niedziela, 10 stycznia 2016

Dziewczynka z krwistym latawcem - "A Kite" (1998) (+18)

Chyba każdy, kto interesuje się anime, miał w swoim życiu okazję choć raz usłyszeć zarzut, że ogląda "bajki dla dzieci". Mądrzejszy człowiek po prostu tego typu tekst oleje, obróci go w żart, tudzież podejmie dyskusję, w której na spokojnie i z dystansem spróbuje wyprowadzić rozmówcę z błędu, polecając mu może nawet przy okazji jakiś dobry, dojrzały tytuł. Typowy "łibu" jednak, których w chińskobajkowym fandomie jest niestety więcej niż tych człowieków ogarniętych, zacietrzewi się straszliwie i zacznie krzyczeć, że "anime to nie bajka!!!" i zaproponuje rozmówcy puszczenie dziecku przesyconych krwią i seksem śmieci pokroju "Elfen Lied", "Genocyber" czy też "Tokyo Ghoul". Z jakiegoś bowiem durnego powodu wielu ludziom wydaje się, że jeśli coś jest okropnie brutalne i epatuje erotyką, to z całą pewnością musi być dojrzałe. I dochodzi potem do takich przykrych sytuacji, gdy produkcje faktycznie mądre i przełomowe zostają zapomniane i wyparte przez syf pokroju opisywanego dziś "Kite". Jednej z najbardziej kultowych i jednocześnie najgłupszych serii okresu lat 90-tych.

Sawa to na pierwszy rzut oka typowa uczennica. Urocza, modnie ubrana, nosząca wszędzie ze sobą walizeczkę z przyborami. To jednak tylko pozory. Dziewczyna jest tak naprawdę profesjonalną zabójczynią, a w jej teczuszce, miast zeszytów i ołówków, znajduje się spluwa z eksplodującymi pociskami. Kontrolowana przez skorumpowanego gliniarza, Sawa bez skrupułów eliminuje każdego wyznaczonego przez niego zbrodniarza. Pewnego dnia poznaje jednak innego młodego skrytobójcę - Oburiego - z którym nawiązuje głębszą więź. Oboje zbliżają się do siebie coraz bardziej i w końcu postanawiają zerwać z krwawą przeszłością i zacząć nowe, spokojne życie. Bardzo szybko przekonają się jednak, że wyjść z przestępczego światka wcale nie jest tak łatwo. 

Sam pomysł na historię w "Kite" nie jest wcale głupi. Opowieść o skrytobójcach, którzy eliminują zbrodniarzy stojących ponad prawem, a potem chcą wyrwać się z okrutnej przestępczej rzeczywistości nie jest może jakaś oryginalna, ale dobrze poprowadzona mogła okazać się ciekawa i wciągająca. Problem w tym, że "Kite" opowiada ją tragicznie. W jednym momencie serwuje widzowi poważny i "och tak bardzo głęboki" dialog między bohaterami o tym, jak pięknie byłoby uwolnić się od tego krwawego biznesu, a zaraz potem raczy widza wulgarną i nic nie wnoszącą do fabuły sceną seksu. I nie jest to jednorazowy przypadek - tego typu sceny przyjdzie nam oglądać niemal nieustannie i każda kolejna jest jeszcze bardziej obrzydliwa i obrazoburcza, niż poprzednia. Gdyby skompilować wszystkie występujące w "Kite" sceny dupczenia, to otrzymalibyśmy grubo ponad 15 minut animowanej orgii, co stanowi około 1/4 całości OVA. Kolejnym problemem jest groteskowa, niesamowicie przerysowana brutalność, której rola ogranicza się tylko i wyłącznie do pełnienia funkcji taniego szokera. Wspomniałem o eksplodujących pociskach, prawda? Gdy znajdą się one w ciele ofiary, szybko wybuchają, zalewając cały ekran juchą i organami nieszczęśliwca. Brutalność typowo na pokaz. I zanim powiecie, że nieprawda, bo pociski wybuchają by trudniej było zidentyfikować broń i zabójcę - bzdura! Sawa jest jedyną osobą będącą w posiadaniu takiego cacka, zatem tego typu pociski prędzej ściągną uwagę na nią niż kogokolwiek innego. Tym bardziej, że już po pierwszej tego typu akcji, detektyw sądowy bez problemu identyfikuje stwierdzając, że ofiara zginęła od pocisku, który wybuchł w jej ciele. Dalej - show usiłuje być poważną, w miarę realistyczną historią o zemście, jednocześnie serwując widzowi wyrwane jakby ze "Zwariowanych Melodii" sekwencje. W jednej ze scen możemy przykładowo zobaczyć, jak Sawa wypada z bodyguardem z budynku, zabiera ze sobą neon, spada na auto, które ląduje na cysternie, która wpada do metra i eksploduje, wyrzucając bohaterkę w powietrze. Gdzie jest problem? Sawa wychodzi z tego całkowicie bez szwanku tylko dlatego, że wpada przez okno do sklepu meblowego i ląduje na łóżku. I ja mam uwierzyć, że to jest dojrzała historia? Serio?
Kolejnym problemem "Kite" są totalnie beznadziejne postacie. OVA od samego początku stara się uzmysłowić widzowi, jak bardzo skrzywdzeni przez los są młodzi zabójcy i jak bardzo powinien im współczuć. Przykro mi, ale ciężko jest mi przejmować się bohaterami, którzy albo nie mają w ogóle charakteru, albo też ich osobowość zmienia się nieustannie bez większego uzasadnienia, wedle "widzimisię" twórców. Fakt, że show nieustannie przypominał mi jak to Sawa ma źle i wali mi po oczach wulgarnymi gwałtami wcale nie pomagał i prędzej wywoływał u mnie zażenowanie i irytację, aniżeli chęć współczucia. No i są jeszcze fatalni "ci źli" którzy są źli ponieważ... są. W wyniku tego, gdy zaczynali sypać patetycznymi, och jakże "dorosłymi" tekstami, to na mej twarzy pojawiał się jedynie delikatny uśmiech politowania.

Złego słowa nie mogę jednak powiedzieć o solidnej oprawie audiowizualnej. Projekty postaci są schludne i pełne detali, choć momentami ich anatomia ulega nagłym zmianom, zwłaszcza podczas scen seksu. Niezmiernie bawiło mnie to, jak w krótkiej chwili biust Sawy robił się dwa razy większy, a przyrodzenie detektywa rosło do takich rozmiarów, że zachodziłem w głowę, jakim cudem nie rozerwało mu jeszcze spodni. Bardzo dobrze wypadają szczegółowe, utrzymane w klimatycznych barwach tła. Scenerie miejskie są naprawdę super i jest na czym zawiesić oko, nawet w brudnych zaułkach. Twórcy rewelacyjnie operują także światłem - tego typu szczegółowego i naturalnego cieniowania strasznie brakuje mi w dzisiejszych produkcjach. No i jest jeszcze cudowna, niezwykle płynna animacja, która cieszy oko zwłaszcza podczas fenomenalnych scen akcji o świetnej choreografii. Szkoda, że wiele z nich jest mocno przesadzonych i gryzie się z silącą się na realizm fabułą. Prawdę powiedziawszy, gdyby show nie starał się mi nieustannie wmawiać, że jest poważnym dramatem, to czerpałbym pewnie z oglądania ich o wiele większą przyjemność. Jeśli chodzi o muzykę zaś to dominują świetne, bardzo klimatyczne kawałki jazzowe. Saksofony, fortepiany, perkusja - wszystko to dane nam będzie usłyszeć w ścieżce dźwiękowej "Kite". Najlepiej brzmią one zdecydowanie podczas scen akcji, gdzie rewelacyjnie podkreślają napięcie oraz tempo. Z miłą chęcią zaopatrzyłbym się w płytę z OST tego tytułu. Co do gry aktorskiej zaś... ech, mogło być lepiej. Jedyną postacią, której wykonanie jakoś bardziej zapadło mi w pamięć był skorumpowany gliniarz grany przez Goro Shibusawę. Co ciekawe, jest to jego jedyna rola. Szkoda.

"Kite" to straszny syf. Ładny i z dobrą muzyką, ale dalej syf. Tytuł usiłuje udawać produkcję ambitną i dojrzałą, jednak strasznie mu to nie wychodzi. No bo serio - przerysowana brutalność, wulgarne, nie wnoszące nic do historii sceny seksu, czy też płytkie i nudne postacie nie są raczej wyznacznikiem dobrego tytułu. Nie polecam, nawet mimo pięknego wykonania. Lepiej już obejrzeć takiego "M.D. Geista". On przynajmniej nie udaje, że jest czymś więcej niż głupawym filmem akcji.

Typ Anime - Seria OVA
Rok produkcji - 1998
Pełny Tytuł: „A Kite”
 Reżyseria: Umetsu Yasuomi
Scenariusz: Umetsu Yasuomi
Muzyka: An Fuu
Gatunek: Thriller, Dramat, Hentai
Liczba Odcinków: 2
Studio: ARMS
Ocena Recenzenta: 3/10

Screeny:







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz