sobota, 18 stycznia 2014

RECENZJA FIGURKI - Big O z "THE Big O" od Bandai.


Zgodnie z obietnicą dziś przyjrzymy się bliżej tytułowemu robotowi z rewelacyjnej serii  "THE Big O", której recenzję również na blogu tym możecie znaleźć. 
Jakoże jest to model do własnoręcznego złożenia i pomalowania, to w recenzji uwzględnionych będzie także kilka zdjęć z tegóż procesu właśnie. Do dzieła~!

CAST IN THE NAME OF GOD - YE NOT GUILTY
Tytułowy "Big O" to ogromny czarny "Megadeus" należący do utalentowanego negocjatora znanego jako Roger Smith. Pomaga on naszemu bohaterowi tam, gdzie rozsądek i siła słowa nie wystarczą. Wyposażony w multum rodzajów uzbrojenia, od rakiet, przez lasery, na eksplodujących sierpowych kończąc, robot ten jest świetnie przystosowany do rozprawiania się z bardziej upartymi klientami.

Typ figurki: Model do składania
Seria Modeli: Mechanical Collection
Skala: Brak danych, ale najprawdopodobniej 1/144
Seria: "THE Big O"
Postać: "Big O" oraz "Roger Smith"
Producent: Bandai
Materiały: ABS, PVC
Wysokość: Ok.16 cm
Czas Składania: 8 godzin
Cena: 50zł  (bez wysyłki)
Data wydania: Kwiecień 2000/Sierpień 2011
Nakład:Standardowy
Data zakupu: Grudzień 2013 roku
Sklep: Mandarake

Od dawna już chciałem dopaść figurkę czarnego Megadeusa. Problem tkwił jednak w tym, iż jedyna jaką udało mi się gdziekolwiek wynaleźć, z serii "Max Gokin", kosztowała ok. 20.000JPY. Jakoże jest to wydatek zdecydowanie nie na moją kieszeń, musiałem pogodzić się z faktem, że prawdopodobnie nigdy nie uda mi się czarnego olbrzyma kupić.
Tak mi się przynajmniej wydawało...
W okolicach grudnia zeszłego roku przeglądałem oferty sklepów z figurkami w poszukiwaniu fajnej, aczkolwiek nie nazbyt drogiej figurki, którą rodzice mogliby mi spokojnie sprezentować na święta. No i udało mi się dopaść "Dann of Thursday" z "Gun X Sword" na Mandarake. Pozostało tylko czekać, aż Manda odpisze z potwierdzeniem, czy jest on dalej na stanie, czy nie.
...
Niestety, był już wyprzedany.
Rozczarowany westchnąłem i wróciłem do dalszych poszukiwań. Niestety, większość figurek w adekwatnej cenie raczej mnie nie interesowała. Bodaj jedynie jakieś stare modele Zero i X'a z "Rockman X" przykuły moją uwagę, jednak jakoże na /m/ naczytałem się wielu nieciekawych historii na temat starych modeli, wolałem sobie darować. Nagle doznałem jednak olśnienia i postanowiłem wstukać w wyszukiwarkę "The Big O"... iiii ku mojemu zdumieniu okazało się, iż czarny Megadeus doczekał się... modelu od Bandai. Po szybkim sprawdzeniu jego jakości w filmach na YT i kilku figurkowych witrynach z nieskrywaną radością złożyłem zamówienie. Tym razem jednak miałem 100% pewność, iż model swój dostanę, ponieważ figurka oznaczona była jako przedmiot do stałej sprzedaży internetowej. Pozostało czekać.
Z racji wielkiego zamieszania, jakie z reguły panuje na całym świecie w okresie świątecznym, nie nastawiałem się zbytnio na to, iż mój model dotrze do mnie na święta. Zwłaszcza, że pocztowcy na pewno również chcieliby spędzić święta ze swoją rodziną (i prawidłowo). Ku mojemu zdumieniu jednak, paczka kursowała w święta, w dodatku w tempie ekspresowym i 26go była już u mnie. Airmail jest cudowny~!
 Nie zacząłem modelu składać jednak od razu - najpierw, trzeba było kupić pędzelek i farbki. W związku z tym podpytałem bardziej ogarniętych w modelarstwie znajomych, jakie najlepiej kupić. Po rady udałem się także na /m/, bowiem nikt nie zna się na składaniu Plamo tak dobrze, jak ekipa mechafagów. Po spisaniu wszystkich wartościowych rad i uwag udałem się do poznańskiego "Cube" i nabyłem cztery farbki z serii "Citadel" - czarną, czerwoną, srebrną i złotą - oraz najcieńszy możliwy pędzelek.
Tak wyposazony wróciłem do Głogowa, rozłożyłem graty na kuchennym stole i wziąłem się do roboty.

Składanie i malowanie



Powiem szczerze, że bałem się co z tego wyniknie. Co prawda mam już doświadczenie w budowaniu modeli, jednak nigdy przedtem ich nie malowałem. Co najwyżej ozdabiałem naklejkami dołączanymi do zestawu.
Zgodnie z uwagami znajomych jednak, najpierw postanowiłem obmyć dokładnie wszystkie elementy, by usunąć z nich wierzchnią warstwę ochronną, przez którą farba mogłaby nie chcieć się trzymać. Po dokładnym osuszeniu wszystkich elementów zacząłem pieczołowicie wyłamywać je z siatki i ze sobą łączyć. Pamiętałem także, by każdy element wymagający malowania pobazgrać zanim przyłączę go do całości. Jest to dużo bezpieczniejszy i skuteczniejszy sposób na pomalowanie modelu, aniżeli bazgranie go, gdy jest już całkowicie złożony.
Na pierwszy ogień poszła głowa (co mnie dość zdziwiło, bowiem we wszystkich modelach, które do tej pory składałem głowę wykonywało się niemal na końcu, przed ostatecznym złożeniem wszystkiego w całość)
Przyznam szczerze, że pomalowanie oczu, nauszników jak i śrub na przezroczystej częsci hełmu (ZWŁASZCZA ICH) było nie lada wyzwaniem. Są to elementy tak małe, że potrzeba było nań dużo skupienia i cierpliwości. Nie jestem co prawda w 100% zadowolony z tego jak wyszło, ale nadal uważam iż poradziłem sobie całkiem nieźle.
Niezwykle zdziwił mnie swoją drogą fakt, iż śruby do hełmu trzeba było... przykleić klejem. Wszelkie plamo jakie do tej pory składałem takich trików nie wymagały. Może to być jednak związane z wiekowością tego modelu (bądź co bądź, ma on już 14 lat)


Urwanie głowy z tymi modelami... Trzeba było potem niepotrzebny nadmiar farby wykałaczką zdrapać.

Potem przyszedł czas na nogi. Tu najwięcej krwi napsuło mi zamalowanie jednego z elementów stopy - mianowicie, pomalować musiałem go na czarno, jednak w taki sposób, aby nie maźnąć znajdujących się na nim śrub, które trzeba było pomalować na srebrno. W efekcie nad samymi girami ślęczałem około 2 godziny...
Potem przyszedł czas na ręce. Tu już poszło sprawnej, zwłaszcza że większego malowania wymagały jedynie cylindry. Skoro o nich mowa, umieszczony w nich jest specjalny, sprężynowy mechanizm umożliwiający odtworzenie jednego z ataków Big O, ale o tym więcej za chwilę.



Na sam koniec został korpus. I tu powiem szczerze było najwięcej problemów. Zwłaszcza, z pomalowaniem srebrnych pasów na brzuchu i plecach. Ślęczałem nad nimi niezmiernie długo a i tak nie udało się mi ich perfekcyjnie pomalować. Oh well...
Miałem również drobny problem ze złotą farbą - jej konsystencja, w porównaniu z pozostałymi, była nazbyt wodnista, przez co dużo trudniej było nanieść ją na odpowiedni element. W efekcie na samo pomalowanie jednej złotej części poświęciłem około półtorej godziny...

Koniec końców jednak, udało mi się pomalować i poskładać dumnego Megadeusa. Prezentuje się on naprawdę wspaniale. Ekipa z Bandai po raz kolejny dopięła swego, i świetnie odwzorowała każdy, nawet najdrobniejszy szczegół tego robota.
BIG O! SHOOOOWTIME!

Akcesoria i Pozowalność


Ciężko szczerze mówiąc pisać tu o jakichkolwiek akcesoriach, bowiem Big O w serialu raczej żadnych specjalnych broni, poza wbudowanymi, nie używał. Stąd też nie uświadczymy tu żadnych mieczy, pistoletów, karabinów itd. Jedynym dodatkiem jest minifigurka Rogera Smitha, którą będę musiał jeszcze pomalować (brakuje mi cielistej farbki, stąd tego jeszcze nie zrobiłem)



Pod względem pozowalności Big O wypada... raczej średnio. Z racji nieruchomego korpusu nie może on przyjąć raczej zbyt wielu dynamicznych póz. Z drugiej strony jednak, w serialu też raczej rzadko robił większe wygibasy. Jest to raczej potężny i ciężki, wolno kroczący Super Robot, aniżeli mały i zwinny Gundam. Na dobrą sprawę, najbardziej ruchome są głowa oraz ręce. 
Miłym aspektem modelu jest jednak fakt, iż... posiada otwierany kokpit. Osłonę na kark można bowiem podnieść, ujawniając w ten sposób kabinę, z której Roger kierował swoją maszyną.
Wspomniałem wcześniej, iż cylindry umieszczone są na sprężynowym mechanizmie, prawda? Dzięki temu możemy je nieco odciągnąć, a potem puścić, by odtworzyć najsłynniejszy chyba z ataków Big O, podczas którego nabija on swojego przeciwnika na pięść, po czym z impetem uwalnia nań całą zgromadzoną w cylindrach energię.
Bardzo fajnym akcentem jest również to, że wszystkie palce na dłoniach są ruchome. Dzięki temu Big O może zarówno zaciskać pięści, mieć w pełni otwarte dłonie, a nawet coś wskazywać.
Żałuję jednak niezwykle, iż nie ma możliwości otwarcia korpusu, celem odtworzenia słynnego "FINAL STAGE" z ostatniego epizodu serialu. Cóż, podejrzewam że model byłby wtedy nazbyt skomplikowany...

Kilka przykładowych zdjęć:







Niestety, nie ma możliwości ustawienia Big O w obronnej pozycji znanej z serialu (obie tarcze przed twarzą). To najlepsze, co udało mi się zrobić.




Wspomniany mechanizm sprężynowy. Cylindry można odciągnąć...

Po czym puścić, a same wskoczą na swoje miejsce

Otwierany kokpit

Kabina, z której Roger kieruje Big O




Scena z epizodu "Daemon Seed" odtworzona w moim ogródku (lol)



Oczywiście Big O wychodzi zwycięsko z tego starcia. Jakżeby inaczej.

...

"Hm, hm, hm..."

"D-Dorothy! T-to nie tak jak myślisz! Ja wcale nie lubię komiksów o czarodziejskich dziewczynkach!"

"Normanie, czemu nikt mi nie powiedział, iż "Satelight" bez mej zgody postanowiło wykorzystać sztandarowy atak Big O?"

"W każdym razie, wykorzystali go wyśmienicie.  BROFIST Bikki."

Pudełko i instrukcja


Podobnie jak w przypadku innych modeli od Bandai, raczej wielkiego szału nie ma. Pudełko jest proste, kartonowe i ozdobione zdjęciami i ilustracjami przedstawiającymi Rogera i Big O. Ot, tyle.




Dużo fajniej prezentuje się instrukcja. Te od starych modeli od Bandai miały tę fajną właściwość, że praktycznie ZAWSZE oprócz podstawowych pierdół, takich jak opis złożenia/wskazówki do malowania posiadały różne fajne smaczki dla fanów, dotyczące serii, z której dany robot pochodzi.
A jakby tego było mało, do zestawu dorzucono ulotkę reklamującą wydanie LD/DVD/VHS pierwszego sezonu Big O




Wskazówki dotyczące malowania

Kilka faktów na temat serialu, Rogera, Paradigm City i samego Big O

Wspomniana ulotka, ze świetną ilustracją przedstawiającą Rogera i Big O

Podsumowanie

Czy Big O uważam za udany zakup? Jak najbardziej. Model niezwykle wiernie odwzorowuje znanego z serialu robota, a przy tym wcale nie kosztował tak dużo. Niezwykle podobają mi się również ruchome palce, otwierany kokpit oraz cylindry na sprężynach.
Z drugiej strony jednak, pod względem pozowalności raczej mnie nie oczarował. Jest dość sztywny i nie da się z nim zrobić za wiele (choć jak wspominałem, w serialu też jakichś niesamowicie wyszukanych akrobacji nie robił. Czasami może podskoczył). Żałuję także, że nie ma możliwości odtworzenia FINAL STAGE (choć tutaj usprawiedliwione jest to tym, iż wykonanie otwieralnego korpusu wymagałoby naprawdę mnóstwa ciężkiej roboty a i nie wiadomo, czy dobrze by to działało w przypadku modelu). 
Zdecydowanie nadmienić też trzeba, że nie jest to model dla początkujących "składaczy". Posiada kilka dość skomplikowanych mechanizmów, dużo niewielkich elementów, a jakby tego było mało, wymaga dodatkowego klejenia i malowania.A to wiążę się z dodatkowymi wydatkami, w postaci pędzelka i farbek (w efekcie czego, za samą figurkę dałem owszem, 50zł, ale po doliczeniu przesyłki i farbek wyszło 180zł. Dobrze, że farbki mi starczą jeszcze na kilka następnych modeli)
Czy polecam? Jak najbardziej. Ale tylko tym, którzy w budowaniu modeli są już dobrze obyci.

OCENA KOŃCOWA:
Rzeźba9/10
Malowanie: - (Jak se pomalujesz, tak będzie. Cały model odlany jest w jasnym czarnym kolorze)
Pozowalność: 7/10
Cena/Jakość: 8/10

Na tym kończymy opisywanie czarnego Megadeusa. Następny figurkowy tekst poświęcony będzie najprawdopodobniej Gundamowi Griepe z "G-unit" (chyba że będę tak leniwy, że nie napiszę nic aż przyjdzie moja Noel z "BlazBlue". Wtedy najprawdopodobniej opiszę ją *śmiech*)

Na deser zostawiam wam iście cudny ending anime, z którego opisywany dziś robot pochodzi.

5 komentarzy:

  1. brakuje mi tutaj jednego - zdjęcia porównawczego (z bliska) przed pomalowaniem xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O szyt, wiedziałem że o czymś zapomnę.
      Zaraz coś może internety pomogą!
      http://i40.tinypic.com/33u5v8o.jpg
      Ta-dam

      Usuń
    2. oo no i teraz mam porownanie! ladnie Ci to wyszlo, dobra robota, ja bym pewnie wszystko zepsula ;^;

      Usuń
  2. Dobrze Ci to wyszło C: Pewnie było mnóstwo roboty z malowaniem i składaniem (nie jestem w temacie modelarstwa), ale The Big O wygląda bardzo profesjonalnie. W ogóle oglądam teraz to anime i mimo swoich lat jest naprawdę na wysokim poziomie, szkoda że tak mało znane. Jedyne co mi się nie podoba to opening, mogli się bardziej postarać :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no, całe 8 godzin nad tym spędziłem, a i tak nie jestem w 100% jeszcze zadowolony (muszę ludzi na /m/ dopytać jak skutecznie usuwać białe punkty, które zawsze pozostają po odczepieniu elementu z siatki)
      A Big O to rewelacyjny klasyk. Na Pyrkonie, jeśli dobrze pójdzie, może zrealizuję o nim panel.
      Co do openingu zaś - ten typ muzyki trzeba lubić. Jest to bardzo mocny "Queen" że tak powiem, niezmiernie odmienny od tego co z reguły w anime usłyszeć można

      Usuń