W dniach 15 i 16 lutego bieżącego roku odbył się we Wrocławiu organizowany przez grupę MiOhi konwent "Love 5". Reklamowany jako "najbardziej zakochany konwent roku" starał się przyciągnąć konwentowiczów oferując im mnogość walentynkowych (choć nie tylko) atrakcji i nastrojową, miłosną atmosferę.
Osobiście z początku nie planowałem przyjeżdżać na ten konwent, głównie dlatego iż nasłuchałem się róznorakich opowieści na temat tego, jak to on jest fatalny, jak nudne są serwowane nań atrakcje, jak aspołeczni ludzie oraz jak biedne stoiska. Ostatecznie stwierdziłem jednak, iż zamiast sugerować się tym, co gada nasz fandom (zwłaszcza, że fakt faktem, często pierniczy on głupoty) powinienem raczej sam przejechać się na "Love" i zobaczyć, jak to faktycznie wygląda. A że miałem dodatkowo darmowy wstęp, z racji tego iż reprezentuję media, to nie musiałem się obawiać, iż zmarnuję niepotrzebnie pieniądze.
Podróż i zakwaterowanie
Na konwent jechałem tym razem z Poznania. Postanowiłem zatem "podpiąć się" pod poznańską grupkę fandomową i wraz z nimi wybrać się pociągiem. W tym celu już w piątek o 17tej zgadałem się z Nayachi, by zakupić bilety, po czym udaliśmy się na peron czekać na pozostałą część ekipy, która miała dotrzeć za pół godziny. Pech jednak chciał, iż uciekł im autobus, przez co nie zdążyli oni dołączyć do nas, przed odjazdem pociągu. Skończyło się więc na tym, że wraz z Nayachi pojechaliśmy tylko we dwójkę, a reszta ekipy miała do nas dołączyć już na miejscu.
Pierwszą fazę podróży zmuszeni byliśmy spędzić na stojąco, bowiem pociąg po brzegi zapełniony był pasażerami. Udało się nam znaleźć w miarę luźne przejście między przedziałami, w którym rezydowało również kilku przedstawicieli "PZTA", toteż tam przycupnęliśmy i tak spędziliśmy pierwszą godzinę jazdy. Później jeden z przedziałów nieco się zwolnił, dzięki czemu mogliśmy sobie "wygodnie" (zważywszy na jakość polskich ciapongów) usiąść.
Do Wrocławia dotarliśmy w okolicach godziny 21:30. Nie mieliśmy jednak pojęcia, co dalej, bowiem żadne z nas nie sprawdziło dokładnie nazwy szkoły, czy też busa/tramwaju, który w jej kierunku kieruje (Brawo ja!). W związku z tym Najacz szybko zadzwoniła do znajomego, który nakierował nas na odpowiedni tramwaj i opisał dokładnie co i jak, dzięki czemu po ok 30 minutach (choć było trochę kluczenia) dotarliśmy na miejsce.
Na miejscu zastała nas... kolejka. Jak się okazało bowiem, bardzo wiele osób wpadło na pomysł, by przyjechać dzień wcześniej i zakwaterować się jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem konwentu. Udało mi się na szczęście wbić na sam początek kolejki, dzięki czemu, wraz z innymi przedstawicielami prasowymi, udało mi się prędziutko zająć sobie wygodnie miejsce w jednym ze sleepów.
Większość czasu, jaki spędziłem w piątek w sleepie upłynął mi na dyskutowaniu ze... hm... "współlokatorami" na tematy maści wszelakiej. Dyskutowaliśmy np. o tym, iż "Madoka" wcale nie jest aż tak oryginalna jak większość newfagów uważa, że "Strike Witches" jest nadmiernie besztane, że obecny sezon wcale nie jest aż tak tragiczny jak na internetach krzyczą, czy też o tym, ile kto zna staroci i jak długi ma staż w oglądaniu chińskich bajek. Nie zabrakło także mojego nawijania o mecha i niszowych seriach.
Po dyskusji udałem się z Sową na drobne przeszpiegi do głównego konwentowego budynku, by obadać gdzie mniej więcej będą poszczególne sale prelekcyjne, gdzie będę mógł znaleźć stoiska itd. Rozeszliśmy się około godziny czwartej nad ranem, kiedy to ja wróciłem do sleepa (by dalej dyskutować o mecha *śmiech*), a Sowa udał się do "Console Room", gdzie zaklepał sobie nocleg.
Mimo iż nie mam zwyczaju spać na konwentach, to postanowiłem tym razem zrobić wyjątek od reguły i choć chwilę się zdrzemnąć, coby następnego dnia nie być totalnie wyczerpanym (wszakże czekało mnie robienie zdjęć do relacji, ogałacanie stoisk z gadżetami oraz uczestniczenie w panelach). Okazało się jednak, iż wybrałem sobie tak fatalne miejsce do spania, że nie zmrużyłem oka przez całą noc. Rozłożyłem się bowiem, jak się okazało, tuż pod nieszczelnym oknem, przez co przez całą noc dygotałem z zimna i po cichu sypałem łaciną podwórkową, że wybrałem sobie takie, a nie inne miejsce *śmiech*.
Pierwszą fazę podróży zmuszeni byliśmy spędzić na stojąco, bowiem pociąg po brzegi zapełniony był pasażerami. Udało się nam znaleźć w miarę luźne przejście między przedziałami, w którym rezydowało również kilku przedstawicieli "PZTA", toteż tam przycupnęliśmy i tak spędziliśmy pierwszą godzinę jazdy. Później jeden z przedziałów nieco się zwolnił, dzięki czemu mogliśmy sobie "wygodnie" (zważywszy na jakość polskich ciapongów) usiąść.
Do Wrocławia dotarliśmy w okolicach godziny 21:30. Nie mieliśmy jednak pojęcia, co dalej, bowiem żadne z nas nie sprawdziło dokładnie nazwy szkoły, czy też busa/tramwaju, który w jej kierunku kieruje (Brawo ja!). W związku z tym Najacz szybko zadzwoniła do znajomego, który nakierował nas na odpowiedni tramwaj i opisał dokładnie co i jak, dzięki czemu po ok 30 minutach (choć było trochę kluczenia) dotarliśmy na miejsce.
Na miejscu zastała nas... kolejka. Jak się okazało bowiem, bardzo wiele osób wpadło na pomysł, by przyjechać dzień wcześniej i zakwaterować się jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem konwentu. Udało mi się na szczęście wbić na sam początek kolejki, dzięki czemu, wraz z innymi przedstawicielami prasowymi, udało mi się prędziutko zająć sobie wygodnie miejsce w jednym ze sleepów.
Większość czasu, jaki spędziłem w piątek w sleepie upłynął mi na dyskutowaniu ze... hm... "współlokatorami" na tematy maści wszelakiej. Dyskutowaliśmy np. o tym, iż "Madoka" wcale nie jest aż tak oryginalna jak większość newfagów uważa, że "Strike Witches" jest nadmiernie besztane, że obecny sezon wcale nie jest aż tak tragiczny jak na internetach krzyczą, czy też o tym, ile kto zna staroci i jak długi ma staż w oglądaniu chińskich bajek. Nie zabrakło także mojego nawijania o mecha i niszowych seriach.
Po dyskusji udałem się z Sową na drobne przeszpiegi do głównego konwentowego budynku, by obadać gdzie mniej więcej będą poszczególne sale prelekcyjne, gdzie będę mógł znaleźć stoiska itd. Rozeszliśmy się około godziny czwartej nad ranem, kiedy to ja wróciłem do sleepa (by dalej dyskutować o mecha *śmiech*), a Sowa udał się do "Console Room", gdzie zaklepał sobie nocleg.
Mimo iż nie mam zwyczaju spać na konwentach, to postanowiłem tym razem zrobić wyjątek od reguły i choć chwilę się zdrzemnąć, coby następnego dnia nie być totalnie wyczerpanym (wszakże czekało mnie robienie zdjęć do relacji, ogałacanie stoisk z gadżetami oraz uczestniczenie w panelach). Okazało się jednak, iż wybrałem sobie tak fatalne miejsce do spania, że nie zmrużyłem oka przez całą noc. Rozłożyłem się bowiem, jak się okazało, tuż pod nieszczelnym oknem, przez co przez całą noc dygotałem z zimna i po cichu sypałem łaciną podwórkową, że wybrałem sobie takie, a nie inne miejsce *śmiech*.
Dzień Pierwszy
Około godziny siódmej rano stwierdziłem, że nie ma sensu dłużej marznąć pod oknem, toteż wstałem i udałem się na korytarz celem zapytania o informator konwentowy. Ku mojemu zdziwieniu jednak, ten jeszcze nie był przygotowany, mimo iż orgowie zapewniali, że dostępny będzie od samego rana. Oh well.
W wyniku takiego obrotu spraw zebrałem kilku znajomków ze sleepa i drobną grupką poszliśmy na przeszpiegi, ogarnąć gdzie jaki sklep ma stoisko. Po drodze natknęliśmy się na taki oto cudowny napis:
W wyniku takiego obrotu spraw zebrałem kilku znajomków ze sleepa i drobną grupką poszliśmy na przeszpiegi, ogarnąć gdzie jaki sklep ma stoisko. Po drodze natknęliśmy się na taki oto cudowny napis:
Jak nietrudno się domyślić był on obiektem żartów aż do samego końca konwentu. Padały teksty, iż "konwent został odwołany na rzecz spotkania wspólnoty mieszkaniowej", że "informatory się nie pojawią, bo helperzy i orgowie dalej w naradach tam uczestniczą" czy też, że "Wspólnota mieszkaniowa ma bardziej burżujski sleep niż PZTA".
Wrócmy jednak do stoisk - tych było prawdziwe zatrzęsienie. W dodatku wszystkie oferowały niezwykle ciekawe i atrakcyjne towary. Były przypinki (gotowce i specjalne, na osobiste zamówienie), poduchy, mangi, płyty z anime i soundtrackami, gry wideo, konsole, torby, słodycze, plakaty, miecze, figurki maści wszelakiej. Konwentowicze mieli zatem w czym wybierać i z całą pewnością każdy znalazł coś dla siebie.
Warto wspomnieć również, że "Love 5" było chyba pierwszym polskim konwentem, na którym pojawił się współpracujący z witryną "My Figure Collection" niemiecki sklep z figurkami i gadżetami - "King Player". W swej ofercie miał on mnóstwo ciekawych egzemplarzy, aczkolwiek ceny niektórych z nich były stanowczo zawyżone. Zwłaszcza statuetki i plastikowe modele były stanowczo za drogie. No bo serio, żądać za zwykły 1/144 RG 200zł? Naprawdę? Toć na AmiAmi identyczny model kupić można za 100zł razem z przesyłką.
Sam nie kupiłem raczej zbyt wiele, bowiem większość pieniędzy oszczędzam na figurkę Noel oraz Pyrkon. Ale o łupach więcej później.
Kilka zdjęć ze stoisk. Z góry przepraszam za nierówną jakość. Jak na swoim ryjbuku wspomniałem, mój aparat ma autyzm i chwilami, co bym nie zrobił, robi zdjęcia jak mu się żywnie podoba... a zmienne warunki oświetleniowe wcale nie pomagały.
Na stoiskach było wszystko, od plakatów... |
...przez figurki maści wszelakiej... |
...takie jak Gunpla... |
...czy też figmy... |
...na kubeczkach... |
...przypinkach... |
...podusiach... |
...bluzach... |
...i słodyczach kończąc. |
Po obadaniu stoisk i kupieniu wszystkiego co "potrzebne" udałem się na pierwszy interesujący mnie panel - zorganizowany na ostatnią chwilę przez Mr.Jediego "Japonia Oczami Fana". Panel poprowadzony był na tzw. "spontana" bowiem Jedi początkowo nie miał się na Love w ogóle pojawić. Swą obecność zapowiedział dopiero na dzień przed konwentem, w wyniku czego jego atrakcja nie została nawet uwzględniona w rozpisce/informatorze. Umieszczono jedynie kartkę z dodatkowym info na drzwiach "Console Room", gdzie JoF miało się odbyć.
Na panelu Jedi prowadził głównie dialog z fanami, odpowiadając na ich poszczególne pytania. Oprócz tego opowiedział tradycyjnie co nieco o kulturze Japonii. Pokazał też kilka typowo japońskich gadżetów, jak np. specyficzna maseczka ochronna, czy też miarka w kształcie wagonika pociągu.
Na panelu Jedi prowadził głównie dialog z fanami, odpowiadając na ich poszczególne pytania. Oprócz tego opowiedział tradycyjnie co nieco o kulturze Japonii. Pokazał też kilka typowo japońskich gadżetów, jak np. specyficzna maseczka ochronna, czy też miarka w kształcie wagonika pociągu.
Wspomniana maseczka |
I wagonik z miarką |
Następnym panelem, jaki odwiedziłem był panel Nayachi zatytułowany "Plastikowe piękności - czyli o figurkach". W trakcie trwania atrakcji prowadząca przybliżyła nowym w hobby kilka bardziej znaczących firm, przedstawiła jedne z najpopularniejszych figurek, oraz zahaczyła o co poniektóre figurkowe memy, jak choćby (nie)sławną "Sader". Nie mogło także zabraknąć reklamy "My Figure Collection" oraz "Figurkowa". Na panelu miałem też okazję co nieco podyskutować zarówno z Nayachi, jak i z kilkoma uczestnikami. Głównym tematem rozmów było oczywiście "Czemu GSC i Max Factory, zamiast w końcu skończyć zaniedbane serie, wydaje w kółko pierdyliard kolejnych Miku i Saber" (INB4 "bo kasa").
Potem przez około 3 godziny nie było żadnej szczególnie interesującej mnie atrakcji, toteż znów poszedłem potłuc się trochę po korytarzach, robiąc zdjęcia i przeglądając stoiska. Natknąłem się wtedy na kilku znajomych oraz cosplayerów, toteż skorzystałem z okazji i zrobiłem im kilka fotek:
Ostatecznie zawędrowałem do "Console Room", by popatrzeć w co ciekawego na "Love 5" można pograć. Do wyboru nie było szczerze mówiąc zbyt wiele... w każdym razie dla takiego nerda jak ja *śmiech*. Ale, typowy polski fan na pewno znalazł tam coś dla siebie. Można było pograć w takie tytuły jak "Tekken", "Soul Calibur", "Naruto Shippuden Ultimate Ninja Storm 3", czy też "Animal Crossing" (wariacja z Pokemonami).
Gdy trafiłem do "Console Room" odbywał się akurat turniej w "Naruto". Byłem szczerze mówiąc bardzo pozytywnie zaskoczony faktem, że osobą prowadzącą w turnieju był... 10 latek. Nie wiem, czy ludzie dawali mu fory, czy faktycznie tak dobry jest, ale fakt faktem widok, jak mały chłopczyk pierze tyłki dużo starszym graczom sprawił, że nabrałem więcej wiary w młodocianą grupę graczy (rośnijcie nam nerdy i hardkory, rośnijcie!). Zaznaczyć swoją drogą trzeba, że nie tylko ja byłem pod tego wrażeniem, bowiem wszyscy zebrani wokół konsoli co rusz wiwatowali, klaskali i cieszyli się niesamowicie, widząc jak mały świetnie gra.
"Console Room" tętnił zatem nieustannie własnym, pełnym emocji życiem.
"Console Room" opuściłem w okolicach godziny 16tej, bowiem wkrótce miał się odbyć kolejny interesujący mnie panel. Chciałem wybrać się na prelekcję o "Majin Tantei Nougami Neuro" (mam spory sentyment do serii), jednak pod drzwiami sali, w której miała się odbyć, spotkałem Jeffa i Cella, i po przywitaniu oraz krótkiej pogawędce postanowiłem wraz z nimi udać się na panel o grach Lego, prowadzony przez Ludka.
Na panelu swym Ludek opowiedział dość sporo o każdej z gier, przedstawiając nie tylko krótki opis ich fabuły, ale także garść informacji na temat tego, w ilu egzemplarzach się sprzedały, jakie zyski przyniosły, kto odpowiada za ich wydanie, czym różniły się od poprzedniczek itd. Sporo śmiechu wywołały swoją drogą przedstawiane przez niego kadry z poszczególnych tytułów. Niektóre z nich były tak absurdalne (a niektóre tak sprytnie nawiązywały do pewnych "osobistości"), że cała sala co chwilę wybuchała szczerym śmiechem.
Autyzm aparatu w pełnej krasie. Raz dla niego w sali panowała noc... |
...tylko po to, by zaraz było jasno jak w dzień. |
I oj miałem sporo zabawy... Bowiem jak się okazało, prowadzący (z całym dlań szacunkiem) na temat maszyn wiedział... niewiele. Sprowadzał większość panelu do tematyki Gundamów i z niej głównie czerpał informacje, przez co niezwykle łatwo było wytknąć mu pomyłkę, bądź też dość obszernie rozszerzyć jego skąpą raczej wypowiedź. A to nie wiedział, że są tańsze i łatwiejsze do zrobienia mechy niż Zaku (Scope Dog, czy też Ingram się kłaniają), a to sugerował iż nie ma mocarniejszego mecha niż Gurren Lagann (Zeorymer, Neo Granzon, Demonbane, Getter Imperator oraz Dis Astranagant pozdrawiają), a to znowuż stwierdził, że wodór byłby świetnym źródłem zasilania dla mecha (co Ludek skomentował pięknym "Fajnie by te mechy wybuchały") itd. Tak więc potknięć, niewiedzy i błędów merytorycznych było dość sporo, co nie zmienia faktu, że na panelu bawiłem się całkiem dobrze, bowiem nieustanne dyskusje z prowadzącym (który mimo bycia nieco zielonym, jest naprawdę w porządku człowiekiem) i pozostałymi uczestnikami sprawiły mi naprawdę sporo frajdy.
Kolejnym panelem, na który się udałem, był prowadzony przez Foutona i Quintasana panel o Visual Novelkach maści wszelakiej. Prowadzący w zabawny i prosty dla odbiorców sposób przedstawili kilka naprawdę ciekawych tytułów, takich jak choćby "Yu-no a Girl who chants Love at the Bound of this World", "Hoshizora no Memoria", czy też powtarzany do bólu ("Będziemy o tym mówić tak długo, aż wszyscy w to nie zagrają" - Fouton) "Muv-Luv". Skoro już o "Muv-Luv" mowa, to najwięcej śmiechu było, kiedy Fouton opowiadał o pewnej głupkowatej scenie, w której to bohater nie interesuje się praktycznie niczym, co widzi po drodze (mimo że widzi mnóstwo dziwacznych rzeczy, jak np. mecha który rozwalił jeden z pobliskich domów) a jedynie maszeruje przed siebie w rytm radosnej muzyczki. Melodyjka ta stała się swoistym "running gag" (odsyłam do Wujka Google, po wyjaśnienie terminu), i powracała jeszcze kilkakrotnie przy okazji następnych paneli.
Kolejną atrakcją był prowadzony przez Ludka i Quintasana panel "Ciekawe jRPG". Nie przybliżyli oni nań co prawda jakichś niezwykle niszowych tytułów, nie mniej jednak zahaczyli o kilka naprawdę ciekawych pozycji, jak np. saga "Ar Tonelico" (która, ku mojemu wielkiemu zdumieniu, w Polsce jest dużo mniej znana niż sądziłem), czy też Persona. Obaj prowadzący w ciekawy i wyczerpujący sposób omówili prezentowane tytuły, zarzucając co chwilę świetnymi żartami, dzięki czemu panel nie miał formy nudnego wykładu, a przyjemnej, pełnej śmiechu dyskusji.
Quintasan opowiadając o "fabule" Ar Tonelico 3, nie mógł oczywiście odpuścić sobie pokazania ilustracji |
Jak ktoś na Facebooku wspomniał "PZTA wkracza na nowy poziom, prowadząc panele na Google Images" |
Resztę pierwszego dnia konwentu spędziłem już właśnie na panelach PZTA, takich jak "Komputer - jedna platforma, by złączyć je wszystkie - czy aby na pewno?", "Katamari Damacy - turlaj kulę" (na którym próbowaliśmy sklecić własnego "Króla Kosmosu" oraz poturlać jednego z uczestników) oraz "Go Nagai - Ojciec Super Robotów" (choć ten z racji na niewielką frekwencję przybrał raczej formę dyskusji w wąskim gronie znajomków).
Po ostatniej dyskusji postanowiłem się udać na krótki spoczynek. Niestety, spotkała mnie niemiła niespodzianka. Jak się bowiem okazało, bydło, które zjechało się w sobotę, wywaliło ze sleepa toboły co poniektórych uczestników (w tym moje) i wygodnie rozpłaszczyło się na ich miejscu. Brawo, fandomie. Twa chamskość i brak dyscypliny czy jakiejkolwiek kultury nigdy nie przestaną mnie zadziwiać.
Na całe szczęście udało mi się dorwać wygodne miejsce na korytarzu, pod kaloryferkiem (dużo cieplejsze, niż wcześniejsze pod oknem *śmiech*), więc mogłem sobie trochu pospać.
Dzień drugi
Niewiele mogę szczerze mówiąc na temat tego dnia napisać, bowiem bardzo szybko zmyłem się z terenu konwentu. Zostałbym może dłużej, problem leżał jednak w tym, że praktycznie żaden z niedzielnych paneli jakoś szczególnie mnie nie zainteresował (no, może Ryżowy panel "Moe vs Reszta świata"). W takim wypadku spakowałem tobołki, porobiłem jeszcze kilka zdjęć i po krótkim obadaniu, czy na stoiskach nie ma może jeszcze czegoś ciekawego, udałem się na peron, wsiadłem do pociągu i wróciłem do domu.
Podsumowanie
Podsumowując - jak mi się podobało na "Love 5"? Konwent, moim skromnym zdaniem, był bardzo udany. Po tych wszystkich strasznych historiach, jakich na temat "Love" się nasłuchałem nie ukrywam, że początkowo spodziewałem się średniaka i niczego poza tym. Zostałem jednak bardzo pozytywnie zaskoczony i śmiało mogę stwierdzić, że był to jeden z najfajniejszych konwentów, na jakich byłem. Ludzie (poza bydłem sobotnim) byli naprawdę w porządku, panele (w każdym razie większość) ciekawe i poprowadzone z pomysłem, stoiska zaś świetnie wyposażone i w gruncie rzeczy nie żądające niebotycznych cen za swe towary (no, może poza King Player...). Nie oznacza to jednak, iż Love było konwentem idealnym. Było kilka problemów organizacyjnych (wpuszczanie mediów, organizatorów atrakcji i zwykłych uczestników jedną kolejką; opóźnienia w wydaniu informatora, który swoją drogą był niezwykle chaotyczny i ciężko było się weń połapać) oraz przypadków chamstwa konwentowiczów (choć to głównie wspomniane bydło z soboty).
Ogółem jednak bawiłem się wyśmienicie i z czystym sumieniem mogę zdementować plotki, że "Love jest zawsze kiczowatym konwentem". Jeśli następny konwent MiOhi również ma wyglądać tak fajnie, to z całą pewnością i na nim się pojawię.
Następny konwent na jakim się zjawię to Pyrkon. Poprowadzę wam tam również kilka paneli, ale o tym więcej napiszę w swoim czasie...
A teraz, na sam koniec...
Burżuj Tiem! - Łupy
Nie kupiłem co prawda zbyt wiele, bowiem większość moneyów odkładam na Pyrkon oraz figurkę Noel z "BlazBlue" (która ma zostać wydana już za miesiąc!), co nie zmienia faktu, że w moje łapki wpadło kilka ciekawych rarytasów:
Tradycyjnie, trzymając się swojej reguły "Eva co konwent" zakupiłem dwa kolejne tomiki "Neon Genesis Evangelion". |
Dopadłem też całkiem ładną Madokową podusię (szkoda, że nie mieli wzoru z Sayaką...) |
Glenda, Rem&Beta&Alfa, Yoshika i Mio, Rem&Beta&Alfa&Enkou |
Chirico&Scope Dog, Krysia, Dangaioh, Hibiki |
Maria&Grendizer, Kyousuke&Excellen, Glenda&Z-chan&Gre-chan |
Bonusowe przypinki, które dostałem gratisowo za zakup powyższego zestawu. |
Tyle ode mnie w temacie. Zapraszam również do przeczytania napisanej nieco bardziej "profesjonalnie" relacji, która wkrótce pojawi się na jfan.pl. Urozmaicona ona będzie także lepszej jakości zdjęciami.
bardzo ciekawy tekst C:
OdpowiedzUsuńw takich momentach żałuję ze nie jeżdżę na konwenty :P (byłam tylko raz na Nejiro i mnie nie powalilo)
i ten...
gratuluje zakupów C: też lubię Sayakę ;)
Na Pyrkon zawsze można wbić :). W tym roku pierwszy raz jadę i kilka atrakcji nawet poprowadzę. Z tego co od znajomych słyszałem to konwent jest świetny naprawdę.
UsuńHura, więcej fanów Sayaki w Polsce~!
O coś się porozrastały te stoiska z figurkami na konwentach, ale w sumie bardzo dawno mnie na żadnym nie było, mam nadzieję, że uda mi się wybrać na Pyrkon. >.< Fajnie napisana relacja. <3
OdpowiedzUsuńA no, w tym roku były aż 2 (może 3) sklepy sprzedające oryginały, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. Początkowo chciałem się nawet skusić na jeden model, ale jak się dowiedziałem, jak niebotycznych zań cen King Player żąda, to wolałem to przeznaczyć na więcej tańszego a równie fajnego merchu.
UsuńO, na Pyrkon masz zamiar się wybrać? Fajnie, może będzie okazja się zobaczyć w końcu. Z tego co wiem dość sporo osób z figurkowa ogółem się wybrać planuje.
Ech..., przydałoby się w końcu na jakiś konwent wybrać... W końcu musi być ten pierwszy raz, prawda? :)
OdpowiedzUsuńTo fakt, że GSC i Max Factory zaniedbują niedokończone serie, ale póki co te Miku "jakoś" wyglądają (pisząc: "jakoś" mam na myśli "kurdękę, Racing Hatsune Miku 2013 jest piękna, przydałoby się trochę na nią kasy uzbierać" XD), to nie mam im tego za złe ;)
A warto, warto pojechać. Sam na swój pierwszy konwent wybrałem się jakieś 3 lata temu (Baka 2k11) i spodobało mi się tak bardzo, że co roku teraz jeżdżę (aczkolwiek na poważnie rozkręciłem się dopiero rok temu)
UsuńDla fanów pewnie tyle Miku to fajna sprawa, a i owszem, ale co mam powiedzieć ja, który za Vocaloidami jakoś szczególnie nie przepada?
Inna sprawa, że sporo lubianych przeze mnie serii pochodzi z lamusa/jest strasznie niszowych, stąd nie ma zbyt wiele figurek im poświęconych...