środa, 7 października 2015

Wierz w sprawiedliwość i miej determinację do pięści! - "Senki Zesshou Symphogear GX" (2015)

Symphogear to zdecydowanie jedna z moich ulubionych, bardziej współczesnych serii. Choć pod względem fabularnym jest masakrycznie głupkowata i dziurawa, tak dzięki przesympatycznym postaciom, świetnym piosenkom, fantastycznie wyreżyserowanym potyczkom i licznym nawiązaniom do robobajek, filmów akcji oraz gier z serii "Wild Arms" rozkochała mnie w sobie całkowicie i nie żałuję ani jednej sekundy, jaką przeznaczyłem na jej oglądanie. Nic zatem dziwnego, że kiedy oficjalnie potwierdzono że doczeka się trzeciego sezonu, nie byłem w stanie opanować swojego podekscytowania. Wraz z resztą zio/m/eczków dostawaliśmy, kolokwialnie mówiąc, jednego wielkiego pierdolca, snując coraz to kolejne domysły na temat tego, co w sezonie trzecim się wydarzy, z jakimi nowymi przeciwnikami dziewczyny będą musiały się zmierzyć oraz do jakich robobajek tym razem twórcy będą puszczać oko. Nasza ekscytacja wzrosła jeszcze bardziej, kiedy dostaliśmy oficjalną datę emisji - lato 2015. Wszyscy wspólnie zaczęliśmy wtedy szykować wszystkie nasze symphogadżety i odliczać dni do premiery... No i w końcu nadszedł ten tak bardzo wyczekiwany dzień - czy GX sprostało naszym oczekiwaniom? Czy dostarczyło tyle samo frajdy co poprzednie serie? No cóż...

Po tym jak nasze "Śpiewające Gundamy" pokonały szalonego Dr.Vera i jego Nephilim oraz raz na zawsze pozbyły się Noise, wszyscy sądzili że to koniec kłopotów i że Ziemi nic poważnego już nie zagraża. Symphogear nie byłby jednak Symphogearem, gdyby nagle nie pojawił się jakiś kolejny maniak chcący zrzucić nieszczęsny Księżyc na naszą błękitną planetę. Po krótkim okresie spokoju centrum dowodzenia S.O.N.G. wykrywa w okolicach Yokohamy energię podejrzanie podobną do tej emitowanej przez Noise. Okazuje się ona  należeć do niejakiej Carol - potężnej, choć wyglądającej jak dziewięciolatka alchemiczki -oraz jej trzech wiernych lalek. Dziewczę nie pierniczy się z naszymi bohaterkami i od razu powala Hibiki na ziemię, obwieszczając równocześnie, że jej celem jest zniszczenie świata wraz ze wszystkimi jego cudami, tak jak przykazał jej ojciec, zanim został spalony na stosie za zabawy z alchemią. Nasze waleczne trio ma zatem znowu pełne ręce roboty. Tym razem mogą jednak liczyć na wsparcie trójki antagonistek z poprzedniej serii - Marii, Kiriki oraz Shirabe. Czy wspólnymi siłami uda im się pokrzyżować maniakalne plany Carol i po raz kolejny ocalić świat? 

Tak, historia jest mocno sztampowa i naciągana, ale to w przypadku Symphogeara zawsze było normą. Siła tej serii, jak wspomniałem, leży w postaciach, piosenkach i bataliach. I pod tym względem pierwsze 6 odcinków GX wypada fantastycznie - na sam początek dostajemy emocjonującą scenę przechwycenia wahadłowca, zakończoną wykonanym na nim przez Hibiki suplexem; zaraz potem Hibiki w widowiskowy sposób ratuje ludzi z płonącego budynku, śpiewając przy tym utwór do złudzenia przypominający jedną z piosenek z "Wild Arms"; jeszcze później dochodzi do pełnego efekciarstwa i emocji pierwszego starcia z lalkami, zakończonego świetnym plot twistem; a wszystko to zwieńczone świetną sceną pierwszej poważnej potyczki z Carol, podczas której bohaterki aktywują nowy specjalny tryb i przezwyciężają ostatecznie swoje problemy z poprzedniej serii. A to wszystko przeplatane jeszcze fajnymi scenami obyczajowymi, podczas których dziewczęta razem bawią się na pidżama party oraz gotują. Ogółem dostajemy wszystko to, co czyni Symphogeara Symphogearem... a potem, od siódmego odcinka wszystko zaczyna się sypać. Najpierw, miast obowiązkowego training montage, dostajemy strasznie słaby odcinek plażowy, do którego ktoś jeszcze postanowił wepchnąć byle jaką walkę oraz wyzerować charaktery dziewcząt, przez co znowu zaczynają one zmagać się z dokładnie takimi samymi problemami, z którymi przed chwilą się uporały, a na dokładkę dorzuca im się jeszcze nowe, napisane na kolanie. Dalej jest już tylko gorzej - głupot i kretynizmów zaczyna się robić za dużo nawet jak na Symphogeara, a fakt, że twórcy starają się wcisnąć do serii, która nigdy nie brała siebie na serio, śmiertelnie poważne dramaty rodzinne pogrąża tylko wszystko jeszcze bardziej. Sytuację ratują trochę niektóre naprawdę fajne twisty, jednak nadal bardzo mocno czuć, że druga połowa serii robiona była mocno na siłę i brak jej tego, co sprawiało że ta pierwsza była taka fajna. Nawet finał jest strasznie rozczarowujący.
Jak wspomniałem, sytuacja z postaciami nie wygląda najlepiej. Nie dość, że twórcy dokładają im coraz to kolejne, całkowicie debilne i z dupy wyciągnięte problemy, to jeszcze główne trio zostaje strasznie zepchnięte na ubocze, na rzecz trójki z FIS. I nie byłoby to może jakimś wielkim problemem - wszakże Kirika, Shirabe i Maria to równie fajne dziewczynki - gdyby nie to że potem również i one przestają być jakieś bardziej istotne dla historii, a wszystko zaczyna się skupiać na Hibiki i jej problemach z ojcem dupkiem, który po wielu latach w końcu wrócił i chce naprawić swoje grzechy... zachowując się dalej jak kompletny dupek. Dopiero w odcinku jedenastym faktycznie zaczyna wykazywać szczere chęci poprawy i bierze się do roboty - i choć przyznam, że jest wtedy fantastyczny, to jednak nadal było mi bardzo ciężko uwierzyć w to, że to wystarczyło by Hibiki ot tak mu wszystko przebaczyła. Ja wiem, że to głupiutka dziewczynka o naprawdę wielkim serduszku, no ale bez przesady - przecież ten człowiek zrobił jej ogromną krzywdę, zostawiając ją samą z mamą w momencie, gdy był im najbardziej potrzebny. Oliwy do ognia dolewa jeszcze ostatnia scena po napisach końcowych...
Strasznie nie podobało mi się też, jak potraktowano Miku, Genjuro, Ogawę i całą resztę sympatycznych postaci pobocznych. O ile w pierwszych epizodach jeszcze na coś tam się przydają, to bardzo szybko zostają całkowicie wymazani z historii, albo na stałe zapuszczają korzenie w należącej do S.O.N.G. łodzi podwodnej i nie opuszczają jej aż do samego końca bajki. Wielka szkoda, zwłaszcza gdy człowiek przypomni sobie tak fantastyczne sceny jak Genjuro walczący jak równy z równym z wyposażoną w kompletny relikt Fine, czy też Miku zamykającą na dobre Noise w ich własnym wymiarze pod koniec serii G.
A jak sprawa ma się z tymi złymi? O dziwo całkiem dobrze. Lalki to naprawdę świetne postacie i zaryzykuję nawet stwierdzenie, że są najlepszymi antagonistkami ze wszystkich 3 sezonów. Pochwalić wypada zwłaszcza Garie oraz Michę, które wraz z jeszcze jednym, pojawiającym się w drugiej połowie serii bohaterem, są chyba najlepiej wykreowanymi w tym sezonie postaciami. Garie, nie dość że śliczna, to jeszcze potrafi naprawdę rozbawić swoimi złośliwymi docinkami oraz świetnymi minami (które momentami są lepsze niż te Vera!). Jest także niezwykle sprytna i przebiegła, dzięki czemu bez większych problemów potrafi wyprowadzić przeciwnika w pole i zastawić nań niebezpieczną pułapkę. Micha zaś to radosna, nieco przygłupia lalka obdarzona największą siłą i różnorodnością ataków spośród nich wszystkich. Jest tak silna, że bez problemu daje sobie radę z walczącymi z nią jednocześnie Kiriką oraz Shirabe. Co więcej, dzięki umieszczonym we włosach dopalaczom może także fruwać, co czyni z niej jeszcze bardziej niebezpieczną przeciwniczkę. Trochę gorzej wypada niestety sama główna antagonistka - Carol. Jej charakter jest strasznie typowy i miałki - stanowi swoiste połączenie złej i okrutnej, chłodno kalkulującej zdziry z córeczką tatusia. W braniu jej na poważnie nie pomaga fakt, że jej plan jest cholernie przewidywalny - na dobrą sprawę działa on tylko dlatego, że bohaterki zostają przymusowo ogłupione przez fabułę. Złego słowa nie mogę jednak powiedzieć o jej designie - połączenie Touhou, Gettera-2 oraz Gundama Epyona dało fantastyczny efekt - Carol jest śliczna a jej strój pomysłowy i nietuzinkowy.

Oprawa audiowizualna jest dość nierówna. Choć sama grafika i animacja trzymają ten sam poziom, co G, tak już choreografia starć pozostawia sporo do życzenia. Poza nielicznymi wyjątkami, potyczki są dość nudne i przewidywalne. Bardzo podobały mi się za to sceny transformacji, zwłaszcza Krysi, Hibiki oraz Kiriki. Wszystkie nie dość, że efekciarskie i uwodzicielskie, to jeszcze obfitują w liczne nawiązania do mecha anime oraz kina akcji. Strasznie podobało mi się zwłaszcza to, jak pod koniec swej przemiany, Hibiki zaczęła stosować ruchy pijanego mistrza.
Jedną z najważniejszych rzeczy w Symphogearze są oczywiście piosenki. Zarówno pierwszy sezon jak i G dały nam mnóstwo fantastycznych utworów, które zajmują sporą część mojego folderu z muzyką. Czy i piosenki z GX są równie dobre? I tak, i nie. Jest sporo nowych kawałków, które naprawdę bardzo mi się spodobały - zwłaszcza piosenki Marii, Shirabe oraz Kiriki, "G-Beat" Hibiki, czy też słynne "GENOCIDE EN GENOCIDE" z końcowych epizodów, ochrzczone tak przez anonów po tym jak spowodowało swoją fantastycznością masowe wariactwo we wszystkich trzech równoległych Symphogearowych tematach. Jest też jednak dużo takich piosenek, które były strasznie słabe - "Little Miracle", choć słowami dobrze wpisuje się w scenę w której gra, tak melodycznie jest już mocno takie se, podobnież jak obie piosenki Tsubasy, czy też Krysiowe "Trust Heart", które jest chyba ogółem najsłabszą piosenką w całej bajce. Co jest strasznie dziwne, bowiem do tej pory to zdecydowanie Krysiowe piosenki były najlepsze. Nie za dobrze brzmi też nowy duet Kiriki i Shirabe - bardziej przypomina niedbale sklejone ze sobą obie ich piosenki, aniżeli jedną, faktycznie wspólnie zaśpiewaną. Ogromnie boli też fakt, że nie dostaliśmy żadnej nowej piosenki dla całej szóstki w finale. Miast tego, użyto znowu "Hajimari no Babel". Wpadkę tą rekompensują trochę całkiem niezłe "Radiant Force" dla głównej trójki oraz przyjemna piosenka dla FIS trio, jednak to nie to samo.
Opening i ending są jednak, jak zawsze, bez zarzutu. "Exterminate" pod względem melodycznym jest chyba moim ulubionym openingiem, nawet mimo faktu że nie komponuje się z animacją aż tak dobrze, jak robiło to "Vitalization". "Rebirth Day" zaś to bardzo przyjemny i rytmiczny ending, szybko wpadający w ucho i będący najlepszą Krysiową piosenką w tym sezonie.
Co do samych kwesti mówionych - są jak zawsze na wysokim poziomie, acz momentami, zwłaszcza w feralnej drugiej połowie, czuć w głosach aktorów jakby wymuszenie. Z tego co słyszałem, użyczająca Marii głosu Yoko Hikasa wspomniała podczas jednego z radio show, że nagrywanie kwestii do GX-a dawało im dużo mniej frajdy, niż do poprzednich sezonów - słychać...

Co mogę ogólnie powiedzieć - GX niestety mnie rozczarowało. Fantastyczny początek był jakby spełnieniem wszystkich marzeń, bowiem dostarczał wszystko to, co w serii tej najlepsze. A potem po epizodzie siódmym wszystko zostało koncertowo spieprzone. Z tego co słyszałem jednak, jest to wina nie tyle samego Kaneko i jego ekipy, co King Records naciskającego na nich, by zmieniali serię wedle ich wytycznych, a także licznych problemów w trakcie produkcji. Podobno oryginalne zakończenie miało być zgoła odmienne i zmienione zostało właśnie po feralnym siódmym epizodzie. Cóż, nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Mam nadzieję, że jeśli Kaneko zdecyduje się kontynuować serię, to dostanie więcej swobody i da nam takiego Symphogeara, na jakiego wszyscy czekamy. Prawdę powiedziawszy wolałbym, by zrobił to w postaci pełnometrażowego filmu, miast kolejnego sezonu. Raz, że budżet większy, dwa, że mniejsze ryzyko wystąpienia nieoczekiwanych problemów, kończących się pisaniem na kolanie alternatywnego zakończenia.

Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji - 2015
Pełny Tytuł: „Senki Zesshou Symphogear GX - Believe In Justice And Hold a Determination to Fist”
 Reżyseria: Katsumi Ono
Scenariusz: Akifumi Kaneko
Muzyka: Elements Garden
Gatunek: Powered Armor, Magical Girls, Ecchi, Science-Fiction
Liczba Odcinków: 13
Studio: Satelight
Ocena Recenzenta: 6/10

Screeny:






1 komentarz:

  1. Niestety trudno się z tym nie zgodzić, twórcy dość mocno naciągnęli końcówkę "Symphogera". So ~ pod koniec trwania serii owszem było parę fajnych scen, ale ogólnie nie zachwycały. Akcja z tatą Hibiki również jest komiczna, moim zdaniem Hibiki trochę za szybko mu wybaczyła, a końcowa scena gdzie widzimy ją szczęśliwą z rodzicami niesamowicie mnie rozczarowała. O ile jeszcze Hibiki jakiś tam sobie "powód" miała by mu wybaczyć, to jej mama nie koniecznie musiała przywitać go z otwartymi ramionami po tylu latach nieobecności. Oglądanie Genjuro którego polubiłam w poprzednich dwóch sezonach jako faceta pływającego statkiem niesamowicie mnie zasmuciło, mogli dać 5 min w takim np: "trening mode". Lalki jako nowi antagoniści były bardzo ciekawymi postaciami. Z transformacji mi najbardziej spodobały się od Krysi, Hibiki oraz Shirabe, co do piosnek to całkowicie popieram twoją opinię w tej kwestii.

    OdpowiedzUsuń