niedziela, 25 sierpnia 2013

Tokusatsu w krzywym zwierciadle - "Kakugo no Susume" (1996)

Tokusatsu to gatunek w Japonii niezwykle popularny. Jego bohaterami są dzielni, zamaskowani herosi, ubrani w pełne nowinek technologicznych superpancerze. Obowiązkowo muszą mieć także szybki, zarąbisty motocykl, albo robota. Do najsłynniejszych przedstawicieli tego gatunku należy saga "Kamen Rider" opowiadająca o wystrojonych w świerszczopodobne kombinezony wojownikach, którzy stawiają czoła coraz to kolejnym okrutnym istotom, chcącym zagarnąć ziemię dla siebie.
Gatunek ten zyskał sobie całkiem sporą popularność również poza Japonią, dzięki czemu poza kraj kwitnącej wiśni zaczęły trafiać najrózniejsze seriale o zamaskowanych herosach. Część z nich była naprawdę dobra, część przeciętna, a część... taka, że zdecydowanie lepiej by było, by nigdy nie ujrzała światła dziennego. I właśnie serią należącej do tej trzeciej kategorii się dziś zajmiemy. Serią tak niesmaczną, paskudną i badziewną, że oglądać ją będą w stanie jedynie widzowie o iście stalowych nerwach albo tacy, co na dziwadła Japończyków są uodpornieni - oto przed państwem "Kakugo no Susume", znane też jako "Apocalypse Zero".

W bliżej nieokreślonej przyszłości nastąpiła wielka katastrofa, w wyniku której wszelkie metropolie legły w gruzach. W wyniku tego kataklizmu narodziły się paskudne mutanty, które całymi dniami polują na ocalałych przedstawicieli rasy ludzkiej. Ludzkość oczywiście nie zamierza poddać się bez walki i dlatego postanawia zorganizować oddział zwalczający złowrogie bestie... NIE. Zamiast tego żyją jak gdyby nigdy nic się nie stało. Dorośli nadal pracują, dzieci nadal uczęszczają do szkoły. A to że tam codziennie następuje kilkadziesiąt zgonów z powodu ataku mutantów to tam pikuś, kto by się tam w końcu tym przejmował... Zdążyło się już przywyknąć do postapokaliptycznej rzeczywistości.
Pewnego dnia do jednej z ocalałych szkół w Tokio przybywa tajemniczy młodzian imieniem Kakugo. Jak się niedługo potem okaże, jest on w posiadaniu potężnej broni - Pancerza Zero Form, który umożliwia mu przeistoczenie się w potężnego zamaskowanego wojownika, stawiającego czoła mutantom. Przy pomocy tejże zbroi Kakugo w bezlitosny i niezwykle krwawy sposób rozprawi się z każdym potworem, który wejdzie mu w drogę.
Okazuje się jednak, że nasz bohater nie przybył do tej szkoły jedynie celem ochrony uczniów do niej uczęszczających. Ma on swoje własne, dość istotne powody, które go tu przygnały.

"Kakugo no Susume" należy zdecydowanie do najdurniejszych anime, z jakimi miałem do czynienia. Już nie chodzi mi tu nawet o bezsensowną fabułę, bo to było całkowicie zamierzone, biorąc pod uwagę fakt, że jest to pastisz wszelkich serii z gatunku tokusatsu. Bardziej idzie mi tu o fakt, że seria ta jest niezwykle brutalna i chwilami stanowczo za daleko posuwa się przy przekraczaniu granic dobrego smaku. Ja rozumiem, że krew i flaki są takie "Kul i Ewsum", ale czy serio rajcują one kogokolwiek poza niedojrzałymi nastolatkami, dla których oglądanie efektownych scen mordu wydaje się być czymś niezwykle dorosłym? 
No bo serio - każda, dosłownie KAŻDA walka w tym anime obowiązkowo musi obfitować w hektolitry krwi i wiadra wyrywanych wnętrzności.  Ja naprawdę rozumiem, że ta groteska miała być dla śmiechu, jednak stanowczo moim zdaniem za daleko się tutaj twórcy posunęli i miast bawić, jest to po prostu żenujące.

Bohaterowie. Tak, no więc... co dobrego można o nich powiedzieć... nic. Schemat pogania schemat, a stereotyp ściga stereotyp. Tajemniczy, przystojny młodzik, przeistaczający się w walecznego herosa? Jest; Urodziwa, zakochana w nim po uszy dziewuszka? Jest; Rywalizujący z głównym herosem o względy wspomnianej panny szkolny osiłek? Jest, a jakże;
Nikt z bohaterów nie wyróznia się praktycznie niczym ciekawym. Skoro miała to być komedia, to można było się choćby pokusić o użycie postaci do wyśmiania typowych charakterów, ale tego nie zrobiono.
Dialogi między bohaterami są nudne i nie bawią, relacje między nimi zaś, nawet jak na parodię, są po prostu fatalne.
Czarne charaktery spytacie? No tu jest trochę "lepiej". Akurat przeciwników dla herosa zaprojektowano w taki sposób, że są  pastiszem typowych monstrów, z jakimi zmagać się muszą bohaterowie serii z gatunku tokusatsu. Kakugo przyjdzie bowiem walczyć m.in z gigantyczną grubą kobietą, która pożera swoich kochanków a zerwane z nich twarze nosi na swojej lewej piersi; starcem walczącym przy użyciu śliny i wężopenisa; czy też demoniczną pielęgniarką, która niczym Aphrodita A z "Mazinger Z" walczy strzelając swymi piersiami jak rakietami. Go Nagai byłby dumny.
Oczywiście za tymi wszystkimi mutantami stoi ten "Główny zły" pociągający za sznurki. Jego motywy jednak są równie durne, jak całe to anime - chce bowiem stworzyć utopię, poprzez... wymordowanie wszystkich ludzi. To tak chyba nie działa...
No chyba że chce stworzyć utopię dla mutantów... ale po co, skoro wyraźnie widać, że to one wygrywają z ludźmi, którzy jakoś nie kwapią się by stawić im czoła?

Co śmieszne - seria ta ma jednak coś dobrego. Oprawę audiowizualną. Projekty postaci są całkiem ładne i przyjemne dla oka (no, pomijając chore mutanty), również projekty pancerzy, pełne najdrobniejszych, pieczołowicie dopieszczonych detali wyglądają rewelacyjnie. Animacja także nie trzeszczy - wszystko tu rusza się całkiem płynnie, choć czy jest to w 100% zaleta to bym spekulował, biorąc pod uwagę fakt, że większość tych świetnych animacji to chore, wykwintne wręcz sceny mordu.
Co do muzyki mam mieszane odczucia. Szybkie, rytmiczne kawałki wykorzystane podczas starć brzmią świetnie i podkreślają dynamikę bitwy... z drugiej strony jednak, motywy grające podczas "normalnych" dialogów są nudne i niemal niezauważalne, w wyniku czego jednym uchem wpadają, drugim zaś już wypadają.
Głosy postaci wypadają całkiem dobrze, choć zdarzają się takie nieco nijakie. Kakugo na przykład podczas starć brzmi średniawo. Tutaj akurat powiem szczerze, że angielski dubbing wypadł lepiej, bowiem tam nazwy ataków wypowiadane przez naszego bohatera brzmią naprawde świetnie i idealnie pasują do odważnego wojownika.
 Najlepiej bez dwóch zdań spisali sie aktorzy użyczający głosów mutantom - brzmią jak faktyczne bezlitosne chore potwory, opanowane rządzą mordu.

"Kakugo no Susume" ląduje w tej samej kategorii, co recenzowany już przeze mnie "Genocyber" - jest to szajs, który nadaje się tylko i wyłącznie do obejrzenia na imprezie ze znajomymi, celem totalnego wyśmiania. Normalnie anime tego nie da się oglądać, no chyba że jesteście masochistami, którym do szczęścia wystarczy jedynie kilkanaście scen wymyślnych mordów i chorych dewiacji. Humor wcale a wcale nie bawi, a jedynie żenuje, podobnie jak bohaterowie. Oczywiście znajdą się tacy, co powiedzą "no ale muzyka była dobra". A ja na to powiem, że muzyki można sobie posłuchać na "Youtube" czy innej witrynie, bez potrzeby katowania się całą resztą tego badziewnego anime. Odradzam stanowczo. Zróbcie sobie przysługę, i zamiast oglądać 2 odcinki animowanego gówna poświęćcie ten czas na coś bardziej kreatywnego, jak np. wyjście ze znajomymi na dwór, albo choćby naukę japońskiego.
Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1996
Pełny Tytuł: „Kakugo no Susume” ("Apocalypse Zero - Kakugo the final soldier")
 Reżyseria: Toshihiro Hirano
Scenariusz: Akiyoshi Sakai
Muzyka: Takashi Kudou
Gatunek: Tokusatsu, Parodia, Gore
Liczba Odcinków: 2
Studio: Big West, Tomy, Victor Entertaiment
Ocena Recenzenta: 2/10

-Seria powstała na podstawie mangi pod tym samym tytułem. Co ciekawe, manga ta jest nadal kontynuowana. Jak nietrudno się domyśleć, dewiacji i chorych scen jest tam jeszcze więcej. Jak dobrze, że anime okazało się taką szmirą, że twórcom nie opłacało się zrobić więcej, jak 2 odcinki.

-Mimo że seria okazała się totalną porażką, doczekała się kilku naprawde niezłych figurek. Bądź co bądź, designy pancerzy były naprawdę fajne. Jeśli rajcują was futurystyczne zbroje super bohaterów, możecie się za figurkami z tej serii rozejrzeć.

-Powstała także gra na PlayStation - jak nietrudno się domyśleć bijatyka. Graficznie jednak nie powalała, a i sterowanie podobno do najwygodniejszych nie należało. Dla fanów może to być jednak całkiem niezła gratka.

Screeny:



6 komentarzy:

  1. o nie, muszę bronić! a o takich terminach jak guro i groteska to nie słyszał?
    toż to te anime w ramach swojego gatunku śmiało dostaje minimum średnią ocene... za sam design pancerza głównego bohatera powinna być wyższa ocena.

    co to potworów to rzeczywiście zalatują kiczem ale tak jak we wszystkich innych produkcjach tego gatunku. bo japońce podchodzą z dużym dystansem do flaków i stąd później takie potworki w postaci ich filmów gore.

    jak pancerz guyvera mi się w ogóle nie podobał tak ten jest totalnie zajebisty, chyba najbardziej udany ze wszystkich kamen ridero podobnych. sam fakt że koleś wdziewa taki a nie inny strój, rozwala w nim na mięsną papkę debilne monstra, jest masa krwi (tak powtarzam się ale o to głównie chodzi), jest post-apokalipsa, zasługuje na minimum 5. jeżeli patrzeć na date to to anime wyprzedza swoja ere, kreska i pomysłowością. (chodź może wtedy robiono lepsze anime niż teraz lol)

    w zasadzie jeżeli patrzeć na te monstra, to wcale się nie różnią od japońskiego folkloru. wystarczy popatrzeć na japońskie malowidła obrazujące oni, ze zdeformowanymi nieproporcjonalnymi ciałami. np malowidła japonskich Yōkai, np Tanuki mają takie duże jądra (wory) w których mogą łowić ryby itp.
    japonska kultura jest poje*** a ich legendy zryte co inspiruje rysowników do różnych wynaturzeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hurrra! W końcu ktoś o innej opinii i podyskutować można!

      Słyszałem o guro i grotesce, a i owszem : ). Ino jak napisałem, Kakugo moim skromnym zdaniem posunął się tutaj trochu za daleko. Odpowiedni balans guro i groteski serwuje nam np. "Devilman". Kakugo jest już nadmiernie przerysowany i jak napisałem nie tyle co tym bawi i intryguje, a po prostu żenuje. A sam design jednej postaci całego serialu nie uratuje.

      Co do "wyprzedzania" - nope. W okresie lat 90tych, ba, 80tych już tego typu potworków, nastawionych na brutalność i debilność było mnóstwo. "Battle Can Can", "Genocyber" (również tu opisywany), "M.D. Geist"(zwłaszcza druga OVA), "Cybernetics Guardians" (to akurat udane, powiem szczerze), czy też choćby Gowcaizer od samego Obariego.

      Znowu schodząc na temat pancerza - ja akurat i Guyvera i Kakugo lubię. Ba, zobaczyłbym ich obu bardzo chętnie w jakimś crossoverze razem.

      >sam fakt że koleś wdziewa taki a nie inny strój, rozwala w nim na mięsną papkę debilne monstra, jest masa krwi (tak powtarzam się ale o to głównie chodzi), jest post-apokalipsa, zasługuje na minimum 5.

      5 za co? Za to, że serwuje się nam nudnawą rozpieduchę, którą każdy głupi umiałby zrobić? Jak ktoś takie klimaty lubi, niech ocenę sobie o to oczko podniesie, ale nie przesadzajmy. Kakugo nie reprezentuje sobą nic na 5 zasługującego. Porządnie zrobiona rozpieducha, którą się da przyjemnie oglądać to np. Pierwszy Geist, czy choćby wspomniany Devilman.

      W japońskim folklorze były ogromne tłuste malowane baby w bondażu? Albo staruszkowie z wężopenisami? Potrzebne źródło, bardzo chętnie poczytam~

      Dziękuję za komentarz ogólnie i czekam na dalszy rozwój dyskusji : )

      Usuń
  2. akurat tytuły które wymieniłeś nie zawierają niczego co kakugo, bo kakugo to przede wszystkim komedia i potworki sa tak zrobione żeby były śmieszne, chociażby laska kakugo wygląda identycznie jak ta z superświnki (komedii dla dziewczyn). główną ideą tego anime było stworzenie głupkowatego czarnego humoru, z klimatem. chociażby sama kreska jest wyznacznikiem unikalności tego anime.

    devilman to akurat zupełnie inna para butów, może i są elementy guro ale całość to raczej dramat co idzie odczuć nawet w drugiej ovce( gdzie głównie była walka), seria ma dość poważny dołujący klimat.

    kakugo bym raczej porównał np do takiej gry jak "serious sam" w której sie przelewa cała masa krwi głupkowatych potworów zero fabuły i koleś w trampkach, czy komiksów dc z lobo... nie każdy ma nastrój oglądać wyrafinowane intrygi, taktyki wojenne, dramat, miłość itp.
    kakugo to nawet nie horror, nie buduje niepokoju czy napięcia brak wielkich emocji, jakie np odczuwałem oglądając z zapartym tchem claymore, więc to złe anime? absolutnie nie! takich anime mi brakuje. autor doskonale wiedział co robi. jego kolejna manga guro ma zupełnie inny obraz i jest bardziej dramatyczna, "Shigurui".

    wiem że manga kakugo jest o wiele bardziej rozwinięta i sa tam ukazane rozterki głównego bohatera w bardziej dobitny sposób, bo pokazywanie co rozdział tego samego byłoby po prostu nudne, i wielka szkoda że nie wydano jakiejś dłuższej serii anime.

    no i jeszcze zasługuje na uwage soundtrack a raczej piosenka śpiewana zdaje sie przez kolesia z dragon balla(akurat tego nie znosze, chyba wiadomo czemu :D), który też nagrywał piosenki do innych świetnych anime jak robo getter.

    innymi słowy kakugo to anime/manga jedyna w swoim rodzaju, nawet jeżeli to pewnego rodzaju parodia bez polotu. w japoni jest o wiele bardziej wielbiona niż w europie, stąd może te uprzedzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnosiłem się bardziej do tego, iż sugerowałeś że żadne inne anime przed Kakugo nie sięgnęło po przejaskrawioną brutalność.

      Ja zdaję sobie sprawę z tego, że jest to komedia, ale czy automatycznie oznacza to, że wszelkie chwyty dozwolone? Nie żeby głupie komedie mnie nie bawiły (ba, wyśmienicie bawię się oglądając Daimidalera z obecnego sezonu... choć on w ostatnim epizodzie bardzo spoważniał), ino jak wspomniałem, problemem w Kakugo jest dla mnie to, że przekroczono po prostu tę granicę dobrego smaku. Nie bawi mnie po prostu rozczłonkowywanie i usilne zalewanie flakami całego kadru. Po prostu.

      Point taken, z porównaniem do Devilmana pojechałem faktycznie trochę za daleko.

      Co do tego, iż nie wydano więcej epizodów OVA - mnie akurat to nie dziwi. Bądź co bądź, produkcje nastawione na hardą brutalność, w okresie w którym Kakugo się ukazał, zaczęły już powoli odchodzić do lamusa. Większość widzów nie interesowała się już tego typu popierdółkami po prostu. Ba, większość odczuwała raczej zniesmaczenie, aniżeli zafascynowanie tym tytułem.

      Opening jest genialny, a i owszem - Hironobu Kageyama (który współpracuje swoją drogą z moim ulubionym zespołem - JAM Project) spisał się wysmienicie. Opening zresztą w samym tekście nawet pochwaliłem, bo, moim zdaniem, poza projektami pancerzy jest on najmocniejszą stroną tej produkcji.

      Czy jedyna w swoim rodzaju to bym dyskutował. Czy zaś w Japonii jest bardziej wielbiona niż w innych miejscach na świecie to nie wiem, nie zagłębiałem się w to aż tak bardzo.

      Usuń
  3. akurat wyolbrzymiona brutalność ma swoje uzasadnienie w nawiązaniu do drugiej wojny światowej. japończycy w bardzo brutalny sposób torturowali jeńców i przeprowadzali na nich eksperymenty. był nawet chyba taki film guro produkcji japońskiej o wymyślnych torturach stosowanych na jeńcach. przodek kakugo był zbrodniarzem wojennym, a zero armor to jego dzieło, więc co się dziwić że syn przejął smykałkę po ojcu.

    tak czy inaczej postać samego kakugo jest bardzo charyzmatyczna, charakter i zarys psychologiczny tej postaci jest bardzo dobry moim zdaniem, rzekłbym badass :D. zawsze okazuje zimną krew, do tego, sposób w jaki się rozprawia z wrogami a jaki jest na co dzień (opanowany) no i te jego "rest in peace" po wykończeniu ofiaru, po prostu supcio...

    produkcje w stylu tokusatsu charakteryzuje szczątkowa fabuła i "potwór dnia" w każdym odcinku, bo są skierowane do dzieci w jap. żeby dzieci utożsamiały się z głównym bohaterem. dodatkowo stroje głównych bohaterów muszą być na tyle interesujące żeby dzieci się nimi jarały i tak jest. każde dziecko w japonii uważa że jego ulubiony bohater tokusatsu jest fajowy, przewspaniały, zajebisty jedyny w swoim rodzaju ma cudowne moce i naśladuje go w zabawach.. chciałoby być jak on. zresztą pamiętam jak sam naśladowałem wojowników power rangers w dzieciństwie wraz z dzieciakami hehe.. i te ich przemiany.

    kakugo to akurat taki tokusatsu z którym my dorośli możemy sie utożsamiać, którzy się wychowali na tokusatsu jako dzieci. mysle że wszystko zależy od kwestii wieku, jak odbieramy dane rzeczy i naszego podejścia. jak byłem dzieckiem, fascynowały mnie takie gry jak mortal kombat, głównie ze względu na przemoc i flaki, w wieku 16-18 lat chyba ta fascynacja była najmocniejsza. teraz mnie to nie rusza, ale też nie brzydzi. dlatego ta produkcja jest głównie skierowana do nastolatków których jeszcze fascynuje przemoc.

    głównie co mi sie podoba, to banalność tego anime, jak już ktoś zdążył zauważyć jest post-apokalipsa dzieciaki MUSZĄ chodzić do szkół :D w biały dzień grasują mutanty a w nocy zmarli wstają z grobów.
    mimo tego szkoła najważniejsza jakby inaczej...

    dziewczyna zadurzona w kakugo, do piękności nie należy, jednak jest bardzo słodka (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). w ordynarnych anime baby są przedstawione jako super laski. ale wiadomo że w realnym życiu mamy do czynienia z różnymi dziewczynami i każda z nich jest urocza na swój sposób.. nie dlatego że jest sex bombą na wybiegu, tylko że ma cechy charakterystyczne które nam się podobają. horie wygląda jak pingwin ma przez to kompleksy, zaokrąglone ramiona pulchne nogi.. do tego jest bardzo czuła.

    /spoiler/ przytuliła kolegę z klasy mimo że był kupą rozlatującego się mięsa (miał jeszcze świadomość) żeby tylko umarł szczęśliwy, chciała mu pomóc, ale jak w życiu bywa nie na wszystko mamy wpływ. innemu chociaż był chamowatym grubianinem schowała wnętrzności z powrotem do ciała.
    Harara natomiast wariuje pod wpływem mocy, staje się kobietą (chyba każdy z nas facetów marzył kiedyś o tym by mieć ciało kobiety xD) /spoiler/

    myślę że barwne tło, zróżnicowane ciekawe koncepty postaci, kreska, banał, komedia przesiąknięta zapachem padliny wystarczy by dać temu anime minimum 5. ale być może ja po prostu mam dusze artysty i widze w nim zupełnie co innego, jak już wspomniałem to zależy od nastawienia..

    pancerz głównego bohatera jest inspirowany strojem bondage xD jak większość smaczków w tym anime oczywiście kojarzy się z seksizmem. mimo wszystko jak na obecne czasy to i tak zbyt delikatnie... jakby patrzeć na rozwój tego typu mangi w japonii (jak dla kogoś kto się tym interesuje), jedyna wada to to że to anime jest za mało HARDKOROWE! no ale w końcu to komedia, banał.

    np w berserku też był seksizm, sama manga sie zaczyna jak główny bohater rucha potwora, tylko tam cyce itp były przedstawiony bardziej poważny sposób jak i same sceny mordów, bo to dramat a kakugo to komedia, i flaki też wyglądają w nim banalnie.. polecam na marginesie 3 film berserka wydany w tamtym roku, nieźle pojebane.

    OdpowiedzUsuń
  4. no cóż, generalnie takie serie jak devilman, berserk, claymore, szybko się kończą, i zostają niedokończone, ze względu na limitowany budżet. jednak apocalypse zero jeszcze szybciej ale co się dziwić, anime są tworzone głównie dla nastolatków bo to przynosi największy dochód. dobre seineny to głównie manga. jak na anime, to kakugo bardzo dobrze oddało klimat mangi, jak i kreska postaci jest dokładnie taka jak w oryginale. nie zapominajmy że całość jest bardzo krótka.. to i tak dużo udało się tu upchnąć.

    akurat seria w jap ma duża rzesze fanów może o tym chociażby świadczyć ilosc wyswietlen na yt komentarze fanow https://www.youtube.com/watch?v=BxwUK0OcSTA czy fotki tamtejszych otaku http://blog-imgs-19.fc2.com/m/a/n/mangabruce/chez-umezu-kazuo18.jpg

    sorry za chaotyczna wypowiedź xD

    OdpowiedzUsuń