piątek, 15 listopada 2013

Piękna i Bestia kontra demoniczne świeczki i portmonetki - "Jewel BEM Hunter Lime" (1996)

Dawno nie było tu żadnej nowej recenzji starego animu. Wypadałoby by zatem zabrać się do roboty, a że akurat mam wolną chwilę między zajęciami...
Dziś na warsztat bierzemy krótką, śmieszną i głupawą OVA z lat 90tych - "Jewel BEM Hunter Lime".

Anime zaczyna się od emocjonującej sceny pościgu. Oto pewien rzezimieszek skradł z królestwa magii szkatułę z czarodziejskimi klejnotami, które zapewniają tamtejszemu krajowi pokój i dostatek. Złodzieja ściga trójka bohaterów - potężny (aczkolwiek nieco zboczony i przygłupi) demon imieniem Bass; piękna anielica mogąca zmieniać swą postać - Lime; oraz mała i sympatyczna zmiennokształtna kulka imieniem Poogie.
Prawie udaje im się już dopaść złodzieja, jednak podczas pościgu, w wyniku niekompetencji Bassa, szkatułka niefortunnie otwiera się, a jej zawartość rozsypuje się po całym mieście. I co tu teraz mają począć nasi bohaterowie? A no nie pozostaje im nic innego, jak zejść na ziemię i rozejrzeć się za zgubami. Muszą jednak uważać, by swą dziwacznością nie wywołać zbytniej paniki u zwykłych śmiertelników co, jak się okaże, będzie dość trudnym zadaniem.
Nasi bohaterowie dość szybko przekonają się również, że odzyskanie klejnotów będzie zadaniem dużo bardziej skomplikowanym, niż mogliby sobie to wyobrażać. Na zebranie ich bowiem mają zaledwie miesiąc czasu. Co więcej -  dość szybko nasiąkają one smutkiem i innymi negatywnymi ziemskimi emocjami, co ostatecznie prowadzi do tego, iż przemieniają się w okropne potwory... choć może okropne to nie do końca właściwe określenie...

"Jewel BEM Hunter Lime" to kolejna, typowa dla okresu lat 90tych stuknięta komedyjka z lekko erotycznym zabarwieniem. Oznacza to, że spodziewać się możemy tutaj mnóstwa głupawych gier słownych, szalonego humoru sytuacyjnego oraz kilku nieco bardziej pikantnych scen.
Szczerze powiem, że podczas seansu nie do końca miałem pewność, do jakiej grupy wiekowej to anime było kierowane. Chwilami bowiem seria wygląda jak typowa bajka dla dzieci, która serwuje widzowi dawką infantylnego humoru i prawi morały, po czym nagle na ekranie uświadczyć można kilka ujęć, podczas których Bass usiłuje poderwać kolejną pannę/obejrzeć jej pantalony/dotknąć piersi. I o ile w dwóch pierwszych odcinkach mieściło się to jeszcze w granicach dobrego smaku, tak niektóre sceny z epizodu trzeciego były już dla mnie nie tyle co zabawne, co żenujące i dość niesmaczne. Oh well, kwestia gustu.
Sama konstrukcja fabuły jest niezwykle prosta. Każdy kolejny odcinek traktuje o kolejnym klejnocie, nasi bohaterowie spotykają "monstrum" które z danego klejnotu się narodziło, walczą z nim, pokonują, odzyskują klejnot i koniec. I tak w kółko. Historia jest raczej przewidywalna i nie uraczy nas zbyt wieloma zwrotami akcji. Co więcej - anime jest niekompletne. Najwidoczniej nie przynosiło odpowiednio wysokich zysków i twórcy postanowili je urwać na 3 epizodzie. Tak więc nigdy nie dowiemy się, czy Lime i Bassowi udało się odnaleźć wszystkie klejnoty.

Wypadałoby wspomnieć także co nieco o postaciach - nie są one jednak na tyle głębokie, by można było wiele o nich napisać. Są to bardzo proste charaktery, które jednak idealnie sprawdzają się w komedii. Bass jest głupi i zboczony, Lime zadziorna i inteligentna, Poogie...jest po prostu typową maskotką. Najbardziej wyróżniają się antagoniści. Potwory w tym anime ukazane bowiem są dość... nietuzinkowe. No bo powiedzcie mi, w którym innym anime bohaterom przyszło walczyć z tak straszliwymi monstrami jak... świeczka, portmonetka czy strzykawka? Co jeszcze zabawniejsze, każdy z nich ma niezwykle ważny powód, by czynić to co czyni. Świeczka na przykład, jest niezwykle rozżalona, ponieważ odkąd w domach ludzkich pojawił się prąd, stała się ona niepotrzebna i ludzie po prostu ją porzucili. O ile zatem protagoniści to typowa menażeria, tak ich przeciwnicy są dość oryginalni i z pewnością potrafią chwilami nieźle rozbawić.

Oprawa audiowizualna raczej nie odstaje od standardów lat 90tych. Projekty postaci są urocze i miłe dla oka, tła barwne i szczegółowe, animacja zaś płynna, choć zdarza się w niej kilka przypadków QUALITY czy powtórzonych ujęć. Muzyka jest rytmiczna i bardzo dobrze wpasowuje się w stuknięty klimat produkcji. Najbardziej podobał mi się opening - jest to przyjemna, szybko wpadająca w ucho piosenka, zaśpiewana z odpowiednim uczuciem. Nic dodać, nic ująć.
Głosy postaci wypadły rewelacyjnie. Aktorzy dołożyli wszelkich starań, by każdy z bohaterów brzmiał tak, jak brzmieć powinien. I mowa tu zarówno o pięknym głosie Lime,  pełnym energii głosie Bassa czy też skrzekliwych piskach potworów, z którymi naszym bohaterom przyjdzie walczyć.

Pozostaje zatem pytanie, czy "Jewel BEM Hunter Lime" warte jest uwagi? Bardzo dużo zależy szczerze mówiąc od tego, w jakich gatunkach anime gustujecie. Jeśli lubicie stuknięte komedie, możecie dać tej serii szansę. Jeśli jednak nie, to nie znajdziecie tu raczej nic ciekawego, bowiem poza humorem niewiele ma ona do zaoferowania. Nie pomaga również fakt, że urywa się w połowie.
Obejrzeć można, nie należy się jednak spodziewać przełomowego anime. Typowa pierdółka, w sam raz na półtorej godzinki czasu wolnego.

Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1996
Pełny Tytuł: „Houma Hunter Lime” ("Jewel BEM Hunter Lime")
 Reżyseria: Tetsurou Amino
Scenariusz: Ken'ichirou Nakamura
Muzyka: Masao Mizuno, Michiaki Katou
Gatunek: Komedia, Ecchi
Liczba Odcinków: 3
Studio: Ashi Productions
Ocena Recenzenta: 5/10

-Jak wspominałem, anime urywa się w połowie i niestety nie jest nam dane zobaczyć, jak dalej potoczyły się losy bohaterów. Na PS1 i Segę Saturn ukazała się jednak gra, która dopowiada dalsze wydarzenia, tak więc Ci, którym anime się spodobało, mogą się w nią zaopatrzyć. Niestety, dostępna jest ona tylko w języku japońskim.

Screeny:









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz