chwili z odsieczą. Zdecydowanie powinni się zatem z Aziconem zapoznać wszyscy miłośnicy jego twórczości.

Kreskówka jest kolorowa, świetnie zanimowana i przede wszystkim naprawdę zabawna. Na Pyrkonie cała sala zanosiła się śmiechem szczególnie przy scenach parodiujących Macrossa oraz gdy kosmiczny laser, zmieniający przedstawicieli poszczególnych narodowości w postacie z szeroko pojętej fantastyki, zmienił Rosjan w bohaterów komiksów Marvela. Warto wspomnieć również, że pod sam koniec pojawiają się  bardzo fajne smaczki w postaci szkiców konceptowych pokazujących, jak wyglądały prace nad wykonaniem całego filmiku.



2. Itoshi no Maya (1983)


Waleczny uczniak Shirou przywdziewa futurystyczną zbroję i rusza na ratunek swej ukochanej, porwanej przez okrutnego imperatora znanego jako Rori Con.

Animacja niezależna wykonana na szkolny festiwal. Podobno autor jest teraz profesjonalnym animatorem, ale za cholerę nie jestem w stanie rozczytać jego imienia i nazwiska, ze względu na strasznie słabą jakość obrazu.

Jak na coś zanimowanego w pełni amatorsko, prezentuje się to zaskakująco nieźle. Drażnił mnie tylko strasznie drętwy voice acting. W dodatku kiepawo zsynchronizowany z ruchem ust i z bardzo słyszalnymi mlaśnięciami. Lepszym rozwiązaniem byłoby zastosować na przykład zabieg z animacji otwierającej taki "Uracon III", gdzie każda z postaci jako głos miała podłożony po prostu odpowiedni dźwięk w innej tonacji.

Radośnie głupkowate i usiane mnóstwem nawiązań do kultowych anime z okresu lat 80-tych, szczególnie tych z wielkimi robotami i futurystycznymi pancerzami. Jeden z budynków w mieścinie w której mieszka bohater to na przykład głowa słynnego (choć dziś bardzo zapomnianego już) Gold Lightana. Wspomniane miasteczko zamieszkane jest również przez bohaterów różnorakich chińskich bajków, wśród nich Jiron z "Xabungle", Mami z "Creamy Mami" czy też Kei z "Orgussa". Sam protagonista zaś podróżuje na czymś, co wygląda jak budżetowa wersja Valkyrii z "Macrossa". A, tak, są też szturmowcy wyposażeni w tak wspaniałe cuda techniki, jak różdżki czarodziejek.

3. Mobile Rescue Nivendine (1990)




Godzilla przypuszcza po raz kolejny atak na Japonię! Na ratunek wysłany zostaje super robot bojowy remizy strażackiej - Nivendine. Czy dzielnym strażakom uda się powstrzymać olbrzymiego jaszczura i zapobiec ogólnej katastrofie?

Krótki film animowany wykonany specjalnie na imprezę lokalnej straży pożarnej. Zdecydowanie jedna z najlepiej zachowanych starych animacji niezależnych, dostępnych w sieci. Nagrany na ośmiomilimetrowej taśmie short, opatrzony później muzyką oraz efektami dźwiękowymi. Z tego co się dowiedziałem, oryginalna ścieżka dźwiękowa musiała zostać jednak zmieniona, bowiem filmik oberwał copyrightami. 

Historyjka przedstawiona w animacji to prosta i całkiem zabawna parodia kultowego kina kaijuu oraz anime z wielkimi robotami. Najbardziej rozbawiły mnie chyba absurdalna scena kombinacji, specjalnie przedstawiona w taki sposób, by wyglądała jak zapłodnienie komórki jajowej oraz gaśnica strażackiego robota, aktywowana za pomocą... wysuwającego się z klatki piersiowej olbrzymiego świerszczyka. Robot dostaje wówczas, kolokwialnie mówiąc, "kościeja" z którego wystrzeliwuje strumienie wody.

4. Esperanza (1986)


W pewnym położonym na pustkowiu zamczysku zamknięta jest piękna księżniczka. Pewnego razu przy oknie jej celi przelatuje dziwaczne skrzydlate zwierzątko. Księżniczka wpada wtedy na pomysł - zapisuje na kawałku kartki prośbę o pomoc i wysyła ją za pomocą stworka do najbliższej osoby. List trafia do przystojnego młodzieńca na futurystycznym motocyklu i jego pięknej partnerki w pancerzu wspomaganym. Postanawiają oni wyruszyć na pomoc cnotliwej białogłowie. Nie będzie to jednak zadanie łatwe, tym bardziej że za porwaniem księżniczki stoi straszliwy Lord Vad... a, nie, to nie ta bajka...

Zdecydowanie najciekawsza z opisywanych dziś produkcji i jedno z moich najwspanialszych znalezisk. Na "Esperanzę" natknąłem się przez całkowity przypadek, zbierając materiał na swój panel o animacji niezależnej... i zostałem nią po prostu oczarowany. Podobnie jak w przypadku "Nivendine", mamy tutaj do czynienia z flipbookową animacją wykonaną metodą non-camera na filmie ośmiomilimetrowym. Jest to jednak produkcja o wiele dłuższa i ambitniejsza, próbująca opowiedzieć trochę bardziej złożoną historyjkę. Co więcej - udało mi się nawet, z pomocą znajomego, skontaktować z głównym autorem "Esperanzy" - niejakim Hiroshim Hashimoto - i wypytać go bardziej szczegółowo o to, jak wyglądała praca nad nią, co stanowiło dla niego największą inspirację czy też z jakimi trudnościami musiał się on zmierzyć. Pan Hashimoto był wyraźnie uradowany tym, że kogoś tak bardzo zainteresował swoją animacją i bardzo wyczerpująco na nasze pytania odpowiedział.

Generalnie historia powstania "Esperanzy" jest bardzo długa i pełna komplikacji. Animacja owa miała być projektem na zaliczenie. Hashimoto skrzyknął się z kilkoma znajomkami i założyli wspólnie malutki krąg doujinowy "CCP". Większość jego członków nie miała więcej, niż 16 lat! Prace nad "Esperanzą" wystartowały już w roku 1984, jednak zakończone zostały dopiero dwa lata później. Powodów było kilka - głównym to, że nikt w ekipie "CCP" nie miał bladego pojęcia, jak właściwie za animowanie się zabrać. Kilku członków miało co najwyżej wprawę w rysowaniu krótkich humorystycznych historyjek obrazkowych, podobnych do tych, które można było u nas spotkać w np. w "CD-Action" w dziale "Action Redaction". Kolejnym problemem było to, że w latach 80-tych, kiedy "Esperanza" powstawała, nie było tak powszechnego dostępu ani do komputerów, ani internetu, ani też kamer wideo. Najłatwiej było zaopatrzyć się w kamerę z filmem 8mm, ale tu znowuż bardzo drogie były niezbędne zasoby i narzędzia. Już za 3 minuty filmu trzeba było zapłacić więcej niż dwadzieścia dolarów. Nie pomagał rownież fakt, że w małym mieście, gdzie mieszkał Hashimoto, ciężko było znaleźć jakikolwiek podręcznik tłumaczący, jak takiej kamery używać. Mało tego - w tamtych czasach szkoła, do której uczęszczał Hashimoto, miała też bardzo rygorystyczne zakazy odnośnie interakcji między uczniami z innych placówek. Skutecznie utrudniało to współpracę między członkami grupy. No i kłopot stanowił też fakt, że chłopaki nie byli w stanie znaleźć żadnej dziewczyny, która zgodziłaby się odegrać główną rolę. Z tego również powodu - jak śmieje się Hashimoto - ostatecznie w animacji nie pada ani jedno słowo. Dodaje również, że sytuacja ta miała jednak i swoje dobre strony - pozwoliła mu bowiem wykreować swój idealny świat, w którym ludzie rozumieją się i spieszą sobie z pomocą bez słów.
"Esperanza" miała pierwotnie zostać wyemitowana na szkolnym festiwalu już w roku 1985, ale jej premiera została przesunięta o cały rok. Powodem było to, że Hashimoto był zbyt ambitny. Chciał zwiększyć liczbę klatek w filmie, ale nie wyrobił się z narysowaniem ostatnich i w rezultacie spóźnił się na pokaz, i nie mógł filmu zaprezentować. Nie poddawał się jednak i po tym, jak poświęcił całe następne wakacje na dopieszczenie swego dzieła w każdym calu (jak mówi, narysował wówczas zupełnie od nowa niemal 90% całej "Esperanzy"!), w roku 1986 udało mu się w końcu zaprezentować je na festiwalu, gdzie spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem. Rok później animacja trafiła nawet na kasety VHS. Mało tego - "Esperanza" doczekała się nawet własnego setu "blooperów", czyli wyciętych, często specjalnie głupkowatych scen, które z finalnej wersji zostały usunięte. W filmiku na nie przeznaczonym pojawia się również kilka oryginalnych storyboardów.




Zapytany o to, jakie tytuły stanowiły dla niego największą inspirację, pan Hashimoto wymienia - co nie powinno nikogo dziwić - przede wszystkim kultowe openingi "Daiconu" wykonane przez raczkujące wówczas jeszcze studio Gainax. Zaznacza jednak, że nie chcieli bynajmniej ich kopiować i zapożyczyli sobie z tego jedynie pierwotne założenie, aby protagonista walczył z postaciami z kultowych wówczas produkcji. Bardzo chciał, by "Esperanza" wyróżniała się na tle "Daiconu" oraz innych animacji otwierających konwenty z tamtego okresu, dlatego też postanowił że jej bohaterem nie będzie dziewczynka, a mężny młodzian. Hashimoto śmieje się, że z początku nie podobało się to reszcie staffu, który chciał rysować ładne dziewczynki. Ktoś zasugerował więc, by oprócz młodzieńca jedną z głównych postaci była księżniczka. Z innych źródeł inspiracji Hashimoto wskazuje również na takie tytuły jak "Macross", "Mobile Suit Gundam", "Urusei Yatsura" (z którego wzięto lwią część soundtracku "Esperanzy"), "Lupin the Third", "Laputa", czy też nawet "Star Wars" (z którego kultowy Marsz Imperialny zostaje nawet odegrany podczas starcia bohatera z "Hrabią Wiadernym"). Szczególnie "Macross" był tu inspiracją istotną, bowiem całe uniwersum "Esperanzy" zostało przez Hashimoto wykreowane na podstawie pochodzącej z filmu "Do You Remember Love?" piosenki - "Tenshi no Eengou" - która została również wykorzystana jako ending animacji. Gdy spytaliśmy zaś o to, jacy animatorzy i rysownicy wywarli na niego największy wpływ i w ogóle sprawili, że postanowił sam się animacją pobawić, pan Hashimoto wskazuje przede wszystkim YAS-a (Yasuhiko Yoshikazu) odpowiedzialnego za rysunki do nowelek "Dirty Pair", charadesigny w m.in "Mobile Suit Gundam", czy też za stworzenie takich anime jak "Giant Gorg" albo "Venus Wars".
Postanowiliśmy spytać również pana Hashimoto czy kojarzy jakieś ciekawe animacje niezależne z tamtego okresu. Poza wspomnianym już "Daiconem" wspomniał on również o licznych innych, których nie można niestety znaleźć na Youtube. Prawdopodobnie nie dotrwały do "naszych" czasów...
Ostatnie nasze pytanie dotyczyło tego, czy poza "Esperanzą" wraz z "CCP" stworzyli jeszcze jakieś inne anime. Pan Hashimoto odpowiedział, że niestety nie, ze względu na to ile problemów wtedy z tym było. Dodał jednak że wciąż bardzo by chciał stworzyć kolejne anime i nawet już zaczął do tego "przygotowania". "Esperanza 2" kiedy?

Serdecznie dziękuję panu Hashimoto za tak ochoczą rozmowę i podzielenie się tym intrygującym fragmentem animacyjnej historii. Mam też nadzieję, że ta króciutka notka wam się podobała i choć troszeczkę zainteresowała was tematyką animacji niezależnej. Wierzcie mi, że to naprawdę cholernie ciekawy świat, w którym znaleźć można multum świetnych, niesamowicie pomysłowych i zachwycających wykonaniem produkcji. Wcale nie gorszych niż te tworzone przez doświadczonych ludzi z przemysłu i wielkie studia.

Opisane dziś animacje możecie znaleźć pod tymi linkami: 


1 komentarz:

  1. o trzeba będzie sprawdzić te krótkie bywają całkiem fajne :)

    OdpowiedzUsuń