środa, 24 grudnia 2014

Czarodziejski gender-bender z wielkimi robotami - "Maze☆Bakunetsu Jikuu" (1997)

Każdy kto "ciapońską" popkulturą na poważnie się interesuje zapewne wie, jak często w japońskich filmach, serialach animowanych, komiksach czy też grach pojawiają się postacie, w przypadku których ciężko stwierdzić jakiej są płci. Najpopularniejszym przykładem tego typu bohaterów są zapewne tzw. "trapy" czyli  wystrojeni w spódniczki androgeniczni chłopcy o niezwykle dziewczęcych rysach twarzy i figurze.  W niektórych tytułach twórcy idą jednak jeszcze o krok dalej i  serwują nam "babochłopów" w wydaniu dość niecodziennym, bowiem... umieszczają w jednym ciele zarówno chłopca, jak i dziewczynkę. Z tego wyniknąć może tylko jeden wielki ambaras... tym bardziej, jeśli we wszystko zamieszane są jeszcze magia i wielkie roboty...

Wszystko zaczyna się od sceny, w której piękna dziewczyna unosi się w tajemniczej przestrzeni. Z każdej strony słyszy głosy mówiące jej, że powinna umrzeć, bowiem stanowi zagrożenie. Nasza bohaterka oczywiście nie ma zielonego pojęcia, co się właściwie dzieje, dlatego zapytuje swych tajemniczych rozmówców kim są i o co im chodzi. Stara się również uświadomić tajemniczym głosom, że przecież nic złego nikomu nie zrobiła. Na nic jednak jej tłumaczenia - natychmiast zostaje zaatakowana przez grupę smoków i... spada z łóżka.
Jak się okazuje, wszystko to było tylko złym snem. Nasza bohaterka już ma odetchnąć z ulgą gdy wtem zauważa, że jej pokój wygląda jak totalne pobojowisko - wszystkie meble poprzewracane, ściany popękane, kwiatki z doniczek powypadały, a jakby tego było mało za oknem latają pterodaktyle... Zaraz, co?! Zdumiona bohaterka niepewnie podchodzi do okna, by upewnić się że sobie tych gadzin nie zmyśliła. Gdy tylko je otwiera zostaje powitana przez dziwaczne krukopodobne stworzenie, które natychmiast odlatuje głośno kracząc. Dziewczyna nagle zdaje sobie sprawę, że znalazła się w samym sercu jakiejś tropikalnej dżungli. Co gorsza, dość szybko zdaje sobie sprawę, że nie pamięta nic, poza swoim imieniem - Maze.
Nagle rozlega się pukanie. Spodziewając się ataku jakiejś podłej bestyji nasza bohaterka łapie pierwsze co jej wpadnie w ręce - starą lampę - i ostrożnie podchodzi do drzwi... gdy je otwiera jednak, zamiast
strasznego potwora wpada przez nie mała roześmiana dziewczynka, która natychmiast rzuca się jej na szyje i zaczyna dziękować za ocalenie życia. Jak się okazuje, księżniczka Mill (bo tak na imię tajemniczej dziewczynce) uciekała przed ścigającymi ją żołnierzami imperium Jaina - mrocznego imperium, które podbiło królewstwo należące do jej rodziny. Nagle jednak z nieba spadł dom Maze i swym ciężarem przygniótł zbirów zagrażających młodej następczyni tronu. By udowodnić prawdziwość swej historii, Mill prędko wyciąga Maze na zewnątrz i pokazuje jej wystające spod chałupy giry. Dziewczyna podnosi w tym momencie wielki wrzask (O MÓJ BOŻE ZABIŁAM CZŁOWIEKA!!), który sprawia że ze wszystkich stron natychmiast zlatują się ścigający Mill żołnierze. W wyniku zaistniałej sytuacji obie bohaterki robią rzecz oczywistą, czyli... z piskiem rzucają się do ucieczki. Uciekając wpadają jednak w jeszcze większe tarapaty, bowiem ładują się prosto w łapska głównodowodzących ścigającego księżniczkę oddziału. Na całe szczęście okazuje się, że Maze jest tzw. "Luminatorem" a co za tym idzie dysponuje potężną mocą magiczną, dzięki której jest w stanie stawić czoła niemiluchom. Co więcej, może dzięki temu pilotować przyzwanego przez Mill wielkiego robota - Dulgera. Niestety jednak,  Maze okazuje się być fatalną pilotką i dostaje od wrogich mechów tęgie lanie... do czasu, gdy zachodzi słońce. Wtedy dzieje się coś niezwykłego - Maze zamienia się... w zboczonego, chętnego do bitki faceta, który za pomocą potężnych zaklęć z łatwością obija ryje swoim przeciwnikom. Zwycięstwo to jest jednak zaledwie początkiem wielkiej przygody, podczas której naszym bohaterkom przyjdzie stawić czoła potężnemu imperium ciemności. Na całe szczęście z pomocą przybędą im liczni sojusznicy, pragnący pomóc młodej księżniczce odzyskać należny jej tron. Maze ma także nadzieję, że w trakcie tej wyprawy odzyska swoje wspomnienia, odkryje dlaczego w nocy zmienia się w faceta oraz znajdzie sposób na powrót do swojego świata.

Historia opowiedziana w tej serii oryginalna w żadnym razie nie jest. Opowieści o złym państwie i księżniczce w opresji, której z pomocą przychodzi wybraniec z innego świata było już mnóstwo i wszystkie są do siebie niezwykle podobne. Jak nietrudno zatem się domyślić, schemat pogania tutaj schemat i raczej dość łatwo jest przewidzieć dalszy rozwój fabuły... Przynajmniej z początku, bowiem później w kilku ostatnich epizodach serii następuje całkiem fajny twist, który urozmaica nieco tę opowiastkę.
Na całe szczęście, niezbyt oryginalną fabułę serial ten nadrabia wybornym humorem. Gagi oraz dialogi w serii tej ukazane, choć względnie oklepane, są naprawdę zabawne i nie raz w trakcie seansu zdarzyło mi się parsknąć szczerym śmiechem. Najbardziej rozśmieszało mnie chyba to, jak Mill postanowiła zwracać się do Maze, biorąc pod uwagę iż jest on...ona... no że jest równocześnie kobietą i mężczyzną - "Onee-nii-sama" to chyba najdurniejszy i najśmieszniejszy zwrot jaki w chińskiej bajce kiedykolwiek usłyszałem.
Co do bohaterów, sprawa wygląda średnio. Choć większość z nich jest naprawdę sympatyczna, tak raczej nie można powiedzieć, by ich osobowości były jakieś wybitnie skomplikowane. Praktycznie żaden z nich, poza żeńską Maze - która z płaczliwej pacyfistki zmienia się w odważną i pewną siebie kobitę - nie przechodzi też większego rozwoju. Jedynym na dobrą sprawę ciekawym zagraniem jest tutaj właśnie ta relacja między żeńską a męskim Maze, bo choć podobny motyw był w wielu innych produkcjach (np. "Ranma 1/2") tak tutaj jest on przedstawiony w nieco inny, bardziej skomplikowany sposób.  Co do czarnych charakterów zaś - raczej nie powalają. Każdy z niemiluchów jest typowym generycznym "tym złym" który zło czyni tylko dlatego że jest zły. Co prawda jeden z nich ma jakieś tam inne motywy, jednak prawdę powiedziawszy są one tak ograne, że raczej nie czynią go interesującą postacią.

Oprawa audiowizualna jest, prawdę powiedziawszy, taka sobie. Bardzo nierówno wypadają zwłaszcza projekty postaci - część z nich jest naprawdę przyjemna dla oka, podczas gdy inne znowuż wyglądają strasznie paskudnie. Na całe szczęście tła są w sumie okej a i projekty robotów cholernie mi się podobały. Bardzo podpasowało mi zwłaszcza to, że tylko te faktycznie wyjątkowe maszyny, pilotowane przez głównych bohaterów wyróżniają się czymś szczególnym, podczas gdy masowo produkowane maszyny zwykłych żołnierzy faktycznie wyglądają jak typowe "grunt suits", stworzone na potrzeby armii.
Szkoda ino, że animacja ssie hardo i starcia tych fajnych maszyn wyglądają okropnie słabo. Ot, tu pierdzielnie laser, tu kolejny, tu nagle "szybkie linie" sugerujące poruszanie się z zawrotną prędkością... maszyny mimo swych szczupłych i seksownych kształtów poruszają się okropnie niemrawo i raczej o dynamicznych pojedynkach nie ma tutaj mowy. Nawet gdy bitwy przenoszą się w przestworza to nadal nie ma na co patrzeć. Szkoda bardzo.
Muzyka wypada dość biednie. Co prawda opening oraz pierwszy ending są naprawdę fajne i wpadające w ucho, jednak utwory grające w samym serialu to raczej nudne brzdąkania ginące gdzieś w tle wydarzeń. Do gustu naprawdę przypadły mi tylko dwa motywy - ten grający w scenach gdy Imperium Jaina knuje swe niecne plany, oraz ten grający podczas gdy Dulger wkracza do akcji - jest to szybki i rytmiczny utwór, który natychmiastowo wpada w ucho nawet mimo faktu, że jest nieco powtarzalny.
Głosy postaci zaś spytacie? Są okej, acz prawdę powiedziawszy tylko kilka z nich jakoś wybitnie mi się podobało. Najlepiej spisał się zdecydowanie seiyuu męskiego Maze - Tomokazu Seki. Jest to gość znany z ról takich badassów jak Domon Kasshu ("Mobile Fighter G Gundam"), Gai Daigouji ("Martian Successor Nadesico"), czy też Gilgamesh ("Fate/Stay Night"). Świetnie zatem odnalazł się w roli szurniętego i chętnego do bitki faceta i wywrzaskiwanych przez niego kwestii słucha się z nieskrywaną wprost przyjemnością.
Najbardziej irytował mnie zaś głos Mill. Piskliwy i do bólu przesłodzony okropnie działał mi na nerwy.

Warto o "Maze" zahaczyć? Szczerze mówiąc nie. Nie jest to jakaś wybitnie ciekawa seria a i nawet na tle swojego gatunku wypada dość blado, gdy zestawi się ją z takimi produkcjami jak "Vision of Escaflowne", "Lord of Lords Ryu Knight", "Aura Battler Dunbine" czy też "The Five Star Stories". Obejrzeć to w sumie warto dopiero wtedy, kiedy naprawdę nie macie w planach nic ciekawszego. Nie oznacza to jednak, że jest to seria wybitnie zła, nie - jest to po prostu straszny przeciętniak, który spodobać się może, ale raczej na długo w pamięci nie pozostanie.

Typ Anime - Seria TV
Rok produkcji - 1997
Pełny Tytuł: „Maze☆Bakunetsu Jikuu” ("Maze☆Mega-Burst Space")
 Reżyseria: Akira Suzuki, Iku Suzuki
Scenariusz: Katsumi Hasegawa, Sumio Uetake, Tsuyoshi Tamae i inni
Muzyka: Victor Entertaiment, Seikima II
Gatunek: Super Robot, Komedia, Science-Fiction, Fantasy
Liczba Odcinków: 25
Studio: J.C. Staff
Ocena Recenzenta: 5/10


-Podobnie jak wiele innych Mecha Fantasy, Maze także ma swoją alternatywną wersję - starszą o rok dwuodcinkową OVA. O niej jednak innym razem.

Screeny:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz