poniedziałek, 4 maja 2015

Fukuda strikes again! - "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo" (2014)

Mitsuo Fukuda to pan, który w fandomie mecha obrósł niemałą legendą. Bynajmniej jednak nie dlatego, że jest jakimś genialnym twórcą, odpowiedzialnym za same cudowne arcydzieła. Och, wręcz przeciwnie. Choć ma na swoim koncie kilka całkiem solidnych tytułów ("Gear Fighter Dendoh", "Future GPX Cyber Formula") tak to właśnie spod jego rąk wyszła okropnie zła seria, która do tej pory wywołuje straszliwe "gównoburze" wszędzie gdzie tylko padnie o niej najdrobniejsza choćby wzmianka. Seria, na dźwięk tytułu której niemal wszyscy fani Gundama dostają białej gorączki i zaczynają wywrzaskiwać obraźliwe epitety maści wszelkiej. Mowa oczywiście o "Gundam SEED Destiny", które przez większość mechowego fandomu uważane jest za jedną z najgorszych serii, jakie kiedykolwiek powstały.
No dobrze, ale dlaczego w ogóle "Nasienie Przeznaczenia" tu przytaczam, zamiast przejść bezpośrednio do recenzji? A no bo opisywany dziś tytuł można z czystym sumieniem nazwać jego usprawnioną nieco wersją, ze względu na to jak uderzająco oba twory są do siebie podobne. To powinno wam mniej więcej przybliżyć, z jakim tytułem mamy dzisiaj do czynienia...

Imperium Misurugi to kraina mlekiem i miodem płynąca. Za sprawą wysoce rozwiniętej technologii, znanej jako "Światło Many" wszyscy jego obywatele żyją w spokoju i dostatku. Ostatnimi czasy jednak, spokój ten jest zakłócany przez pojawiających się coraz częściej ludzi niezdolnych do używania Many. Osobniki takie, nazywane "Normami", uważane są za groźne dla społeczeństwa i usuwane z niego w trybie natychmiastowym.
Oto zbliża się ważny dzień dla najstarszej córki rodziny królewskiej - księżniczki Angelise Ikaruga Misurugi. Za sprawą specjalnej ceremonii chrztu, ma zostać oficjalnie ustanowiona kolejną następczynią tronu. W trakcie tego podniosłego wydarzenia wychodzi jednak na jaw straszliwa prawda - Angelise okazuje się być Normą! Jej podły krewniak - Julio - natychmiastowo wykorzystuje okazję i oskarża ją o zdradę stanu. Pozbawiona swych królewskich przywilejów Angelise zostaje zesłana do więzienia o zaostrzonym rygorze - "Arzenal". Tam bardzo szybko dane jest jej przekonać się na własnej skórze, jak ciężki jest żywot Normy...
Nasza bohaterka dowiaduje się również, że całe więzienie jest tylko przykrywką dla zaawansowanej technologicznie bazy sił specjalnych, chroniących ludzkość przed... smokami. Wszystkie przetrzymywane w "Arzenal" Normy to potencjalne pilotki potężnych maszyn - "Para Mail" - używanych do walki z olbrzymimi gadzinami. Jak nietrudno się domyślić, również Angelise bardzo szybko dane będzie zasiąść za sterami jednej z nich, w dodatku tej najpotężniejszej. Nasza bohaterka zostaje bowiem pilotką legendarnego "Ragna Mail" - Vilkissa - który skrywa w sobie sekret zdolny wywrócić do góry nogami cały dotychczasowy porządek świata.

"Cross Ange" to bardzo dziwny show.  Co rusz przeskakuje od "mhrocznej i krawędziowej" opowiastki dla niewyżytych nastolatków do głupawej erotycznej komedyjki, wplatając w to jeszcze chwilami całkiem dobrą i sensowną fabułę. Wiecie, w praktyce to wygląda mniej więcej tak - w jednym odcinku serwuje się nam całkiem zgrabnie nakreślony wątek, który urwany zostaje w najciekawszym momencie. Myślicie sobie -"O, twórcy zrobili fajny cliffhanger, aby zainteresować widza!". Błąd! W następnym odcinku, zamiast sensownego dalszego ciągu dostajemy dzieci zamykane w klatkach dla zwierząt, eksplodujące przedszkola czy też losowe sceny lesbijskiego seksu. A, tak, czy wspomniałem może, że zaraz po emocjonującym starciu oraz scenie pościgu dane nam też będzie zobaczyć lolitę na latającym magicznym wózku inwalidzkim, biczującą zamkniętą w lochach smoczycę?
W efekcie dostajemy cholernie nierówną bajkę, która chwilami jest faktycznie dobra i wciągająca, tylko po to, by za moment zmienić się w straszny syf. Nie pomaga również fakt, że zamiast lepiej skupić się na rozwijaniu wątków, czy też przybliżaniu settingu, "Cross Ange" serwuje widzowi olbrzymią dawkę taniej erotyki, bardzo często wykraczającej poza granice dobrego smaku - przykładowo, kilkukrotnie będzie nam dane zobaczyć, jak bohaterki pod siebie sikają. Absurd absurd pogania, człowiek nie dowierza w to co widzi na ekranie, a kiedy już wydaje się nam, że bardziej obrazoburczej sceny wcisnąć się tu nie da, Fukuda zaskakuje i serwuje nam coś jeszcze bardziej obrzydliwego/szalonego.
Co więcej - widzowie zaznajomieni z "Gundam SEED Destiny" dostrzegą tutaj MNÓSTWO podobieństw. I nie mówię tu tylko o drobnych nawiązaniach, które tu i ówdzie Fukuda przemyca, ale o konkretnych wątkach, motywach, czy też charakterach postaci, które pan ten "zerżnął" bezpośrednio ze swojego poprzedniego "dzieła".
O ile sama historia, poza kilkoma lepszymi momentami, jest głupia i chaotyczna, tak całkiem dobrze wypada większość bohaterów. Jest to tym bardziej zaskakujące, gdy człowiek pomyśli sobie że  odpowiada za nich ten sam człowiek, który stworzył bandę niemożliwych do polubienia kretynów z "SEED Destiny". Bohaterowie w "Cross Ange" nakreśleni zostali bardzo wyraziście - każdy z nich ma swoją własną osobowość, problemy czy też słabości. Większość z nich również całkiem znacząco się rozwija, choć tu już zdarzają się zgrzyty.
Najciekawiej prezentuje się zdecydowanie postać głównej bohaterki i rozwój, jaki ona przechodzi. Ange startuje jako rozpieszczona, przekonana o swej nietykalności księżniczka, którą w każdej ciężkiej pracy wyręcza jej najukochańsza służka. Gdy jednak trafia do pierdla i dostaje w ryj od okrutnej rzeczywistości, jej charakter wywraca się o 180 stopni. Zdaje sobie sprawę, że w tym brutalnym świecie przetrwają tylko najsilniejsi i staje się twardą, nie dającą sobie w kaszę dmuchać kobietą, która nie cofnie się przed niczym, aby zapewnić sobie lepsze życie. Cholernie mi się to podobało, bowiem nie ukrywajmy - w dzisiejszych chińskich bajkach strasznie mało jest silnych, potrafiących o siebie zadbać kobiet. Dominują raczej typowe moebloby, albo ciapowate dziewki, które zawsze trzeba ratować. Co więcej - Ange jest straszną suką, bowiem nawet mimo faktu że nie jest już księżniczką, to niemal wszystkich wokół siebie traktuje jak robactwo (no, przynajmniej do pewnego momentu...). To kolejna rzecz wyróżniająca ją na tle innych protagonistek. Szkoda jednak wielka, że pod sam koniec serii cała ta kreacja zostaje spieprzona na rzecz typowego "Fukudowskiego" zagrania, o którym jednak więcej nie wspomnę, gdyż wiąże się to z olbrzymim spoilerem.
Bardzo ciekawy jest również główny zły, który jest prześmiewczym przedstawieniem typowych otaku, mających totalnego świra na punkcie swoich waifu oraz ich czystości. Wyśmiewa on także proceder tworzenia przez otaku tzw. "Original Characters", mających ich reprezentować, których potem parują ze swoimi ukochanymi postaciami.

Oprawa graficzna jest co najwyżej przeciętna. O ile same projekty postaci  (poza dziwacznie cieniowanymi włosami)  i niektóre tła prezentują się całkiem dobrze tak już cała reszta wypada miernie. Projekty maszyn nie dość, że wykonane są w niskobudżetowym CGI, to są bardzo przeciętne i zerżnięte z Gundamów znanych z serii "SEED". Bazują głównie na modelu Strike Freedom. Co gorsza - na dobrą sprawę mamy tutaj do czynienia tylko z jednym robotem, który po prostu dostał kilka różnych wersji kolorystycznych. Same starcia też raczej nie powalają. Nie wyglądają może źle, ale klatkujące CGI bardzo psuje przyjemność płynącą z ich oglądania. Nie wspominając już o tym, że twórcy poszli tu całkowicie na łatwiznę i niemal wszystkie pozy czy ataki również zostały żywcem skopiowane z SEED-a.
Animacja cierpi też na nagminny re-using ujęć oraz niesamowicie częste spadki jakości. Projekty postaci bardzo często są zdeformowane i ruszają się w nienaturalny sposób, momentami brakuje im też kolorów czy elementów ubioru. Ogółem widać tutaj straszną taniochę. Nie wiem, czym jest to wywołane. Może Sunrise wywaliło większość funduszy na "Reconguistę" i dla "Krzyża Endżu" nic już nie zostało.
Złego słowa nie można powiedzieć jednak o ścieżce dźwiękowej. Muzyka jest wyśmienita i świetnie dopasowana do każdej ze scen, idealnie podkreślając atmosferę wydarzeń. Jest to tym bardziej zaskakujące, gdy człowiek przypomni sobie, jak chaotyczną bajką jest "Cross Ange". No, ale w końcu OST tworzyła ekipa od "Ar Tonelico", która pokazała już, że potrafi stworzyć pasującą muzykę nawet do najdziwniejszego systemu walki, gdzie dziewczynki zyskują więcej mocy w miarę jak się rozbierają... Naprawdę dobrze wypadają także wszystkie piosenki wokalne. Ciężko się temu jednak dziwić, skoro za większość z nich odpowiada słynna Nana Mizuki, która nie bez powodu jest jedną z najbardziej szanowanych wokalistek oraz seiyuu. Najbardziej do gustu przypadła mi zdecydowanie wykonywana przez Ange piosenka "Towagatari - Hikari no Uta".
Na pochwałę zasługuje także gra aktorska. Seiyuu spisali się wyśmienicie i idealnie oddali charaktery swoich postaci. I tak przykładowo Ange brzmi jak twarda i pewna siebie kobieta, Tusk jak dobroduszny, acz ciamajdowaty nieco młodzieniec a Vivian jak mała i urocza, skora do zabawy dziewczynka.

Czy "Cross Ange" polecam? Eeee? Fakt, jest to taki nieco lepszy "Gundam SEED Destiny", jednak nadal nie jest to produkcja dobra. Głupot i dziur fabularnych jest tu mnóstwo, oprawa graficzna sprawia wrażenie wykonanej na odwal się taniochy, niemal nieustannie raczeni jesteśmy typowymi dla Fukudy odniesieniami do jego największego "arcydzieła", a jedyne co ratuje sytuację to nietuzinkowa główna bohaterka oraz oprawa dźwiękowa. A jednak nadal z jakiegoś powodu oglądało mi się to lepiej, aniżeli Reconguistę. Być może wywołane jest to tym, że "Cross Ange" bywało momentami tak złe, że aż dobre i oglądając je kwiczałem głośno ze śmiechu patrząc, jakie debilizmy Fukuda serwuje swoim fanom. Może zatem tak - nie polecam tego jako dobry tytuł, ale jako coś do obejrzenia z kumplami na ostro zakrapianej imprezie. Śmiechu będziecie mieli co nie miara. Myślę, że gdyby stworzyć z tego grę pijacką, to wszystkim uczestnikom zabawy film urwałby się już po pierwszym odcinku.

Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji - 2014
Pełny Tytuł: „Cross Ange: The Rondo of Angel and Dragon” ("Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo")
 Reżyseria: Ashino Yoshiharu
Scenariusz: Mitsuo Fukuda
Muzyka: Akiko Shikata
Gatunek: Super Robot, Dramat, Komedia, Science-Fiction, Fantasy
Liczba Odcinków: 25
Studio: Sunrise
Ocena Recenzenta: 4.5/10

Screeny:






1 komentarz:

  1. Jak nadrobię trochę starsze gundamowe produkcje to mam w planach obejrzeć i to. xD

    OdpowiedzUsuń