piątek, 29 grudnia 2017

Magiczny powrót do lat 90-tych - "Mahoujin Guru Guru" (2017)

Zrobić dobry remake to nie lada wyzwanie. Szczególnie kiedy oryginalny tytuł pochodzi z całkiem innej dekady, rządzącej się zupełnie innymi zasadami. Często spotykałem się już z takimi odświeżonymi wersjami, które kompletnie tego nie rozumiały i zatracały całkowicie to, co czyniło daną produkcję tak - jakkolwiek cheesy to nie zabrzmi - magiczną i wyjątkową. Albo też takimi, które usilnie i ślepo starały się małpować poprzednią wersję, do tego stopnia, że powielały też wszystkie jej wady.
Czasem jednak znajdzie się taka utalentowana grupa ludzi, którym uda się znaleźć ten słynny złoty środek i stworzyć remake niemal idealny. Taką grupą okazała się ekipa odpowiedzialna za nową wersję kultowej komedii dla dzieci z lat 90-tych - "Mahoujin Guru Guru". Udało się im nie tylko wiernie oddać czar bajek z tamtej dekady, ale jednocześnie stworzyć show przyjemny i przystępny również dla widzów współczesnych.

Dawno, dawno temu, świat terroryzowany był przez armie potworów pod władzą potężnego władcy demonów imieniem Giri. Gdy wydawało się, że cała nadzieja stracona, ludzkości z pomocą pospieszyło Migu Migu - plemię czarnoksiężników władających potężną magią "Guru Guru". Udało im się zapieczętować złowrogiego demona i przywrócić pokój na świecie. Po wielu latach plemię usunęło się w cień, a ludzie zapomnieli o jego istnieniu...
Po wielu latach jednak, nałożona przez Guru Guru pieczęć zaczyna słabnąć i straszliwy demon Giri wkrótce wydostanie się ze swojego więzienia! By temu zapobiec, Król krainy Ainshent wystosowuje apel do wszystkich walecznych herosów - ten, kto zgładzi straszliwego demona, otrzyma wynagrodzenie w wysokości 50.000 sztuk rinów i zostanie mianowany księciem Ainshent! Apel ów dociera do uszu mieszkającego w niewielkiej wioseczce heromaniaka - Bado - który natychmiast postanawia wkręcić w cały ten heroiczny biznes swojego synalka - Nike. Młodzian nieszczególnie jest pomysłem tatusia zachwycony, ale zapalony ojczulek wraz z równie postrzeloną na punkcie heroizmu mamusią nawet jego opinii nie słuchają. Wygłaszają mu szybki wykład o cudowności bycia herosem, dają mu iście heroiczny obiad... po czym wsadzają chłopaczka do wielkiej procy i wystrzeliwują go hen daleko na poszukiwania wielkiej przygody! Po krótkim locie, Nike wrzeszcząc wniebogłosy wpada przez okno do niewielkiej chatki, gdzie poznaje małą, śliczną dziewczynkę - Kukuri. Cudownym zbiegiem okoliczności, okazuje się ona być ostatnią żyjącą przedstawicielką plemienia Migu Migu, oczekującą na bohatera, z którym połączy siły by powstrzymać straszliwego Giri. I zanim Nike zdąży w ogóle wyjaśnić, że zaszła pomyłka i bohaterem został wbrew swej woli, to zostaje wysłany, wraz ze swą nową towarzyszką, w podróż pełną przygód i niebezpieczeństw.

"Guru Guru" zachwyciło mnie już od pierwszych sekund pierwszego odcinka. Już na samym początku dostajemy bardzo fajny zabieg reżyseryjny polegający na prowadzeniu narracji za pomocą... eventów z klasycznego jRPG. Pierwsze sceny anime to znana z kultowych gier ściana rozpikselizowanego, przewijającego się tekstu, a zaraz po niej naszym oczom ukazuje się widziana z góry mapka z małymi spritami ludzików, które rozmawiają ze sobą za pomocą okienek dialogowych. Wspomniane okienka zresztą wyskakują również za każdym razem, gdy na ekranie pojawia się nowa postać, by przedstawić nam jej imię, poziom oraz statystyki. Wykorzystuje się je też do podsumowywania co ważniejszych wydarzeń znanych z gier RPG (np. zdobycie wyższego poziomu doświadczenia, pokonanie danego stwora, zdobycie nowego ekwipunku). W podobnej konwencji zrealizowana jest także zapowiedź każdego kolejnego odcinka, gdzie pikselowe postacie biegają po wykonanej na modłę starych gier z NES-a mapie świata i odwiedzają kolejne lokacje opowiadając, co się wkrótce wydarzy.
Sama historia to oczywista parodia wszystkich tych patetycznych opowieści o ratowaniu świata znanych z kultowych skośnych RPG pokroju "Dragon Quest", "Final Fantasy" czy innego "Phantasy Star". Rozwija się w dokładnie taki sam sposób - bohaterowie w trakcie swej podróży odwiedzają kolejne lokacje, dostają do wykonania różne zadania, rekrutują nowych członków drużyny, uczą się nowych zaklęć i zdobywają lepszy ekwipunek etc. Wszystko to jednak - jak na komedię przystało - podane jest w absurdalny i prześmiewczy sposób. Przykładowo, w genialny sposób uzasadnione zostaje, dlaczego w komnatach bossów i podczas starcia z nimi często gra inna BGM-ka (śpiewana przez chórek ich podwładnych); wyśmiane zostają pojawiające się na minimapie, ułatwiające progres, nazwy lokacji; bajka otwarcie robi sobie także jaja z typowych dla tego typu gier questów "Przynieś, podaj, pozamiataj" czy "Udaj się z punktu A do punktu B i z powrotem". Warto nadmienić jednak, że choć fabuła jest głównie pretekstem do zaserwowania widzowi całej masy gagów i śmieszków, to ciągle potrafi oczarować także w inny sposób. W "Guru Guru" bowiem czuć ten magiczny klimat dziecięcej przygody, jaki miało wiele bajek z okresu lat 90-tych, a którego tak mocno mi brakuje w wielu dzisiejszych tytułach. Wojaże Nike i Kukuri na przemian bawią i wzruszają, dostarczając dużo rozrywki nie tylko widzom młodszym, ale także tym "starym koniom", w których skutecznie rozbudzają drzemiące dziecko.
Bajka punktuje także dużo większą wiernością oryginalnemu komiksowi Hiroyukiego Etou. Jest dwukrotnie krótsza, niż stary show, dzięki czemu nie tylko nie odstrasza liczbą epizodów mniej cierpliwych widzów, ale też udało jej się pozbyć większości fillerów znanych z pierwszej adaptacji. Z drugiej strony jednak, tu pojawia się mój jedyny zarzut pod adresem nowego "Guru Guru" - kreskówka miała przez to dużo mniej czasu na pokazanie wszystkich wydarzeń, co odbiło się dość widocznie na pacingu. Akcja pędzi momentami na złamanie karku, byleby tylko wyrobić się z opowiedzeniem całej historii. Mocno zauważalne jest to zwłaszcza pod koniec, gdy jedna z bohaterek sama zauważa nawet, że tempo akcji gwałtownie przyspieszyło i większość eventów jest szybko skipowana, aby jak najszybciej dotrzeć do finałowej potyczki zakończenia opowieści.

Dużo swojego humoru Guru Guru zawdzięcza także - a może nawet przede wszystkim - swoim bohaterom. To naprawdę postrzelona, prześmieszna gromadka, która swoimi interakcjami nie raz rozbawi do łez i przyprawi o ból brzucha. Tak jak i sama fabuła, wyśmiewają oni najbardziej ograne schematy znane z japońskich gier fabularnych. Nasz główny bohater - Nike - to nie tylko heros z przymusu, ale też dość tchórzliwy, chciwy i leniwy chłopaczek, co jest kompletnym przeciwieństwem heroicznych altruistów, z jakimi z reguły mamy w takich grach do czynienia. Często próbuje chodzić na łatwiznę i migać się od swoich obowiązków, pierwsze co robi po odwiedzeniu każdej nowej lokacji, to plądrowanie jej w poszukiwaniu łupów, a z pomocą dużo chętniej pospieszy ładnym dziewczynkom, aniżeli starym dziadom z jakiejś wioski. W walkach często też zachowuje się jak kompletny dupek, próbując wyprowadzić swych wrogów z równowagi oraz oszukuje, wykorzystując ułomność mechanik gier RPG na swoją korzyść. Mimo tego wszystkiego jednak, kiedy sytuacja naprawdę tego wymaga, staje na wysokości zadania i potrafi pokazać że serce ma na właściwym miejscu. Kukuri zaś to kompletnie inny obraz "potężnego czarnoksiężnika" niż ten znany nam z gier wideo. Miast sędziwego, doświadczonego starca, albo też ponętnej, krągłej uwodzicielki dostajemy małą, nieśmiała i niewinną dziewczynkę o złotym serduszku, czerwieniącą się już na samą tylko myśl o złapaniu się za rączki z bohaterem. Jak każda dziewczynka w jej wieku jest też bardzo wyczulona na punkcie swojego wyglądu. Kiedy dowiaduje się, że jej domyślne ubranko jest strasznie nijakie, natychmiast postanawia zakupić jakieś ładniejsze. W końcu, jako główna bohaterka tej opowieści, nie może nosić tak nudnych szmaciuchów! Ku jej rozpaczy okazuje się jednak, że żaden ze sklepów nie ma jej do zaoferowania niczego lepszego, bo nosi już najlepszy możliwy ekwipunek dla swojej klasy. Ma też tendencję do brania wypowiedzi innych bohaterów zbyt dosłownie - gdy w pewnym momencie dostają wraz z Nike od króla kilka złotych monet, by użyć ich do wyekwipowania się na podróż, Kukuri natychmiast zakłada sobie wszystkie monety na twarz i jest szczerze zdziwiona, że nie to władca miał na myśli. No i jako że dopiero uczy się władać potężnym Guru Guru, to często używa czarów kompletnie niezgodnie z ich przeznaczeniem, a oprócz tego przywołuje postrzelone, czasem bardzo przydatne, a innym razem kompletnie bezużyteczne dziwadła. Bardzo podobało mi się również, że z biegiem czasu mała Kukuri coraz bardziej dojrzewa i jej charakter naprawdę świetnie się rozwija, prawdopodobnie najbardziej spośród wszystkich występujących w bajce barwnych postaci.
Do tej głównej parki z biegiem czasu dołączają kolejni zwariowani bohaterowie. Wśród nich m.in: ostatni użytkownik legendarnego tańca, ubrany w samą tylko liściastą spódniczkę starzec Kita Kita, będący parodią charakterystycznej klasy barda/tancerza podbudowującej morale ekipy; cyniczna kapłanka Juju, potrafiąca w jednej chwili zmienić się w totalnego berserkera i z szerokim uśmiechem na twarzy masakrować legiony potworów potężnymi zaklęciami i świętym uzbrojeniem; pomocny duszek Gipple, dysponujący ogromną wiedzą i potrafiący zmieścić cały obszerny ekwipunek drużyny w swojej "magicznej skrytce", ale za to reagujący atakami irytacji i niestrawności na każdy możliwy cheesy tekst o miłości, sprawiedliwości i tego typu "bzdetach"; młody wynalazca Toma, parający się montowaniem coraz to ciekawszych (i dziwaczniejszych) narzędzi i broni, pomagających ekipie w dalszej podróży; czy też team cool i walecznych dziaduniów, sypiących patetycznymi, cheesy cytatami, przyjmujących "kakkoii" pozy i nawiązujących na potęgę do innych bajek (m.in "Sexy Commando Gaiden", "Brave Series", "Sword Art Online", "Dragon Ball Z", "JoJo's Bizzare Adventure").
Równie fajnie prezentują się ważniejsi antagoniści, z którymi Nike i Kukuri przyjdzie walczyć. W szczególności zakochany bez pamięci w małej czarodziejce książę Raid. Niesamowicie chuuni i narcystyczny cudak, nadający wszystkim swoim rywalom okropnie głupkowate przydomki. W walce posługuje się absurdalnym rodzajem magii, który wymaga nieustannego przyjmowania komicznych i debilnych póz, dzięki czemu dostajemy pokaz naprawdę fenomenalnego character actingu. Raid bardzo szybko okazuje się jednak być nie tylko tzw. "gag relief" antagonistą, ale całkiem sensownie wykreowanym bohaterem z własnymi motywacjami, wewnętrznym konfliktem i nie najgorszym rozwojem.

Oprawa graficzna jest po prostu fantastyczna. Projekty postaci oraz potworów są bardzo zróżnicowane, zabawne i niesamowicie urokliwe. W dodatku - co było dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem - nie są non stop ubrane tak samo, jak to bywa w wielu podobnych bajkach. Jako że mamy tu do czynienia z parodią gier RPG, to bohaterom nie raz przyjdzie zmienić ubranka i inne elementy ekwipunku, a czasami nawet i fryzury. Dodaje to serii jeszcze więcej świeżości i atrakcyjności. Równie fajnie prezentują się zróżnicowane barwne, bardzo bajkowe tła. Gęste lasy, pustynne miasteczka, mistyczne świątynie, niezdobyte szczyty otoczone skłębionymi chmurami. Na spory plus także żywa, radosna paleta kolorów, idealnie pasująca do czarującej, absurdalnej komedii jaką jest "Guru Guru". Animacja również nie zawodzi! Co wcale nie jest zaskoczeniem, gdy spojrzy się na staff i zobaczy, jak wielu utalentowanych animatorów przy tym tytule pracowało. Znaleźli się tu m.in: specjalizujący się w świetnym character actingu i smearsach Tetsuya Nishio; Yasunori Miyazawa, kojarzony z over the top, momentami bardzo surrealistycznych ruchów oraz zabawiania się modelami postaci; czy też świetnie operujący efektami specjalnymi Masakazu Sunagawa. W efekcie dostajemy niezwykle płynnie zanimowaną bajkę, w której postacie non stop się poruszają i robią śmieszne miny, a sceny walk (i nie tylko!) zapierają dech w piersiach i okraszone są fenomenalnymi efektami specjalnymi. Mało tego! Znalazło się tu nawet miejsce dla słynnego ujęcia "Brave Perspective". Twórcy "Guru Guru" muszą być chyba w ogóle wielkimi fanami tej franczyzy (wcale im się nie dziwię) bo w trakcie całej bajki naliczyłem chyba grubo ponad 30 przypadków jego użycia, w niektórych odcinkach nawet po 3, 4 razy. A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze fantastyczne operowanie retrostylistyką. Na początku tekstu wspomniałem o pikselowych napisach, mapkach jak z gier RPG na NES i wyskakujących tu i ówdzie okienkach dialogowych. Ale tego jest o wiele więcej! Na zoomach postacie często zamieniają się w growe sprity, pikselizacji ulegają także itemki podnoszone przez bohaterów, czy też efekty zaklęć i uzbrojenia. Istna gratka dla miłośników retro gierek!
Dźwiękowo też jest pysznie. Soundtrack "Guru Guru" w umiejętny sposób łączy ze sobą brzmienia podobne do tych z bajek dla dzieci z lat 90-tych z 8-bitowymi chiptunami i bardziej współczesnymi piosenkami. Świetnym tego przykładem jest już sam pierwszy, fenomenalny opening - "Trip, Trip, Trip" w wykonaniu Oresama. Gdy usłyszałem go po raz pierwszy, poczułem się znowu jak mały dzieciak, siedzący wczesnym rankiem przed telewizorem i oglądający nowy odcinek swojej ulubionej kreskówki. Wywołaniu tego efektu pomaga fantastycznie wyreżyserowana, mocno oldschoolowa animacja, odhaczająca po kolei najpopularniejsze ujęcia z dawnych przygodowych bajek. Widok na mapę świata? Jest! Para bohaterów na wzgórzu, przygotowująca się do wyruszenia w pełną przygód podróż? Oczywiście! Cała obsada wykonująca dziwaczny taniec? Tak! I jeszcze potem wyskakują po kolei na ekran, prezentując swoje charakterystyczne ataki i zdolności! O i są też nawet krótkie urywki odcinka, pojawiające się w tle, gdy opening przedstawia nam kolejnych głównych bohaterów! Szkoda trochu, że drugi opening już tak dobry nie jest. Znaczy, animacyjnie dalej ma ten staroszkolny feel, ale jednak pod względem muzycznym wypada nieco gorzej niż pierwszy i nie gra na nostalgii już tak mocno. Za to oba endingi są równie super! Pierwszy to bardzo przyjemna, rytmiczna piosenka z fajną animacją Kukuri oraz Nike, idących po podskakującej do rytmu fali, z kręcącym się w koło (Guru guru~) tłem. Bajkowa nutka z drugiego endingu zaś ubarwiona została śliczną, kolorową animacją, pełną barwnych scen wyjętych jakby z książeczki dla dzieci. Miłą niespodzianką dla fanów oryginalnej bajki z lat 90-tych będzie także fakt, że pojawia się tu jej pierwszy ending, w nowej aranżacji, ale zaśpiewany ponownie przez tę samą wokalistkę!
Równie fajnie wypadają retro efekty dźwiękowe, jakby żywcem wyciągnięte z jakiejś Zeldy czy innego Dragon Questa. Krótki dżingiel po zwycięstwie, fanfary obwieszczające zdobycie kluczowego przedmiotu, syntezowane buczenie i burczenie symulujące dźwięk płomieni czy eksplozji - wszystko to tu jest!
No i obsada też jest fenomenalna! W rolach głównych Shizuka Ikigami jako Nike i Konomi Kohara jako Kukuri. Ta druga to nowy, bardzo obiecujący talent! Jestem pod ogromnym wrażeniem jej umiejętności. Jej Kukuri brzmi tak świetnie, że chwilami brzmiała łudząco podobnie do jednej z moich ukochanych seiyuu - Megumi Hayashibary. Oprócz tej dwójki, usłyszymy tutaj także tak sławne osobistości jak Takehito Koyasu (Dio z "JoJo", Gamlin z "Macross 7"), Nobuhiko Okamoto (Rin z "Ao no Exorcist", Accelerator z "Indexa"), czy też Akira Ishida (Kaworu Nagisa z "Neon Genesis Evangelion", Athrun Zala z "Gundam SEED").

Nowa wersja "Mahoujin Guru Guru" to zdecydowanie jedna z najlepszych pozycji tego roku i strasznie jest mi szkoda, że umknęła uwadze tak wielu ludzi. Punktuje idealnym oddaniem magii serii dla dzieci z lat 90-tych i jeszcze podaje ją w sposób tak fajny, że powinna przypaść do gustu również widzom, którzy z tytułami z tamtego okresu nie mieli styczności. Oczarowuje przesympatycznymi, śmiesznymi bohaterami, genialnym humorem, fenomenalną oprawą audiowizualną i pomysłową reżyserią. Jedyny mój problem to wspomniany pacing, który mógłby być trochę lepszy. Wciąż z całego serca polecam! Nie dajcie się zmylić niepozornej grafice promocyjnej!

Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji - 2017
Pełny Tytuł: „Mahoujin Guru Guru” ("Magical Circle")
 Reżyseria: Hiroshi Ikehata
Scenariusz: Hisaaki Okui
Muzyka: Technoboys Pulcraft Green-Fund
Gatunek: Komedia, Parodia, Romans, Fantasy, Familijny
Liczba Odcinków: 24
Studio: Production I.G.
Ocena Recenzenta: 9/10

Screeny:

 






1 komentarz:

  1. świetna rzecz i przy tym pierwsze odcinki to chyba jeden do jednego odwzorowanie starej serii do tego stopnia że myślałem że ktoś miał stare odcinki i je specjalnie nazwał nową serio by podbić klikalność ;) zachowali wszystko co najlepsze w starej serii nie to co w tym pohańbieniu Tylora które też w tym roku odstawili Guru Guru wzorowe jak się to robić powinno a Tylor to odwrotnie wzorowo jak nie powinno się robić re kreacji anime :)

    OdpowiedzUsuń