środa, 18 maja 2016

"Wyruszymy dziś w podróż, daleką jak bezkresne niebo..." - "Ie Naki Ko Remy" (1996)

Jeśli macie jakieś młodsze rodzeństwo, to zapewne nie raz myśleliście o tym, by zarazić je swoją pasją. Rzecz to zupełnie naturalna. Pytanie tylko, jaką chińską bajkę im na start polecić? Wartościowych tytułów dla młodszych jest coraz mniej i mniej, a i większość z nich to bardzo przeciętne reklamy zabawek. Nie ma co się jednak martwić, wystarczy sięgnąć trochę w przeszłość. W latach 80-tych oraz szczególnie 90-tych powstało bowiem mnóstwo świetnych serii, kierowanych do młodszych widzów. Wiele z nich stworzyło studio Nippon Animation, w ramach cyklu "World Masterpiece Theater". Składał się on z pięknych i wzruszających ekranizacji kultowych książek dla dzieci. Dziś przyjrzymy się ostatniej serii z jego oryginalnego runu - "Ie Naki Ko Remy" - na podstawie powieści "Sans Famille", autorstwa Hectora Malota.

Remy to radosna 10-latka, mieszkająca w małym miasteczku wraz z mamą i młodszą siostrą. Jej ojciec wyjechał wiele lat temu do Paryża, w poszukiwaniu pracy. Pewnego dnia ulega jednak wypadkowi, który uniemożliwia mu dalsze wykonywanie zawodu i rozgoryczony wraca do domu. Gdy zastaje w nim Remy, wpada w szał. Wyjawia przerażonej dziewczynce, że nie jest jego prawdziwą córką, a jedynie znajdą. Na tym jednak problemów nie koniec - by zdobyć pieniądze na utrzymanie, ojciec postanawia sprzedać ją handlarzowi niewolników. Na całe szczęście, z pomocą małej Remy przybywa Vitalis - wędrowny kuglarz. Wciela on dziewczynkę do swojej trupy i zabiera w daleką podróż po Francji.

Jak na początku tekstu wspomniałem, była to ostatnia bajka stworzona w ramach oryginalnego runu "WMT". Powodów było kilka. Od końca lat 80-tych stosunki Nippon Animation ze stacją Fuji TV, na której cykl był emitowany, zaczęły się coraz bardziej pogarszać. Dostawali coraz mniej pieniędzy, a dozwolona liczba odcinków dla ich tytułów coraz bardziej malała. Zaczęła spadać również popularność cyklu. W związku z tym Nippon Animation zaczęło próbować nowych rzeczy, by przyciągnąć widzów przed ekrany. Nie tylko sięgali po bardziej egzotyczne i baśniowe tytuły, ale też zaczęli dokonywać coraz większych zmian w fabule adaptowanych książek. To ostatnie jest bardzo widoczne właśnie w "Remy". Zmieniono płeć głównego bohatera, usunięto niektóre wątki fabularne, a by wypełnić lukę po nich przedłużono inne, lub też wymyślono całkiem nowe. Nieszczególnie spodobało się to widzom. Oglądalność serii zaczęła drastycznie spadać, w wyniku czego, po 23 odcinku została zdjęta z anteny. Trzy ostatnie epizody nie zostały nigdy w Japonii wyemitowane. W tym momencie Nippon Animation stwierdziło, że dalsze ciągnięcie "WMT" jest po prostu nieopłacalne i zawiesiło cykl na całą dekadę. Wznowiony na krótką chwilę został dopiero w roku 2007.

Wydawać by się mogło zatem, że "Remy" jest bajką kiepską. Nic bardziej mylnego! Choć w Japonii serial nie został zbyt dobrze przyjęty, to poza nią odniósł dość znaczący sukces, zwłaszcza w krajach arabskich. Ciężko się temu dziwić, bowiem jest to naprawdę piękna i wzruszająca opowieść. Zmiany poczynione w fabule wcale a wcale nie czynią jej gorszą, niż książkowy pierwowzór. Inną - tak, ale wcale nie gorszą. Historia rozwija się stopniowo, dając widzowi czas na zaznajomienie się z bohaterami i światem przedstawionym. Nic nie dzieje się bez powodu i każde kolejne wydarzenie jest następstwem poprzedniego. Podobało mi się też, że twórcy nie bali się pokazać bardziej przykrych scen. W "Remy" nie ma  taryfy ulgowej. Bohaterowie narażeni są na różne nieszczęścia - chorują, trafiają do więzienia, a nawet umierają, Nie oznacza to jednak, że celem bajki jest tylko maksymalne dobicie widza i zmuszenie go do płaczu. Sceny przykre prawie zawsze mają sensowne uzasadnienie - często potrzebne są dla rozwoju postaci albo też zamykają dany rozdział historii. Trzeba jednak przyznać, że momentami twórcy troszeczkę przesadzają i starają się wzruszyć widza aż za bardzo.
Bajka nie jest jednak tylko festiwalem depresyjnych obrazów. Po scenach przykrych zawsze przychodzi pora na te radośniejsze. Bardzo dużo radości do serii wnosi sama Remy. Niezwykle pogodna dziewczynka o złotym serduszku, krocząca naprzód bez względu na wszelkie przeciwności losu. Swoim uśmiechem i determinacją zaraża wszystkich w koło, pomagając im przezwyciężyć własne słabości. Jej interakcje z innymi bohaterami zdecydowanie są motorem napędowym serii i ogląda się je z prawdziwą przyjemnością. Bawią, wzruszają, budzą podziw. Płynie z nich też najważniejszy morał całej bajki - nigdy nie wolno się poddawać. Nie ważne, jak źle się dzieje i jak wiele razy upadniemy, jeśli zawsze podniesiemy się i będziemy kroczyć naprzód, to istnieje szansa na lepsze jutro. Bardzo sympatycznym bohaterem jest także pan Vitalis. Doświadczony przez życie, rozsądny i dobrotliwy. Pełni dla Remy rolę kochającego ojca i to właśnie on uczy ją, by nigdy się nie poddawać. Problem z nim jedynie taki, że niewiele się o jego przeszłości dowiadujemy. A szkoda wielka. Co do antagonistów - z nimi sprawa wygląda już, niestety, gorzej. Są bardzo stereotypowi i dwuwymiarowi. Zwłaszcza pojawiający się w drugiej połowie serii Gaspard. Jego charakter nie ma absolutnie żadnej głębi. To po prostu wredny dupek złakniony pieniędzy. Już sam projekt jego postaci nie pozostawia żadnych złudzeń co do tego, jakim jest typem bohatera.

Oprawa audiowizualna, jak na tytuł z cyklu "World Masterpiece Theater" przystało, jest bardzo solidna. Projekty postaci, choć proste, są prześliczne i miłe dla oka. Na ich twarzach wyraziście maluje się też bardzo wiele ekspresji. Przepięknie prezentują się także tła - realistyczne, kolorowe i bardzo szczegółowe. Zwłaszcza scenerie miejskie robią wielkie wrażenie. Animacja również prezentuje bardzo przyzwoity poziom - płynna, schludna i bez większych chrupnięć czy spadków jakości. Dość mocno rzuca się jednak w oczy recykling ujęć. Zwłaszcza w drugiej połowie serii, gdzie momentami animatorzy używają nawet scen wyjętych żywcem z poprzedniego epizodu.
Szczególna uwaga należy się muzyce, która jest po prostu fenomenalna. Jest to zresztą charakterystyczne dla wszystkich tytułów z cyklu "WMT". Gdy po raz pierwszy usłyszałem opening serii, zostałem totalnie zauroczony. Nie tylko spokojnym, bardzo ładnym wokalem czy też świetną melodią, ale też bardzo poruszającymi słowami, idealnie pasującymi do opowiadanej w bajce historii. Podobnie sprawa wygląda zresztą z endingiem. Strasznie podoba mi się zwłaszcza jego początek, mówiący by "kochać siebie bardziej" i że "porzucone marzenia wciąż można odzyskać". Utwory ubarwiające poszczególne wydarzenia również są świetne. Twórcy bardzo dobrze wiedzieli, jak wykorzystać muzykę, by bardziej wzruszyć widza podczas scen smutnych, albo też sprawić, że szeroko się uśmiechnie, kiedy Remy spotka coś dobrego. Katsuhisa Hattori spisał się po prostu wyśmienicie. Słówko jeszcze o grze aktorskiej - jako że mamy tu do czynienia z obsadą pełną sław, to jest ona z reguły na bardzo wysokim poziomie. Usłyszymy tutaj Megumi Hayashibarę, Mitsuko Hoire, czy też Yuukiego Hiro. Drobny zgrzyt pojawia się jednak momentami w scenach przykrych. Bardzo szanuję panią Mitsuko Hoire, zwłaszcza za fenomenalne piosenki, jednak kiedy płakała jako Remy, to nie mogłem momentami oprzeć się wrażeniu sztuczności. Poza tym wszystko jednak brzmi świetnie.

"Ie Naki Ko Remy", choć nie jest najwierniejszą adaptacją, ani też najlepszą serią z "World Masterpiece Theater", to wciąż wypada naprawdę bardzo dobrze. Małej Remy nie w sposób po prostu nie pokochać a przeżywane przez nią przygody nie raz, nie dwa rozbawią oraz wzruszą. Soundtracku serii słucham zaś na zapętleniu odkąd tylko ją skończyłem. Jest to też zdecydowanie dużo lepsza alternatywa dla wielu emitowanych dzisiaj w telewizji bajek, nastawionych głównie na tępą, przesyconą przemocą rozrywkę. Nie wahajcie się pokazać "Remy" waszym milusińskim. Ba! Obejrzyjcie ją razem z nimi!

Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji - 1996
Pełny Tytuł: „Ie Naki Ko Remy” ("Nobody's Girl Remi")
 Reżyseria: Kusuba Kouzou
Scenariusz: Shimada Michiru
Muzyka: Hattori Katsuhisa
Gatunek: Dramat, Familijny, Obyczajowy
Liczba Odcinków: 26
Studio: Nippon Animation
Ocena Recenzenta: 8/10

Screeny:










7 komentarzy:

  1. No no, zaciekawiłeś mnie :) Masz rację - teraz już ze świecą szukać porządnej bajki dla dzieci, więc najlepiej sięgać po te starsze. Tytuły ze studia Ghibli mają swój urok, którego ja póki co jeszcze nie rozkminiłam we własnym zakresie, ale mimo wszystko milusińskim bałabym się je puszczać - są odrobinkę przerażające XD Ale za tą serię chętnie się w przyszłości zabiorę :) Pozdrawiam
    Kusonoki Akane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak jeszcze w kwestiach bardziej blogowych - chciałabym dodać twojego bloga do polecanych u mnie, ale potrzebuje bannera. Może jakaś wymiana ? :)

      Usuń
    2. Sam bym też nie puścił dziecku wszystkiego z Ghibli. Choć Miyazaki specjalizuje się w tworzeniu historii dla całej rodziny, to jednak tytuły pokroju Nausicii, czy też Mononoke zdecydowanie są dla młodszego widza za dosadne i za ciężkie.

      A World Masterpiece Theater jest naprawdę super, polecam bardzo. Szkoda tylko, że jeszcze nie wszystkie tytuły z tego cyklu doczekały się tłumaczenia. Sam dalej czekam, aż grupa Live-Evil zabierze się dalej za "Bush Baby".

      Co do wymiany - bardzo chętnie :). Mały bannerek o tutaj:
      http://imgur.com/Hpx9LXJ
      Niektórzy wolą większy, w takim wypadku można wziąć obrazek z góry strony. Podrzuć też swój, bardzo chętnie wstawię go do polecanych :)

      Usuń
  2. o to cykl bardzo zasłużony który dał nam adaptacje znacznej części dzięcięcej literatury mała ksieżniczka heidi pollyanna ania z zielonego wzgórza itp itd inna sprawa że w sieci prędzej znajdziemy te produkcje w wersji niemieckiej jak polskiej :-) ale polecam szczerze każdemu :) warto zwłaszcza dzieciakom to pokazać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, Pollyannę ostatnio nawet w ramach czelendża backlogowego nadrobiłem. Strasznie mi się podobała, nawet mimo kilku dość wyraźnych uproszczeń względem oryginału.
      Szkoda mi strasznie, że nie wszystkie tytuły z WMT są jeszcze przetłumaczone.

      Usuń
  3. W sumie to nie pierwsza animcowa adaptacja tej książki, bo już w latach 70. powstało to: https://www.animenewsnetwork.com/encyclopedia/anime.php?id=2130
    I chyba jednak pierwszy serial bardziej mnie kusi, cholernie jestem sceptyczna wobec takich adaptacyjnych gender-swapów jak tutaj :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, co więcej, tę pierwszą adaptację reżyserował nikt inny, jak słynny Osamu Dezaki - jeden z największych pionierów jeśli idzie o reżyserię w anime. Obok Takarajimy, Ashita no Joe oraz Róży Wersalu wielu ludzi uważa to za jedno z jego najlepszych dzieł.

      Też z reguły ostrożnie podchodzę do zmian poczynionych przez skośnych przy adaptowaniu niejapońskich rzeczy, ale akurat w przypadku cyklu "World Masterpiece Theater" z reguły nie posuwają się oni w swoich fantazjach zbyt daleko i ogląda się to całkiem okej.

      Usuń