niedziela, 8 września 2013

"Devilman: The Birth" (1987) - Czyli początek opowieści o demonicznym antyherosie

Nie ukrywam, że Go Nagai jest jednym z moich ulubionych twórców. Jegomość ten stworzył wiele serii, do których do tej pory pałam naprawdę sporym sentymentem. Odpowiada m.in za takie produkcje jak "Mazinger Z", "Koutetsu Jeeg", "Mazinkaiser SKL", "Violence Jack" czy też "Cutie Honey" lub znane polskiemu widzowi "Magiczne Igraszki". W dzisiejszej recenzji chciałbym wam jednak, drodzy czytelnicy, przybliżyć ekranizację najlepszego, moim skromnym zdaniem, dzieła tego wizjonera - pierwszą OVA z serii "Devilman" zatytułowaną "The Birth".

Fudou Akira to niczym nie wyróżniający się licealista. Choć może nie do końca, bowiem od przeciętnego licealisty rózni się tym, iż jest aż nadmiernie grzeczny i obdarzony silnym poczuciem sprawiedliwości. Pewnego dnia, kiedy jak zwykle idzie nakarmić szkolne króliki dostrzega, że zostały one przez kogoś brutalnie pozabijane. Na szczęście jeden ocalał. Akira jest zdumiony, kto mógłby dopuścić się tak okrutnego czynu. Szybko ma jednak okazję się tego dowiedzieć, bowiem pada ofiarą ataku trzech dryblasów. Nalegają oni, by Akira oddał im ostatniego królika. On jednak odmawia i uparcie stara się obronić zwierzaka. Po krótkiej bójce szef gangu, widząc odwagę chłopaka, postanawia pozwolić mu zatrzymać królika i odchodzi wraz ze swoimi gorylami.
W tym samym momencie zjawia się koleżanka Akiry - Makimura Miki. Widząc obrażenia chłopaka, zabiera go ona do gabinetu pielęgniarki, by go opatrzyć. Później idą razem na spacer do parku. Napotykają tam dawnego przyjaciela Akiry - Ryou Asukę. Zaprasza on Akirę do swojego domu, bowiem ma mu do pokazania coś niecierpiącego zwłoki. Obaj przyjaciele udają się zatem do rezydencji Ryou. To właśnie tam zajdą wydarzenia, które diametralnie odmienią ich życie. Jak się bowiem okaże, trafią w samo serce konfliktu pomiędzy ludźmi, a pierwotnymi władcami ziemi - Demonami.

Pod względem fabularnym "The Birth" nie zaskakuje może niczym szczególnie oryginalnym. Zdecydowanie zaznaczyć jednak trzeba, że mimo nieco schematycznego początku, historia w tym anime ukazana potrafi wciągnąć, bowiem została bardzo dobrze rozplanowana i nic nie dzieje się tu ani zbyt szybko, ani zbyt wolno. W odpowiednich dawkach serwowane nam są zarówno porcje informacji, jak i sceny akcji. Dzięki takiemu zabiegowi historia nie nuży ani nie sprawia wrażenia nadmiernie spłyconej.
Warto także nadmienić, że chociaż seria ta w miarę wiernie trzyma się mangowego pierwowzoru, to widz, który z komiksową wersją styczność miał, z pewnością wychwyci kilka róznic.

O postaciach zbyt wiele nie można powiedzieć, bowiem na dobrą sprawę istotniejszą rolę odgrywają tutaj dwaj bohaterowie - Akira i Ryou. Co prawda w kilku początkowych scenach przewija się także wspomniana Makimura Miki, jednak jej charakter nie zostaje nam tutaj zbytnio przybliżony.
Nie można jednak zdecydowanie narzekać na sposób, w jaki przedstawiono charaktery Akiry i Ryou. O obu bohaterach dowiadujemy się dostatecznie dużo, by lepiej ich poznać i wyrobić sobie o nich opinię. Ich charaktery do strasznie głębokich może i nie należą, jednak z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że wypadają bardzo dobrze i nie sprawiają wrażenia wyciętych z tektury ludzików, które ktoś wstawił od niechcenia do tej historii. Warto również wspomnieć, że skoro jest to zaledwie początek historii, to i dalszego rozwoju charakterów tych postaci możemy spodziewać się w kolejnych częściach sagi.

Pod względem oprawy audiowizualnej "The Birth" prezentuje się świetnie. Szczegółowe, zgrabnie narysowane projekty postaci są miłe dla oka, a równocześnie zdecydowanie różnią się od typowych "moe mord" które spotkać możemy w lwiej części anime. Również projekty demonów zasługują na uznanie. Pokręcone, groteskowe i pełne naprawdę makabrycznych chwilami udziwnień. Ich projektanci obdarzeni musieli być naprawdę niezwykle rozbudowaną wyobraźnią, bowiem każdy demon w swej dziwaczności jest niezwykle oryginalny i nie ma tu dwóch takich samych, schematycznych potworów.
Animacja jest bardzo płynna i przyjemna dla oka. Większych zgrzytów się nie dopatrzyłem, a powiem nawet, że "The Birth" bije na głowę wiele dzisiejszych produkcji, w których wyraźnie chwilami widać cięcia kosztów. Animatorzy poszli tutaj na całego, dzięki czemu wszystko rusza się naturalnie i robi spore wrażenie. Na pochwałę zasługują zwłaszcza efektowne sceny walk i pościgów.
Muzyka strasznie mi się spodobała. Kenji Kawai spisał się wyśmienicie i udało mu się stworzyć taką ścieżkę dźwiękową, która idealnie wpasowuje się w każdą scenę, niezależnie od tego, czy jest to otoczona aurą niepokoju rozmowa na temat demonów, czy też zapierające dech w piersiach starcie z nimi. Przyznam, że najbardziej spodobała mi się piosenka przygrywająca w momencie, gdy na scenie po raz pierwszy pojawia się tytułowy Devilman. Szybki, rytmiczny utwór, idealnie podkreślający heroiczną, ale i brutalną zarazem naturę tego bohatera.
Na grę aktorów także nie ma co narzekać, bowiem wyraźnie słychać, że do swoich ról się przyłożyli i idealnie udało im się oddać charaktery postaci, w które się wcielają.

Jak w ostatecznym rozrachunku "The Birth" zatem wypada? Zdecydowanie jest to jedna z tych staroszkolnych OVA, którym warto poświęcić trochę czasu. Historia, mimo pozornej schematyczności, jest bardzo dobrze napisana i potrafi zaciekawić, charaktery dwóch głównych bohaterów są wyraziste, a jednocześnie nie nadmiernie przekombinowane, a oprawa audiowizualna jest po prostu zachwycająca. Seria ta podobać się może zarówno tym widzom, którzy mangę już czytali, jak i tym, którzy komiksu nigdy na oczy jeszcze nie widzieli. Jedynym elementem tej serii, który dla niektórych może okazać się minusem, jest dość spora doza brutalności, jaką możemy w niej zaobserwować. Devilman bowiem to owszem, superbohater, jednak stanowi przykład antyherosa, a co za tym idzie, z przeciwnikami rozprawia się w sposób bezlitosny i pozbawiony wszelkich skrupułów. Nie zawaha się przed niczym, by zwyciężyć.
Jeśli jednak nie gorszą was brutalniejsze sceny walk, zdecydowanie warto dać "Devilmanowi" szansę. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do wspominanych już tutaj "Genocyber" czy "Apocalypse Zero" nie jest to tylko i wyłącznie durna i bezmyślna rąbanka. Polecam gorąco, zarówno animację, jak i mangowy pierwowzór!

Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1987
Pełny Tytuł: „Devilman: The Birth”("Devilman: Tanjou Hen")
 Reżyseria: Tsutomu Iida
Scenariusz: Go Nagai, Tsutomu Iida
Muzyka: Kenji Kawai
Gatunek: Horror, Akcja
Liczba Odcinków: 1
Studio: Oh Production
Ocena Recenzenta: 8/10

-Seria OVA nie jest pierwszą animowaną wersją przygód Devilmana. Pierwszy serial animowany z tym bohaterem pojawił się już w latach 70tych. Niewiele miał jednak wspólnego z mangowym pierwowzorem i w przeciwieństwie do niego był bardziej nastawiony na dziecięcą widownię - wycięto bowiem praktycznie całą brutalność z oryginału i uproszczono historię do schematu tzw. "Potwora Tygodnia". Pojawiły się również filmy kinowe, w których Devilman łączył swoje siły z robotami z anime, przy których Nagai pracował, jak np. "Getter Robo""Mazinger Z" itd.

-Devilman pojawił się w ciekawej cross-overowej bijatyce na konsolę Sony PSP - "Sunday vs Magazine". Wystąpił tam obok takich bohaterów jak Tygrysia Maska ("Tiger Mask")Takizawa ("Blazing Transfer Student")Natsu ("Fairy Tail"), czy też Joe Shimamura ("Cyborg 009").

Screeny:









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz