piątek, 29 listopada 2013

Jak jednym filmem spieprzyć całą serię - "Martian Successor Nadesico: The Prince of Darkness" (1998)

Kontynuacje to wspaniała rzecz, prawda? Zwłaszcza, jeśli są to kontynuacje naszych ukochanych tytułów. Dają nam one szanse ponownie spotkać się z ukochanymi bohaterami i poznać ich dalsze przygody.
No, ale, nie może być aż tak różowo... gdzie jest haczyk? A no, w przypadku tworzenia kontynuacji trzeba bowiem niezmiernie uważać, bo bardzo łatwo można zrobić coś nie tak i spieprzyć świetną serię.
Taki los spotkał niestety mój ukochany tytuł - "Martian Successor Nadesico" - świetną komedię, która w genialny wprost sposób wyśmiewała wszelkie stereotypy oraz nabijała się z typowych otaku. Zasiadając do seansu z "The Prince of Darkness" oczekiwałem, iż dane mi będzie po raz kolejny ujrzeć, jak zdrowo szurnięta załoga potężnego okrętu robi z siebie idiotów, równocześnie ratując ziemię przed najazdem obcych... no i niestety, bardzo mocno się rozczarowałem... ale po kolei.

Od zakończenia fabuły serii telewizyjnej minęły 3 lata. Ziemianie i Jowiszanie zawiązali pokój i współpracują ze sobą, celem zbudowania nowej, lepszej przyszłości. Okres pokoju umożliwił również w końcu dokładniejsze i skuteczniejsze prowadzenie badań nad skokami bosonowymi, dzięki czemu technologia ta znacznie się rozwinęła.
Co w okresie pokoju stało się z naszymi bohaterami spytacie? A nic poważneee- WRÓĆ! Stało się bardzo wiele, w dodatku niekoniecznie dobrego. Yurika i Akito niedługo po swoim ślubie zginęli w katastrofie lotniczej. Podobny los spotkał także Inez. Reszta załogi zaś uległa rozbiciu i każdy wrócił do swojego "normalnego życia".
No, z wyjątkiem Ruri, bo ta została panią kapitan nowego okrętu - "Nadesico B".
Nasza urocza i cyniczna pani kapitan dostaje właśnie nowe zadanie - ma udać się na stację kosmiczną "Amaterasu", celem przeprowadzenia tam dochodzenia. Jak się bowiem okazuje, wojsko podejrzewa iż ktoś planuje zakłócić dotychczasowy spokój i w ukryciu knuje niecny spisek. Jak się dość szybko okaże, spisek ten jest częścią planu o wiele straszliwszego, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

Od czego by tu zacząć... na pewno po przeczytaniu tego krótkiego streszczenia początku fabuły zauważyliście, iż klimat tego filmu jest dużo bardziej ponury i poważny, niż ten z serii telewizyjnej. Już sam fakt, że Akito i Yurika giną w katastrofie lotniczej sugeruje nam, iż nie będziemy mieli do czynienia z przyjemną i sympatyczną komedią. Moim zdaniem twórcy bardzo głupio zrobili.
 Seria telewizyjna była udanym mixem dramy i komedii, który oglądało się z przyjemnością. Wystarczyło zatem nieco tę formułę usprawnić i wszystko byłoby dobrze. Twórcy stwierdzili jednak, iż "LOL ROBIMY SUPER MROCZNĄ I POWAŻNĄ SERIĘ" i naładowali cały film "mhroczną" atmosferą. Zapomnijcie zatem o znanych z serii TV gagach. Żarty owszem, czasem się tu przewiną, do pięt jednak nie dorastają tym znanym z serialu telewizyjnego i są najzwyczajniej w świecie "suche"
Nie wspomnę już o tym, że między serią TV a filmem jest ogromna dziura fabularna. Nie wyjaśnia się nam co stało się w ciągu tych 3 lat dzielących tę produkcję, stąd widz jest zagubiony już od samego początku. By dowiedzieć się o co właściwie chodzi, trzeba zagrać w grę wideo na Segę Saturn "The Blank of 3 Years". Sprytny chwyt marketingowy, sprytny.
Na domiar złego, zakończenie jest ponownie otwarte i niezwykle antyklimatyczne...
Oczekiwać zatem możecie mnóstwa mrocznych, dziwacznych i przykrych motywów, śmierci, durnych zachowań bohaterów...

O, właśnie, skoro już mowa o bohaterach. Pamiętacie przesympatyczną gromadkę z serii TV? Tak? To miło... bo w filmie totalnie ich wszystkich zniszczono! Ruri zatraciła swój cynizm, Izumi nie jest już sypiącą czarnym humorem bohaterką, a raczej zombie-emo, która chwilami chichra się monotonnie pod nosem, Akito zaś... pomińmy ten temat...
Jedyne postacie, którym nie oberwało się zbytnio od nowej, jakże "genialnej" wizji twórców to bodaj Hikaru i Ryoko. Ich charaktery nie uległy znacznej zmianie i nadal są to te same bohaterki, które fani pokochali w serii TV.
Pojawiają się oczywiście i nowi bohaterowie, jednak niczym nazbyt szczególnym się nie wyróżniają. Harry - nowy pomocnik Ruri na mostku - to typowy ułożony chłoptaś, jakich pełno w innych anime. Grzeczny, nie lubi się zbytnio wychylać i jest totalnie niekumaty w sprawach męsko damskich. Ma również słabość do Ruri.
Drugi nowy cudak to Saburouta - w gorącej wodzie kąpany pilot Aestivalisa i szarmancki jegomość, który uwielbia flirtować z panienkami. Szczerze powiedziawszy jest to chyba najbarwniejsza postać w całym tym filmie.
Antagoniści spytacie? O ile w serii TV byli ciekawi i nietuzinkowi, dzięki czemu widz faktycznie zadawał sobie pytanie, która z frakcji faktycznie jest "Tą dobrą", tak Ci w filmie kinowym to już typowi "Jesteśmy tak źli i to tylko dla zasady" że człowiek załamuje ręce po prostu. W ich postępowaniu nie ma praktycznie żadnego logicznego uzasadnienia, poza tym, że są źli. No, może ktoś zaraz powie, że "No ale to dlatego, że mają ku temu powód". Nawet jeśli, to był on chyba tak głupi i nudny, że umknął mojej uwadze.

Do oprawy audiowizualnej obiektywnie rzecz biorąc nie powinienem się czepiać. Projekty postaci są nadal schludne i przyjemne dla oka, animacja płynna i zjawiskowa (zwłaszcza bitwy kosmiczne robią wielkie wrażenie), designy mechów nadal są wspaniałe a tła pełne detali. Subiektywnie jednak mam lekki "butthurt" o to, iż wygląd postaci zmienił się tak drastycznie. I tak, ja rozumiem że można to usprawiedliwić tym, iż bohaterowie się przez te 3 lata postarzeli, no ale kurde... Ruri zatraciła praktycznie cały swój urok (nowe uczesanie Ci nie służy kochana, oj nie...), podobnie zresztą Ryoko i Izumi... Akito zaś... a tak, miałem o nim nie wspominać...
Muzyka jest nadal przyjemna i bardzo dobrze oddaje to, co dzieje się na ekrane. Z racji tego jednak, iż film jest dużo poważniejszy niż seria TV, nie oczekujcie tu głupawkowych piosenek. Dominują ponure, bądź epickie motywy wpasowujące się dużo lepiej w poważny klimat filmu.
Bardzo podobał mi się również ending. "Dearest" to świetna piosenka.
Głosy postaci w sumie brzmią dobrze i raczej nie mam o co się doń przyczepić. Aktorzy spisali się dobrze, i oddali należycie emocje swych bohaterów. Nawet pomimo faktu, że tak bardzo różnią się oni względem tych z serii TV.

Co ogółem mogę o "The Prince of Darkness" powiedzieć? Obiektywnie: Film jest słaby. Subiektywnie: Film zeszmacił całkowicie serię TV. I tak, ja rozumiem że twórcy chcieli stworzyć oryginalne i poważne dzieło, ale cholera - tak się nie robi, jak podstawką była świetna komedia. Ba, nawet jeśli już, to nie w taki sposób, że wrzuca się widza, bez żadnego wytłumaczenia, w sam środek "mhrocznej" opowieści, która z oryginałem ma chyba tylko wspólnych bohaterów i tytułowy okręt. Pod względem oprawy audiowizualnej nie mam do czego się raczej przyczepić (choć nie ukrywam, że nowy wygląd bohaterów do mnie nie przemawia). Wszystko inne jednak drażni mnie niezmiernie. Postacie praktycznie zniszczono, fabuła jest zawiła, jednak nie tyle dlatego że świetnie napisana, co dziurawa i pozbawiona większego sensu, jeśli nie miało się styczności z grą na Saturna. Nie dziwi mnie wcale a wcale fakt, że film sprzedał się fatalnie. Jest bowiem, zwyczajnie mówiąc, po prostu zły. Odradzam, stanowczo. Fani serii TV rozczarują się ogromnie, a Ci, którzy nie widzieli oryginału tylko się doń zniechęcą.
Chociaaaż... film może się spodobać "Rurifagom", bo na dobrą sprawę jej jest on najbardziej poświęcony.

Typ Anime - Film Kinowy
Rok produkcji - 1998
Pełny Tytuł: „Martian Successor Nadesico - the motion picture - The Prince of Darkness”
 Reżyseria: Tatsuo Satou
Scenariusz: Tatsuo Satou
Muzyka:
 Takayuki Hattori
Gatunek: Real Robot, Dramat, Science Fiction
Liczba Odcinków: 1
Studio: Production I.G., Xebec
Ocena Recenzenta: 3/10

-Film miał być pierwszą częścią nowej trylogii. Sprzedał się jednak tak fatalnie, że nic nowego z Nadesico związanego już potem nie powstało. Tak to jest, jak się przedobrzy...

-W grze "Super Robot Taisen W" na Nintendo DS dostajemy o wiele szczęśliwszą wersję "Prince of Darkness". Film dostaje tam nawet sensowne zakończenie. Co więcej - jest to jedyna gra, w której możemy zobaczyć, jak Gai i jego Aestivalis wyglądaliby, gdyby dotrwali do wydarzeń ukazanych w filmie.

-By zrozumieć o co chodzi w filmie, niezbędne jest zapoznanie się z grą na Segę Saturn "Nadesico - The Blank of Three Years", która dopowiada wydarzenia, które zaszły w ciągu 3 lat dzielących akcję serii TV i filmu. Powstała również gra dziejąca się po wydarzeniach z filmu, zatytułowana "Nadesico - The Mission". Nadal nie domyka ona jednak historii.

-Film jest tak fatalny, że fani jednogłośnie uważają, iż prawdziwe Nadesico skończyło się na "Gekiganger OVA", gdy Yurika i Akito rozdają zaproszenia na swój ślub.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz