czwartek, 6 marca 2014

Moe w krzywym zwierciadle - "Robot Girls Z" (2014)

Moefikacja to istna zmora kilku ostatnich lat. Od dłuższego czasu, z każdym kolejnym sezonem, przybywa coraz więcej i więcej animu koncentrujących się na "słodkich dziewczynkach robiących słodkie rzeczy". I nie byłoby może w tym nic złego (wszakże trochu słodyczy nikomu nie zaszkodzi), gdyby nie fakt, iż wszystkie te serie... niczym się od siebie nie różnią. Toczka w toczkę serwują nam identyczne charaktery postaci, identyczne stereotypy, ba, identyczny wątek fabularny niemal zawsze (z drobnymi co najwyżej modyfikacjami). Co więcej, serie tego typu zaczęły w końcu zapychać 90% sezonu, w efekcie czego człek, który cukrzycy dostać nie chciał, musiał stronić od lwiej części nowych chińskich bajek.
Zimą 2013 roku zapowiedziano jednak serię, która choć opowiada o uroczych dziewczynkach, to robi to w całkiem inny sposób. Serię, która nawet na /m/ wywołała ogromne poruszenie, w wyniku czego cała banda /m/echatardów z napięciem oczekiwała, kiedy do sieci trafi pierwszy jej odcinek. O czym dziś będzie mowa? A no o rewelacyjnym pastiszu wszelkich anime o wielkich robotach; genialnej komedii, która w niezwykle trafny i prześmiewczy sposób nabija się z najczęściej spotykanych w japońskich kreskówkach zagrań; serii, która co więcej, robi sobie jaja również z samego fandomu. Bez dłuższego przeciągania, zakładamy na łeb nasze "Pildery" i łapiemy się za "Robot Girls Z".

Akcja naszego anime dzieje się w mieście znanym jako "Photon Town". Życie jego mieszkańców niewiele różni się od życia typowych mieszczuchów - codziennie pracują, spędzają czas wolny na przechadzkach po parku, odwiedzają centra handlowe itd. Czymś, co jednak wyróżnia to miasto na tle pozostałych mu podobnych, jest fakt, iż zamieszkują je dość intrygujące pannice, znane jako "Robot Girls". Cóż takiego w nich intrygującego, spytacie? A no to, iż są one ślicznymi androidami, bazowanymi na ikonicznych dla Japonii wielkich robotach, takich jak choćby Mazinger Z, Grendizer, czy też Great Mazinger.
Trójka najsłynniejszych dziewuszek to: pewna siebie, w gorącej wodzie kąpana Z-chan (Mazinger Z), cyniczna, złośliwa i wiecznie zapatrzona w swą kieszonsolkę Gre-chan (Great Mazinger) oraz dojrzała, piękna i inteligentna Glenda-san (Grendizer). Nasze bohaterki poznajemy w momencie, gdy dorabiają sobie reklamując festyn miejski. W pewnym momencie jednak, na miasto napadają, po raz kolejny, dowodzone przez Baron Ashurę złe "Mechanical Beast Girls". Ich celem jest "Energia Fotonowa" zasilająca całe miasto. Co w takim wypadku robią nasze bohaterki? Ależ oczywiście, że przywdziewają swe potężne magicznorobotyczne pancerze i ruszają na odsiecz, ku czci sprawiedliwooo... nie. Jak to Z-chan zgrabnie określa "Cała ta nieskończona moc jest tylko dla mnie, chrzanić sprawiedliwość!" - oznacza to mniej więcej tyle, że nasze bohaterki ratowanie miasta mają głęboko w poważaniu i chcą po prostu spuścić manto Baronowi i jej przydupasom dlatego, że najzwyczajniej w świecie sprawia im to sadystyczną przyjemność. 
Tak więc...
Nasze bohaterki zgrabnie rozprawiają się ze swoimi przeciwniczkami i zmuszają je do odwrotu... demolując przy tym całą część miasta, w której odbywa się potyczka. Jak nietrudno się domyślić, niezbyt podoba się to mieszczuchom, stąd też wystosowują oni list z zażaleniem do przełożonego naszych bohaterek, a ten zleca im kolejną robotę, poprzez którą mają odpracować wszelkie zniszczenia, których dokonały.
Następnego dnia cała sytuacja oczywiście się powtarza i nasze bohaterki ponownie robią większy burdel, niż potrzeba, po czym znowuż zmuszone są to odpracować. I tak w koło macieju, a śmiechu przy tym mnóstwo. Zwłaszcza, że "Zło" nie śpi i co rusz knuje coraz to bardziej skomplikowane plany, coby wykraść drogocenną "Energię Fotonową".

Jak nietrudno wywnioskować, "Robot Girls Z" jest ostro walniętą komedią, serwującą widzowi ogromną wprost dawkę absurdalnego humoru. Raczy nas świetnymi, niezwykle błyskotliwymi dialogami, w których pełno jest przezabawnych gier słownych; totalnie szurniętym i utrzymanym w mocno "Nagaiowym" (czyli nieco sadystyczno-erotycznym) klimacie humorem sytuacyjnym; ogromną dozą slapsticku oraz pierdyliardem parodii i nawiązań do innych produkcji. Starsi fani będą tu mieli prawdziwą zabawę w doszukiwanie się najmniejszych choćby referencji, bowiem ukryto ich tu mnóstwo. Pomijam już fakt, że dziewczynki bazowane są na takich sławnych robotach, jak Gaiking, Magne Robo Gakeen (u nas znany jako "Magnos"), Getter Robo, czy też wspomniana wcześniej "trójca". Oprócz tego wprawne oko wychwyci drobne lub większe nawiązania do takich tytułów jak "Galaxy Express 999", "Devilman", "Dororon Enma-kun"... a to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Ba, w anime gościnnie występują również bohaterowie innych produkcji spod znaku Toei/Dynamic Productions - spodziewajcie się zatem Oddziału Getter, Jack'a i jego siostry, czy też... samego Wujka Nagaia.
Warto wspomnieć także, iż twórcy nie pozostawiają suchej nitki nawet na stereotypowych dla anime zagraniach, czy też zachowaniach fandomu. Stąd też spodziewajcie się nabijania się z trapów (bardzo pomysłowego w dodatku!), fanserwisu, idoli muzycznych, mechafagów... lista jest naprawdę długa i wymienienie wszystkiego, z czego "Robot Girls Z" drze łacha jest praktycznie niemożliwe, bowiem spowodowałoby to, iż tekst ten rozrósłby się do monstrualnych wprost rozmiarów.
Fabuła nader skomplikowana nie jest, a i owszem. Nie zmienia to jednak faktu, że parę naprawdę nietuzinkowych zagrań ma. Zwłaszcza, że będąc parodią, nabijać się ze stereotypowego prowadzenia historii musi.

"Robot Girls Z" jak wspomniałem jest, bądź co bądź, serią moe, bowiem jej głównymi bohaterkami są śliczne dziewczynki, robiące śliczne rzeczy. Wspomniałem jednak, iż dość mocno wyróżnia się ona na tle innych tego typu produkcji. Dlaczego? A no bo bohaterki, moi drodzy, są dość nietuzinkowe. Nie są to typowe moebloby, pozbawione całkowicie charakteru. Nasze główne bohaterki bowiem, są dość... wredne i okrutne. Ba, "Robot Girls Z" to chyba jedna z niewielu serii, w przypadku których człowiek szczerze powiedziawszy bardziej sympatyzuje... z tymi "złymi". Dlaczego tak się dzieje? Bowiem co odcinek widzimy, jak to Doublas-chan, Garada K7, Baron Ashura oraz kolejne ich przydupasy, dostają tęgie lanie od naszych bohaterek, które co zaznaczyć trzeba, czerpią z tego sadystyczną wręcz chwilami przyjemność. Ba, Z-chan i jej koleżanki zachowują się praktycznie non stop jak podwórkowi chuligani, dręcząc swe przeciwniczki, naśmiewając się z nich, robiąc z nich idiotki itd. Jedną ze scen, które wywołały największe poruszenie na /m/, była ta, w której Gre-chan zabrała ukochane pacynki Doublas-chan i zaczęła sobie nimi żonglować, doprowadzając małą do płaczu. Gdy dziewczynce udało się w końcu uprosić Gre-chan, by oddała jej jej własność, nasza "obrończyni sprawiedliwości" z cynicznym uśmieszkiem rzuciła jej nimi prosto w twarz z takim impetem, iż Doublas poleciała na drugi koniec ulicy. A myślicie, że to jest okrutne? To jeszcze nic, w porównaniu z tym, do czego zdolna jest Glenda. Najdojrzalsza z dziewcząt jest bowiem największą sadystką z nich wszystkich, dodatkowo niezwykle wyczuloną na punkcie swej urody i wieku. Co więcej, uwielbia karać każdego za najdrobniejszą nawet głupotę. Nie daj Bóg zatem ktoś ją obrazi, wspominając coś o jej wieku, albo przypadkowo niemal skaleczy jej "piękną buzię". Umrze on w straszliwych i długich męczarniach... a nawet jeśli nie umrze, to i tak będzie skutki tych męczarni odczuwał przez najbliższe kilka miesięcy.
Och, i co trzeba wspomnieć, złośliwość ta nie ogranicza się jedynie do trójki głównych bohaterek. Wszystkie, powtarzam WSZYSTKIE dziewczęta bywają chwilami niezwykle wredne i pyskate, przez co do bójek dochodzi nawet między "obrończyniami sprawiedliwości" z róznych oddziałów.

Oprawa audiowizualna działa jedynie na korzyść produkcji. Śliczne, przyjemne dla oka projekty postaci z całą pewnością błyskawicznie przypadną widzowi do gustu (no, chyba że jest on wybitnie wrażliwy na cukier i reaguje nań odrazą *śmiech*), bardzo szczegółowo narysowane są również tła (które swoją drogą, bazowane są na prawdziwych miejscówkach z Japonii). Nie kuleje także animacja - jest płynna, nie widać w niej nadmiernych oszczędności (wszystkie przypadki domniemanego QUALITY są całkowicie zamierzone i wprowadzone dla śmiechu) i zdecydowanie nie mam o co się doń przyczepić.
Muzyka jest świetna, rytmiczna i błyskawicznie wpada w ucho. Już sam opening naładowuje widza ogromną dawką pozytywnej głupawki, przygotowując go bardzo dobrze na to, o czym jest ta seria. Bardzo przyjemnie prezentują się również utwory grające w tle zdarzeń, które swoją drogą wykonane są na podobnej zasadzie, co te z "Escaflowne" - mianowicie, są to wykonane na kilkanaście róznych sposobów aranżacje openingu, bądź innych utworów, zrobione jednak w taki sposób, że nie nużą, a wszystkie wyróżniają się czymś na tle pozostałych. Niezmiernie spodobał mi się również ending, na którego pełną wersję polowałem odkąd tylko to anime się ukazało.
Głosy postaci również prezentują się przednio, co nie powinno dziwić, bowiem zebrała się tutaj sama śmietanka. Usłyszymy tu takie osobistości jak Inori Minase (Gre-chan), Kazusa Aranami (Glenda), Minami Tsuda (Jeeg-san), Mika Kikuchi (Minerva X), Maaya Uchida (Get-chan)... a to zaledwie drobna część obsady. Spodziewać się możecie zatem świetnej gry aktorskiej, rewelacyjnie oddanych emocji i świetnie zagranych, chwilami zdrowo przejaskrawionych charakterów.

Co ogółem o "Robot Girls Z" sądzę? Seria jest genialna. Szczerze powiem, że z początku nie podejrzewałem (zresztą, nie tylko ja, bo całe /m/ wątpliwości miało), iż kreskówka o zmoefikowanych wersjach klasycznych robotów okaże się być czymś tak rewelacyjnym. Zostałem jednak naprawdę pozytywnie zaskoczony. Gagi są faktycznie zabawne, humor w dialogach potrafi rozłożyć na łopatki (zwłaszcza, jeśli kojarzymy powiązania, jakie występowały między bohaterami na których postacie są wzorowane), pierdyliard smaczków i nawiązań dla starszych fanów skłania do kilkukrotnego czasem nawet obejrzenia odcinka, co by tylko wyłapać, czy aby na pewno nam jakieś drobne "cameo" nie umknęło, dodatkowo nietuzinkowe postacie oraz świetna oprawa audiowizualna tylko zwiększają radochę z oglądania. Co więcej, w serii wyraźnie czuć ducha Wujka Nagaia, co jak dla mnie jest ogromnym plusem, bowiem twórczość tego pana bardzo sobie cenię.
Polecam? No ba, że polecam.  Moim skromnym zdaniem "Robot Girls Z" to najlepsza seria kilku ostatnich lat, i póki co zdecydowany faworyt roku 2014. Czy się to zmieni, zobaczymy w najbliższym czasie, bowiem rok ten obfitował będzie w wiele ciekawych, nie tylko mecha, anime.
Nadmienię jednak, iż przed seansem warto choć trochu zapoznać się ze starszymi produkcjami, co by smaczki łatwiej było wychwytywać.

Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji - 2014
Pełny Tytuł: „Robot Girls Z”
 Reżyseria: Hiroshi Ikehata
Scenariusz:  Hiyodou Kazuho, Go Nagai
Muzyka: IOSYS
Gatunek:Komedia, Parodia, Magical Girls, Powered Armor, Science Fiction
Liczba Odcinków: W zależności od podziału - 3 (30 minutowe) lub 9 (10 minutowych)
Studio: Toei
Ocena Recenzenta: 10/10

-Wart wspomnienia jest fakt, iż seria z początku miała być... jedynie krótką reklamą kanału Toei. Krótki epizod zyskał sobie jednak tak dużą popularność, że twórcy zwęszyli kasę i postanowili przerobić ją na pełnoprawny serial animowany. Szkoda jedynie, że taki krótki.

-Obok "Magic Knight Rayearth", "Nanohy" oraz "Symphogear", "Robot Girls Z" jest jedną z niewielu tolerowanych i faktycznie lubianych moe serii na /m/. Ba, bohaterki tej serii zaskarbiły sobie naszą sympatię tak bardzo, że natworzyliśmy z nimi już mnóstwo tzw. "Reaction Images".

-Najpopularniejszymi postaciami wśród ludzi z /m/ są zdecydowanie Glenda, Get-chan, Garada K7 i Doublas-chan. Ta ostatnia obudziła swoją drogą w niektórych "ojcowskie uczucia", w wyniku czego chcieli oni pokarać Gre-chan za to, jak ją potraktowała. 

-Skoro o Doublas-chan już mowa... została ona oficjalnie okrzyknięta "Księżniczką /m/" i razem z Haman (Królową) i Dr.Robotnikiem (Królem) stanowią tzw. "Perfect Fa/m/ily"

Screeny:








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz