niedziela, 10 stycznia 2016

Kamelia i karzeł z butelki - "Midori: Shoujo Tsubaki" (1992) (+18)

Pierwszy tydzień Nowego Roku już za nami, a ja jeszcze nie napisałem nawet jednego tekstu. Biorę się zatem do roboty. By dobrze zacząć czwarty rok (kiedy to zleciało?) istnienia mojego bloga, dziś przybliżę  wam kolejną świetną awangardową animację, pod wieloma względami podobną do recenzowanego przeze mnie jakiś czas temu "Kanashimi no Belladonna". Oto "Midori: Shoujo Tsubaki". Tytuł kultowy nie tylko ze względu na swą nietypowość, ale też ciekawe kulisy powstania. Ale po kolei...

Mała Midori nie ma lekkiego życia. Jej ojciec zmarł, a matka cierpi na przewlekłą chorobę, w domu panuje straszna bieda. By zarobić na chleb (ryż?) dziewczynka sprzedaje pod pobliskim mostem kwiaty. Pewnego dnia zaczepia ją uprzejmy pan, który oferuje jej schronienie, jeśli stan jej matki się pogorszy i nie będzie miała się gdzie podziać. Niedługo potem okazuje się, że matka dziewczynki umarła już jakiś czas temu i została już nawet w połowie zjedzona przez szczury. Zrozpaczona Midori udaje się pod otrzymany od tajemniczego dżentelmena adres, który okazuje się być... cyrkiem dziwadeł. Na odwrót jest już jednak za późno. Oszukana dziewczynka zostaje siłą wcielona do cyrku i traktowana jest tam jak niewolnica. Bita, gwałcona i poniżana, zaczyna tracić chęci do życia. Pewnego dnia do cyrku przybywa jednak karzeł magik. Staje on w obronie Midori i daje jej szansę na lepsze życie.

Zanim przejdziemy do analizy "Midori" warto wspomnieć o bardzo nietypowej historii jego powstania. Twórcą tytułu jest niejaki Hiroshi Harada. Zafascynowany surrealistycznymi, często bardzo kontrowersyjnymi komiksami autorstwa legendy mangowego horroru - Maruo Suehiro - bardzo chciał stworzyć animację na ich podstawie. Padło na "Shoujo Tsubaki" i Harada rozpoczął poszukiwania sponsorów oraz studia, które zajęłyby się jego dziełem. Niestety, wszyscy jego projekt odrzucali. Po części dlatego, że był to projekt amatorski, po części dlatego, że miałby to być obraz mocno kontrowersyjny i niekoniecznie kasodajny. Harada nie zamierzał jednak się poddawać. Chciał by jego dzieło ujrzało światło dzienne, nawet jeśli musiałby stworzyć je w całości samemu. I tak też się stało. Poświęciwszy wszystkie swoje życiowe oszczędności oraz  5 lat życia wypełnionych ciężką pracą przy rysowaniu, animowaniu oraz podkładaniu dźwięku, Harada stworzył swoje Magnum Opus - "Midori". Niestety, jego dzieło nie zostało przyjęte tak dobrze, jak się spodziewał. Gorzej. Zostało w Japonii nawet zbanowane, ze względu na swą kontrowersyjną treść i ohydne obrazy. Oryginalna kopia filmu została zniszczona i gdyby nie to, że ocalało kilka bootlegowych egzemplarzy na kasetach wideo, to pewnie nie dotrwałby on do dnia dzisiejszego. Za jego ocalenie i rozpowszechnienie podziękować należy francuskiemu wydawnictwu - Cine Malta - które "Midori" przetłumaczyło i wydało na DVD.

Historia opowiedziana w filmie nie należy do najradośniejszych. Przygnębiająca, pełna okrucieństwa i ohydnych obrazów, bardzo szybko wywołuje nieprzyjemne odczucia. Wszystko pokazane jest w sposób bardzo naturalistyczny. Film bez większego oporu traktuje widza scenami brutalnych mordów, obleśnych aktów kopulacji, czy też znęcania się nad zwierzętami. Jest to obraz idealnie oddający surrealizm i grozę komiksów Maruo, nieprzeznaczony dla ludzi o słabych nerwach. Nie oznacza to jednak, że film jest tylko kompilacją obrzydliwych i szokujących obrazów. Harada dobrze wiedział, że jego obraz będzie zbyt przekłamany i prostacki, jeśli jedynym, co będzie miał do zaoferowania, miałyby być skrzywione sceny ludzkiego okrucieństwa. Dlatego też wplótł do filmu w sposób bardzo subtelny, za sprawą wyciszających plansz i haiku, błogie i spokojne sceny, będące chwilą wytchnienia, zarówno dla widza jak i bohaterki. Zapomnieć o koszmarze, choćby na krótką chwilę, pomaga też pojawiający się w późniejszej części filmu wątek romantyczny. Obraz bardzo szybko daje jednak do zrozumienia, że nie należy oczekiwać szczęśliwego jego zakończenia. Dzięki temu te szczęśliwsze sceny pełnią jeszcze jedną funkcję, prócz uspakajającej i balansującej. Zderzając je z przedstawioną w filmie makabreską, Haradzie udało się świetnie uwypuklić problemy, które chciał poruszyć, dzięki czemu widz rzeczywiście przejmuje się losami Midori.
Bardzo nietypowo zostali przedstawieni bohaterowie. Wiele tytułów traktujących o wyrzutkach społecznych przedstawia ich jako pokrzywdzonych przez los ludzi o złotych sercach, którzy tylko z pozoru wydają się być strasznymi kreaturami. W "Midori" zaś praktycznie wszyscy członkowie trupy osobliwości to ludzie doszczętnie zepsuci i szpetni nie tylko z wyglądu. Wydawać by się mogło, że skoro sami zostali dotkliwie przez świat skrzywdzeni, to będą raczej starali trzymać się razem i pomóc małej Midori odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Zamiast tego traktują ją jak swoją niewolnicę, wykorzystując ją przy każdej możliwej okazji, nierzadko w sposób okrutny i obrzydliwy. Jedynie karzeł magik ma w sobie jakiekolwiek pozytywne cechy, a i on nie jest wcale taki święty. Szybko okazuje się, że jest równie okrutny co cała reszta grupy i z zazdrości o Midori jest w stanie nawet zabić każdego, kto choćby ośmieli się do niej zbliżyć. Jedyną zatem pozytywną postacią w filmie jest główna bohaterka - niewinne dziecko niedotknięte jeszcze zepsuciem świata dorosłych. I to właśnie utrata tej niewinności jest kluczowym wątkiem całego filmu. Doświadczając coraz to kolejnych okropieństw, mała Midori zaczyna przedwcześnie dorastać i pod koniec filmu zdaje sobie sprawę, że świat to nie bajka, i że nie zawsze wszyscy żyją długo i szczęśliwie...

Oprawa audiowizualna jest bardzo zbliżona do tej znanej z innego awangardowego anime - "Kanashimi no Belladonna". Podobnie jak dzieło Mushi Productions, "Midori" składa się głównie ze statycznych, surrealistycznych obrazów, po których porusza się nieznacznie kilka obiektów, a bardziej skomplikowana animacja pojawia się tylko w scenach kluczowych. W tym wypadku jednak ciężko jest orzec, czy był to zabieg zamierzony, czy też może wywołany niewielkim budżetem produkcji, zważywszy na to, że Harada sfinansował cały projekt z własnej kieszeni. Niemniej jednak efekt końcowy jest bardzo klimatyczny i ciekawy, i przywodzi na myśl tradycyjne japońskie "kami shibai", czyli teatry obrazkowe. Tym bardziej, że zarówno tła jak i projekty postaci bardziej przypominają prawdziwą japońską sztukę, aniżeli to do czego przyzwyczaiły nas chińskie bajki. Dalej - o ile za stronę graficzną odpowiada w pełni sam pan Harada, tak z muzyką w "Midori" pomógł mu niejaki Taakaki Terahara, znany lepiej jako J.A. Seazer - bliski współpracownik słynnego reżysera Shunjiego Terayamy. Ten utalentowany kompozytor odpowiedzialny jest za oprawę muzyczną wielu japońskich filmów, nie tylko animowanych. Oprócz tego tworzył też muzykę do spektaklów teatralnych, w tym także nietuzinkowych "oper rockowych", jak choćby "Shin Toku Maru", autorstwa Sajikiego Tenjo. Na potrzeby "Midori" skomponował ścieżkę bardzo klimatyczną i niepokojącą, idealnie oddającą grozę i makabrę surrealistycznego obrazu, jakim jest ten film.  
Została jeszcze kwestia gry aktorskiej. Nie należy tu raczej oczekiwać żadnych znanych nazwisk. Harada nie dysponował bowiem, najzwyczajniej w świecie, takimi funduszami, by profesjonalnych seiyuu zatrudnić. W związku z tym większość męskich ról odegrał sam, a o pomoc z postaciami kobiecymi poprosił zapewne którąś ze swych znajomych. Gra aktorska jest zatem dość amatorska - głosy bohaterów przez większość czasu brzmią co prawda okej, ale zdarzają się momenty, w których dość wyraźnie czuć sztuczność i wymuszenie. Najbardziej przekonująco wypadli chyba magik Masamitsu oraz tytułowa Midori.

"Midori" podobnie jak "Belladonna" nie jest filmem przeznaczonym dla pospolitego miłośnika anime, który w medium tym szuka jedynie prostej, kolorowej rozrywki. To obraz ciężki i przygnębiający, chwilami nawet ohydny i obrazoburczy. Ze względu na nietypowe rozwiązania w departamencie animacji z pewnością nie spodoba się widzom, którzy przywykli do typowej dla wielu popularnych chińskich bajek oprawy wizualnej, obfitującej w żywe barwy, wielkookie biuściaste pannice, czy też dynamiczne sceny potyczek. Jest to raczej film dla dojrzałego, lubującego się w awangardowej animacji odbiorcy, który będzie w stanie docenić piękno jego brzydoty. Kogoś, kto lubi doszukiwać się drugiego dna i napawać się przerażającym surrealizmem. Jeśli jesteście tego typu widzami, to dzieło Harady z całego serca wam polecam. Zdecydowanie jest to jedna z najbardziej osobliwych produkcji w historii anime.

Typ Anime - Film Kinowy
Rok produkcji - 1992
Pełny Tytuł: „Midori: Shoujo Tsubaki” ("Mr. Arashi's Amazing Freak Show")
 Reżyseria: Harada Hiroshi
Scenariusz: Harada Hiroshi
Muzyka: J.A. Seazer
Gatunek: Horror, Gore, Dramat, Psychologiczny
Liczba Odcinków: 1
Studio: Brak
Ocena Recenzenta: 8/10

Screeny:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz