poniedziałek, 28 grudnia 2015

Tow Ubukata i jego Księga Wyjścia - "Soukyuu no Fafner: Dead Aggressor - "Exodus" (2015)

Dobiegający już końca rok 2015 obfitował w dobre bajki. Dostaliśmy piękne i wzruszające "Houkago no Pleiades", kontynuację kultowego "Yattamana" - "Yoru no Yatterman", ciekawe i poprawne historycznie "Junketsu no Maria", poruszające i mogące popisać się fantastyczną ścieżką dźwiękową "Hibike! Euphonium", krzepiące serce "Non Non Biyori Repeat" i wiele, wiele więcej. Wśród wszystkich tych świetnych tytułów pojawił się jednak jeden bardzo szczególny, szerszej widowni niestety niezbyt znany. Show tak cholernie dobry, że bez większego problemu przyćmił wszelkie inne tegoroczne hity i dokonał czegoś, co od dawna nie udało się żadnej innej bajce - z każdym kolejnym epizodem sprawiał, że targało mną multum różnych emocji i z coraz większą niecierpliwością oczekiwałem dalszego rozwoju historii. Dodajmy do tego jeszcze świetnych bohaterów i fantastyczną oprawę audiowizualną. Oto "Fafner Exodus" - zdecydowanie najlepszy, acz okropnie niedoceniany tytuł tego roku.

Wojna z Festum nadal trwa. Choć mieszkańcom wyspy Tatsumiya udało się zaprzyjaźnić z jednym z rojów, tak większość wciąż jest wrogo nastawiona do ludzkości i usiłuje raczej ją zniszczyć, aniżeli koegzystować.
25 czerwca 2150 roku - pomimo znacznego postępu technologicznego, Armia Ludzkości nie jest już w stanie dłużej odpierać ataków Festum. Nieustannie rozwijający się wróg ewoluował już tak bardzo, że nie tylko masowo produkowane Fafnery, ale nawet naloty atomowe nie są w stanie wyrządzić mu krzywdy. W zgliszczach zdewastowanego po jednym takim bombardowaniu miasta znaleziona zostaje mała dziewczynka - jedyna ocalała spośród całej jego społeczności.
28 czerwca 2151 roku - Wyspa Tatsumiya, będąca ostatnim bastionem pokoju i kultury ludzkości. Od jakiegoś czasu Miwa - pierwsze naturalnie poczęte dziecko na wyspie - rozmawia ze zmyślonym przyjacielem. Z początku nie niepokoi to zbytnio żadnego z mieszkańców -  w końcu każde dziecko przez to przechodzi - jednak pewnego dnia staje się coś nieoczekiwanego. Na Tatsumiyę przybywa ścigany przez Festum samolot pasażerski, w wyniku czego rdzeń wyspy zaczyna dziwnie się zachowywać. Co więcej - okazuje się, że na pokładzie pojazdu znajduje się... "zmyślona" przyjaciółka Miwy - Emery. Jej przybycie ponownie rzuci Tatsumiyę oraz jej mieszkańców w sam środek wojny pomiędzy Festum a ludzkością...

"Exodus" jest kontynuacją wydarzeń z pierwszej serii telewizyjnej z 2004 roku oraz filmu kinowego "Heaven&Earth" z 2010. Jeśli zatem nie mieliście jeszcze okazji ich obejrzeć, to mam dla was złą wiadomość - nie jest to serial dla was. "Exodus" bowiem zakłada, że widz zna dobrze bohaterów oraz wydarzenia z poprzednich odsłon cyklu i raczej nie kwapi się, by je mu dokładniej przypominać. Twórcy nie marnują cennego czasu i od razu zaczynają opowiadać nową historię. I chwała im za to, bowiem "Exodus" bardziej na tym zyskuje, niż traci. Historia jest bardzo dobrze rozplanowana, rozwija się stopniowo, w odpowiednim tempie, dobrze balansując sceny bardziej treściwe oraz potyczki. Serial nie serwuje też widzowi przydługich, nudnawych infodumpów mających po raz n-ty wprowadzić go w dobrze już mu znane aspekty uniwersum. Zamiast tego, twórcy bardzo umiejętnie rozszerzają świat przedstawiony, pokazując jak wygląda reszta świata, poza wyspą Tatsumiya, na której do tej pory toczyła się akcja serii. Bardzo mnie to ucieszyło, bowiem do tej pory jedyne, co wiedzieliśmy o świecie zewnętrznym to to, że Japonia została zniszczona i że ludzie od lat toczą wojnę z Festum. Wszystkie te ruiny cywilizacji, rozległe pustkowia, czy też skute wiecznym lodem lądy bardzo dosadnie pokazują, na jak bardzo przegranej pozycji faktycznie znajduje się ludzkość, pozbawiona większości dobrodziejstw z wyspy Tatsumiya. Wszystkie te zdewastowane scenerie i ogólne uczucie beznadziei fantastycznie kontrastują także z rajskim i sielskim obrazem wyspy bohaterów i sprawiają, że zarówno oni jak i sam widz jeszcze bardziej doceniają jej piękno.
Bohaterowie zawsze byli tym najistotniejszym elementem Fafnera. To właśnie proces ich dorastania oraz relacje między nimi oraz Festum są wszakże motorem napędowym serii. Jak poradził sobie z nimi "Exodus"? Fenomenalnie! Zacznijmy od tego, że naprawia największe niedociągnięcie kinówki "Heaven&Earth" i świetnie rozwija charaktery pilotów drugiej generacji. Dzieciaki przez te kilka lat pomiędzy filmem a nową serią bardzo wydoroślały i "Exodus" świetnie to pokazuje. Seri nie tylko niesamowicie wypiękniała, ale też stała się jeszcze bardziej dojrzała i opiekuńcza, Hiroto spełnił swoje marzenie o byciu gwiazdą telewizyjną i jest inspiracją dla wszystkich dzieciaków mieszkających na Tatsumiyi, Akira zaś całkowicie zwalczył swoje problemy z mówieniem i bardzo zmężniał, jednak wciąż zdarza mu się prędzej działać, niż myśleć.  Również stara gwardia z oryginalnego "Dead Aggressor" nie została potraktowana po macoszemu. Strasznie podobało mi się to, że "Exodus" pozwala nam zobaczyć, jakie drogi życiowe obrał każdy z bohaterów pierwszej generacji. Kenji został lekarzem, Sakura nauczycielką, Canon naczelnym mechanikiem i konstruktorem Fafnerów, Soushi znowuż naukowcem. Obserwowanie, jak wygląda ich praca poza kokpitami Fafnerów sprawia naprawdę wiele przyjemności. A i ci nowi piloci są w sumie całkiem w porządku. Mimika to radosna, tryskająca wręcz energią dziewczynka, o wielkiej odwadze; Sui to bardzo inteligentny chłopak, zaskakujący pomysłowością w trakcie walki, borykający się jednak z trudną sytuacją w rodzinie; Leo zaś to honorowy i bardzo waleczny młodzieniec, świetnie władający mieczem.
Bardzo podobało mi się też, że "Exodus" pokazuje w trochę lepszym świetle żołnierzy Armii Ludzkości. Choć wciąż jest wśród nich wielu wrednych sukinsynów, to jednak jak się okazuje, w ich szeregach jest także wielu naprawdę dobrych ludzi, gotowych nieść pomoc potrzebującym. Bardzo spodobała mi się zwłaszcza postać Waltera, który nie tylko był naprawdę mądrym i dobrym człowiekiem, ale również odegrał niezwykle istotną rolę w rozwoju charakteru Akiry. Jakby tego było mało, serial momentami dość dosadnie kwestionuje też to, czy mieszkańcy wyspy Tatsumiya faktycznie są tacy dobrzy i bez winy, jak mogłoby się wydawać. O, a czy wspomniałem już, jak rewelacyjnie pokazano, jak nisko mogą upaść ludzie w tak pozbawionym nadziei na lepsze jutro świecie, jak ten w Fafnerze? Warto nadmienić także, że twórcy nadal nie boją się ciężko ranić lub też nawet uśmiercać kochanych przez fanów bohaterów. W "Exodusie" przyjdzie nam zobaczyć naprawdę wiele śmierci znaczących postaci. Każdą z nich przedstawiono naprawdę dobrze i emocjonalnie, dzięki czemu wiele razy targało mną mnóstwo różnych emocji, od smutku aż po gniew. Ba! Jedna z nich jest tak fantastyczna, że jest moją ulubioną sceną roku. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak bardzo poruszyła mnie śmierć fikcyjnej postaci...
Wierni fani cyklu dostrzegą także liczne korelacje między poszczególnymi epizodami "Exodusa", a oryginalnego "Dead Agressor", co dodatkowo zwiększa frajdę z oglądania i jeszcze bardziej uświadamia, jak starannie rozplanowana jest opowiedziana w serialu historia.

Oprawa audiowizualna jest po prostu cudowna. Nawet ten nieszczęsny "Hirai Face" nie straszy już tak bardzo, jak kiedyś. Pan Hirai bardzo się poprawił i jego postacie nie wywołują już obrzydzenia, a w niektórych wypadkach zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że wyglądają ślicznie. Zwłaszcza gdy spojrzy się na takie piękności jak Seri, Orihime, Maya czy też Canon. Hirai coraz lepiej rysuje też emocje bohaterów. Mimika postaci w "Exodusie" jest po prostu fantastyczna i na ich twarzach wyraźnie widać każdą emocję oraz najdrobniejszy nawet grymas. Na pochwałę zasługują także projekty maszyn oraz Festum - wciąż tak cudownie zróżnicowane i nietuzinkowe. A i słynne Fafnerowe "Scenery Porn" nie zawodzi - tła są po prostu cudowne. Szczegółowe, klimatyczne i utrzymane w odpowiednio dobranej kolorystyce prezentują się naprawdę fantastycznie i niejeden show mógłby ich "Exodusowi" pozazdrościć. No i jest jeszcze ta fantastyczna, niezwykle płynna animacja, zwłaszcza podczas starć. "Exodus" podobnie jak kinówka bardzo umiejętnie miksuje modele 3D z rysowanymi tłami i zachwyca wprost dynamiką i choreografią potyczek. Dawno nie byłem w trakcie oglądania bajki podekscytowany do tego stopnia, że serce biło mi jak szalone i prawie spadłem z krzesła. Ta fantastyczna praca kamery, te efekciarskie ataki, wszędobylskie pociski i wybuchy, drobne smaczki w postaci komend na wyświetlaczu w kokpicie, pomysłowe wykorzystanie najbardziej typowego nawet arsenału. No po prostu cudo!
Nie rozczarowuje także muzyka. Warszawska Orkiestra Filharmoniczna po raz kolejny dała fantastyczny popis i zagrała przepiękne motywy, idealnie oddające klimat rozgrywających się na ekranie wydarzeń. Bez względu na to, czy mamy do czynienia z błogą sceną cichego dnia na wyspie, pełną rozpaczy śmiercią towarzysza broni, czy też przyprawiającą o szybsze bicie serca emocjonującą potyczką możemy być pewni, że muzyka będzie idealna. Warto wspomnieć też, że utwory odpowiednio zmieniają nawet swoje tempo w zależności od tempa akcji w danej scenie - to spora rzadkość. Świetnie spisał się również zespół "angela", ponownie odpowiedzialny za wszelkie piosenki wokalne. Kawałki takie jak "Exist", "An'ya Kouro", "Sono Toki", czy też "Horizon" brzmią po prostu genialnie i natychmiast wpadają w ucho. Drugi openin serii, "Dead or Alive", jest także pełen smaczków dla fanów, w postaci choćby sprytnie wplecionych doń słów tak bardzo uwielbianego przez nich "Shangri-la" - openingu pierwszej serii telewizyjnej.
Gra aktorska także nie zawodzi. Ciężko się temu jednak dziwić, skoro wraca cała fantastyczna ekipa z poprzednich odsłon cyklu. Każda kwestia wypowiedziana jest z zachowaniem odpowiedniej tonacji, w głosach bohaterów czuć każdą, najdrobniejszą nawet emocję a dialogi są naturalne i przekonujące. Niesamowicie podobały mi się także wszelkie okrzyki bojowe bohaterów. Zwłaszcza wcielający się w Soushiego Kohei Kiyasu spisał się fantastycznie i słuchając jego "Uoooooooh!" przechodził mnie dreszcz. No homo.

"Fafner Exodus" to po prostu cudowny, praktycznie pozbawiony wad show. Bawiłem się nań fantastycznie i serio nie wiem, czy jest coś, do czego mógłbym się przyczepić. Fabuła jest bardzo solidna i świetnie zaplanowana, bohaterowie żywi i łatwi do pokochania, a oprawa audiowizualna to istny majstersztyk. Jedynym jego problem jest to, że by móc go obejrzeć, wymagana jest znajomość wszystkich poprzednich odsłon, a trochę tego jest i nie każdy będzie miał cierpliwość przez to przebrnąć. Zdecydowanie jednak warto. "Exodus" to bowiem niesamowity tytuł i zdecydowanie najlepsze anime 2015 roku. Kto wie, czy nie okaże się nawet najlepszą bajką dekady. Czas pokaże. Póki co z radością wystawiam serii tej swoją siódmą dziesiątkę. W końcu!

Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji - 2015
Pełny Tytuł: „Soukyuu no Fafner: Dead Aggressor - Exodus” ("Fafner in the Azure: Dead Aggressor - Exodus")
 Reżyseria: Nobuyoshi Habara
Scenariusz: Tow Ubukata
Muzyka: Tsuneyoshi Saito
Gatunek: Super Robot, Dramat, Science-Fiction
Liczba Odcinków: 26
Studio: Xebec
Ocena Recenzenta: 10/10

-Fafner jest w Japonii bardzo popularną i kochaną serią. Poza nią nie cieszy się jednak takim uznaniem i bardzo ciężko jest znaleźć kogoś, kto w ogóle miał z nią styczność. W wyniku tego niejapoński fandom Fafnera jest bardzo malutki. Jest to jednak chyba najbardziej zgrany, chętny do dyskusji i potrafiący dostrzec wady swej serii fandom, z jakim miałem do tej pory styczność. Fafnerfagi to najfajniejsi ludzie zwłaszcza na /m/

-Godne podziwu jest to, ile serca w serię tę włożyli pracujący nad nią ludzie. Każdą z części sagi bowiem tworzyła dokładnie ta sama ekipa, zarówno jeśli chodzi o seiyuu, animatorów, reżysera etc. Wszyscy związani z serią ludzie darzą ją tak ogromnym sentymentem, że na swych twitterach bardzo często postowali tweety jej poświęcone, a po jej zakończeniu byli bardzo smutni, że trzeba będzie znów się z nią i resztą ekipy rozstać.

Screeny:







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz